Źródło: Onet. 21.09.2022 URL: https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/rosyjski-filozof-o-putinie-to-nekroimperialista-jego-celem-jest-zabijac/9x42kwf,79cfc278
– Jeżeli na Zachodzie zauważyliby, jakich zbrodni dopuścił się tam Putin, to wiedzieliby, że to barbarzyństwo się nie skończy. Imperializmu nie da się zatrzymać rozmową, ale wyłącznie siłą. Czeczenia była pierwsza. Później Gruzja, Syria. Po nich musiał przyjść czas na innego sąsiada – mówi w rozmowie z Onetem Nikołaj Karpicki*, rosyjski filozof mieszkający w Ukrainie.
Piotr Kaszuwara: Czy możemy ujawnić, gdzie dokładnie pan mieszka?
Nikołaj Karpicki, rosyjski filozof i opozycjonista: Tak. Tutaj zaczęła się wojna Ukrainy z Rosją w 2014 r. Mieszkam w Słowiańsku od trzech lat. W Ukrainie od roku 2015. Na początku osiedliłem się w Charkowie, bo tam przeniesiono Narodowy Uniwersytet Rolniczy z Ługańska. Wszyscy wykładowcy byli tam uchodźcami. Ja też byłem jednym z nich, tylko że ja wyjechałem z Rosji, z Tomska na Syberii, gdzie się urodziłem, żyłem, pisałem i uczyłem. Później naszą uczelnię przeniesiono do Słowiańska i mnie także przygarnięto. Kupiłem dom, z pięknym widokiem na wzgórza i jeziora. Teraz widzę stąd też strzelające HIMARS-y.
Piotr Kaszuwara: Nasza rozmowa nie jest dla pana niebezpieczna? Rosjanie są zaledwie 10 km od miasta. Będą wreszcie wiedzieli, że pan tutaj jest.
Nikołaj Karpicki: Jeśli wróciłbym do kraju, to byłoby to dla mnie niebezpieczne. Trzeba mieć na uwadze, że represje w Rosji idą bardzo skrupulatnym, biurokratycznym szlakiem. Żeby kogoś represjonować, najpierw Federalna Służba Bezpieczeństwa musi zebrać dużo materiałów na człowieka. Tak zresztą było z wieloma moimi znajomymi, wobec których toczyły się śledztwa. W końcu wylądowali w więzieniach. Do momentu, kiedy mieszkam w innym kraju, to oni będą zajmowali się innymi ludźmi, a nie mną.
Władza w Rosji represjonuje nie za idee, ale za udokumentowane "przestępstwa". FSB funkcjonuje tak, że na przykład mają w planie wykryć i zatrzymać dziesięciu szpiegów. Śledzą więc i obserwują dziesięć różnych osób. Zbierają na nich dowody i aresztują. Jeśli okaże się, że jedenasta osoba jest szpiegiem, to nic z nią nie zrobią, bo to jest już ponad plan do wykonania. Najważniejszy jest raport i zdobyte gwiazdki oraz awans.
Piotr Kaszuwara: Kogoś z pana przyjaciół aresztowano?
Nikołaj Karpicki: Rok temu. Igor Kuzniecow, który był znany z regularnego udziału w antywojennych manifestacjach. Wspierał Ukrainę i w końcu został aresztowany właśnie w Tomsku i zabrany do Moskwy. Jego los jest teraz nieznany.
Piotr Kaszuwara: Nie myślał pan, żeby jednak wyjechać ze Słowiańska, z pobliża linii frontu, gdzie codziennie spadają rakiety i giną ludzie?
Nikołaj Karpicki: Wierzę w ZSU (Ukraińskie Siły Zbrojne – red.) i skrupulatnie obserwuję sytuację. Gdyby było takie zagrożenie, że Rosjanie zajmą Słowiańsk, to pewnie wyjechałbym do Kramatorska, czyli kilkanaście kilometrów dalej. Dopóki ZSU chroni mnie na tyle, że mogę tu zostać, to zostanę.
Piotr Kaszuwara: Jak wytłumaczyć Rosję ludziom z zachodniej Europy? Niemcy, Francja i wiele innych krajów było bardzo zaskoczonych, że wybuchła wojna, że rosyjska armia dopuszcza się zbrodni wojennych na cywilach, że żołnierze palą, kradną, mordują i gwałcą. Zachód jeszcze niedawno uważał Władimira Putina za partnera do rozmów.
Nikołaj Karpicki: Nie widzieli, co wydarzyło się w Czeczenii? Jeśli zauważyliby, jakich zbrodni dopuścił się tam Putin, to wiedzieliby, że to barbarzyństwo się nie skończy. Imperializmu nie da się zatrzymać rozmową, ale wyłącznie siłą. Czeczenia była pierwsza. Później Gruzja, Syria. Po nich musiał przyjść czas na innego sąsiada.
Celem służb specjalnych, które doszły do władzy w Rosji, jest przywrócenie potęgi Związku Radzieckiego, ale nie w nazwie, tylko w nowej formie i z większymi niż wtedy wpływami. Oznacza to, że kraj można uznać za niepodległy jak np. Białoruś, ale musi być on w pełni kontrolowany przez Rosję. Jakie mają metody, pokazał Aleksander Litwinienko, zamordowany w Londynie w 2006 r.
W swojej książce "Wysadzić Rosję" pisał, że zamachy na budynki mieszkalne w Rosji w 1999 r., które były pretekstem dla Putina do wkroczenia do Czeczenii, były tak naprawdę zamachami przeprowadzonymi przez FSB. Zginęło wtedy 300 osób, ale udało się służbom zdobyć władzę. Moim zdaniem to było zaplanowane od samego początku, kiedy KGB pozwoliło na upadek partii komunistycznej pod koniec lat 80.
Piotr Kaszuwara: Jaka to droga do imperium?
Nikołaj Karpicki: Chodzi o metamorfozę tego pojęcia. Imperium kojarzy się z tworami średniowiecznymi, takimi jak imperium chińskie czy osmańskie albo idea Rosji jako trzeciego Rzymu. Współcześnie takie imperia nie mogłyby istnieć, więc imperium musiało się przeistoczyć. Na przykładzie nazistowskich Niemiec widzimy, że często kończy się to totalitaryzmem.
Dawne imperia opierały się na tradycji, na religii. Hitlerowskie Niemcy czy Związek Sowiecki nie miały takich tradycji, które mogłyby w jakiś sposób połączyć ludzi żyjących na ich terenie. Dlatego musieli stworzyć nową ideę, opierającą się na absolutyzacji zła. Naziści uznali za najistotniejsze cechy biologiczne ludzi, a Sowieci postawili na piedestale społeczną naturę człowieka. System Putina z kolei opiera się na służbach specjalnych. Takich jak dawne KGB, NKWD, Czeka czy teraz FSB. Krótko mówiąc, na policji politycznej.
Piotr Kaszuwara: To coś nowego? Znamy choćby z historii Iranu okrutny SAWAK, niemalże policję myśli.
Nikołaj Karpicki: Już w starożytności powstał tzw. manicheizm. To założenie, że świat materialny jest zły i trzeba z nim walczyć. Jest dobro i zło, które nieustannie się ze sobą ścierają. Tak funkcjonują umysły współczesnych czekistów. Wiele osób w Ukrainie sądzi, że chodzi o wprowadzenie w ich kraju rosyjskiego świata, tzw. ruskiego miru.
W Rosji tak naprawdę nikt się tym szczególnie nie przejmuje. Rosyjski świat, komunizm, carat – to nikogo nie obchodzi. Liczy się tylko walka ze złem, które spersonifikowano między innymi w pułku Azow. Najbardziej niebezpieczna dla tego typu obrazu świata jest jego złożoność, a najważniejsze jest poszukiwanie wroga.
Piotr Kaszuwara: Wróg się nieustannie zmienia, jak w książce Georga Orwella "Rok 1984"? Aby można było taką wizję wprowadzić w życie, trzeba zadbać o to, by społeczeństwo było np. odcięte od zewnętrznych informacji, od zagranicznych szkół, czy w ogóle od wykształcenia?
Nikołaj Karpicki: To kolejny element tego systemu, czyli tzw. lumpen, motłoch. W Rosji "lumpen" to nie tylko proletariat, ale także intelektualiści, ludzie kościoła. Każdy, kto kieruje się niskimi i egoistycznymi pobudkami. To jedna z oznak degradacji społeczeństwa, bo aby móc tak żyć, trzeba pozbyć się złożoności świata. Ten lęk prowadzi do imperialnej nekrofilii. Znika ten, kto utrudnia. Jednostka umiera, a cały system żyje spokojnie. Świat, w którym jest wielu żyjących ludzi, jest zbyt przerażający, a świat, w którym wszyscy umierają, jest światem spokojnym.
Piotr Kaszuwara: To jest ten "rosyjski mir"?
Nikołaj Karpicki: To idea archaiczna. Użyteczna, ale nieistotna. Wiele jest takich pojęć: carat, komunizm, euroazjatyzm, trzeci Rzym. Ja nazywam to społeczną nekrofilią, bo o ile np. bolszewikom chodziło o podbicie świata, o władzę totalitarną i o takie zwycięstwo nad złem, to Putinowi chodzi po prostu o zniszczenie świata, który w swojej złożoności jest dla niego czymś strasznym.
Piotr Kaszuwara: To zupełnie coś innego niż zachodnia myśl budowania i właśnie pokazywania tej złożoności.
Nikołaj Karpicki: Dlatego ludzie na Zachodzie nie rozumieją toku myślenia Putina i tego, co robi w Ukrainie. Dlatego nie spodziewali się, że będzie zachowywał się tak destrukcyjnie. Raczej myśleli, że ma swoje cele polityczne, takie jak np. kapitulacja Ukrainy. Niszczenie miast powoduje jednak coś kompletnie przeciwnego, bo potraktowani w ten sposób Ukraińcy, nigdy nie zgodzą się na kapitulację.
Ja myślałem, że Putin chce przede wszystkim blokować miasta, okrążyć armię. Nie sądziłem, że posunie się do zabijania cywilów.
Piotr Kaszuwara: Politycznie więc Putin tę wojnę przegrał?
Nikołaj Karpicki: Tak. I zgodnie z logiką powinien się wycofać i zawrzeć traktat pokojowy. Tak zadziałałaby logika imperialisty. Zgodnie natomiast z logiką nekroimperialisty wojnę trzeba kontynuować. Imperialista walczyłby o wpływy w inny sposób. Nekroimperialista walczy bez celu.
Piotr Kaszuwara: Naprawdę myśli pan, że Putin nie ma celu?
Nikołaj Karpicki: Czy chce, aby Ukraina znalazła się w strefie wpływów Rosji? To już niemożliwe. Zantagonizował ludność, która była prorosyjska. Niszczy miasta, których nie będzie się dało odbudować. To nie ma sensu.
Piotr Kaszuwara: Trudno to zrozumieć. Może chodzić przecież o wpływy w basenie Morza Czarnego, o ukraińską ziemię, o bogactwa naturalne, o historię?
Nikołaj Karpicki: Pan myśli, jak człowiek sprzed 200 lat, a Putin jest nekroimperialistą XXI w. W ten sam sposób myślało wielu innych polityków całego świata. "Możesz negocjować z Putinem, jeśli rozumiesz jego interesy". Dla nekrofila zniszczenie jest cenne samo w sobie.
Dla Putina celem jest nie tylko rozszerzenie wpływów Rosji, ale także uczynienie świata łatwiejszym i bardziej zrozumiałym. Im więcej ludzi umiera, tym prostszy jest świat. To jest idea, której normalny człowiek nie zrozumie. Ja ją rozumiem, bo spędziłem w Rosji całe życie. Przegrani politycznie nekroimperialiści wierzą, że siła, która zmusiła ich do odwrotu, musi zostać zniszczona.
Piotr Kaszuwara: Ale w tej wojnie giną też Rosjanie.
Nikołaj Karpicki: Dla Putina to podwójna korzyść, bo pozbywa się wielu przestępców, ludzi niepotrzebnych społeczeństwu. Wysyła ich na wojnę, tam umierają i nie ma problemu, bo jeśli umrze, to reszta społeczeństwa nie będzie musiała na niego pracować. Wielu żołnierzy pochodzi z miast dotkniętych biedą i bezrobociem. Jest tu zasadnicza różnica. Dla Ukrainy ważne jest życie. Ukraińcy walczą w taki sposób, aby jak najwięcej swoich żołnierzy uratować. I na tym opiera się powolna taktyka ukraińskiej armii. Ponieważ cena życia żołnierza jest ogromna. W Rosji nie tylko uważa się życie żołnierza za bezwartościowe, ale także, że jego śmierć przynosi państwu korzyści.
Piotr Kaszuwara: W ukraińskiej armii walczy wielu ludzi z wyższym wykształceniem, z ogromnym doświadczeniem zawodowym w różnych branżach.
Nikołaj Karpicki: W Rosji tacy ludzie nie idą do wojska. Znajdą sposób, żeby go uniknąć. Na wojnę wysyła się bezrobotnych, pijaków czy przestępców. Bo żona ma już dość, że jej mąż pije, bije ją, znęca się nad dziećmi. Wolałaby, żeby gdzieś zniknął. Z pomocą przychodzi władza i wojna. Na froncie są po prostu wysyłani do ataku. Ukraińskie wojsko strzela do nich, dzięki czemu rosyjskie dowództwo rozpoznaje, skąd strzelają i tam uderza. Taka żywa przynęta. Nikt się nie martwi o zabieranie zwłok. Tak właśnie myślą nekrofile. Widziałem całe serie pocisków latających nad Słowiańskiem. Bezsensownie niszczących cele cywilne.
Piotr Kaszuwara: Można wygrać z takim potworem?
Nikołaj Karpicki: Jest takie ryzyko, że jeśli Ukraina wygra, to Putin wciągnie ukraińską armię na swoje terytorium, aby kontynuować walkę. Wywoła w ten sposób falę nienawiści, mobilizując ludzi do kontynuowania wojny. Nigdy się nie zatrzyma. Nigdy nie będzie momentu, w którym powie: "To wszystko, wygrałem, przegrałem, poddaję się!".
Piotr Kaszuwara: To znaczy, że po Ukrainie mógłby przyjść czas na Polskę, Litwę, Łotwę, Estonię, czy inne kraje zachodnie? Śmierć Putina rozwiązałaby sprawę?
Nikołaj Karpicki: To kwestia nekroimperializmu w ogóle. Wyznaje ją nie tylko Putin, ale cały jego najbliższy krąg, w tym Nikołaj Patruszew, szef FSB. Dlatego musimy znaleźć sposób, żeby zmienić całą Rosję.
Piotr Kaszuwara: Domyślam się, że ma pan taki pomysł i dlatego musiał pan uciec z własnego kraju? Jaka może to być forma protestu?
Nikołaj Karpicki: Manifestacje, protesty są bezużyteczne. Z Rosją nie da się wygrać militarnie, bo jest za duża. Dobrą formą walki jest nacisk ekonomiczny, jaki wybrał Zachód. Trzeba jeszcze jednak do tego dodać zrozumienie, co zwykli Rosjanie mogą zrobić przeciwko reżimowi Putina. Z bronią w ręku nie będą walczyć, ale mogą np. nie płacić podatków. Postawić pewne ultimatum. Albo federalizacja Rosji, albo nie będziemy płacić, bo nie chcemy, żeby w całości szły one do Moskwy.
Ten pomysł musiałaby wesprzeć społeczność międzynarodowa. Rosyjska gospodarka musi się całkowicie załamać, aby nie było za co utrzymywać gigantycznej machiny wojskowej i represyjnej. Kiedy gospodarka zacznie się chwiać, wtedy nadejdzie moment na zaprzestanie płacenia podatków. Szansa byłaby tylko wtedy, gdyby dany gubernator widział dla siebie szansę, że pieniądze zostaną w regionie, a nie powędrują do centrali. Jeśli zrozumie, że sankcje nie zostaną zniesione, dopóki nie przestanie płacić Moskwie. To jest szansa na dekonstrukcję Rosji.
Piotr Kaszuwara: Tylko najpierw musiałby się znaleźć odpowiednio dużo ludzi w Rosji, którzy chcą zmiany. Dziś ze statystyk i z wypowiedzi cytowanych przez różne media wynika, że wielu Rosjan popiera prezydenta i wojnę w Ukrainie.
Nikołaj Karpicki: Ludzie, którzy chcą zmiany, są faktycznie teraz w mniejszości i stanowią około 20 proc. społeczeństwa. Imperialistów jest między 10 a 15 proc. Reszta populacji po prostu patrzy, kto jest przy władzy i dostosowuje się do trendów. Chcą mieć spokojne i stabilne życie. Reszta ich nie obchodzi.
Piotr Kaszuwara: Dlaczego nie wierzą w barbarzyństwo, jakie dokonuje się obecnie w Ukrainie? Wielu Rosjan podważa zdjęcia, filmy, które przesyłają im przyjaciele czy rodzina z Ukrainy.
Nikołaj Karpicki: Niektórzy ludzie wybierają pozycję, która pozwala im przetrwać w obecnych warunkach. Rząd mówi: "Jeśli w to uwierzysz, będziesz żył w spokoju". Dwie trzecie godzi się na taki wariant. Zawsze tak było. Tak było w Związku Radzieckim, ale tak też jest niemal w każdym społeczeństwie na świecie. Dlatego nawet po zwycięstwie Ukrainy, które pewnie nastąpi w przyszłym roku, razem z Zachodem trzeba będzie kontynuować wojnę gospodarczą z Rosją i zaproponować konkretny plan deimperializacji. Konieczne jest, aby zarówno Zachód, jak i Ukraina miały konsensus, czego chcą w wyniku zwycięstwa nad Rosją. Jeśli tak się nie stanie, to wojna nigdy się nie skończy.
Piotr Kaszuwara: Pan dziś rozumie Ukraińców? Wielu z nich uważa, że Rosja okupuje i niszczy ich kraj oraz kulturę przez ostatnie 200 lat. Jako Rosjanin może pan się z tym zgodzić?
Nikołaj Karpicki: Jestem Syberyjczykiem. Na Syberii są Polacy, Ukraińcy, Rosjanie, ludy syberyjskie. Mamy wielokulturowe środowisko. Moja prababcia używała słów rosyjskich, ukraińskich i białoruskich. Dlatego nie możemy być uważani za czystych Rosjan. Czujemy duże pokrewieństwo z Ukrainą. Rozumiem, że Ukraina chce wyzwolić swoje terytorium i pójść ramię w ramię z Polską, Wielką Brytanią i ze Stanami Zjednoczonymi. Ale cały czas podkreślam, że bez deimperializacji Rosji na świecie nigdy nie będzie pokoju.
Piotr Kaszuwara: Czyli idea, że rosyjskie konie będą piły wodę z Atlantyku nie umarła?
Nikołaj Karpicki: Były na to szanse w latach 20. XX w., ale Polska uratowała Europę Cudem nad Wisłą. Gdyby nie to zwycięstwo, to myślę, że Armia Czerwona wkroczyłaby do Berlina. Kto ma Berlin, ten jest właścicielem Europy. Druga taka szansa była, gdyby Związek Radziecki w czasie II wojny światowej pierwszy zaatakował Niemcy, a nie odwrotnie.
Piotr Kaszuwara: A teraz?
Nikołaj Karpicki: To ciekawe, ale być może Putin agresją na Ukrainę zaprzepaścił trzecią szansę. Gdyby dalej korumpował europejskich polityków i poszerzał swoje wpływy, to Zachód nadal by się rozbrajał. Być może i NATO by w końcu upadło. Można było nadal przekupywać polityków, a w konsekwencji nastawić wszystkich przeciwko sobie. Ta strategia miała szansę powodzenia i zagrożenie było realne. Każdy, kto wejdzie w kontakt z tym nekroimperialistycznym systemem, również gnije od środka.
Piotr Kaszuwara: Kiedy jako Rosjanin słyszy pan określenie "raszysta", to co pan czuje?
Nikołaj Karpicki: Kojarzy mi się to oczywiście z nazistami. I w zasadzie są tu podobieństwa i ten termin ma prawo istnieć, ale uważam, że nie jest dokładny. Ponieważ "raszysta" zgodnie z założeniem powinien kierować się ideą "rosyjskiego świata", "ruskiego miru". W rzeczywistości ich to nie obchodzi. Na przykład wszyscy myśleli, że Putin będzie walczył przede wszystkim z ukraińskojęzycznymi mieszkańcami kraju, a on niszczy też rosyjskojęzycznych. Nie ma dla niego znaczenia, jakiej narodowości ludzi zabija. Myślę więc, że nekroimperializm lepiej opisuje rzeczywistość niż "raszyzm".
Piotr Kaszuwara: Wróci pan kiedyś na Syberię?
Nikołaj Karpicki: Po wygranej walce z Putinem tak. Teraz nie ma sensu. Gdybym tam wrócił, nie mógłbym pisać i tworzyć. Zostałbym aresztowany jak inni moi przyjaciele. Ukraina dała mi możliwość realizacji mojej filozoficznej pasji i potrzeby wyrażania myśli. Mogę to robić bez żadnych ograniczeń, a w Rosji byłoby to w zasadzie całkowicie niemożliwe.
Piotr Kaszuwara: Wierzy pan, że jest jakaś nadzieja dla Rosji?
Nikołaj Karpicki: Czy uda się przekształcić nekroimperium w federację? Sądzę, że jest to szansa jeden na dziesięć. Niemniej musimy o tę szansę walczyć. Nie chodzi o moją nadzieję, ale o udział w tej zmianie. Jeśli nic nie robisz, to czujesz się bezsilny i tracisz wiarę we wszystko.
Piotr Kaszuwara: Nie boi się pan? Nie żyje już wielu, którzy sprzeciwili się władzy w Rosji.
Nikołaj Karpicki: Kiedy pan pracuje jako dziennikarz na froncie, też nie myśli pan o tym, że wokoło latają pociski. Tego typu strach tylko by mnie paraliżował. Kiedy robi się coś ważnego, nie ma czasu myśleć o niebezpieczeństwie. Gorzej bym się czuł, gdybym nic nie robił.
Piotr Kaszuwara: Co będzie jutro?
Nikołaj Karpicki: Jutro będę pisał i przybliżał zwycięstwo nad nekroimperializmem.
*Nikołaj Karpicki to rosyjski filozof, antropolog i artysta poszukiwany przez FSB. Ukrywa się w niewielkim domku w okolicach Słowiańska w Ukrainie, bo od 2015 r. protestował otwarcie przeciwko wojnie w Ukrainie. Wcześniej publicznie krytykował także wojnę m.in. w Czeczenii czy w Syrii. Przez swoje poglądy stał się jednym z wrogów Władimira Putina. Musiał zostawić ukochaną Syberię i osiedlił się w Donbasie. Nie opuścił nowego domu, gdy 24 lutego jego kraj napadł na Ukrainę. Mieszka i tworzy pod nosem okupantów, codziennie obserwując zniszczenie, jakie za sobą zostawiają.