Archiwum zawiera notatki z podróży, wywiady z naocznymi świadkami, refleksje na temat wydarzeń, raporty naukowe i publikacje o życiu na Ukrainie w czasie wojny. Główną ideą jest zrozumienie wojny poprzez losy i doświadczenia konkretnych ludzi, którzy ją przeżyli.
Nikołaj Karpicki. I tak oto trafiłem na Ukrainę
Ja nie czułem się nigdy związany z Rosją, a z Syberią. Rosja to coś, co dusi. Już bliższa od Rosji jest mi teraz Ukraina. Ale najbliższa – Syberia. A Syberia to Tomsk. Ja jestem tomskim patriotą. Może nawet tomskim nacjonalistą. Tomsk to najlepsze miasto Syberii. Tomsk to drugie najstarsze miasto Syberii po Tobolsku. Te drewniane domy, ta architektura, unikalna, różnorodna. Do tego religijna mozaika: prawosławni, protestanci, katolicy, wisznuici, muzułmanie. Zbierają się razem, spotykają...
My, tomiczanie, mamy specyficzny charakter. Jesteśmy inni od ludzi z Nowosybirska, czy Kuzbassu. Rozpoznaję tomiczan po zachowaniu. Spójrzcie na Julię. Ona jest za skromna. Od razu widać, że nie z Tomska. Tomiczanie mają we krwi awanturę. Podejmują się od razu ryzykownych przedsięwzięć, wyjadą dokądkolwiek i będą przy tym przekonani, że tak właśnie ma być. Na przykład na Donbas, jak ja. Dlatego moje koleje losu są dla Tomska zupełnie zwyczajne. Ot, zebrał się, wsiadł, pojechał w siną dal. Tak miało być.
Moi znajomi również znikli z miasta. Rozsiało tomiczan po całym świecie. Jest nas pewnie więcej, niż tych, którzy w Tomsku zostali. Dlaczego? Bo za tomiczanina uważa się każdego, kto przeżył w naszym mieście kilka lat, nauczył się prowadzić jak my, stał się nieco łobuzerski, hardy, a przy tym otwarty: na przygodę i na relacje z innymi. Mówię wam, tomska diaspora liczy pewnie milion nawet milion awanturników.
* * *
Do Chanty-Mansyjska wyjechałem w 2013 roku. Zrozumiałem, że w Tomsku nie ma już dla mnie miejsca. FSB mi nie odpuści. Szukali na mnie haków, rozmawiali z władzami uczelni. Rektor mnie bronił, ale potem sam ustąpił ze stanowiska. Straciłem ochronę.
W Mansyjsku pierwszy rok przemieszkałem w spokoju – nikt mnie nie ruszał, nikt nie znał. Płacili świetnie. Do dwóch tysięcy dolarów. Bo tam każdy dobrze zarabia i każdy się boi. Region - najbogatszy w Rosji, a ludzi mało. Stolica liczy tylko 180 tysięcy mieszkańców. Nie wiedzą, co robić z pieniędzmi. Budują podziemne przejścia, wykładają je marmurem, zatrudniają do nich ekipy sanitarne, które dostają osobne pomieszczenia i mają przejście na bieżąco sprzątać, żeby błyszczało. Jednym słowem - przepych.
A potem zaczęły się znów problemy. Przyszli i powiedzieli: „Nie przeprowadzicie dziś wykładu, odwiedza nas deputowany, chce porozmawiać z waszymi studentami”. Nie zgodziłem się. Bo potem kazaliby mi studentów wziąć na miting patriotyczny, potem samemu wystąpić podczas obchodów święta ojczyźnianego, wreszcie publicznie poprzeć Putina. Dostajesz dwa tysiące dolarów? chodzisz po czystych marmurach? No to okaż wdzięczność.
Studenci byli w Mansyjsku różni. I chcieli dyskutować. Ale w czasie dyskusji można chlapnąć nie to, co trzeba. A jak chlapniesz, to gorliwi doniosą.
Takich gorliwych egzaminowałem na studiach doktoranckich na geografii. Zapytałem ich, kim był Kopernik. Nie wiedzieli. Potem spytałem, gdzie pływał Magellan. „Chyba opłynął Amerykę”.
Latem 2014 roku pojechałem do Ukrainy, na konferencję krysznowców. Zaczęto mówić o Iłowajskim Kotle, rosyjskie wojska wzięły Ukraińców w okrążenie. Napisałem o tym na Facebooku. Kiedy wróciłem do Chanty-Mansyjska, ledwie wszedłem na uczelnię, usłyszałem od razu: „No toście sobie nagrabili. Wszystko wiemy o waszej wyprawie. I po co się było wychylać?”.
Odwołali mnie demokratycznie. Dokładniej: nie przedłużyli kontraktu. To była już taka demokracja po reformach. Bo wcześniej na uczelni istniały wydziały, ale potem pozostały tylko instytuty i rady. Co to zmieniło? Ano tyle, że kierowników instytutów nie wybierają naukowcy, a wyznacza ich rektor. Miałem się więc stawić przed ludźmi pani rektor, a oni mieli zadecydować o moim losie. Sęk w tym, że w czasie posiedzenia miałem zajęcia ze studentami. Nie mogłem ich odwołać, bo – jak mi dano do zrozumienia – oznaczałoby to porzucenie stanowiska pracy. Nie miałem więc szansy obrony.
Kiedy straciłem już pracę, jeden z członków komisji powiedział do mnie: „Aleście narozrabiali. Stracili was z oczu, a teraz znowu daliście się im odnaleźć. A skoro odnaleźli, to przyszli. Stąd rektor powiedziała na radzie jedynie: nie widzę dla niego miejsca na uczelni”.
Napisałem do pani rektor, że uważam, że przyczyną nieprzedłużenia umowy był mój wyjazd na Ukrainę. Jeśli to nieprawda, proszę o zaprzeczenie, a jeśli nie odpowie, to pozwolę sobie poinformować o sprawie dziennikarzy. Nie odpowiedziała. Za to media się mną zainteresowały, również ogólnokrajowe. Pisała o mnie „Nowaja gazieta”, opisał mój przypadek w raporcie na swojej stronie Departament Stanu USA. W taki sposób udokumentowałem, że zwolniono mnie z powodu przekonań.
A potem pomyślałem: co dalej? Mogę spróbować się znów gdzieś zahaczyć, ale jaki w tym sens, skoro za pół roku-rok FSB znów mnie ponownie znajdzie? Zapukają do rektora i wytłumaczą, jaki ze mnie kłopotliwy człowiek. Oraz że jeśli zniknie człowiek, to znikną problemy.
Koniec końców zrozumiałem, że nie potrafię milczeć, a jak nie będę milczeć na uczelni, to w Rosji nie przetrwam. I tak oto trafiłem w 2015 roku na Ukrainę. Na Donbas. Nie miałem pracy, nie miałem nic. Na początku karmili mnie krysznowcy, których broniłem przed FSB w Tomsku.
* * *
Nowe prześladowania nie mają podłoża ideologicznego, jak to było w czasach w ZSRR, a biurokratyczne. Urzędników nie obchodzi, w co wierzysz. Zależy im natomiast na premii, dodatkach, awansie. Nie wyznają spójnej ideologii, ale są wyczuleni na wyłapywanie sygnałów. Jeśli trzeba znaleźć kozła – wybierają go. Jeśli kozioł za bardzo wierzga, jak wydarzyło się w przypadku krysznowców, odpuszczają i wybierają innego, łatwiejszego do zarżnięcia. Najlepiej jehowitów, bo za nimi nikt się nie wstawi, nikt ich nie będzie specjalnie żałować. Jak załatwią już jehowitów, próbują z zielonoświątkowcami, a nuż wypali. Nie mają bladego pojęcia, czym te grupy się od siebie różnią. Im wystarczy wiedzieć, czy jesteś bezbronny, czy masz jakąś informacyjną strategię obronną.
Jeśli nie zaczniesz bronić się od razu, jeśli wpadniesz w tryby, to się już z systemu nie wydostaniesz, bo skoro oni zainwestują w ciebie czas i energię, skoro już formalnie oskarżą, to muszą cię wykorzystać. Inaczej przyznaliby się do błędu. A tego oni nie lubią najbardziej. Będą więc oskarżać i zamykać, przy czym uzasadnienia mogą być absurdalne. To już nie ma znaczenia, bo pojęcie zdrowego rozsądku się zupełnie zatarło. Ot, wczoraj zaaresztowali aktora za to, że wystąpił w teledysku jako pijany milicjant drogówki. O co go oskarżono? O bezprawne posługiwanie się mundurem.
Najważniejsze, to wyczuć, kiedy należy dostarczyć systemowi modelowego ekstremistę. Władze centralne nie będą w to wnikać. Ważne, żeby wszystko poszło sprawnie, żeby były ekspertyzy, żeby odtrąbić sukces, pokazać, że została rozbita nielegalna organizacja. Wtedy cię nagrodzą. A kogo wybierzesz? Nie pytaj o radę. Postępuj wedle własnego uznania. Kieruj się intuicją.