poniedziałek, 18 listopada 2024

Nikołaj Karpicki. Wojna przeciwko tożsamości ukraińskiej. Dlaczego Rosjanie nie wierzą nawet swoim krewnym w Ukrainie?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 18.11.2024.


Czy tożsamość narodowa może być fałszywa? Pytanie może wydawać się absurdalne. Jeśli jednak ludzie uznają się za jeden naród to tak właśnie jest i nikt nie ma prawa oceniać, czy to dobrze, czy może źle. Ale co, jeśli tożsamość narodowa opiera się na zaprzeczaniu innym tożsamościom. Co więcej, jeśli to zaprzeczenie stało się powodem masowego poparcia dla wojny przeciwko innemu narodowi? Gdyby wojna przeciwko Ukrainie była wspierana tylko przez moralnie zdegradowanych, słabo wykształconych ludzi, można by to było wytłumaczyć propagandą i manipulacją. Ale wojnę popierają dobrzy chrześcijanie, intelektualiści i naukowcy. Co więcej, bardziej ufają Putinowi niż swoim krewnym, kolegom czy współwyznawcom, którzy mieszkają w Ukrainie.

Rosjanie nie ufają nawet swoim bliskim w Ukrainie

Wiosną 2022 roku w mediach internetowych opublikowano wiele historii o tym, jak Rosjanie nie chcieli uwierzyć, gdy ich krewni w Ukrainie mówili, że są bombardowani. Na przykład córka z Charkowa dzwoni do swojej matki w Rosji, aby powiedzieć jej, że uderzają w dzielnice mieszkalne, eksplozje są bardzo blisko, a w odpowiedzi słyszy: „Nie zmyślaj!”, „Nikt cię nie bombarduje!”, „Wkrótce nasi przyjdą i was wyzwolą, nikt nawet nie tknie cię palcem!”. Teraz nie ma już takich historii, ponieważ Ukraińcy przestali próbować przekonywać Rosjan. Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia.

W 2011 roku byłem jednym z organizatorów dialogu międzyreligijnego w syberyjskim mieście Tomsk. Przedstawiciele różnych religii dzielili się swoimi duchowymi doświadczeniami, starali się zrozumieć stanowiska innych i znaleźć wspólną etyczną podstawę do przezwyciężenia ksenofobii. W 2015 roku pojechałem do Donbasu, zebrałem świadectwa o życiu chrześcijan w warunkach wojny i chciałem opowiedzieć o nich moim rodakom, ale uczestnicy dialogu międzyreligijnego powiedzieli, że są „poza polityką” i nie chcieli mnie słuchać. 

Po pełnoskalowej inwazji w 2022 roku nie można już było ukrywać swojego stanowiska pod płaszczykiem apolityczności. Byli tacy, którzy wspierali Ukrainę, ale zostali zmuszeni do opuszczenia Rosji lub udania się na wewnętrzne wygnanie. Tak więc w dialogu międzyreligijnym pozostali tylko ci, którzy uważają, że w Ukrainie są naziści i właśnie dlatego Putin powinien ją zdenazyfikować. Zasugerowałem, aby porozmawiali ze swoimi współwyznawcami w Ukrainie i dowiedzieli się od naocznych świadków jak jest naprawdę. Moja propozycja została stanowczo odrzucona. To było dziwne.

Załóżmy, że osoba jest całkowitym zombie przez słuchanie propagandy, ale nadal pozostaje świadkiem codziennego życia w swoim kraju. Na przykład, jeśli spotkam mieszkańca Korei Północnej, to nie będę słuchał jego komunistycznej propagandy, ale spróbuję dowiedzieć się od niego jako świadka czegokolwiek o codziennym życiu w jego kraju. Jeśli rosyjscy chrześcijanie, wajsznawowie i muzułmanie uważają, że wszyscy ich współwyznawcy w Ukrainie są zombie przez nazistowską propagandę, to dlaczego przynajmniej nie zapytają, jak ten nazizm przejawia się w życiu codziennym? Przygnębiający jest całkowity brak takiego zainteresowania i niezachwiana pewność, że wiedzą jak wygląda życie w Ukrainie od samych Ukraińców.

Wynika z tego, że wierzą w kremlowską propagandę, ponieważ sami chcą w nią wierzyć, tak więc boją się komunikować z tymi, którzy mogą kwestionować ich przekonania. Inaczej mówiąć chcą, aby ich obraz świata oparty na imperialnej tożsamości został potwierdzony faktami. Właśnie dlatego specjalnie szukają fałszywych informacji o Ukrainie. Oznacza to, że ich rosyjska tożsamość imperialna przeważa nad ich tożsamością religijną. I ta imperialna tożsamość jest zbudowana na zaprzeczeniu tożsamości ukraińskiej. 

Takie zjawisko można zaobserwować w środowisku naukowym i akademickim, gdzie erudycja i krytyczny stosunek do informacji wydają się być kultywowane, więc nie można tego już tłumaczyć skutecznością propagandy. Ile osób w tym środowisku popiera Ukrainę? Po inwazji na dużą skalę skontaktowało się ze mną kilku moich kolegów z Rosji z moralnym wsparciem. Wśród nich był jeden naukowiec światowej sławy, który za moim pośrednictwem dotarł do ukraińskich kolegów, aby przeprosić za kraj. Ale jest to odosobniony przypadek, większość albo milczy, albo wspiera zbrodniczą wojnę. Zapytałem Anatolija Achutina, znanego rosyjskiego filozofa, który wyemigrował do Ukrainy, czy jego koledzy z Rosji zwrócili się do niego z przeprosinami i moralnym wsparciem dla ukraińskich kolegów. Odpowiedział, że oczywiście ma przyjaciół w Rosji, którzy wspierają Ukrainę, ale nikt z filozofów i intelektualistów nie zwrócił się do niego. Wręcz przeciwnie – wielu z nich przestało się z nim komunikować. 

W odpowiedzi na moje pytanie, czy naprawdę chodzi o rosyjską tożsamość, Anatolij Achutin odpowiedział: „Myślę, że nie chodzi tylko o »rosyjską tożsamość«, ale o fakt, że ta »tożsamość« jest imperialna. Nie chodzi o imperializm polityczny (tego też jest dużo), ani nawet o imperializm ideologiczny (Moskwa jest trzecim Rzymem itp.), ale o coś znacznie głębszego – na jakimś irracjonalnym, podświadomym poziomie….. Zauważmy, że słowo »russkyj« jest przymiotnikiem, a jaka »istota« się za nim kryje – nie jest jasne: wszystko, co nam się podoba. Ten imperializm jest karmiony mesjanistyczną ideą (skradzioną z Bizancjum), samoświadomością »ludu niosącego Boga« (skradzioną Żydom), poleganiem na wielkiej historii, która została skradziona (a właściwie, niestety, podarowana) właśnie Ukrainie, tym bardziej nienawistnej z tego powodu. Tak więc zaprzeczenie niezależnej ukraińskiej tożsamości wyrasta również ze strachu przed zawiśnięciem w historycznej pustce jako jakieś bękarty Hordy, przed nagłym znalezieniem się bez rzymskiego dziedzictwa, bez sukcesji bizantyjskiego prawosławia, bez własnej historii…. – pustym przymiotnikiem bez rzeczownika”.

Na potwierdzenie myśli Anatolija Ahutina mogę przytoczyć historię, którą opowiedziano mi w Instytucie Orientalistyki Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. Przed pełnoskalową wojną odwiedził ich polski badacz Wietnamu z Warszawy, Leszek Sobolewski. W rozmowie z kierownikiem katedry, a obecnie dyrektorem Instytutu Wiktorem Kiktenko, polski naukowiec zapytał, jakie jest jego imię po ojcu, aby grzecznie się do niego zwracać. Ukraiński kolega odpowiedział, że zwrot „Panie Wiktorze” jest całkiem grzeczny i brzmi nawet lepiej, ponieważ jest mniej formalny i bardziej osobisty. Później pan Leszek opowiedział o tym swojemu rosyjskiemu koledze Ilji Usovowi, również badaczowi Wietnamu, który był bardzo oburzony, że w Ukrainie używają zwrotu „pan” i „pani” i zaczął udowadniać, że rzekomo rosyjskojęzyczni ludzie powstali w Donbasie, i nie ma tam rosyjskich wojsk. Pan Leszek był zaskoczony reakcją. Dlaczego rosyjskiego naukowca obchodzi, jak zwracają się do siebie jego ukraińscy koledzy? I dlaczego ma pretensje do Ukraińców, a nie do Polaków, którzy używają tej samej formy grzecznościowej? Należy podkreślić, że była to reakcja naukowca, który ze względu na swoją specjalizację powinien rozumieć zarówno tożsamość narodową, jak i współczesną politykę. Sądzę, że rosyjski naukowiec dostrzegł w formie zwracania się „pan” czy „pani” demonstrację tego, że tożsamość ukraińska jest niezależna od tożsamości rosyjskiej, i to go rozgniewało. Oznacza to, że nie chodzi o propagandę, ale o obraz świata, w którym ukraińska tożsamość jest postrzegana jako wroga antyrosyjska ideologia. 

Obraz świata oparty na zaprzeczeniu ukraińskiej tożsamości

Imperializm w Związku Radzieckim był narzucany od szkoły. W szkole mówiono nam, że historia Rosji zaczęła się od Rusi Kijowskiej. Jej rozwój został spowolniony przez Tatarów-Mongołów, a po nich Kijów w jakiś sposób znalazł się za granicami, ale Bogdan Chmielnicki zjednoczył Ukrainę z Rosją, po czym ich historia jest nierozerwalna. Ukraińska edukacja szkolna została uwolniona od tej fałszywej, imperialistycznej interpretacji historii, w związku z czym imperialne nastroje w Ukrainie zniknęły. W rosyjskich szkołach taka narracja jednak nadal wybrzmiewa. Dlatego większość Rosjan przyjmuje pseudonaukowe stanowisko do trójjedynego narodu rosyjskiego (składającego się z Rosjan, Ukraińców i Białorusinów) – spadkobiercy Rusi Kijowskiej, i nie postrzega Ukrainy jako odrębnego kraju z własną kulturą i historią. W rzeczywistości nie było jednego narodu ani w czasach starożytnych, ani teraz, a na terytorium Rusi Kijowskiej żyły różne narody, wśród nich plemiona słowiańskie, które przemieszczały się różnymi falami i w rzeczywistości były również różnymi narodami. 

Trójjedyny naród rosyjski to fałszywa koncepcja imperializmu, która zastępuje świadomość historyczną. Patriarcha Cyryl z Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego wykorzystał tę koncepcję, aby uzasadnić swoje roszczenia do kanonicznego terytorium Ukrainy. Jednak Putin poszedł dalej, zapożyczając tę koncepcję od rosyjskich nacjonalistów w bardziej radykalnej interpretacji, według których nie ma w ogóle narodu ukraińskiego, czy języka ukraińskiego, a Ukraina jest tylko peryferiami wielkiej Rosji. Uważają oni, że Zachód zawsze dążył do zniszczenia Rosji i w tym celu narzucił rosyjskiej ludności Ukrainy ideę, że są Ukraińcami, a nie Rosjanami. Ich zdaniem ukraińska tożsamość została wymyślona przez wrogów Rosji – był to austro-węgierski projekt, który stworzył sztuczny język oparty na ukraińskich dialektach wiejskich i zapożyczeniach polskiego słownictwa. Podążając za rosyjskimi nacjonalistami, Putin postrzega ukraińską tożsamość jako wrogą ideologię nazizmu, od której ukraińskie społeczeństwo musi się wyzwolić, czyli przeprowadzić „denazyfikację”. W praktyce oznacza to zniszczenie języka ukraińskiego oraz ukraińskiej świadomości kulturowej i historycznej. Dlatego na okupowanych terytoriach Ukrainy represjom poddawany jest każdy, kto w jakiejkolwiek formie manifestuje ukraińską tożsamość.

Po upadku Związku Radzieckiego w Ukrainie i Rosji zaczęły powstawać nowe narody polityczne. W Ukrainie proces ten przebiegał z coraz większą prędkością, a agresja zewnętrzna tylko go przyspieszyła. Ponieważ ukraińska samoidentyfikacja przejawia się w różnych formach, procesowi temu towarzyszą ostre dyskusje publiczne, aż do wzajemnych oskarżeń, bardzo często niesprawiedliwych, ale wspólna podstawa wzajemnego zrozumienia już się ukształtowała: ukraiński naród polityczny to naród wszystkich tych, którzy biorą odpowiedzialność za ukraińską kulturę i język. Oznacza to, że każdy, niezależnie od przynależności etnicznej lub religijnej kto jest Ukraińcem, uważa się za Ukraińca i bierze odpowiedzialność za Ukrainę. W Rosji proces tworzenia narodu politycznego był utrudniony przez świadomość imperialną. Kiedy służby bezpieczeństwa pod przewodnictwem Putina doszły do władzy, świadomość imperialna zmutowała w nową formę – nekroimperializm. Aby uzasadnić swoje roszczenia wobec Ukrainy, rosyjscy nekroimperialiści deklarują, że ukraińska tożsamość jest ideologią nazistowską, ale aby w ogóle uwierzyć w tak absurdalne twierdzenie, trzeba transformować własną tożsamość w ideologię. To właśnie ta transformacja tożsamości w rosyjskiej masowej świadomości doprowadziła do aborcji rosyjskiego narodu politycznego, a teraz Rosję łączy tylko przemoc i imperialna ideologia, nic więcej. Oznacza to, że zamiast tożsamości narodowej w świadomości Rosjan istnieje pustka pokryta ideologią, co tylko zwiększa strach przed ukraińską tożsamością, zwłaszcza na tle szybkiego formowania się ukraińskiego narodu politycznego. Z tego powodu odrzucają świadectwa nawet swoich bliskich z Ukrainy.

Czy jest jakieś wyjście?

Teraz można udzielić odpowiedzi na pytanie postawione na początku. Tożsamość narodowa może być fałszywa, jeśli identyfikacja jest ideologiczna z reżimem politycznym lub władzą i zaprzecza tożsamości innego narodu. Ta fałszywa tożsamość skazuje na niekończące się wojny – koniec jednej wojny oznacza przygotowanie do nowej. Dopóki Rosjanie nie porzucą tej fałszywej tożsamości, nie będą w stanie zaufać swoim bliskim w Ukrainie i nadal będą wspierać wojnę. W związku z tym pokonanie Rosji nie wystarczy; konieczne jest wspieranie tworzenia nowych tożsamości wśród narodów Rosji, które nie są związane z imperializmem.

poniedziałek, 11 listopada 2024

Nikołaj Karpicki. Wojna Rosji z Ukrainą. Czego spodziewać się po następnym prezydencie USA?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 10.11.2024.


Nie wiadomo, w jaki sposób Donald Trump spełni swoją obietnicę powstrzymania wojny Rosji przeciwko Ukrainie, ale The Wall Street Journal donosi, że doradcy ds. polityki zagranicznej bliscy prezydentowi elektowi przedstawili różne wersje planu powstrzymania wojny. Zgodnie z oczekiwaniami, strategia porażki militarnej i zmiany reżimu w Rosji nie jest brana pod uwagę, co oznacza, że dopóki Trump będzie prezydentem, reżim Putina nie jest zagrożony.

Opcje zakończenia wojny prosto od doradców Donalda Trumpa

Jednym z proponowanych pomysłów jest ustalenie linii demarkacyjnej w jej obecnym położeniu, wzdłuż której Kijów i Moskwa powinny ustanowić strefę zdemilitaryzowaną o długości 1,3 tys. km. Problem jej ochrony ma zostać przekazany Europejczykom, gdyż nie ma planów angażowania wojsk Stanów Zjednoczonych czy sił pokojowych ONZ. Ze swojej strony Ukraina powinna obiecać, że nie wstąpi do NATO przez co najmniej 20 lat. W zamian Stany Zjednoczone będą nadal dostarczać broń do Kijowa, aby powstrzymać ewentualny nowy rosyjski atak.

Wcześniej wiceprezydent Trumpa J.D. Vance wyraził podobny pomysł zamrożenia wojny wzdłuż linii frontu przy jednoczesnym zagwarantowaniu neutralnego statusu Ukrainy. Kluczowi doradcy Trumpa – Keith Kellogg i Fred Fleitz, zasugerowali powiązanie dostaw broni do Ukrainy z jej zgodą na rozmowy pokojowe z Rosją, pozostawiając kwestię zwrotu okupowanych terytoriów do rozwiązania na drodze dyplomatycznej. Trump nie ogłosił jeszcze, który plan ugody preferuje, ale jest już jasne, że w przeciwieństwie do Joe Bidena, wybierze własny termin rozpoczęcia negocjacji, zmuszając strony do negocjacji.

Problem polega na tym, że przyszła administracja USA będzie miała znacznie większy wpływ na Ukrainę, niż na Rosję. Ukraina znajduje się obecnie w bardzo trudnej sytuacji: nie wdrożyła produkcji wojskowej, prowadziła nieudaną politykę dyplomatyczną, jest całkowicie zależna od dostaw broni i nie może powstrzymać rosyjskiej ofensywy, głównie z powodu braku żołnierzy i kryzysu zarządzania państwem i wojskiem. Wszelkie opóźnienia w dostawach broni kosztują tysiące ludzkich istnień. Dlatego nawet demonstracyjna presja na Ukrainę natychmiast przyniesie tragiczne skutki na froncie.

Musimy zrozumieć, że zamrożenie konfliktu na linii demarkacyjnej oznacza przekształcenie milionów ludzi w bezdomnych, represje na okupowanych terytoriach wobec tych, którzy zachowują ukraińską tożsamość, gwałty, tortury i morderstwa cywilów, indoktrynację ukraińskich dzieci ideologią nienawiści do Ukrainy. Z drugiej strony, Ukraina potrzebuje niezbędnego wytchnienia, aby przeprowadzić wybory, odbudować armię, zmobilizować gospodarkę, zreformować administrację państwową i wojskową oraz wymienić dowództwo armii.

Na jaką opcję zamrożenia wojny zgodziłby się Putin?

Putin nie ma jednak powodu, by przerywać wojnę. Wprowadził rosyjską gospodarkę w tryb wojenny, podczas gdy gospodarki Ukrainy i krajów zachodnich nadal działają w trybie pokojowym. Daje to Rosji chwilową przewagę militarną pomimo degradacji kraju. Ponadto Putin zmienił armię z poborowej na najemną. Zapewnia to stały napływ ochotników, których śmierć nie spowoduje napięć społecznych, pozwalając na prowadzenie wojny w nieskończoność. Uzgodnił również wzajemną pomoc wojskową z Koreą Północną, która może teraz wysłać nie tylko pociski, ale także regularną armię na front ukraiński. W obliczu wyczerpania ukraińskiej armii Putin zachowuje inicjatywę na froncie. Wojna pozwoliła mu skonsolidować władzę wewnątrz Rosji. Pięć milionów siłowików jest gotowych wykonać każdy zbrodniczy rozkaz, byle tylko nie wysłano ich na front.

Duża część rosyjskiego społeczeństwa czerpie korzyści z wojny. Co więcej, zawarcie pokoju wywołuje strach i to nie tylko dlatego, że przepływ pieniędzy do regionów zostanie zatrzymany. Masy rozgoryczonych żołnierzy, którzy są przyzwyczajeni do pieniędzy i zabijania, powrócą z frontu. Zakończenie wojny osłabi i zdestabilizuje reżim, więc Putin nie może przestać walczyć. Teoretycznie, jeśli Trump zmusi go do podpisania porozumienia pokojowego z Ukrainą, wojna zacznie się gdzie indziej, ale potem i tak wróci do Ukrainy. Putin może zgodzić się co najwyżej na tymczasowe zamrożenie działań wojennych, ale tylko wtedy, gdy zawieszenie broni da mu czas na przygotowanie się do nowej fazy wojny z lepszej pozycji wyjściowej.

W 2014 roku Putin był gotów zawrzeć pokój z Ukrainą na warunkach porozumienia Mińsk-2, co oznaczało zniszczenie ukraińskiej państwowości. Zgodnie z tym porozumieniem Ukraina miała włączyć do swojego systemu państwowego formacje wojskowe, sądy i prokuraturę, które byłyby skutecznie kontrolowane przez Putina. Na szczęście umowa ta nie została ratyfikowana przez ukraiński parlament, dlatego też nie weszła w życie. Nie przeszkodziło to jednak zachodnim przywódcom, wraz z Putinem, zmusić Ukrainę do jej przestrzegania. Oczywiście nawet teraz Putin będzie żądał od Ukrainy – nie tylko ustępstw terytorialnych, ale także częściowego lub całkowitego zrzeczenia się suwerenności. 

Istnieje jednak jeszcze gorsza opcja niż ta, którą proponują doradcy Trumpa. Udając chęć zawarcia pokoju, Putin mógłby przekonać Trumpa do odcięcia Ukrainie pomocy wojskowej, podczas gdy on sam zwiększyłby presję militarną na linii frontu. Zachód już wcześniej dał się nabrać na tę sztuczkę, z bardzo tragicznymi konsekwencjami na froncie. Chociaż Putin nie ukrywa swojej motywacji do wojny z Ukrainą, zachodni przywódcy po prostu tego nie rozumieją, a zatem konsekwentnie wybierają błędną strategię powstrzymywania Rosji.

Niezrozumienie motywacji Putina prowadzi do wyboru błędnej strategii utrzymania Rosji

Przed 2014 rokiem zachodnie elity próbowały zintegrować Putina z cywilizowanym światem. Błędnie uważały, że główną motywacją Putina jest bogactwo i szacunek na arenie międzynarodowej, a jeśli dadzą mu to czego chce, stanie się cywilizowanym politykiem. Nie wzięli jednak pod uwagę, że dla dyktatora imperialna idea jest ważniejsza niż korzyści materialne. W 2014 r., kiedy Rosja zajęła Krym, Donieck i Ługańsk, zachodnie elity zdały sobie sprawę, że prawdziwym interesem Putina było coś zupełnie innego – wzmocnienie i rozszerzenie strefy wpływów imperium. Wciąż jednak nie udało im się w pełni zrozumieć motywacji Putina i dlatego wybrali błędną strategię powstrzymywania opartą na kompromisie poprzez ustępstwa.

W końcu nawet imperialista musi mieć racjonalnie zrozumiałe interesy, co oznacza, że można z nim negocjować, aby pokazać mu, że eskalacja wojny nie jest korzystna dla nikogo. Z tego powodu nie tylko nie dostarczyli Ukrainie broni, ale wręcz przeciwnie, naciskali na nią, aby poddała się zgodnie z porozumieniem Mińsk-2. Jednak Ukraina nie wykorzystała również czasu na wdrożenie produkcji wojskowej i reformę armii, co oznacza, że ukraińskie elity popełniły ten sam błąd, co Zachód. Co więcej, Wołodymyr Zełenski wygrał wybory z hasłem „Powinniśmy po prostu przestać strzelać!”, wzywając do zawieszenia broni bez warunków wstępnych. 

W 2022 r. Rosja rozpoczęła wojnę na dużą skalę i ponownie niezrozumienie motywacji Putina doprowadziło do wyboru błędnej strategii. Zarówno Ukraina, jak i kraje zachodnie zakładały, że Rosja będzie zachowywać się jak imperium, które wysłało wojskowy korpus ekspedycyjny do obcego kraju, ale nie chce zrezygnować z pokojowego trybu życia. W tym przypadku wystarczyłoby pokonać korpus ekspedycyjny, aby zakończyć wojnę, najważniejsze jest tutaj zapobieganie eskalacji. Opierając się na tej błędnej postawie, ukraińskie kierownictwo zdecydowało, że może zakończyć wojnę z pomocą zachodniej broni, bez przenoszenia gospodarki na tory wojskowe, a tym samym zminimalizować straty gospodarcze. Wszyscy się mylili, nie tylko Ukraina.

Pamiętam, jak w 2022 roku w prasie pojawiły się doniesienia, że w USA biznesmeni nie chcą zwiększać produkcji amunicji, aby nie ponosić strat, ponieważ wojna wkrótce się skończy i pociski amunicja nie będą potrzebne. I rzeczywiście, dzięki zachodniej pomocy wojskowej, Ukraina zmiażdżyła armię inwazyjną i rozpoczęła kontrofensywę. Kiedy jednak Putin zmobilizował gospodarkę wojenną, stworzył nową armię najemników i rozpoczął wojnę na wyniszczenie, Ukraina i Zachód nie były na to przygotowane. 

Plan doradców Trumpa jest również wątpliwy, ponieważ nie rozumieją oni w pełni motywacji Putina, wierząc, że mają do czynienia z konwencjonalnym imperialistą pragnącym przejąć nowe terytorium. Wystarczy spojrzeć na Bachmut, miasto duchów, w którym nikt nie mieszka, aby zdać sobie sprawę, że tak nie jest. Jaki pożytek ma imperium z anektowania ruin? Putin nie potrzebuje ukraińskich miast, walczy dla samego zniszczenia. Tutaj pragnienie zniszczenia przeważa nad pragnieniem wzbogacenia i wzmocnienia jego imperium. To pragnienie zniszczenia ma charakter nekrofilny, innymi słowami, mamy do czynienia z nową formą imperializmu – nekroimperializmem.

Podsumowując

Do 2014 r. polityka Putina pokazywała, że dąży on do bogactwa i szacunku na arenie międzynarodowej. Potem okazało się, że to nie było najważniejsze. Wraz z wybuchem wojny przeciwko Ukrainie stało się jasne, że kieruje nim motywacja imperialna – pragnienie rozszerzenia swojej strefy wpływów bez względu na straty. Ale to nie wszystko. Przejście do wojny na wyniszczenie pokazało, że motywacja imperialna łączy się z nekrofilnym pragnieniem zniszczenia. Ale nawet to nie wyjaśnia jeszcze jego szczególnego stosunku do Ukrainy.

Pierwszego dnia wojny na dużą skalę, 24 lutego 2022 r., Putin ogłosił swój cel: denazyfikację Ukrainy. Osoby spoza Rosji nie zdawały sobie sprawy, o czym mówi, ponieważ słowo to jest używane w innym znaczeniu. Przez denazyfikację Putin rozumie zniszczenie ukraińskiej tożsamości, w której widzi egzystencjalne zagrożenie dla siebie. Więc nawet jeśli zawrze zawieszenie broni, nadal nie zaprzestanie swoich dążeń do zniszczenia Ukrainy za wszelką cenę. Niezrozumienie tej motywacji może ponownie doprowadzić do błędnej strategii przeciwdziałania Rosji, dlatego tak ważne jest wyjaśnienie, dlaczego Putin, i nie tylko on, ale miliony Rosjan, postrzegają ukraińską tożsamość jako egzystencjalne zagrożenie. Ale to temat na osobną rozmowę.

Piotr Kaszuwara. Konstantin Gadauskas: „W Buczy zwyciężyliśmy śmierć”

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 07.11.2024.

Na zdj. Konstantin Gadauskas, Bucza 2022, fot. Alina Turyszyn.

Bohater filmu fabularnego pt. „Bucza”, w szczerym wywiadzie udzielonym PostPravda.Info opowiada o tym, jak zdołał uratować spod rosyjskiej okupacji 204 osoby. Konstantin Gadauskas to człowiek, którego można porównać do legendarnego Jana Karskiego, który poinformował świat o holocauście podczas II wojny światowej. Kazach, któremu życie zawdzięcza kilkaset osób był z kolei naocznym światkiem zbrodni, jakie Rosjanie popełnili w Buczy pod Kijowem w marcu 2022 roku, na początku inwazji na Ukrainę. – Bałem się. Ale wiedziałem też, że nie działam sam. Że w zasadzie to nie ja robię, tylko Bóg moimi rękami ratuje tych ludzi. Dlatego kazałem każdemu, kto wsiadał do mojego auta się modlić. Każda z 204 osób to zrobiła i wszyscy przeżyli – mówi Gadauskas. Dziś w kinach premiera filmu, który opowiada o jego bohaterstwie.

Konstantin Gadauskas: najgorsi byli Pskowscy
Piotr Kaszuwara, PostPravda.Info: Dlaczego Rosjanie zabili tylu ludzi w Buczy, Irpieniu, w Hostomelu?

Konstantin Gadauskas: Ci, których ja spotkałem byli mocno ideowi. Wręcz tacy… ideowi faszyści. Nie zabjali dlatego, że ktoś ich atakował albo siłą im się przeciwstawiał. Mordowali ludzi za to, co myśleli. Za to, że byli Ukraińcami.

Buriaci? O nich najczęściej słyszymy, kiedy mówimy o masakrze w Buczy.

Nie. Najgorsi byli Pskowscy. 76. Dywizja Szturmowo-Desantowa Federacji Rosyjskiej. To jedna z najstarszych jednostek w Rosji. Walczyli podczas II wojny światowej, szli na Niemcy. W latach 90. brali udział w wojnach czeczeńskich, aneksji Krymu, wojnie w Donbasie oraz właśnie w inwazji na Ukrainę w 2022 roku. To także oni, wraz z jednostką specjalną KGB o nazwie Alfa, w 1991 roku szturmowali siedzibę Telewizji w Wilnie. Wcześniej w 1986 roku mordowali studentów, w 2022 roku w styczniu brali udział w tłumieniu protestów społecznych w Kazachstanie, byli na wojnie w Gruzji i podczas interwencji rosyjskiej w Nadniestrzu, w Mołdawii.

Zadania wyjątkowo specjalne.

Absolutnie. Nie trafiają tam przypadkowi ludzie. Mają całkowicie wyprane mózgi. Są bardzo oddani idei. Większość z nich to ogromni faceci, wysocy na dwa metry, wielcy. Większość z nich na pewno nie ma wszystkich klepek. Nie mają żadnej litości, zero ludzkich odruchów. To najstraszniejsi żołnierze jakich widziałem w życiu.


Jesteś pewien, że byli w Buczy?

Tak. Na pewno. Ale nie byli tam od samego początku. Kiedy te pierwsze jednostki, jakie zachodziły do miasta zaczęły panikować, to wysłali Pskowskich. I to właśnie na sam koniec oni zamordowali najwięcej cywilnych ludzi. Urządzili sobie safari. Jeździli po ulicach i strzelali do kogo popadło. Do tego kto wyszedł z domu po wodę, po jedzenie. Wszystkich. Widziałem kilkoro z nich. Na piersi mieli naszywki z napisem „Jestem rosyjskim okupantem”.

A wojna się dopiero wtedy zaczynała.

A oni przyjechali z konkretnym zadaniem do wykonania. Nie byli tam, żeby rozmawiać, czy z kimś dyskutować. Pierwsze ich oddziały dotarły do Buczy, gdzieś w okolicy 20 marca 2022 roku. Wcześniej rzeczywiście w okolicy głównie siedzieli Buriaci. Pskowscy wycofywali się spod Kijowa, uciekali, bo zaczęli być okrążani przez Ukraińców od strony Makarowa. Wystraszyli się, że wpadną w kocioł i wszyscy zginą. No i z tego co wiem, generał Załużny rzeczywiście taki plan miał. 30 marca zaczęli więc wyjeżdżać i zostawiać za sobą inne rosyjskie jednostki. W ten sposób Pskowscy niestety zdołali uciec.

To kiedy mieli czas na zabijanie ludzi?

28 marca zaczęło się tzw. „oczyszczanie” Irpienia. Czyli masowe zabijanie Ukraińców. Trwało to kilka dni. Mniej więcej od 28 do 30 marca. Kilka dni później do miasta wkroczyły Siły Zbrojne Ukrainy. Wcześniej był tam HUR, czyli Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. Oni weszli na teren zajęty przez wroga najwcześniej.

Na zdj. Konstantin Gadauskas wraz z ludźmi, których uratował spod okupacji, arch. pryw., 2022.

„I znowu przyszli ruskie…”

Dziennikarze wjechali do Irpienia i Buczy dopiero 3 kwietnia.

Tak. 2 kwietnia weszły SZU, a po nich na miejsce wpuszczono wielu zagranicznych korespondentów. Pierwsza na miejsce, razem ze mną wjechała ukraińska dziennikarka telewizji TSN i 1+1 – Alina Turyszyn. Jechaliśmy w obstawie HUR. W mieście byli jeszcze Rosjanie, którzy próbowali jeszcze walczyć, ale nasi szybko się z nimi rozprawili. Nikogo do niewoli nie brano.

Też brałeś w tym udział, po wszystkim co widziałeś?

Miałem ze sobą broń. Też chodziłem po mieście i szukałem Rosjan, ale nikogo nie zabiłem. Nie chciałem w ogóle mieć tego karabinu ze sobą, ale żołnierze mi mówią: „słuchaj, jak ich spotkasz, to oni o nic cię prosić nie będą. Albo ty ich, albo oni ciebie.” Chwała Bogu nic takiego się nie wydarzyło. Może dlatego, że modliłem się, żeby nie musieć do nikogo strzelać. Moim przeznaczeniem jest ratować życie, a nie je odbierać. Znajomi się nawet ze mnie śmieją, że jakbym był potrzebny w armii, to od razu trafię do kompanii zabezpieczenia i wyślą mnie, żebym od Rosjan kupował benzynę do ukraińskich czołgów (śmiech).

Masz korzenie litewskie, ale większość życia spędziłeś w Kazachstanie. Jak to się stało, że w 2019 roku zamieszkałeś w Ukrainie?

Musiałem uciekać z kraju. Wyrzucono mnie i skazano na banicję, za to, że przeciwstawiałem się prorosyjskiej władzy. Byłem politycznym dysydentem. W 2019 roku wspierałem w wyborach Amirjana Kosanowa. Głównego rywala obecnego prezydenta kraju Kasima-Jomarta Tokajewa. Niestety Kosanow zawiódł nas wszystkich i sprzedał swoją prezydenturę za 10 mln dolarów. Po ogłoszeniu wyników, bezpruderyjnie pogratulował Tokajewowi. To było tak przykre i smutne, bo Kosanow miał szansę zmienić Kazachstan. Mógł zmienić historię swojego narodu. Gdyby dotrzymał słowa, to pewnie Rosja nie zdołałaby pójść na Ukrainę, bo mogłaby się obawiać stabilności swoich granic. Granica z Kazachstanem jest jedną z najdłuższych dla Federacji Rosyjskiej. Najsmutniejsze w najnowszej historii mojego kraju jest to, że można było tego dokonać bez przelewu krwi. Dziś jest już za późno.

Nie masz szans wrócić do domu?

Na pewno nie teraz. Mam paszport uchodźcy politycznego w Ukrainie. Wszystko, co miałem mi zabrano. I zrobił to człowiek, któremu zaufałem. Któremu wierzyliśmy, że chce zmienić nasz kraj na lepsze. Wszystko wydarzyło się w jeden dzień. Pozbawili mnie majątku i powiedzieli: „Od teraz jesteś nikim”. Mojego zięcia zwolnili z pracy, wyrzucili też siostrę. Zaczęły się śledztwa dotyczące dalszych członków mojej rodziny, przyjaciół. Taką cenę zapłaciliśmy za zdradę, której dopuścił się Kosanow.

Nowy dom znalazłeś w Ukrainie.

Pierwsze pół roku spędziłem po prostu na odpoczynku. Byłem załamany. Nie wiedziałem, co ze sobą robić. Zacząłem więc zwiedzać. Jeździć po kraju na różne wycieczki. Spacerować. I swoje miejsce znalazłem w Buczy. Kupiłem sobie mieszkanie, takie jakie chciałem, założyłem dobrze prosperującą firmę, która zajmowała się obsługą stacji ładowania do samochodów elektrycznych. Tylko ułożyłem swoje życie na nowo i znowu przyszli ruskie.

I zostałeś z niczym.

Dokładnie! Parę lat pożyłem jak człowiek. Wiesz, czasem się zastanawiam, co ja będę robić, jak wojna się skończy. Całe moje dorosłe życie to jakaś walka. Wywiozłem 204 osoby z Buczy, Rosjanie odeszli, myślałem – ok, teraz to już na pewno będzie spokojnie. I tak od trzech lat: jak nie drony, to systemy antydronowe, radary, śpiwory, karimaty, konserwy, słodycze, koce, bandaże, piecyki, czapki, szyję kombinezony dla czołgistów w Niemczech, dostarczam wyposażenie do okopów, ciągnę samochody dla armii. Czasem jak patrzę na rachunki naszej Fundacji „Bucha Help”, to się śmieję, że jakby to był biznes, to byłbym już milionerem.

Była taka okazja. Jeden z wysokich oficerów wywiadu ukraińskiego, za uratowanie jego ciężarnej żony i trojga dzieci spod rosyjskiej okupacji oferował ci walizkę pieniędzy.

Tak. I nie wziąłem jej. Powiedziałem, że życie tych ludzi jest warte dużo więcej i poprosiłem, żeby pomógł mi uratować więcej osób. Zaoferowałem, że będę jeździł i wywoził ludzi z Buczy. Na początku nie chciał się zgodzić, ale wierciłem im dziurę w brzuchu. Później HUR przemyślał ten plan i dzięki nim znałem bezpieczne drogi, wiedziałem, kto i gdzie stoi na rosyjskich punktach kontrolnych. Miałem świeże informacje o rosyjskich pozycjach.

Konstantin Gadauskas i żołnierze ukraińscy, arch. pryw., 2022, fot. Alina Turyszyn.

Konstantin Gadauskas o szczegółach współpracy z wywiadem

Skąd?

Z różnych miejsc, ale jednym ze źródeł była starsza pani – Baba Taja, która niemal cały czas siedziała na ławeczce przed domem. Przywoziłem jej jedzenie, wodę, a wracałem z danymi, ile kolumn, jaki sprzęt. Ona w młodości pracowała w zbrojeniówce więc dokładnie znała nazwy, kaliber, siłę rażenia i była w stanie zrozumieć co się dzieje. Siedziała więc i liczyła, a później mówiła mi, co zobaczyła.

Przeżyła?

Tak. Mieszka niedaleko mnie.

Nie bałeś się, że w końcu jednak ktoś się domyśli czym się zajmujesz i ciebie też zastrzeli?

Bałem się. Ale wiedziałem też, że nie działam sam. Że w zasadzie to nie ja robię, tylko Bóg moimi rękami ratuje tych ludzi. Dlatego kazałem każdemu, kto wsiadał do mojego auta się modlić. Każda z 204 osób to zrobiła i wszyscy przeżyli.

To dużo ludzi. Gdybyś za każdym razem mówił, że wieziesz żonę, dzieci czy dziadka, to w końcu brakłoby ci opowieści.

Każda ewakuacja była starannie przemyślana. Jeździłem różnymi drogami, czasami musiałem czymś przekupić Rosjan. Przy każdej rodzinie, przy każdej osobie miałem gotową i przemyślaną historię. Pomagali mi je układać oficerowie ukraińskiego wywiadu.

To nieprawdopodobne, że Rosjanie się nie zorientowali. Zabijali przypadkowych ludzi, a ciebie nie ruszyli.

Bo miałem oficjalne pozwolenie od pułkownika, dowódcy okupacji Artema Gorodylowa.

Na planie filmu Bucza, arch. pryw. (drugi z lewej to aktor grający jednego z katów Buczy).

Wiara ma moc

Jakim cudem?

Kiedy jechałem pierwszy raz w tę stronę, to Rosjanie nie chcieli mnie przepuścić. Zacząłem się im trochę stawiać i powiedziałem, że chcę rozmawiać z dowódcą. Niebawem przyjechał właśnie on. Udało mi się go przekonać, bo zagrałem na jego pysze. Uważał się za wielkiego przedstawiciela potężnego narodu rosyjskiego. Tak też z nim grałem. Do tego był religijny, więc złapałem go też na Biblię. Powiedziałem, że obaj jesteśmy chrześcijanami a obowiązkiem chrześcijan jest ratować życie. Kupił to i pozwolił mi działać. Nie wiem do końca, dlaczego to poskutkowało. Siła Bożego słowa ma niesamowitą moc. Myślę, że Bóg pokazał mi, że wie kim jestem. Że zna mnie osobiście i nie pozwolił nikomu tknąć mnie palcem.

Nigdy nie było blisko śmierci?

Nie raz. Do tej pory zastanawiam się, ile Bóg ma jeszcze cierpliwości. Pamiętam wzrok tych rosyjskich żołnierzy, których spotykałem w Buczy. Oni całym sobą chcieli mnie zabić. Było to widać w ich oczach. Ale nie mieli takiej mocy. W Buczy pokonaliśmy śmierć.