Na placu Iwana Franki w Kijowie nie ma barykad, jak w 2014 roku. Swoistemu performance’owi daleko do wydarzeń sprzed 11 lat. Inny jest cel, inna więc i metoda. Zamiast płonących opon są kartony z hasłami, które wyrażają rozczarowanie, ale i nadzieję. Młodzi Ukraińcy w ten sposób protestują przeciwko ustawie nr 12414, widząc w niej zagrożenie dla antykorupcyjnych reform – i dla przyszłości państwa. Czym jest „kartonowy Majdan? – na łamach PostPravda.Info zastanawia się ukraińska naukowczyni, dr Yulia Fil.
Ukraina przeszłości i Ukraina przyszłości
„Kartonowy Majdan” – czy to niezbyt ambitna nazwa dla kijowskich protestów na placu Iwana Franki? W końcu słowo „majdan” kojarzy się z rewolucją, o której na razie mówić za wcześnie. Ale kojarzy się też z nadziejami na przyszłość. W społeczeństwie ukraińskim zachodzą obiektywne procesy historyczne. To walka dwóch sił: konserwatywnych, zainteresowanych utrzymaniem Ukrainy przeszłości, oraz tych, którzy dążą do zmian i budowy nowej Ukrainy przyszłości. Kim są wszyscy ci ludzie, którzy 23 lipca, w czwartym roku pełnoskalowej wojny, wyszli na protest przeciwko przyjęciu ustawy nr 12414? Co piszą na kartonach, które trzymają w rękach?
Będąc wśród nich, słuchając ich rozmów, można zauważyć – to głównie młodzież, zorientowana na przyszłość Ukrainy i postrzegająca obecną władzę jako siłę konserwatywną. Wcześniej nie wychodzili na protesty, bo uważali, że należy wspólnie walczyć ze śmiertelnym wrogiem i powstrzymać się od wewnętrznej konfrontacji politycznej. Jednak przyjęcie ustawy likwidującej niezależność organów antykorupcyjnych odebrali jako złamanie społecznego kontraktu na moratorium dotyczące publicznych akcji protestacyjnych. Oburza ich nie tylko treść ustawy, ale i okoliczności jej uchwalenia: w najcichszym miesiącu roku, gdy Ukraińcy odpoczywają nad morzem, na działkach i w Karpatach – a więc wtedy, gdy najłatwiej uniknąć uwagi opinii publicznej.
Na pierwszy rzut oka nazywanie rządu dość młodego prezydenta Zełenskiego i jego ekipy archaicznymi i konserwatywnymi wydaje się sprzeczne z intuicją. W końcu obejmował on władzę jako człowiek spoza systemu, „z ludu”, daleki od polityki, dzielący nadzieje i dążenia społeczeństwa. Najwyraźniej młodzież myślała tak samo – przynajmniej na początku. Ale z czasem zaczęła wątpić i uważać, że władza coraz częściej stawia na własne, a nie narodowe priorytety, i podejmuje niedemokratyczne decyzje.
Protestujący są przekonani, że mimo fasady cyfryzacji i deoligarchizacji, współczesna władza jest zainteresowana utrzymaniem „starej” Ukrainy – tej z korupcją, relacjami hierarchicznymi i postsowieckim dziedzictwem. To właśnie taka Ukraina daje władzom gwarancję przetrwania. Tymczasem zmiany, do których dąży Ukraina i które realizuje w ramach kursu eurointegracyjnego, wchodzą w konflikt z interesami tych, którzy korzystają ze swojego stanowiska. Dlatego przejrzystość, kontrola społeczna oraz nadzór instytucji państwowych i międzynarodowych są dla wielu przedstawicieli władzy skrajnie niepożądane. To rodzi pytanie: na ile szczere są deklaracje władzy o eurointegracyjnym kursie Ukrainy?
Drugą tendencję – ukierunkowaną na przyszłość – uosabiają właśnie ci młodzi ludzie, którzy od kilku dni z rzędu wykrzykują niecenzuralne hasła przed – cóż za ironia! – Narodowym Akademickim Teatrem Dramatycznym. Nie chcą spędzić życia w skorumpowanym, oligarchicznym państwie. Ale przede wszystkim czują się podmiotowi i odpowiedzialni za los swojego kraju.
– To jest ich inicjacja – wejście w dorosłe życie i podmiotowość. Poprzednia Rewolucja Godności to dla nich historia i legenda. W pewnym sensie czują się jej kontynuatorami. Hasła z poprzednich Majdanów pojawiają się wśród nowych. Lekka, radosna atmosfera, pewność siebie – to kontrast wobec pierwszych dni Euromajdanu. Niesamowitą cechą „rewolucji kartonów” jest to, że niemal każdy protestujący jest autorem własnego kreatywnego hasła. To przejaw najwyższej podmiotowości – tego ukraińskiego „ja – kropla w oceanie”.
Protest okazał się nie tylko sposobem wyrażenia woli narodu, ale i formą autoekspresji. To protest-performans – akcja polityczna i artystyczna zarazem – ujawniająca kreatywność i podmiotowość uczestników. Wśród haseł na kartonach pojawiają się m.in.: „ja jestem władzą”, „władza to my”, „my jesteśmy głosem”, „nie jestem frajerem”. Kontrastują z plastikowymi chorągiewkami pierwszego Majdanu – tworzonymi nie przez naród, lecz dla narodu. Dziś to obywatele sami tworzą swoje atrybuty – demokratyczne, szczere i wymowne. „Kartony” jako coś prostego, nieskomplikowanego, demokratycznego, a jednocześnie przemyślanego, ponieważ wyrażają rozczarowanie i aspiracje społeczeństwa, zawierając lakoniczne, lecz treściwe komunikaty do władzy.
Przetrwa tylko Ukraina przyszłości
Otwarte starcie między konserwacją a rozwojem rozpoczęło się wraz z Pomarańczową Rewolucją w 2005 roku i trwało podczas Rewolucji Godności. Żadna ze stron nie odniosła ostatecznego zwycięstwa. Dzisiejsi protestujący wychodzą na ulice, by nie dopuścić do triumfu sił przeszłości. Choć może nie wszyscy mają tego świadomość, stawką nie jest tylko niezależność organów antykorupcyjnych ani nawet kurs eurointegracyjny, lecz samo przetrwanie państwa. Bo tylko Ukraina przyszłości może pokonać wroga i zapobiec kolejnej inwazji.
Ukraina przeszłości – z korupcją, dystansem między władzą a narodem, słabymi instytucjami – nie ma szans w starciu z dużo większym, ale równie niewydolnym przeciwnikiem. Tym razem nie ma miejsca na kompromisy – jak w czasie pierwszego wybuchu woli narodu w 2005 roku czy drugiego w 2014 roku, gdy u władzy pozostawały stare elity, a reformy wprowadzano tylko częściowo. Albo Ukraina przejdzie gruntowną transformację, albo ulegnie degradacji – jeśli wcześniej nie zostanie pochłonięta przez agresora.
Jednym z największych problemów Ukrainy pozostaje brak wizji zwycięstwa. Wielu obywateli przestaje wierzyć, że Ukraina może wygrać na polu bitwy. Ale groźny wróg – niezależnie od wyniku wojny – nadal będzie naszym sąsiadem. A to oznacza, że jedyną szansą jest Ukraina jako państwo europejskie: demokratyczne, wolne, innowacyjne, tolerancyjne, z silnymi instytucjami i rozwiniętym społeczeństwem obywatelskim.
Protest pokazuje, że taka wizja powoli się krystalizuje – i że ludziom nie jest obojętne, jaka będzie Ukraina. Co więcej – są gotowi już teraz brać odpowiedzialność za decyzje, które zdecydują o jej przyszłości.
Kartonowy Majdan czyni Ukrainę silniejszą?
Już nie tylko blogerzy, ale i pojedynczy przedstawiciele instytucji państwowych wysuwają oskarżenia wobec protestujących o destabilizację sytuacji w kraju. Po czyjej stronie leży prawda? Odpowiedź może przynieść tylko społeczny dialog. Jedna rzecz odróżnia Kartonowy Majdan od protestów z lat 2003–2004 i 2013–2014: wszystkie strony konfliktu politycznego są dziś świadome wspólnego celu – przetrwania w obliczu śmiertelnie groźnego wroga.
Sugestie o prorosyjskich wpływach na protesty to oczywiste manipulacje. Wbrew narracjom o zagrożeniu dla bezpieczeństwa narodowego w czasie wojny, protesty są w demokracji formą dialogu i narzędziem zmian. Stanowią zagrożenie tylko dla reżimów autorytarnych. W kulturze politycznej Ukrainy protesty to trwała instytucja demokratyczna, która czyni państwo silniejszym – i właśnie tu leży przewaga Ukrainy nad Rosją, co zresztą też podkreślają protestujący.
Działania władz wobec protestujących – w tym zapowiedź Wołodymyra Zełenskiego o rozpatrzeniu nowej ustawy przywracającej niezależność organów antykorupcyjnych – świadczą o tym, że władza zaczyna rozumieć tę prawdę.
Postprawda to zjawisko w przestrzeni informacyjnej, w którym emocje i subiektywne postrzeganie stają się ważniejsze niż obiektywne fakty. W warunkach postprawdy każdy może tworzyć i rozpowszechniać fałszywe informacje, a ludzie konsumują tylko te treści, które potwierdzają ich własny punkt widzenia, zamykając się w bańkach informacyjnych, w których krążą nawet najbardziej absurdalne teorie. Istnieje jednak przerażająca prawda – to śmierć ludzi na wojnie, którą kremlowscy propagandyści starają się zdeprecjonować w zalewie fałszywek i kłamliwych narracji. Jak w takich warunkach znaleźć kryteria, które pozwolą odróżnić kłamstwo od prawdy?
Prawda – kłamstwo – postprawda
W czasach Związku Radzieckiego władza bała się prawdy, dlatego wprowadziła cenzurę, zakazała niezależnych mediów i zagłuszała zachodnie stacje radiowe. Radziecka przestrzeń informacyjna była królestwem kłamstwa, które łatwo było obalić faktami. Na przykład wielu radzieckich obywateli szczerze wierzyło, że na Zachodzie panuje powszechna bieda, a pensje zwykłych ludzi są niższe niż ich własne. W tamtych latach naiwnie sądziłem, że jeśli przekaże się ludziom prawdę i poprze ją faktami, to przestaną wierzyć w kłamliwą propagandę. Przez krótki czas po rozpadzie ZSRR, gdy cenzura została zakazana, myślałem, że prawda zwyciężyła. Jednak wkrótce nastała era postprawdy.
Jak w prosty sposób zilustrować istotę postprawdy? Jeśli będę twierdził, że gram w szachy lepiej niż arcymistrz – to będzie kłamstwo. Jeśli naprawdę zagram z arcymistrzem i przegram – to będzie fakt, który ujawni prawdę. Ale jeśli pojawi się masa blogerów, którzy wypełnią całą przestrzeń informacyjną rozmaitymi interpretacjami, podważającymi mój przegrany mecz, to będzie właśnie postprawda. Ludzie nie będą wiedzieli, komu wierzyć, dlatego wybiorą tylko te źródła informacji, które potwierdzą to, w co chcą wierzyć.
Inny przykład. Twierdzenie, że to Czeczeni wysadzili bloki mieszkalne w Rosji jesienią 1999 roku – to kłamstwo. Faktem jest, że agentów FSB przyłapano na gorącym uczynku w Riazaniu podczas próby podłożenia ładunku wybuchowego pod kolejny budynek – to wskazuje na udział FSB w organizacji zamachów terrorystycznych. Historia wymyślona przez Julię Łatyninę, że FSB rzekomo umieściło ładunek nie po to, by wysadzić dom, ale by upozorować udaremnienie fikcyjnego zamachu i zdobyć za to nagrodę – to już postprawda.
Kłamstwo można obalić faktami, ale w epoce postprawdy fakty tracą swoją siłę przekonywania, ponieważ emocjonalne postrzeganie rzeczywistości staje się ważniejsze niż wiedza. W rezultacie większość obywateli Rosji dobrowolnie rezygnuje z wolnego dostępu do prawdziwej informacji, nadal wierząc w absurdalne narracje kremlowskiej propagandy.
Izolowane bańki informacyjne
Dwadzieścia lat temu uważałem internet za wspólną przestrzeń wolności. Jednak dzisiaj obserwuję, jak ta przestrzeń rozpada się na odizolowane bańki informacyjne. Ludzie żyjący w różnych bańkach mają tak odmienne postrzeganie rzeczywistości, że przestają się nawzajem rozumieć.
W epoce postprawdy ludzie wybierają te źródła informacji, które współgrają z ich emocjonalnym odbiorem wydarzeń. Gdy subiektywna opinia niekompetentnego blogera zgadza się z nastrojami większości, jego publikacje mają większy wpływ na opinię publiczną, a nawet na stanowisko urzędników państwowych, niż obiektywne badania naukowe. Sukces odnoszą te źródła informacji, które kładą nacisk nie na fakty, lecz na emocjonalny stosunek do nich.
Bańki informacyjne powstają dlatego, że ludzie odbierają informacje przez filtr własnych uprzedzeń, lęków, kompleksów psychologicznych, dążenia do korzyści materialnych, uznania społecznego i potrzeby podniesienia swojego autorytetu w oczach innych. Zaczynają komunikować się wyłącznie z osobami o podobnym światopoglądzie, tym samym izolując się wspólnie z nimi w jednej bańce. Wewnątrz takiej bańki kształtuje się wspólny obraz świata, w którym nawet najbardziej absurdalne rzeczy są postrzegane jako realne. Przekonać takich ludzi za pomocą faktów jest niemożliwe – albo interpretują je w taki sposób, by potwierdzały ich przekonania, albo po prostu je ignorują.
Kremlowska propaganda celowo tworzy takie bańki informacyjne, w których ludzie wierzą w absurdalne narracje, na przykład w to, że na Majdan w 2014 roku ludzie rzekomo wychodzili za amerykańskie pieniądze, a potem USA przeprowadziły zamach stanu i doprowadziły do władzy nazistów, by rozpętać wojnę przeciwko Rosji.
Czy można ufać naocznym świadkom?
W 2015 roku rozwoziłem żywność dla poszkodowanych przez rosyjskie ostrzały w Awdijiwce i razem z wolontariuszem z lokalnego kościoła baptystów wszedłem do mieszkania uszkodzonego przez rakietę z wyrzutni „Grad”. Na tle śladów po pożarze, obok ikon, stało zdjęcie Wiktora Janukowycza. Starsza kobieta przez łzy powiedziała: „Za niego dało się żyć, a teraz – wojna. W każdej chwili mogą zabić”.
Jak przekonać człowieka, który nie zna się na polityce i wyciąga dowolne uogólnienia, kierując się strachem i emocjami?
Latem 2022 roku rosyjskie wojska regularnie ostrzeliwały Słowiańsk, w którym mieszkam, z wyrzutni rakiet „Smiercz” i „Uragan”. Na początku września tego samego roku razem z Piotrem Kaszuwarą przejechaliśmy się po Słowiańsku i porozmawialiśmy z mieszkańcami bloku, który dwukrotnie ucierpiał od ostrzału. W budynku nie było prądu, gazu ani wody – ludzie zbierali drewno, przygotowując się na zimę. Głównie zostali tam emeryci, którzy słabo rozumieli, co dzieje się na świecie – ale nie tylko oni. Młoda kobieta powitała nas słowami: „Sława Ukrajini!” Obok kręcił się starszy mężczyzna, który z wymowną miną powtarzał: „Kto strzelał? – Nie wiadomo!”, sugerując, że ostrzeliwały ich siły ukraińskie, a nie rosyjskie. To na takich świadków powołują się Rosjanie, którzy nadal wierzą Putinowi i oskarżają mnie, że nie rozumiem, co naprawdę dzieje się w Ukrainie.
Tydzień później ukraińska armia wyzwoliła Izium. Aleksandr Reszetnyk – kapelan, którego osobiście dobrze znam – opublikował na Facebooku nagranie zniszczonych rosyjskich wyrzutni rakiet, którymi ostrzeliwano Słowiańsk od strony Iziumu. Ale to nagranie raczej nie przekona mężczyzny, który nie chciał wierzyć, że to Rosjanie do niego strzelali, ani też samych Rosjan, którzy wciąż wierzą Putinowi.
Zniszczone rosyjskie systemy rakietowe, z których ostrzeliwano Słowiańsk i Kramatorsk. Aleksander Reszetnik.
W latach 90. w dniu 7 listopada razem z członkami stowarzyszenia „Memoriał”, którzy przeżyli represje, brałem udział w „Wartach Pamięci ofiar terroru bolszewickiego”. A obok nas przechodziła komunistyczna demonstracja, której uczestnicy wierzyli, że za Stalina wszystko było wspaniale. Wśród nich było wielu ludzi, którzy żyli w czasach Stalina. Jak w takim razie można ufać świadkom wydarzeń w poszukiwaniu prawdy?
Ignorowanie świadka jako osoby – oznaka lęku przed prawdą
Uważam, że należy słuchać wszystkich świadków, nawet jeśli się mylą. Ale nie tylko słuchać – trzeba starać się zrozumieć ich doświadczenie życiowe. Miałem okazję rozmawiać z mieszkańcami Donbasu, którzy znajdowali się pod wpływem rosyjskiej propagandy. Ich przekonania są dla mnie całkowicie nie do przyjęcia, ale starałem się zrozumieć, jak żyją i co dzieje się wokół nich – czyli traktowałem ich jak żywych świadków, których doświadczenie życiowe ma znaczenie, niezależnie od ich poglądów i błędów.
Znam jednak wielu chrześcijan w Rosji, którzy stanowczo odmawiają kontaktu ze swoimi współwyznawcami z Ukrainy, ponieważ boją się, że taka rozmowa mogłaby podważyć ich wiarę w Putina. Tym samym popadają w sprzeczność z doświadczeniem życia kościelnego, gdzie prawda objawia się właśnie poprzez wspólnotę z innymi wierzącymi. Aby uwolnić się od tego wewnętrznego konfliktu, zaczynają postrzegać ukraińskich współwyznawców nie jako żywych ludzi, lecz jako abstrakcyjne pojęcia.
Na tej podstawie można wyróżnić jedną z oznak zniekształconego postrzegania rzeczywistości – ignorowanie świadka jako osoby i odrzucanie jego doświadczenia życiowego. Oczywiście świadek może się mylić, może być fanatykiem, a nawet wyznawcą nienawistnej ideologii, ale nadal pozostaje człowiekiem, który posiada doświadczenie, o którym może zaświadczyć.
Postprawda to brak monopolu na kłamstwo
Różnica między współczesną epoką postprawdy a królestwem kłamstwa z czasów radzieckich polega na tym, że władza utraciła monopol na kłamstwo. System radziecki narzucał kłamstwo wyłącznie zgodne z ideologią państwową. Każde niesankcjonowane rozpowszechnianie fałszu było karane tak samo, jak rozpowszechnianie prawdy.
Niedawno natknąłem się na antysemicki artykuł, w którym wojna między Rosją a Ukrainą została przedstawiona jako rezultat „żydowskiego spisku”. Tam zamieszczono fałszywy „protokół” przedstawicieli Rosji i Ukrainy, którzy rzekomo uzgodnili wspólne wyniszczenie ludności cywilnej po obu stronach, aby zasiedlić uwolnione terytoria Żydami i stworzyć nowe państwo żydowskie. Autorzy tej mistyfikacji twierdzili, że plan ten zatwierdził Donald Trump, który miał rzekomo osobiście kierować Putinem i Zełenskim jako członkami swojej „żydowskiej organizacji”.
Pomimo absurdalności tej fałszywki, wierzy w nią wielu zagorzałych przeciwników Putina w samej Rosji. Co więcej, podobne idee słyszałem również w Ukrainie – z ust zwykłych ludzi. Tak więc, jeśli w systemie totalitarnym za produkcję fałszywek odpowiadała propaganda państwowa, to w epoce postprawdy każdy bloger może stworzyć podobny „protokół” i rozprzestrzenić go w internecie. Władza rosyjska, która przygotowała grunt pod takie manipulacje, nie jest już w stanie kontrolować ich rozpowszechniania.
Co robić, gdy każdy upiera się przy swojej prawdzie?
Każde fakty można połączyć ze sobą na różne sposoby. Dlatego ludzie bardzo często nie potrafią się porozumieć, nawet jeśli odwołują się do tych samych faktów. Ich obraz świata powstaje na podstawie dowolnych uogólnień. Z jednej strony mamy już doświadczenie systemu totalitarnego, w którym wszystkim narzucano jedną słuszną opinię. Dlatego uznanie prawa innych do posiadania własnych przekonań dotyczących świata, religii, historii – to bez wątpienia osiągnięcie współczesnej cywilizacji.
Jednak dziś trwa wojna, a masowe zabijanie ludzi usprawiedliwiane jest narracjami opartymi na dowolnych uogólnieniach. Jeśli nie chcemy powrotu do totalitaryzmu i naprawdę szanujemy prawo człowieka do własnych przekonań, to musimy znaleźć taki kryterium, które z jednej strony pozwoli odróżniać kłamstwo od prawdy, a z drugiej – nie będzie narzucać jedynego słusznego punktu widzenia.
Załóżmy, że niepokoił mnie hałas kłótni małżeńskiej w sąsiednim mieszkaniu. Następnego dnia przychodzi sąsiad z przeprosinami za zamieszanie i twierdzi, że wszystkiemu winna jest jego żona, przekonująco popierając swoją wersję faktami. Po jego wyjściu zjawia się żona z podobnymi przeprosinami i przedstawia swoją wersję, interpretując te same fakty w inny sposób. Mam więc do czynienia z dwiema równoprawnymi interpretacjami, opartymi na dowolnym uogólnieniu tych samych faktów, i nie mam żadnego prawa narzucać sąsiadom własnego punktu widzenia jako jedynego słusznego.
Jednak jeśli sąsiad będzie próbował udowodnić, że ma rację tylko dlatego, że „wszystkie kobiety są podstępne”, to właśnie jego opinię zacznę kwestionować. Uznam jego ocenę sytuacji za fałszywą, ponieważ opiera się ona na przekonaniu, które dyskredytuje wszystkie kobiety jako grupę. W ten sposób można sformułować kryterium pozwalające rozpoznać kłamstwo: dowolne uogólnienie faktów na podstawie założeń, które usprawiedliwiają zło wobec innych ludzi.
Każda koncepcja historyczna uogólnia fakty, które można ująć inaczej w alternatywnej wersji. Możemy zdemaskować ewidentnie fałszywe interpretacje oparte na sfałszowanych danych, ale nie jesteśmy w stanie zaproponować jednej, absolutnie prawdziwej wersji historii. Jednak konkurencja różnych teorii to warunek rozwoju nauki – dlatego uważam za dopuszczalne współistnienie różnych koncepcji historycznych, nawet jeśli sobie nawzajem przeczą.
Jednak wersję historii, którą Putin przedstawił Tuckerowi Carlsonowi, jednoznacznie uważam za fałszywą, ponieważ opiera się na twierdzeniu, że Rosja ma prawo do Ukrainy – a na tej podstawie Putin usprawiedliwia zabijanie Ukraińców.
To znaczy, każda koncepcja historyczna, która nadaje status konieczności działaniom wyrządzającym krzywdę ludziom, jest fałszywa. Ta zasada może służyć jako kryterium pozwalające rozpoznać fałszywą interpretację wydarzeń – zarówno w kontekście historii, jak i teorii społecznych czy politycznych.
Kryterium pozwalające rozpoznać fałszywe rozumienie religii
Każda religia posiada swoją wewnętrzną prawdziwość, która potwierdza się poprzez doświadczenie religijne. Są też ludzie, którzy w ogóle nie mają doświadczenia religijnego – dla nich żadna religia nie niesie prawdy. Niemniej jednak w pewnych przypadkach możemy z przekonaniem stwierdzić, że niektórzy przywódcy religijni występują z fałszywej pozycji religijnej – i to rozpoznanie nie zależy od naszych osobistych przekonań religijnych.
Na przykład miesiąc po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, 29 marca 2022 roku, kilku rosyjskich przywódców religijnych zorganizowało okrągły stół pod tytułem: „Religie świata przeciw ideologii nazizmu i faszyzmu w XXI wieku”. Wzięli w nim udział przedstawiciele Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, Rosyjskiej Prawosławnej Cerkwi Staroobrzędowej, Duchowego Zgromadzenia Muzułmanów, Centralnego Duchownego Zarządu Muzułmanów, Departamentu Federacji Gmin Żydowskich Rosji, Buddyjskiej Tradycyjnej Sanghi Rosji, Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego i Rosyjskiego Zjednoczonego Związku Chrześcijan Wiary Ewangelicznej (zielonoświątkowców). Wszyscy oni, zasłaniając się religią, poparli wojnę przeciwko narodowi ukraińskiemu. Podczas dyskusji padła nawet propozycja, by „ucinać głowy”.
Działacze religijni, uczestnicy okrągłego stołu „Religie świata przeciw ideologii nazizmu i faszyzmu w XXI wieku” z dnia 29 marca 2022 roku, którzy poparli agresję Rosji przeciwko Ukrainie.
Choć doświadczenie religijne może stanowić podstawę prawdy niezależnej od innych religii, samo to doświadczenie może być zniekształcone, wypaczone albo zastąpione ideologią polityczną – na przykład wtedy, gdy w imię religii narzuca się ksenofobię, poszukiwanie wroga lub usprawiedliwia agresywną wojnę. W tradycji chrześcijańskiej zjawiska takie określane są mianem „demonicznych pokus”.
Jeśli autorytet religijny odwołuje się do swojej religii, aby usprawiedliwić wojnę Rosji przeciwko Ukrainie, czyli wykorzystuje narrację religijną do usprawiedliwienia zła, to tym samym wypacza swoją religię, dostosowując ją do ideologii politycznej. Nie wnikając w szczegóły teologiczne tej religii, możemy stwierdzić: taka interpretacja jest fałszywa, a stanowisko tego autorytetu nie jest religijne, lecz quasi-religijne, ponieważ opiera się na fałszywej religijności.
Wnioski
Poszukiwanie prawdy to nieustanny proces, który wymaga wątpienia i krytycznego podejścia do każdego źródła informacji. U podstaw postprawdy leży założenie, że emocjonalny odbiór jest ważniejszy niż wiedza, wewnętrzne przekonanie – ważniejsze niż obiektywne dowody, a za godne uwagi uznaje się tylko te fakty, które potwierdzają już ukształtowany obraz świata.
W okresie sowieckim dążyliśmy do poszukiwania i rozpowszechniania prawdziwych informacji. Władza z tym walczyła, ponieważ bała się prawdy. W epoce postprawdy wiarygodne źródła informacji toną w oceanie treści odzwierciedlających jedynie subiektywne postrzeganie ludzi. Dlatego dziś władza już nie boi się prawdy.
Gdy prawda zostaje zastąpiona subiektywnym stosunkiem do wydarzeń, wśród wielu prawdopodobnych wersji zaczynają być legitymizowane jawnie fałszywe narracje, takie jak te, które szerzy rosyjska propaganda w celu usprawiedliwienia wojny przeciwko narodowi ukraińskiemu. Nie musimy jednak dążyć do jednego uniwersalnego rozumienia prawdy – wystarczy, że znajdziemy kryteria pozwalające rozpoznać kłamstwo.
Jeśli człowiek żyje w świecie, w którym, jak uważa, jest zmuszony czynić zło, to problem nie leży w samym świecie, lecz w tym, jak ten człowiek go rozumie. Oznacza to, że istnieje jakieś założenie, które usprawiedliwia zło, a które on przyjął na wiarę jako podstawę swojego postrzegania rzeczywistości – i właśnie na tej podstawie interpretuje i uogólnia wszystkie wydarzenia. To właśnie ten fakt daje podstawę, by uznać, że jego sposób rozumienia świata jest fałszywy.