Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 03.03.2025.
Trzy lata temu Rosja rozpoczęła wojnę, która ma na celu zniszczenie Ukrainy. Przed tą pamiętną datą o takiej możliwości się mówiło, ale mało kto w nią wierzył. Bo trudno sobie wyobrazić, że w jednej chwili całe twoje dotychczasowe życie dobiegnie końca. Absurdalne oświadczenie Putina o denazyfikacji Ukrainy jako celu inwazji oznaczało, że racjonalnego powodu nigdy nie było. To z kolei prowadzi nas do wniosku, że żadne porozumienie nie było możliwe. W rocznicę wybuchu wielkiej wojny, rosyjski opozycjonista i naukowiec mieszkający od 2015 roku w Ukrainie prof. Nikołaj Karpicki opowiada zarówno o swoim własnym doświadczeniu trwającej nadal wojny, jak i o doświadczeniach swoich studentów.
Studia w Ukrainie: doświadczenia z pierwszych dni wojny
Poranek 24 lutego 2022 r. Dźwięk syren wypełnia przestrzeń nad Kijowem, ale nikt jeszcze nie wie, co się dzieje. Jak reagować gdy bombardowane są miasta? Nie jest jeszcze jasne, czego należy się bać. Jeszcze w głowach nie świta pytanie, ilu z moich przyjaciół i znajomych będzie żyło za rok? Mieszkańcy Kijowa chowali się w metrze z zamiarem spędzenia tam nocy, naiwnie wierząc, że uda im się tam przeczekać całą wojnę. Jedna z moich znajomych chciała wraz z przyjaciółmi opuścić Kijów i przeczekać zawieruchę w Buczy. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, że Rosjanie dokonają tam masakry. Moją znajomą uratowało to, że walki już się zaczęły, więc nie zdołała wjechać do miasteczka.
Teraz, po trzech latach wojny, obrałem ścieżkę, że najlepiej jest po prostu kontynuować swoje codzienne obowiązki i znaleźć własną misję. Moja jest związana z zawodem, jaki wykonuję – przetwarzanie emocji w zrozumienie, aby pomóc ludziom przezwyciężyć strach przed niepewnością. Aby to zrobić, musiałem wrócić do domu do Słowiańska, aby kontynuować nauczanie i zapisywać refleksje filozoficzne. W ten sposób, wyjaśniając znaczenia, mogłem dać ludziom oparcie w zrozumieniu tego, co się dzieje.
W tym czasie zdalnie czytałem studentom kurs wykładów autora „Filozofia komunikacji międzyludzkiej”. W Kijowie toczyły się walki, wciąż nie było wiadomo, czy się utrzymają, a ja miałem zaplanowany kolejny wykład. Do zajęć dołączyło kilka studentek z Siewierodoniecka. Jeszcze nie otrząsnęły się z emocjonalnego szoku. Jak miałem poprowadzić dla nich wykład? Starałem się przekazać im poczucie pewności siebie, zademonstrować racjonalne podejście do tego, co się dzieje, bez niepotrzebnych emocji, a one odpowiedziały mi: „Rosyjskie samoloty już są nad nami. Jesteśmy w schronie przeciwbombowym”. Studenci mają po dwadzieścia kilka lat, a w momencie wybuchu wojny w Donbasie mieli około dwunastu. Całe ich życie to krucha równowaga między pokojem a wojną, a teraz ta równowaga runęła w przepaść.
Później jedna z uczennic była w okupacji. Kiedy próbowała opowiedzieć mi, jak się tam czuła opisywała to, jakby czas zatrzymał się dla miejscowej młodzieży w 2014 roku. Mają ponad dwadzieścia lat, a ich umysły są jak u czternastolatków. „Jeśli my – mówi – jesteśmy aktywni w życiu, szukamy pracy, aby utrzymać się podczas studiów, podejmujemy decyzje za siebie, to miejscowa młodzież jest infantylna, nie przychodzi im do głowy, aby decydować o czymś”.
Misja nauczyciela i filozofa w czasie wojny
Myśląc o bezpieczeństwie studentów, ukraiński rząd ogłosił przerwę w nauce, a kolejny wykład odbył się dopiero dwa tygodnie później. Studentów było stosunkowo dużo. Chcę prowadzić zajęcia w taki sposób, aby były one dla studentów wyspą swojskiego życia w chaosie wojny i aby służyły im jako wsparcie psychiczne.
Aby to zrobić, studenci muszą mi ufać. Ja dzielę z nimi wszystkie tutejsze niebezpieczeństwa. Mieszkam w Donbasie, niedaleko frontu. Nie różnię się od nich nie statusem społecznym, ale doświadczeniem życiowym. W sytuacji, gdy śmierć jest blisko, trzeba przekonywać nie słowami, ale swoim przykładem. Dlatego starałem się nie tylko opowiadać, ale także okazywać wewnętrzny spokój i determinację do działania, zachowując wewnętrzną pewność co do moich decyzji i działań, bez względu na to, jak straszna była sytuacja zewnętrzna.
Ponieważ w takiej sytuacji ludzie potrzebują kogoś obok siebie, kto przekaże im to zaufanie. Ani pocieszająca rozmowa, ani formalne nauczanie, jakby nic się nie stało, nie są akceptowalne, ponieważ byłaby to demonstracja nieadekwatności. Jako nauczyciel musiałem pokazać, że rozumiem uczniów, odpowiednio oceniam horror, który dzieje się wokół nas i zawsze mogę zaoferować racjonalną strategię zachowania w każdej sytuacji i jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje.
Wykłady dla studentów w czasie ostrzału
Rozpoczynamy następne zajęcia. Wymieniamy się informacjami na temat sytuacji, w jakiej każdy z nas się znalazł. Studentka z Łymania powiedziała, że u nich jest spokojnie, chociaż przed chwilą w pobliżu doszło do potężnej eksplozji. W odpowiedzi powiedziałem, że w Słowiańsku też jest spokojnie, chociaż wczoraj cały czas wyły syreny, a przedwczoraj przez cały dzień słyszeliśmy kanonadę i eksplozje rakiet, a jedna z nich uderzyła bardzo blisko mojego domu. Tak więc, po wymianie informacji, rozpoczęliśmy zajęcia. Moje wykłady musiały być jakoś powiązane z nową rzeczywistością i tym razem wybrałem temat kłamstw. Połączenie przez Internet jest zawodne, bo często gasną światła, ale pisałem do każdego studenta na prywatnym czacie, żebyśmy tam mogli być cały czas w kontakcie. Studentka z Lisyczańska, której połączenie internetowe zostało przerwane podczas zajęć, wysłała wiadomość.
„W Lisyczańsku jest wystarczająco strasznie. Mój dom znajduje się w pobliżu jednej z głównych dróg. Kiedy przejeżdżają pojazdy – od samochodów po czołgi – jest to bardzo, bardzo słyszalne. Zwłaszcza, że droga została zniszczona przez czołgi. Ostrzał jest bardzo częsty i bardzo głośny. Są dzielnice, które są rozbite na kawałki. Wiele osób od dwóch tygodni nie ma wody, światła ani gazu. Przywrócenie tego wszystkiego zajmie dużo czasu. Szkoła podstawowa, do której chodziłam, jest w połowie zniszczona. Przed salą gimnastyczną, w której uczyłem się w szkole średniej, stale stoi ciężki sprzęt. Biorąc pod uwagę, że dom, w którym teraz mieszkam, znajduje się stosunkowo blisko, każdy wystrzał z sali gimnastycznej jest bardzo odczuwalny. W pobliżu liceum, gdzie chodziłem do szkoły średniej, na początku spadł pocisk. Nikt nigdy nie dowiedział się, czy był to odłamek, czy niewypał. Wychodzenie na zewnątrz jest bardzo niebezpieczne. Nawet do sklepu po drugiej stronie ulicy. W Rubiżnem toczą się ciężkie walki. Miasta płoną. Tam, gdzie mieszkali moi przyjaciele, nie ma już prawie żadnych domów.
Większość dróg jest zaminowana, tory kolejowe wysadzone. Problemem pozostają mosty. Jak tylko Siły Zbrojne Ukrainy się wycofają, mosty zostaną wysadzone. Mają one znaczenie strategiczne. Próbę opuszczenia ich teraz można porównać do agonii osaczonego zwierzęcia. Istnieje wiele nieprawdziwych informacji, wiele fałszerstw na temat ewakuacji ludności. Nie wiesz, gdzie się znajdziesz, a gdzie zgubisz. Dziś moi znajomi wyjechali do Swatowego z konwojem ewakuacyjnym o 8:30. Jak dotąd nie ma z nimi kontaktu. Nie wiadomo, czy tam dotarli, czy nie. Czy w ogóle żyją…
Przepraszam za brak odpowiedzi w trakcie trwania zajęć. Ciężko o dobry internet w piwnicy”.
Trzeci miesiąc zajęć. Rosjanie zajęli Siewierodonieck, Lisiczańsk, Łyman i zbliżyli się do Słowiańska, gdzie mieszkam. Student, który ewakuował się z Łymania, pyta, w jaki sposób jesteśmy ostrzeliwani i porównuje to do tego, jak jego miasto było ostrzeliwane przed okupacją: „Najpierw ostrzelali szpital, dom kultury, a potem zaczęły się regularne pojedynki artyleryjskie i wszelkie podtrzymywanie życia w mieście ustało. Z reguły ostrzał trwał nieprzerwanie od czwartej do dziesiątej rano, po południu był spokój do szóstej wieczorem, a potem znowu do pierwszej w nocy”.
Postawa życiowa, która daje siłę
Starałem się nadal wybierać tematy wykładów zgodnie z pytaniami stawianymi przez wojnę: obowiązek, odpowiedzialność, stosunek do zła itp. Jednak największe zainteresowanie wzbudził temat miłości między mężczyzną a kobietą. Aktywnie dyskutowali o niej nawet ci, którzy podczas zajęć byli pod ostrzałem. Pomimo wojny, młode pokolenie żyje w pokojowej przyszłości Ukrainy.
Miałem też kilka rewelacji, którymi podzieliłem się z uczniami. Kiedy uczyłem w Tomsku, zaproponowano mi wybór strategii budowania kariery akademickiej – pisanie grantów, wyjazd do Moskwy, zapoznanie się ze znanymi naukowcami, a tym samym zwiększenie autorytetu i statusu społecznego. Niektórzy z moich kolegów tak zrobili, zostali uznani, a teraz muszą dostosować się do reżimu w Rosji wbrew swojemu sumieniu. Gdybym zrobił to samo, straciłbym swój talent filozoficzny.
Istnieje zasadnicza różnica między filozofem a specjalistą w dziedzinie filozofii. Filozof wyraża swoje doświadczenie życiowe. A że jest wojna, nie może nie mówić o doświadczeniu wojny. W przeciwnym razie nie jest filozofem. Do filozoficznej samorealizacji potrzebuję tylko wolnego czasu na pisanie i przeżywanie razem ze wszystkimi doświadczenia, które rozumiem. Na froncie w Słowiańsku mam to wszystko, podczas gdy moi odnoszący sukcesy koledzy w Rosji tego nie mają. Wojna pokazała, że cała walka o uznanie, status społeczny, karierę naukową, autorytet, to nic innego jak iluzja, bagno, a autentyczność życia ujawnia się w jego własnej wartości, kiedy działasz w zgodzie z samym sobą. To właśnie starałem się przekazać studentom na moich wykładach.
Studia w Ukrainie: Trudne doświadczenie wojny
Ukraińska młodzież jest zróżnicowana. Niektórzy są upolitycznieni, inni nie. Są to ludzie o bardzo różnych zainteresowaniach, ale jest jedna rzecz, która ich łączy: wszyscy koncentrują się na przyszłości i nie widzą żadnej przyszłości z Rosją. Nie oglądają telewizji i nie postrzegają wojny przez pryzmat polityki lub takiej czy innej ideologii, ale adekwatnie, w sposób, w jaki przejawia się ona w życiu. Po raz kolejny przekonałem się o tym, gdy komunikowałem się z nimi podczas testów i egzaminów. Przytoczę kilka cytatów z tych rozmów z niewielkimi zmianami stylistycznymi, nie zmieniając ich znaczenia.
Z okupowanego obszaru obwodu ługańskiego
– Z trudem nawiązałem kontakt. Mam miejscową propiskę (zameldowanie – red.), dlatego nie wypuszczają mnie z ŁNR – jest mobilizacja.
Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– Mogliśmy zginąć wiele razy, nie mogę o tym mówić, nie mogę obiecać, że będę mógł opowiedzieć…
Ze Swietłodarska (w czasie okupacji)
– Jestem w Swietłodarsku. Od 24 maja DNR i od 29 maja nie mamy łączności. Dopiero teraz po raz pierwszy udało mi się skontaktować. W mieście nie ma nic – wody, światła, gazu, internetu. To, że udało mi się jakoś złapać internet to cud.
Z Ukrainy, po ewakuacji z Łymania
– 22 kwietnia nastąpił pierwszy ciężki ostrzał. Na początku, koło piątej nad ranem Doniecki Obwodowy Szpital Urazowy, który przeniósł się do Łymania w 2014 roku został trafiony systemem Huragan. Wybuchł pożar, ucierpiały okoliczne domy. Szczególnie intensywnie było w nocy z 30 kwietnia na 1 maja: ostrzał rozpoczął się o 20:00 i trwał do około 1:00, a następnie został wznowiony o 4:00. Słychać było metaliczny dźwięk pocisków latających wokół miasta. W porze obiadowej nieco ucichło i stało się jasne, że most dla pieszych łączący południową i północną część miasta został zerwany, wielopiętrowe budynki i garaże zostały uszkodzone, dworzec kolejowy jest bez okien. W kolejnych tygodniach sytuacja w mieście tylko się zaogniała, kończyły się zapasy żywności, a ludzie byli zmęczeni ciągłym dudnieniem i nowymi zniszczeniami…
Z Nowopieskowa (w czasie okupacji)
– Jestem w domu w Nowopieskowie. Wydaje się, że jest tu cicho, ale codziennie latają bomby, jeżdżą wojskowe maszyny, to bardzo przerażające.
Z Kurachowego
– Nie widzę żadnej logiki w ostrzale. Ludzie ćwiczyli na stadionie, a po ich odejściu w stadion uderzyła rakieta.
Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– 24 lutego rosyjskie wojska wkroczyły na terytorium Ukrainy. Pamiętam ten poranek, przerażenie, które panowało wokół. Od samego rana okupanci zaczęli bombardować okolice Mariupola. Ludzie masowo próbowali opuścić miasto, ale nawet wtedy miasto było już zablokowane. Wszyscy biegli, aby wypłacić pieniądze i kupić jedzenie. W oczach ludzi było przerażenie tym, co się dzieje, wszyscy bali się tego, co się stanie. Wszyscy bali się wojny… Mieszkałem w dzielnicy domów jednorodzinnych w dzielnicy Illichivskiy. Kiedy zaczęli ostrzeliwać wschodnią dzielnicę, ukryliśmy się w piwnicy. Ziemia się trzęsła, a wraz z nią nasz dom. To było tak, jakby czas się zatrzymał. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułem, że ja i moi bliscy możemy zginąć. Kolejne dni wyglądały tak samo: nalot, piwnica, wybuchy. Walki toczyły się kilka kilometrów od nas i wkrótce rozprzestrzeniły się na powiat Illichivskiy. Wtedy postanowiliśmy opuścić miasto. Tak się złożyło, że jechaliśmy w czasie bombardowania z powietrza. Już wtedy nasza dzielnica była w ruinie – wiele zniszczonych domów i spalonych samochodów. Ale najgorsze było dopiero przed nami. Kiedy nasz samochód dotarł do punktu kontrolnego, poradzono nam zawrócić, ponieważ było to zbyt niebezpieczne. Pamiętam, jak moja mama powiedziała, że powinniśmy się wycofać. My i wszyscy za nami zostaliśmy przepuszczeni na własne ryzyko. Modliliśmy się, prosząc Boga, aby dał nam szansę na przeżycie. Tego dnia, pod bombardowaniem, wyjechaliśmy. Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłem. Spalone i ostrzelane samochody, ciężarówki i sprzęt wojskowy… I trupy, a raczej to, co z nich zostało. Było ich tak wiele, że straciłem poczucie rzeczywistości. Czułem się jak w transie. Czułem się jak w koszmarze. Moja rodzina i ja opuściliśmy Mariupol 10 marca, a już 11 marca, jakby wymazując naszą przeszłość, pocisk zniszczył nasz dom.
Z Akhtyrki
– 24 lutego około 13:30 weszła mała kolumna Rosjan, specjalnie wypuszczono ich za miasto, gdzieś na polach zostali rozbici. Główne działania rozpoczęły się już od 25: bomby próżniowe, grady, artyleria, lotnictwo itd. Kluczowa infrastruktura miasta została całkowicie zniszczona: elektrociepłownia, dworzec kolejowy. Centrum miasta zostało poważnie uszkodzone, zniszczono ratusz, dom życia codziennego, dom kultury i muzeum. Większość mieszkańców natychmiast masowo wyjechała. W kwietniu było spokojnie, ale gdzieś w połowie maja doszło do ataku rakietowego na obiekt wojskowy, w wyniku którego ucierpiało przedszkole. Ktoś powiedział, że przywieziono tam broń, ale trzy dni przed ostrzałem wszystko zostało usunięte, więc było to bezcelowe. Od tego czasu w mieście panuje spokój, ale przygraniczne wioski są nieustannie ostrzeliwane. Przeważnie wszystko trafia na pola, celowo, aby nie mogli niczego zasiać.
Z Alekseevo-Druzhkovka
– Dzisiaj doszło do ostrzału sąsiednich miast (10 km od mojej wioski) i komunikacja została całkowicie utracona.
Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– Po prostu nie mam energii do nauki, życie uciekło mi spod nóg i trwa to do dziś. Od 24 lutego nie ma jasnego dnia w moim życiu, mieszkałem miesiąc w Mariupolu od początku wojny do 24 marca. Straciliśmy tam wszystko, mieszkania, samochody i firmy, zostaliśmy deportowani do Rosji. Przez 25 dni podróżowaliśmy z tego piekła, aby tam nie zostać… Dwa tygodnie temu zostałem poinformowany, że mój brat, który był w Azovstal, zmarł. Nie mogę go nawet pochować.
Z Charkowa
– Piątego, nie pamiętam miesiąca, chyba maja, lało cały dzień. Dwa razy dostałem się pod bezpośredni ostrzał. Odłamki przeleciały mi koło twarzy, podarły mi buty. W Charkowie znów jest ciężko. Wczoraj były eksplozje na Saltovce. Ale to Saltovka i Novye Doma. Ci, którzy mieszkają na drugim końcu miasta – w rejonie Łysej Góry, mówią, że mają mniej więcej normalnie. I tak – przychodzi każdej nocy, głównie z Biełgorodu. Ale tak jest już od dłuższego czasu. Są prawie ciągłe naloty. Zaczynają ostrzał z Biełgorodu gdzieś około 23:00. Dzisiaj też ostrzeliwują.
Tak dorastało pokolenie w czasie wojny, które nie pamięta czasów, gdy Rosja nie była jeszcze wrogiem.