poniedziałek, 30 czerwca 2025

Nikołaj Karpicki. Rewolucja wojskowo-techniczna zmienia układ sił na świecie – państwa nie nadążają za zmianami

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 30.06.2025.


Udane operacje wojskowe – „Pajęczyna”, przeprowadzona przez Ukrainę przeciwko rosyjskiemu lotnictwu strategicznemu, oraz „Powstający Lew”, zrealizowana przez Izrael przeciwko wojskowym obiektom irańskiego programu jądrowego – skłaniają do ponownego zastanowienia się nad tym, w jakim stopniu rozwój technologii wojskowych może zmienić układ sił na arenie międzynarodowej. Rewolucja wojskowo-techniczna zmienia charakter wojny rosyjsko-ukraińskiej, a wszystkie błędy lub opóźnienia dowództwa wojskowo-politycznego są opłacane życiem ludzi. Rosja i Ukraina prowadzą śmiertelny wyścig we wdrażaniu nowych technologii, a walka dronów na polu bitwy przypomina naturalną selekcję w przyrodzie. Czołgi i okręty wojenne coraz bardziej przypominają dinozaury, które przegrały konkurencję z małymi ssakami. W przeciwieństwie do ewolucji naturalnej, państwa mogą skalować skuteczne rozwiązania militarne – ale mogą też spóźniać się z ich wdrożeniem, co prowadzi do dużych strat.

Rewolucja wojskowo-techniczna i gwałtowne starzenie się najsilniejszych armii świata

Udany atak Ukrainy 1 czerwca 2025 roku na rosyjskie lotnictwo strategiczne rodzi zagrożenie, że nawet ten najbardziej groźny rodzaj wojsk może wkrótce się zestarzeć i okazać się bezbronny wobec tanich dronów. Dziś nie trzeba już zwyciężać armii na polu bitwy – wystarczy poczekać kilka lat, aż stanie się ona na tyle przestarzała, że nie będzie zdolna do prowadzenia nowego typu wojny.

Kiedy zachodni przywódcy polityczni twierdzą, że Rosja będzie potrzebowała kilku lat na przygotowanie ataku na Polskę i kraje bałtyckie, mają na myśli zwykłą wojnę z czołgami i lotnictwem. Tymczasem Rosja już opracowała nową taktykę, łączącą archaiczne i nowoczesne podejścia: bezlitosne wykorzystywanie mas żołnierskich, których jej nie brakuje, oraz zastosowanie nowoczesnych dronów. Do takiej wojny przeciwko Europie jest już przygotowana.

Generałowie, którzy nie mają doświadczenia w prowadzeniu współczesnej wojny, nadal będą przygotowywać się do wojen z przeszłości. Jak poinformowała agencja Yonhap, Korea Południowa jest bliska podpisania umowy o wartości około 6 miliardów dolarów na dostawę 180 czołgów K2 dla Polski. Tymczasem już dziś drony poważnie ograniczają skuteczność czołgów na polu walki, a w niedalekiej przyszłości ich użycie może okazać się całkowicie niemożliwe. Instynkt samozachowawczy przywódców autorytarnych skłania ich do szybkiego zapożyczania doświadczeń z nowoczesnej wojny. Sądzę, że właśnie z tego powodu Kim Dzong Un wysłał jednostki wojskowe do udziału w walkach przeciwko Ukrainie – wcale nie dlatego, że chciał pomóc Rosji, której rzekomo brakowało żołnierzy, jak twierdziło wielu analityków.

Rewolucja wojskowo-techniczna a przyszłość Chin

Chiny stoją na rozdrożu: albo militarizacja, albo postawienie na rozwój robotyki i sztucznej inteligencji. Jeszcze niedawno wydawało się niejasne, jak Tajwan mógłby oprzeć się ogromnej flocie, którą Chiny budują w celu zajęcia wyspy. Tymczasem Ukraina, rozwijając technologię morskich dronów, zdołała zneutralizować całą rosyjską Flotę Czarnomorską. To jednak oznacza, że morskie floty wszystkich krajów świata stają się przestarzałą bronią. Jeśli Tajwan skorzysta z ukraińskiego doświadczenia, będzie mógł równie skutecznie unieszkodliwić chińską flotę. To okoliczność, która zmniejsza prawdopodobieństwo wybuchu wojny i kieruje Chiny na pokojową ścieżkę rozwoju. Oczywiście Chiny mają kolosalne możliwości skalowania wszelkich innowacji w dziedzinie robotów bojowych, jednak państwo zawsze będzie opóźniać się względem postępu technologicznego, dlatego – moim zdaniem – w dziedzinie nowych technologii wojskowych opartych na sztucznej inteligencji Tajwan będzie wyprzedzał Chiny.

Moc i wysoka technologia czy prostota i praktyczność?

Sukces izraelskiej operacji wojskowej w dniach od 13 do 23 czerwca 2025 roku, wymierzonej w zapobieżenie stworzeniu przez Iran broni jądrowej, został osiągnięty dzięki absolutnej przewadze technicznej. Izrael przeprowadzał skoordynowane ataki z powietrza przy użyciu lotnictwa i dronów, oczyszczając przestrzeń powietrzną. Pozwoliło to Stanom Zjednoczonym 22 czerwca na użycie superciężkich bomb, które dopełniły zniszczenia kluczowych obiektów irańskiego programu jądrowego. Mimo osiągnięcia zamierzonych celów – zniszczenia dużych obiektów wojskowych – przewaga techniczna nie pozwoliła na likwidację samego zbrodniczego i nienawistnego wobec ludzi reżimu Iranu. Co więcej, posiadając tę samą przewagę, Izrael już od półtora roku zmuszony jest prowadzić wyczerpującą wojnę przeciwko organizacji terrorystycznej Hamas, znajdującej się na jeszcze niższym poziomie technologicznym niż Iran.

Najważniejsze nie jest to, jak potężna i nowoczesna jest broń, ale na ile jest celowa i dostosowana do konkretnych warunków. Tego nie rozumie wielu, nawet w najlepszych armiach świata. W październiku 2024 roku izraelski publicysta Siergiej Auslender w swoim wideoblogu na YouTube opowiadał, że izraelska armia nie potrafi skutecznie walczyć z dronami, ponieważ stawia na kosztowne, wysoko zaawansowane technologicznie uzbrojenie – takie jak „Żelazna Kopuła” czy lotnictwo – podczas gdy do zwalczania dronów potrzebne są stosunkowo proste systemy przeciwlotnicze. Jak powiedział, armia używa elektronicznego mikroskopu tam, gdzie wystarczyłby zwykły młotek.

Czasami rozwiązanie techniczne może być prymitywne, ale skuteczne w konkretnej sytuacji. W 2022 roku Rosja zastosowała przeciwko Ukrainie taktykę ognia artyleryjskiego zaporowego, a w latach 2023–2024 – masowe ataki piechoty. Masowe użycie takich przestarzałych i prymitywnych środków dawało Rosji przewagę na polu walki. 26 stycznia 2025 roku Mychajło Drapaty przejął dowództwo operacyjno-strategicznej grupy wojsk „Chortycia” i zorganizował pod Pokrowskiem system obrony z uwzględnieniem nowych możliwości technicznych dronów, który zatrzymał Rosjan. W ten sposób przewaga na polu walki, którą dawała Rosji prymitywna broń i przestarzała taktyka ataków piechoty, szybko zanika we współczesnej wojnie wraz z rozwojem technologii dronów. Choć Ukrainie wciąż brakuje zasobów, by rozpowszechnić udane doświadczenia spod Pokrowska na inne odcinki frontu, istnieje nadzieja, że w przyszłości sytuacja się poprawi. Oczywiście Rosja ma większe możliwości skalowania produkcji dronów, jednak dalszy przebieg wojny zależeć będzie od tego, kto szybciej wdroży innowacje techniczne na polu walki.

Produkcja przemysłowa i rzemieślnicza dronów

We wszystkich państwach za produkcję broni odpowiada państwo. Nawet jeśli opracowywana jest przez firmy prywatne, odbywa się to na licencji i z zamówienia rządowego. Jednak wojna rosyjsko-ukraińska pokazała, że państwo nie nadąża za innowacjami w dziedzinie dronów. Właśnie tu pojawił się nowy czynnik – ukraińskie społeczeństwo obywatelskie, które poprzez sieci wolontariuszy zaczęło zaopatrywać armię w drony.

Atutem Rosji jest zdolność do szybkiego skalowania skutecznych rozwiązań wojskowych. Rosja potrafi uruchomić taśmową produkcję dronów, ale nie będzie ona nadążać za dynamicznymi innowacjami technicznymi. Atutem Ukrainy jest inicjatywa techniczna oparta na horyzontalnych więziach społecznych. Pozwala to na masową produkcję nowych modeli dronów, dzięki czemu udaje się utrzymać linię frontu. Kto poza Ukrainą byłby w stanie w przypadku wojny odtworzyć podobny model masowej produkcji dronów na skalę rzemieślniczą?

Zdaniem architekta IT i adiunkta Politechniki Kijowskiej Eugenia Kowalenki, konieczność przestrzegania ustalonych procedur państwowych uniemożliwi krajom Unii Europejskiej szybkie zwiększenie i modernizację floty bojowych dronów w celu skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej agresji. Tymczasem w Indiach i Pakistanie poziom kreatywności technicznej i uniwersalności pracowników małych warsztatów jest tak wysoki, że w przypadku wojny mogliby oni zapewnić nie tylko masową, rzemieślniczą produkcję dronów, ale też dynamiczny rozwój technologii ich wytwarzania.

Uważam, że w przypadku wojny między Indiami a Pakistanem – której całkiem niedawno ledwo udało się uniknąć – największym zagrożeniem nie byłoby posiadanie broni jądrowej przez obie strony, lecz możliwość zmobilizowania niezliczonych prywatnych warsztatów do niemal nieograniczonej produkcji coraz to nowych modeli bojowych dronów. Mogłoby to doprowadzić do utraty kontroli nie tylko nad produkcją, ale i nad ich rozpowszechnianiem. Przed oczami staje apokaliptyczny obraz, w którym na czarny rynek całego świata trafiają coraz to nowe modele śmiercionośnych dronów z systemami sztucznej inteligencji. Na szczęście, jak dotąd, udało się uniknąć takiego rozwoju wydarzeń.

Możliwości Ukrainy w zakresie masowej, rzemieślniczej produkcji bojowych dronów są dziesiątki razy mniejsze niż możliwości Indii, i tu naturalnie nasuwa się pytanie: czy już teraz, w czasie wojny, ukraińscy wolontariusze mogliby nawiązać współpracę z prywatnymi warsztatami w Pakistanie lub Indiach, aby zaopatrywać armię w drony?

Indolożka, ekspertka Narodowego Instytutu Badań Strategicznych, Olena Bordiłowska odpowiedziała dla PostPravda.info na to pytanie:

– To nie jest takie proste – bez udziału państwa raczej się nie obejdzie. W Pakistanie o czymś takim nie można nawet marzyć, ponieważ jest to w zasadzie reżim półwojskowy i wszystko znajduje się pod ścisłą kontrolą. W Indiach jest łatwiej, to jednak demokracja. W obu krajach istnieje duże zainteresowanie Ukrainą – jeśli chodzi o technologie dronów. Już to pokazują, dają sygnały. Ale żebyśmy mogli nawiązać takie kontakty po prostu „po znajomości” – w to mocno wątpię, ponieważ technologie wojskowe znajdują się pod kontrolą państwa, szczególnie w czasie wojny. Jeśli chodzi o prostsze, mniej ważne technologie, w tym dronowe – to może być możliwe. Prywatne firmy będą chętne do współpracy. Już teraz pojawia się zainteresowanie naszymi dronami używanymi w rolnictwie. Ale przecież wiemy, że istnieją technologie podwójnego zastosowania. Dlatego powiedziałabym, że to bardzo wrażliwy temat. Na razie nie budowałabym planów, chociaż w przyszłości to bez wątpienia bardzo, bardzo obiecująca dziedzina, która już teraz interesuje wszystkich.

Co może zrobić Estonia w obliczu zagrożenia rosyjską inwazją?

W wywiadzie dla PostPravda.info Eugene Kowalenko stwierdził, że aby przygotować się na ewentualny atak Rosji, kraje Unii Europejskiej powinny przynajmniej uprościć procedury biurokratyczne regulujące działalność organizacji społecznych zajmujących się dronami. Ważne jest również wspieranie zaangażowania obywateli w takie inicjatywy oraz ułatwianie korzystania z doświadczenia ukraińskich specjalistów. Wyobraźmy sobie jednak skrajny scenariusz: armia rosyjska, której liczebność przewyższa całą męską populację Estonii, napada na ten kraj. W jakich warunkach Estonia miałaby szansę się obronić?

Sądzę, że tylko wtedy, gdyby w ramach powszechnej obrony cywilnej całe społeczeństwo było szkolone w zakresie obsługi dronów, których produkcja byłaby wspierana na każdym poziomie – zarówno w formie przemysłowej, jak i rzemieślniczej. W proces ten zaangażowano by ukraińskich specjalistów oraz zawierano umowy z zagranicznymi fabrykami i warsztatami. Wówczas kilkadziesiąt tysięcy operatorów, korzystając z milionów dronów, mogłoby utworzyć wzdłuż granicy nieprzekraczalną „strefę śmierci”, jednocześnie atakując lotniska i wyrzutnie rakiet przeciwnika.

Na razie brzmi to jak fantastyka, ale Estonia już podejmuje kroki w tym kierunku i już jest jednym z pierwszych krajów UE, które zintegrowały cyfrowy system obiegu dokumentów w obronności. Estońskie Ministerstwo Obrony przygotowało projekty aktów wykonawczych do Ustawy o broni, co ma wnieść większą przejrzystość w sektorze obronnym i dać wielu przedsiębiorcom pewność przy inwestowaniu w ten obszar.

Ograniczenie biurokracji w sektorze obronnym to kwestia przetrwania

Estoński publicysta Andriej Kuziczkin powiedział dla PostPravda.info:

– Już dawno uświadomiliśmy sobie zagrożenie atakiem ze strony Rosji. Zwiększamy wydatki na obronność do 5% PKB, zakupiliśmy systemy HIMARS, budujemy nowe zakłady zbrojeniowe i poligony, kupujemy morskie drony. Estonię nazywa się e-riik – państwem elektronicznym. Nasza czołowa uczelnia, TalTech (Talliński Uniwersytet Techniczny), opracowuje wszystkie najnowocześniejsze technologie, w tym wykorzystanie sztucznej inteligencji w obronności. Od dawna produkujemy drony i roboty bojowe. Przedsiębiorstwa państwowe praktycznie nie istnieją – 90% sektora obronnego stanowi biznes prywatny. Od 1 września w szkołach zostanie wprowadzony przedmiot „Operator dronów”. Estonia jest znana z tego, że oprócz Kaitsevägi (Sił Zbrojnych), mamy Kaitseliit (Związek Obrony) – organizację administrowaną przez Ministerstwo Obrony, ale posiadającą własną strukturę zarządzania. W jej skład wchodzą rezerwiści i ochotnicy. Istnieje również Naiskodukaitse („Kobieca Ochotnicza Organizacja Obronna”) oraz młodzieżowa organizacja Noored Kotkad („Młode Orły”). De facto są to paramilitarne formacje obrony cywilnej. W każdej mojej klasie są uczniowie – członkowie Związku Obrony, – powiedział Andriej Kuziczkin.

Od 1 stycznia 2025 roku weszły w życie poprawki do estońskiej Ustawy o broni, mające na celu uproszczenie i przyspieszenie regulacji w sferze obronności oraz eliminację zbędnych barier dla prywatnych producentów. Obecnie nie jest już wymagana licencja na kadłub drona, jeśli nie jest on uzbrojony. Zezwolono na udział przedsiębiorstw z zaprzyjaźnionych państw trzecich (Japonii, Izraela, Korei Południowej, Singapuru i innych) za zgodą Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Ministerstwa Obrony. Do końca 2025 roku planowane jest przeniesienie wszystkich procedur licencyjnych i sprawozdawczości do formatu elektronicznego. Planowane jest również uproszczenie procedury licencjonowania prywatnych projektów oraz rozszerzenie listy wyjątków od ogólnych zasad licencyjnych dla rzemieślniczych warsztatów montażowych działających w ramach organizacji wolontariackich i społecznych.

Zdaniem specjalnego doradcy estońskiego Ministerstwa Obrony, Indreka Sirpa, sektor obronny kraju jest nadmiernie zbiurokratyzowany, a wymagania dotyczące naprawy broni – wyjątkowo skomplikowane. Ministerstwo Obrony przygotowało nowe przepisy wykonawcze do Ustawy o broni, które skrócą czas potrzebny na spełnienie wymogów formalnych. „Można będzie również wytworzyć zaczep do mocowania materiałów wybuchowych i w przyszłości nie będzie już potrzebne na to specjalne zezwolenie. Zezwolenie będzie wymagane tylko w przypadku dodania głowicy bojowej do drona” – wyjaśnił Indrek Sirp.

Jeśli Estonia będzie nadal podążać w tym kierunku, może stać się przykładem dla krajów Unii Europejskiej, jak ustalać priorytety i stymulować wolontariackie inicjatywy techniczne w dziedzinie obronności.

czwartek, 26 czerwca 2025

Raszyzm // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 26.06.2025.


W ciągu lat wojny z Rosją słowo „Raszyzm” na stałe weszło do użytku w społeczeństwie ukraińskim, choć niektórzy politolodzy uważają je za pojęcie nieprecyzyjne i nienaukowe. Niemniej jednak w ukraińskim społeczeństwie doskonale rozumie się, czym jest raszyzm i czym różni się on od innych odmian faszyzmu. 2 maja 2023 roku Rada Najwyższa Ukrainy nadała pojęciu „raszyzm” definicję, wskazując jego główne cechy. Definicja ta ma charakter opisowy, dlatego pojęcie to stało się tematem kolejnego artykułu Nikołaja Karpickiego z cyklu Słownik Wojny, jaki publikujemy w PostPravda.Info.

Raszyzm

Raszyzm – współczesna forma rosyjskiego faszyzmu, ideologia brutalnego tłumienia lub niszczenia innych kultur i tożsamości narodowych w celu rozszerzenia przestrzeni dominacji rosyjskiej tożsamości.

Termin „raszyzm” (od słów „rosyjski” i „faszyzm”) używany jest do określenia odmiany faszyzmu, która ma cechy wspólne z jego historycznymi formami – włoskim faszyzmem, niemieckim narodowym socjalizmem i innymi. Ideologia raszyzmu ukształtowała się na bazie tradycyjnego dla Rosji rosyjskiego szowinizmu o charakterze imperialnym.

Szczególne miejsce w ideologii raszystowskiej zajmuje Ukraina. Raszyści twierdzą, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród. Ukraińska tożsamość dopuszczana jest jedynie jako prowincjonalna odmiana rosyjskiej, a ci Ukraińcy, którzy odmawiają uznania rosyjskiej tożsamości za jedyną słuszną wobec siebie, uznawani są za wrogów. O ile hitlerowski nazizm określał wroga na podstawie kryterium rasowego, o tyle raszyzm – na podstawie charakteru tożsamości. Agresja Rosji przeciwko Ukrainie uzasadniana jest potrzebą „odzyskania” Ukrainy i wykorzenienia ukraińskiej tożsamości jako samodzielnej.

Raszyzm a rosyjski szowinizm

Rosyjski szowinizm towarzyszył rozwojowi Rosji przez wieki i przejawiał się zarówno na poziomie państwowym, jak i w życiu codziennym. Na poziomie ideologii państwowej rosyjski szowinizm przybierał różne formy – od koncepcji „Moskwa – Trzeci Rzym”, przez ideę komunizmu, która uzasadniała dyktaturę, aż po współczesne idee „russkiego mira”. Niezmienna pozostawała jednak jego istota: usprawiedliwianie ekspansji militarno-politycznej oraz narzucanie jednolitej ideologii w kwestiach kultury, języka, historii i religii.

Na poziomie codziennym rosyjski szowinizm wyraża się w przekonaniu, że terytoria kiedyś podbite przez Rosję, takie jak Tatarstan, Baszkortostan czy Jakucja, automatycznie stają się „nieodłączną częścią” Rosji. Mieszkańcom tych regionów odmawia się prawa do podmiotowości politycznej, w tym prawa do samostanowienia. Uważa się, że są oni zobowiązani do dostosowania się do dominującej rosyjskiej kultury, posługiwania się językiem rosyjskim i przyjęcia norm codziennego życia typowych dla Rosjan.

Jednocześnie od Rosjan przesiedlających się do tych regionów nie oczekuje się szacunku wobec lokalnych języków i tradycji. Przykładem takiej postawy może być sytuacja w republikach narodowych, gdzie nawet w dużych miastach, takich jak Kazań, właściciele mieszkań często otwarcie ogłaszają, że wynajmują lokale wyłącznie Rosjanom. Taka dyskryminacyjna praktyka jest postrzegana jako społecznie akceptowalna norma.

Na poziomie prawnym ta tendencja została utrwalona w sierpniu 2018 roku, kiedy to w Ustawie o oświacie wprowadzono zmiany, które wykluczyły języki narodowe republik z listy obowiązkowych przedmiotów szkolnych. Jednak już wcześniej szkoła pozostawała głównym narzędziem narzucania imperialnej wersji rosyjskiej historii wszystkim narodom Rosji.

Momentem przełomowym, który wyznaczył przekształcenie rosyjskiego szowinizmu w pełnoprawną ideologię raszyzmu, był rok 2014 – aneksja Krymu i rozpoczęcie wojny w Donbasie. To właśnie wtedy rosyjska propaganda zaczęła aktywnie wykorzystywać szowinistyczne narracje do uzasadniania agresji zbrojnej i terroru wobec ludności ukraińskiej. Raszyzm to już nie tylko kulturowa czy polityczna arogancja, lecz ideologiczne usprawiedliwienie wojny i zbrodni wojennych, popełnianych w imię zniszczenia innej tożsamości narodowej. Osoba, która nawet jeśli nie popiera otwartej agresji, ale rozpowszechnia narracje usprawiedliwiające jej cele – na przykład ideę „jednego narodu” czy misję „russkiego mira” – również może być uznana za nosiciela ideologii raszyzmu.

Ideologia raszyzmu

Raszyzm to imperialna ideologia oparta na obrazie wroga, zmitologizowanej historii oraz koncepcji szczególnej misji Rosji polegającej na rozszerzaniu tak zwanego „russkiego mira”. W wyobrażeniach raszystów współczesny świat to pole walki między „bezduchowym” Zachodem a „duchową” Rosją.

Ukraińska tożsamość w tym dyskursie uważana jest za nienaturalną, rzekomo narzuconą przez Zachód w celu osłabienia Rosji. Zgodnie z tą logiką, Rosja „musi” siłą odzyskać Ukrainę, a Ukraińców, którzy odrzucają rosyjską tożsamość, należy traktować jako zdrajców i wrogów.

W raszyzmie ideologiczna konstrukcja „rosyjskiej kultury” i „prawosławia” zastępuje zarówno autentyczną kulturę, jak i prawdziwą religijność. Ten sztuczny konstrukt czerpie elementy zarówno z epoki sowieckiej, jak i carskiej, tworząc wewnętrznie sprzeczny system – jednak sami raszyści zazwyczaj tych sprzeczności nie dostrzegają.

Raszyści i ich postawa

Większość zwolenników raszyzmu popiera reżim Putina, ponieważ postrzega go jako narzędzie walki z ukraińską tożsamością. Jednocześnie w innych kwestiach, takich jak korupcja, polityka społeczna czy zarządzanie gospodarką, mogą wyrażać niezadowolenie z władzy. W środowisku raszystowskim istnieje także radykalne skrzydło będące w opozycji do Putina, ponieważ uważa go za niewystarczająco zdecydowanego i brutalnego w walce z Ukrainą.

W ukraińskiej świadomości społecznej rozróżnia się ideowych raszystów od tych, którzy wspierają raszyzm biernie, spontanicznie, bez głębokiego przekonania. Do pierwszej kategorii należą raszyści w ścisłym znaczeniu – osoby świadomie usprawiedliwiające rosyjską agresję. Do drugiej zalicza się tzw. „watników” – przeciętnych obywateli, unikających odpowiedzialności moralnej, skłonnych do relatywizmu: „nie wszystko jest tak jednoznaczne”, „wszyscy są winni”, „tylko Bóg zna prawdę” itd. Osobną kategorię stanowią „orkowie” – przestępcy, którzy wstąpili do armii dla korzyści materialnych lub w zamian za uniknięcie kary więzienia. Ich motywacja nie ma charakteru ideologicznego: popełniają zbrodnie wojenne kierując się osobistym okrucieństwem i poczuciem bezkarności.

Wspólną cechą raszystów, watników i orków jest brak empatii wobec ofiar agresji oraz niechęć do uznania odpowiedzialności za działania własnego państwa.

Raszyzm i nekroimperializm

Jeśli raszyzm jest ideologiczną pozycją rosyjskiej władzy, to nekroimperializm stanowi faktyczny stan rosyjskiej świadomości społecznej i systemu politycznego. Różnica jest taka sama, jak między komunizmem jako ideologią a stalinizmem jako rzeczywistą praktyką: o ile ideologicznie uzasadnionym celem była walka z „wrogami klasowymi”, to w rzeczywistości stalinizm przejawiał się w masowych donosach i represjach wobec niewinnych. Podobnie, jeśli raszyzm oznacza ideologię ekspansji „russkiego mira”, to nekroimperializm opisuje, z jednej strony, stosunek władzy do ludności jako do zasobu, który można wydać na osiągnięcie swoich celów, a z drugiej, zgodę samych obywateli na taką rolę, co objawia się w gotowości do bezsensownej śmierci na frontach w Ukrainie.

Rządzący klan w Rosji, składający się głównie z ludzi wywodzących się ze służb specjalnych, nie jest przywiązany do żadnej konkretnej ideologii. Jego stosunek do konstrukcji ideologicznych jest wyłącznie instrumentalny – są one wykorzystywane tylko wtedy, gdy pomagają utrzymać władzę. Taki cynizm jest dziedzictwem sowieckich służb bezpieczeństwa. Jednak zmiana ideologii w zależności od okoliczności politycznych nie wpływa na sposób postrzegania świata, który stanowi fundament nekroimperializmu.

W ten sposób raszyzm to ideologiczne ujęcie lęku przed złożonością świata i dążenia do zniszczenia wszystkiego, nad czym nie da się zapanować, natomiast nekroimperializm to urzeczywistnienie tego dążenia w świadomości społecznej i systemie politycznym.

Prawna definicja pojęcia „raszyzm”

2 maja 2023 r. Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła rezolucję „W sprawie stosowania ideologii rasizmu przez reżim polityczny Federacji Rosyjskiej, potępienia zasad i praktyk raszyzmu jako totalitarnych i nienawistnych” (nr 3078-IX). Oświadczenie Rady definiuje raszyzm jako „nowy rodzaj totalitarnej ideologii i praktyk, które leżą u podstaw reżimu utworzonego w Federacji Rosyjskiej pod przywództwem prezydenta W. Putina i opierają się na tradycjach rosyjskiego szowinizmu i imperializmu, praktykach reżimu komunistycznego ZSRR i narodowego socjalizmu (nazizmu); … charakterystycznymi cechami i konsekwencjami raszyzmu są

– systemowe łamanie praw człowieka i podstawowych wolności;
– kult władzy i militaryzm;
– kult osoby na szczycie pionu władzy i sakralizacja instytucji państwowych;
– samouwielbienie Rosji i Rosjan poprzez brutalny ucisk i/lub zaprzeczanie istnieniu innych narodów;
– wykorzystywanie praktyki rozpowszechniania języka i kultury rosyjskiej, Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, mediów, instytucji politycznych i publicznych oraz propagandy idei „russkiego mira” wśród innych narodów w celu realizacji ekspansjonistycznej polityki państwa;
– systematyczne naruszanie powszechnie uznanych zasad i norm prawa międzynarodowego, w tym poszanowanie suwerenności innych państw, ich integralności terytorialnej i granic uznanych na arenie międzynarodowej oraz nieprzestrzeganie zasady niestosowania siły lub groźby użycia siły;
– tworzenie, finansowanie i zbrojne wspieranie nielegalnych grup zbrojnych i ruchów separatystycznych na terytoriach innych suwerennych państw, tworzenie i wspieranie organizacji terrorystycznych;
– stosowanie zakazanych metod prowadzenia wojny i systematyczne popełnianie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości;
– systematyczne organizowanie i przeprowadzanie masowych mordów, egzekucji, tortur, deportacji, tworzenie sztucznych warunków dla głodu, innych rodzajów masowego terroru fizycznego, ludobójstwa, prześladowań na tle etnicznym, narodowym, religijnym, politycznym i innym;
– regularne groźby użycia broni jądrowej przeciwko innym państwom i stworzenia katastrof technologicznych”.

Nikołaj Karpicki 
Słownik wojny

czwartek, 19 czerwca 2025

Piotr Kaszuwara. Ataki na Ukrainę: „Jak ty?”. „Mogłam pójść do łazienki, to by mnie nie pocięło szkło”

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 20.06.2025.

Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.

Ataki są coraz częstsze. 17 czerwca 2025 roku Rosja zbombardowała Kijów. Zginęło 28 ludzi, w tym niemal cała rodzina: Rościsław i Ina, 22-letni ich syn Artem oraz jego 21-letnia dziewczyna Weronika. Przeżył jedynie 12-letni Ilja, który tę noc akurat spędzał u babci. Kilka dni wcześniej rosyjskie bomby spadły na Charków, a 19 czerwca na Kramatorsk. Codziennie decyzje Władimira Putina przynoszą śmierć i zniszczenie mieszkańcom ukraińskich miast, miasteczek i wsi. Z wielu pozostały tylko gruzy. Starte z powierzchni ziemi są Wowczańsk, Lipci, Junakiwka, Kamianka, Dolina, Czasiw Jar, Niu Jork, Toreck, Kurachowe, Wuhłedar, Robotyne, Krynki i tysiące innych punktów na mapie.

Ataki na Charków

– Najbardziej się boję, kiedy bombardowania ucichają na kilka dni – opowiada Krystina. – Po tych przerwach zazwyczaj jest jeszcze gorzej – mówi. Dziewczyna ma niecałe 29-lat. Do Charkowa przyjechała z Chersonia. Uciekła przed wojną kilka lat temu, bo w jej rodzinnym mieście już nie dało się żyć. Codziennie publikuje w sieci wiele zdjęć. Lubi delikatne, kobiece sukienki, odważne kolory, pozować do zdjęć nad rzeką, stawem, na plaży, gdzieś nad jeziorem. Ma duże, zielone oczy, pełne usta, smukłą sylwetkę, długie nogi i proste, zadbane, sięgające niemal do pasa blond włosy. W Chersoniu brała udział w wyborach miss piękności. Na jednym ze zdjęć, jakie wrzuciła parę lat temu do sieci ma długą, białą, koronkową suknię i wielkie skrzydła anioła. Uśmiecha się zalotnie, jest pewna siebie na scenie.

Tego uśmiechu na jej obecnych zdjęciach już nie da się odnaleźć, choć nadal często publikuje fotografie z najróżniejszych sesji. Niektóre nie wyglądają już tak profesjonalnie. Jakby były odległym pogłosem dawnego życia albo wręcz kadrami z życia kogoś zupełnie innego. Na większości tych nowych fotografii dziewczyna jest poważna. Uparcie jednak chce zachować, to, co zostawiła w Chersoniu. Swoją normalność. – Zawsze marzyłam, żeby zostać modelką. Mam ku temu przecież możliwości. Nie sądzisz? – pyta kokieteryjnie w jednej z rozmów.

– Na szczęście wszyscy żyjemy – daje znać kilka godzin po kolejnym ataku Rosjan na Charków. – Rozbiło mi wszystkie szyby w oknach. Podmuch eksplozji wyrwał drzwi wejściowe do mojego mieszkania, a mnie rzuciło o ścianę. U sąsiadów to samo. Zniszczyło kilka mieszkań. To chyba był Shahed (rosyjski dron bojowy – red.). Boję się, że będzie jeszcze gorzej. Tak, jak w Kijowie – Krystina opisuje, co się stało. – Mam pokiereszowane ręce i nogi. Rany niby nie są duże, ale głębokie. To głównie odłamki szkła, które wpadło do mojego mieszkania z klatki schodowej. Pewnie zostaną mi blizny na ciele, ale smaruję je maścią. Mam nadzieję, że się zagoją.

Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.

– Mogłam pójść do łazienki – wyrzuca sobie. – Mimo, że byłam w korytarzu, między dwoma ścianami, tak jak zalecają, to jednak to nie pomogło. Jakbym założyła kurtkę puchową, taką zimową, to pewnie by mnie tak nie pocięło, ale przecież jest lato. Strasznie byłoby mi gorąco, więc byłam tylko w nocnej koszulce i próbowałam spać na podłodze – rozważa różne możliwości, co można byłoby zrobić, gdyby wiedziało się, że to tej właśnie nocy śmierć będzie przelatywała obok.

Następnego dnia rano służby komunalne wstawiły w okna jej mieszkania płyty z drewnianej sklejki oraz tymczasowe, trochę niedopasowane drzwi. Mieszkanie trzeba było uprzątnąć, bo fala uderzeniowa wszystko poprzewracała i naniosła mnóstwo kurzu. Do końca się tego nie da zmyć i atmosfera jest w nim teraz trochę przygnębiająca, zwłaszcza, że z braku okien nie dociera tam żaden promień słońca.

– Zastanawiam się, czy nie wyjechać na zachód. Ale może jeszcze poczekam. W końcu przez dłuższy czas dało się tu żyć mimo bombardowań. Ale tak strasznie jeszcze nie było. Huków i wybuchów jest coraz więcej i częściej trafiają w budynki mieszkalne, taki jak mój. Powiedz mi, dlaczego nie trwają normalne negocjacje pokojowe? Dlaczego nikt nic nie robi? Dlaczego to ciągle trwa? – dopytuje Kristina.

– Powiedz mi proszę. Może coś słyszałeś, czy będzie u nas gorzej, czy zmierza to do końca? Ludzie w mieście mówią, że to dopiero początek i że jesienią będzie jeszcze bardziej niebezpiecznie – pyta, a ja uspokajam ją mówiąc, że „ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to”, że wszystko będzie dobrze.

Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.

Rakiety na Kijów

Tej nocy spałem bardzo niespokojnie. Miałem jakieś złe przeczucia, kiedy zobaczyłem, że w stronę stolicy Ukrainy leci kilkaset dronów Shahed i różnego typu rakiety. Zazwyczaj obrona przeciwlotnicza dawała sobię radę, ale tym razem to uczucie nie dawało mi zasnąć do późna. Kiedy już usnąłem miałem bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że drony FPV ze sztuczną inteligencją atakują przypadkowych przechodniów. Cudem uniknąłem w tym śnie śmierci i udało mi się pod pobliskie drzewa odciągnąć starszą, ubarną na czarno kobietę, która wspierała się o drewnianą laskę.

Obudziłem się około 6.00 rano. Odruchowo chwyciłem za telefon, otworzyłem wiadomości. W sieci pierwsze komunikaty o 14 zabitych w ataku na Kijów, zaledwie kilka fotografii zwalonego bloku w rejonie sołomiańskim.

Okolice uderzenia rakiety to rejon, w którym mieszka Mirusia. Sprawdzam jej profil. Komunikator podpowiada, że była dostępna kilka godzin temu, jeszcze przed wybuchami. Często mówiła, że niedaleko jej dzielnicy zbijają rakiety i drony pikujące w stronę miasta od zachodu. Wysyłam krótką wiadomość: „Jak ty?”. Długo nie odpowiada. Mija kilka godzin. Sprawdzam z coraz większym niepokojem doniesienia o kolejnych rannych i zabitych. Liczby krążą mi nieustannie w głowie. Piszę na innym czacie. Cisza. Próbuję w końcu dzwonić, choć jest wciąż bardzo wcześnie. Brak sygnału.

Mirusia w końcu się odzywa. Minęło półtorej godziny od ataku. – Wybacz. Zasnęłam. Musiałam się chociaż trochę przespać, bo całą noc przesiedziałam w łazience – nagrywa mi wiadomość głosową. Od razu słyszę, że mówi przez łzy. – Widziałeś co się stało w sołomiańskim rejonie? Rakieta zniosła całą klatkę schodową. Kilka pięter. Gdyby to się stało u mnie, to przecież nie miałabym żadnych szans w tej wannie. Następnym razem jak będzie ostrzeżenie chyba nie będzie wyjścia. Trzeba pakować plecak i iść prosto do metra. Odezwę się później, bo muszę się umyć i zbierać się do pracy – stwierdza. Idzie jeszcze chwilę pobiegać, bo czuje, że musi jakoś rozładować nerwy.

Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.

Burmistrz Kijowa Witalij Kliczko jest na miejscu tragedii bardzo wcześnie. Tego dnia odwiedza też inne punkty, gdzie Rosjanie zrzucili bomby z ładunkami kasetowymi. Cyfry martwych i rannych rosną. Świat zauważył tym razem co się wydarzyło. O ataku na Kijów mówią media na całym świecie. Moskwa użyła broni zakazanej konwencjami międzynarodowymi, ale Kreml jest jednym z tych, którzy ich nie podpisali. Detonacja polega na tym, że z rakiety wypada wiele metalowych kul wypełnionych małymi kuleczkami, które rozpryskują się po całej okolicy i mogą zabić wiele osób. Także przypadkowych. – To broń, która właśnie taki miała cel. Jak największą liczbę ofiar. To nic innego jak ludobójstwo popełniane przez rosyjskich terrorystów – grzmi Kliczko na nagraniu z Darnicy, jednej z ośmiu zaatakowanych tej nocy dzielnic Kijowa. W sumie Moskwa wystrzeliła na miasto 440 dronów i nie mniej niż 32 rakiety: balistyczne, manewrujące i hipersoniczne. Szacunkowo bombardowanie Kijowa tylko 17 czerwca 2025 roku kosztowało Kreml ponad 220 milionów złotych.

Na Darnicy dobrze znam tory tramwajowe i znajdujący się obok nich budynek, który widzę na kolejnych zdjęciach z miejsca wydarzeń. Niedaleko mają dom rodzice Maszy – pani Tania i pan Sasza. Pomieszkiwałem u nich wiosną i latem 2022 roku. Staram się ich odwiedzać, kiedy przyjeżdżam do Kijowa. Do dziś mam ich żółtą pościel, którą pożyczyłem kilka lat temu na parę dni. Pamiętam, że na ich domu w pierwszych miesiącach inwazji Rosji na Ukrainę wisiały flagi Ukrainy i Polski. To ze względu na wdzięczność, że Polacy tak pomogli Ukrainie kilka lat temu. Oboje rodziców Maszy to nauczyciele. Ich dom zawsze jest otwarty, lubią zapraszać mnie na obiad lub kolację. Pan Sasza uczył mnie pierwszych słów po ukraińsku. Od razu więc napisałem do Maszy, która mieszka z kolei niedaleko centrum miasta. „Jak ty?” – zapytałem. „Wszystko w porządku” – odpisała po chwili. „A jak twoi rodzice? Pisałem do twojego taty, ale nie dał znać, więc się trochę zmartwiłem, bo widzę na zdjęciach, że budynek obok ich domu jest w telewizji na całym świecie”. „Też ok. Nic im nie jest, nie martw się. Już dzwoniłam”.

Wielu Ukraińców zaraz po pierwszych informacjach o bombardowaniu w jakimś mieście chwyta za telefon i odruchowo pisze do znajomych: „Jak ty? Żyjesz? Wszystko ok? Widziałem, że dziś spadło niedaleko ciebie”. Chwile w oczekiwaniu na odpowiedź się dłużą. Gorzej, gdy ktoś długo się nie odzywa. Całkowicie źle, gdy już nigdy nie odpisze.

Pan Sasza w końcu daje znak życia. „Wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, ale tym razem było wielu rannych i zabitych tuż obok nas. Wydawało się jakby te wybuchy i wystrzały odbywały się nad samymi naszymi głowami. Rakiety spadły gdzieś niedaleko lasu, gdzie kiedyś spacerowaliśmy z Richardem (tak wabi się pies – red.). Pamiętasz? W nocy to wyglądało tak, jakby cały las płonął. Dym wisiał na niebie jeszcze przez długi czas. Śmigłowce strażackie latały tu co 5 minut przez pół dnia. Kiedy nas odwiedzisz?”.

Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.

Wybuchy w Kramatorsku

Zdjęcia Kristiny nie dają mi spokoju od kilku dni. Nie mogę wymazać z pamięci jej zielonych oczu i zakrwawionych rąk, po których płynie czerwona ciecz. Wyraz jej twarzy jest surowy. Usta zaciśnięte. Patrzy z tych fotografii przenikliwie, jakby mówiła do świata: „Spójrz. Coś zamierzasz z tym zrobić?”. Rozstroił mnie też bardzo atak na Kijów. Cały dzień śledziłem wydarzenia.

Może dlatego kolejnej nocy znów miałem dziwny sen. Przyśniło mi się, że pojechałem na Donbas bez samochodu, pociągiem. Mój bus był zepsuty. Na stację kolejową miał po mnie wyjechać mój przyjaciel Mikołaj Sajenko. Zanim opowiem sen, poznajcie krótką historię Mikołaja. Razem z nim od kilku lat rozwozimy dzieciom prezenty na Boże Narodzenie, Nowy Rok, na Dzień Dziecka, a także często bez żadnej szczególnej okazji. Pomagałem Mikołajowi zimą 2022 roku wywozić z Bachmutu trzy krowy i cielaka. Jedna z rodzin nie chciała zgodzić się na wyjazd i ewakuację z trojgiem dzieci, jeśli mieliby zostawić swoją trzodę. Wywieźliśmy w końcu wszystkich. Byliśmy razem na froncie dziesiątki razy. Uratowaliśmy sporo ludzi.

Mikołaj pomaga głównie dzieciom i zwierzętom. Wywoził z Łymania niedźwiedzia i papugi, a z Torecka kozy, psy, koty, a nawet kanarka. Wszyscy w okolicy znali jego żółtego busa. Był stary, ale niezawodny. Nie zamykały się w nim drzwi pasażera, więc Mikołaj jeszcze w 2022 roku przywiązał je na sznurek i wysiadać można było tylko tyłem. Jedno z lusterek urwał odłamek pocisku, kiedy Mikołaj wywoził ludzi z Bachmutu, więc na taśmę klejącą dosztukowane było do niego zupełnie niepasujące, z kompletnie innego samochodu. Auto nie jechało więcej niż 70-80 km na godzinę i wlokło się strasznie pod górkę. Biegi zmieniało się przyciskami. Kiedyś, kiedy musieliśmy szybko uciekać spod lokalnego szpitala, który Rosjanie wzięli sobie tej nocy na cel, a my przyjechaliśmy opatrzyć tam moją złamaną podczas powrotu z Awdijiwki rękę, zajęło to kilka dobrych chwil, zanim maszyna w ogóle ruszyła. Śmialiśmy się później, że była to najpowolniejsza ucieczka z miejsca bombardowania w historii wojen.

Na zdj. z lewej Mikołaj, z prawej autor tekstu Piotr Kaszuwara wraz z dziećmi z Dolinki w obwodzie donieckim, Nowy Rok 2024/2025.

Dlaczego użyłem czasu przeszłego? Mój przyjaciel przyśnił mi się w nocy z 18 na 19 czerwca. Mikołaj mówił mi w nim, że nie ma już samochodu, że to koniec, że Donbas stracony i musimy szybko schować się do bunkra, a najlepiej będzie, jak ja w ogóle stąd jak najszybciej wyjadę. Obudziłem się znów trochę zdenerwowany. Sprawdziłem wiadomości w sieci. Pisano, że Rosjanie ostrzelali Kramatorsk. Wybrałem numer Mikołaja. Napisałem: „Jak ty?”. Po chwili komunikator pokazał mi ikonkę, że użytkownik był dostępny kilka minut temu. Emocje mi opadły, ale wciąż czekałem na odpowiedź. W okienku czatu zobaczyłem film, na którym dogorewa szkoła, do której lata temu chodził Mikołaj. Budynek znajduje się na przeciwko jego mieszkania, które już raz zostało trafione rakietą, ale w 2022 roku. Pod murem stoi żołty bus. Cały zdemolowany.

– Straciłem swojego przyjaciela – mówi Mikołaj na filmiku, który mi przesyła. – Moja najświętsza maszyna, która tyle czasu mnie chroniła przez śmiercią. Cała pokiereszowana. Rozbita szyba, maska, podziurawiony dach – widzę, że ma w oczach łzy. – Ale najważniejsze, że my żyjemy. Samochód… oczywiście dam radę wyremontować. Musi dalej pracować. Wojna się jeszcze nie skończyła – mówi z uśmiechem, spacerując po zgliszczach i gruzie, który rozrzuciła po okolicy siła eksplozji.

Na zdj. zniszczone wnętrze żółtego samochodu Mikołaja.

Przed nami kolejna noc wojny

Jest wieczór z 19 na 20 czerwca 2025 roku. Trwa czwarty rok wojny, która nawet nie wiemy, ile ofiar pochłonęła. Jedno jest pewne – zbyt wiele. Dotychczasowy niezachwiany sojusznik Ukrainy, czyli USA, stał się nieprzewidywalny. Putin stworzył fabryki na terenie Rosji, przejął technologię od Iranu i zwiększa produkcję bojowych dronów Shahed/Geranium do 500 sztuk dziennie. Kiedyś już 20 takich maszyn na niebie budziło strach i zmuszało ludzi do zejścia do schronów. Europa naprężyła muskuły, wzięła głęboki wdech i zdaje się, że wypuściła powietrze.

O 22:32 kanały monitorujące sytuację w Ukrainie podały, że Rosja znów wystrzeliła z co najmniej pięciu lotnisk ponad 100 dronów. Uderzą niebawem w Ukrainę. Alarm przeciwlotniczy trwa we wszystkich wschodnich obdowach kraju. W Kijowie pół godziny wcześniej ogłoszono zagrożenie bombardowaniem rakietami balistycznymi. Tuż przed tym rzecznik Kremla Dmityj Pieskow poinformował, że w przyszłym tygodniu Moskwa uzgodni z Kijowem datę trzeciej rundy tzw. negocjacji pokojowych.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński napisał, że odwiedził dziś miejsce tragedii w Kijowie, gdzie od rosyjskiej rakiegty zginęło na miejscu 23 ludzi. Dodał, że tego dnia Kreml zabił 30 osób w całej Ukrainie i ranił 172. Powtórzył po raz „tysięczny”, że Rosja z premedytacją atakuje cele cywilne. – To był zwyczajny terroryzm. Taki sam, jaki rosyjska armia pod wodzą Putina niesie wszędzie – od Czeczeni po Syrię. To jest właśnie jedyne, co Putin i jego Rosja umie robić dobrze – zabijać i niszczyć. To łączy współczesną Rosję z takimi reżimami jak Iran oraz Północna Korea – napisał prezydent Ukrainy w swoich mediach społecznościowych.

Syreny alarmowe zawyły w Charkowie. Przerwały naszą rozmowę z Kristiną. Staraliśmy się oderwać myśli od wojny. Opowiadała mi o swoim dniu, studiach prawniczych, o marzeniach i o miłości. Zdążyła przeczytać fragment tekstu dotyczący jej historii, gdy Igor Terechow, burmistrz Charkowa podał w internecie: „Nad miastem znów drony Shahed. Wybuchy słychać w rejonie kijowskim i szewczenkowskim. Do jednego z uderzeń doszło w pobliżu bloków mieszkalnych. Jest pożar”.

– U nas znowu ostrzał – wystraszyła się Kristina. – Chowam się do łazienki, bo nie mam lepszego pomysłu. Napiszę później.

środa, 18 czerwca 2025

Nikołaj Karpicki, Eugene Kovalenko. Rosyjskie zagrożenie militarne dla krajów UE w epoce sztucznej inteligencji

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 16.06.2025.


Czy rosyjskie zagrożenie militarne dla Europy to mit czy rzeczywistość? Wygląda na to, że Rosja, mimo trwającej już ponad 3 lata wojny z Ukrainą, nadal posiada potencjał ofensywny. Sytuacja na niemal wszystkich frontach wschodnich pozostaje niebezpieczna. Jednak sukcesy Ukrainy w starciach z Flotą Czarnomorską, a także zaskakujący i wręcz nonszalancki atak ukraińskich dronów na rosyjskie lotnictwo strategiczne, usytuowane tysiące kilometrów od linii frontu, świadczą o szybkim „starzeniu się” nawet najsilniejszych armii świata. Ci, którzy nie nadążą za dynamicznym rozwojem dronów czy robotyki, pozostaną bezbronni wobec zagrożenia nowego typu – twierdzą specjaliści.

Wywiady wielu krajów Europy coraz głośniej informują, że rosyjskie zagrożenie militarne, to wcale może nie być perspektywa lat. Politycy natomiast zdają się te przesłanki ignorować, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę Rosja już teraz jest gotowa do wojny z krajami Unii Europejskiej i potrzebowałaby kilku miesięcy na przegrupowanie, tak aby mieć siłę na ofensywę np. na Polskę czy kraje bałtyckie, w przypadku szybkiego zawarcia rozejmu z Ukrainą. Co Europa może zrobić już teraz, by stawić czoła armii nowego typu, łączącej nowoczesne technologie z masami sił ludzkich? Na to pytanie w rozmowie z Nikołajem Karpickim dla PostPravda.info odpowiada ekspert IT, prof. dr inż., adiunkt Politechniki Kijowskiej im. Igora Sikorskiego Eugene Kowalenko.

Rosyjskie zagrożenie militarne. Czy to koniec epoki stabilności w Europie?

Nikołaj Karpicki, PostPravda.Info: W moim odczuciu istnieje tylko jeden powód, dla którego Rosja w chwili, gdy posuwa się naprzód na froncie ukraińskim, mogłaby zgodzić się na zawarcie rozejmu: przygotowanie do ataku na Polskę i kraje bałtyckie. Ukraina utrzymuje front dzięki „ścianie dronów”, która tworzy nieprzebyty „obszar śmierci” (kill zone). Jednak obecnie Ukraina nie dysponuje wystarczającymi zasobami, by powstrzymać rosyjskie natarcie na wszystkich odcinkach. Polska i kraje bałtyckie nie mają w ogóle doświadczenia bojowego ani zasobów niezbędnych do stworzenia podobnej ściany. Jak Pan uważa, jakie możliwości mają kraje europejskie, by przetrwać w razie ataku Rosji i w jaki sposób rewolucja technologiczna w sferze wojskowej wpływa na układ sił?

prof. dr inż. Eugene Kovalenko, Politechnika Kijowska: Uzbrojenie krajów europejskich jest przystosowane do niszczenia stosunkowo dużych celów i z obiektywnych przyczyn nie są one w stanie zapewnić masowej produkcji dronów na taką skalę, jak robi to Ukraina – nawet tych sterowanych przez ludzi, nie mówiąc już o autonomicznych. Przez ostatnie dekady Europa skupiała się nie tyle na rozwoju technologii, ile na utrzymaniu stabilności, a tę stabilność zapewnia europejska biurokracja. Dla kraju, który nie uczestniczy w konfliktach zbrojnych, być może jest to dobre. Jednak taki system nie będzie w stanie przetrwać w przypadku agresji militarnej ze strony Rosji.

Po pierwsze, Europa w ostatnim czasie oduczyła się produkować sprzęt techniczny, który byłby jednocześnie wysokiej jakości i tani. Na przykład moja znajoma kupiła w Słowenii powerbank produkcji włoskiej za 25 euro, podczas gdy u nas taki sam można kupić za 3–5 dolarów. Świadczy to o tym, że Europa na razie nie potrafi produkować towarów masowo i tanio. To poważny problem – zarówno w kontekście przygotowań do wojny, jak i w warunkach konkurencji z Chinami.

Po drugie, w Europie znacznie gorzej wygląda sytuacja w zakresie usług technicznych. Specjaliści nie mają tam takiej wszechstronności, jak u nas. W Europie często łatwiej jest sprzedać samochód i kupić nowy, niż naprawiać stary. Naprawy są bardzo drogie i zazwyczaj sprowadzają się do prostej wymiany całego modułu. U nas do napraw podchodzi się twórczo: eksperymentuje się, próbuje się odtworzyć części lub zastąpić je odpowiednikami z innych modeli.

Po trzecie, wszystko rozbija się o biurokrację. Na przykład w Niemczech, jeśli wymienisz sąsiadowi gniazdko elektryczne bez odpowiedniej licencji, możesz otrzymać karę administracyjną – nawet jeśli zrobiłeś to za darmo. Aby legalnie zainstalować zwykłe gniazdko czy włącznik, trzeba ukończyć kursy, zapłacić za certyfikację, a cały proces zajmuje dużo czasu.

Rozwiązanie, moim zdaniem, leży raczej nie w sferze technicznej, lecz organizacyjnej. Należy zachęcać ludzi do łączenia różnych umiejętności – nie tylko technicznych, ale także ogólnokształcących w szerszym sensie. Gdy człowiek ma szerokie horyzonty myślenia, w tym technicznego, potrafi myśleć twórczo i znajdować nietypowe rozwiązania. Potrafi sam wykazać inicjatywę, naprawiając swój samochód, składając drona z dostępnych materiałów czy ucząc się obsługi nowego modelu sztucznej inteligencji.

Wszystkie te umiejętności pozostają z człowiekiem także w przypadku mobilizacji. Dlatego w naszej armii wielu potrafi dosłownie z niczego składać drony – bo już w cywilnym życiu mają doświadczenie w samodzielnym poszukiwaniu nietypowych rozwiązań.

Najważniejsza kwestia to kwestia czasu

W krajach UE ścisłe przestrzeganie procedur biurokratycznych jest fundamentem funkcjonowania państwa. Co mogą zrobić, nie niszcząc tej podstawy?

Najważniejsza kwestia to kwestia czasu. Główna trudność we współpracy z państwem polega na tym, że wszystko dzieje się niezwykle powoli. Nawet jeśli państwo podejmie decyzję o zakupie czegoś istotnego, może minąć nie jeden miesiąc, a nawet rok, zanim trafi to na front. Taki problem istnieje nie tylko w Ukrainie, ale i w Europie.

Optymalną sytuacją jest, gdy programiści, którzy opracowali nową sieć neuronową lub zmodyfikowali już istniejącą, bez uzgadniania tego z czterema szczeblami dowodzenia, po prostu kontaktują się za pośrednictwem, powiedzmy, Signala z operatorami dronów i mówią: „Oto nowy firmware. Macie plik, testujcie!”. Tutaj niezwykle istotne są poziome powiązania między zespołami zajmującymi się projektowaniem i wykorzystywaniem dronów.

Jeśli 30 lat temu było normalnym złożyć wniosek do banku i czekać na odpowiedź przez miesiąc, to dziś takie opóźnienia są nie do przyjęcia. Na wojnie przewagę zdobywa ten, kto szybciej wciela pomysł w życie. To spowalnia biurokracja, dlatego trzeba ją cyfryzować. Zazwyczaj, dopóki „wszystko jest dobrze”, takie reformy odkłada się „na później” albo wdraża bardzo powoli. Być może, gdyby u nas nie pojawiły się wystarczająco poważne problemy, nie wprowadzilibyśmy w Ukrainie systemu „Dija”. A teraz nikt nie zaprzecza, że ten elektroniczny system usług państwowych jest bardzo użyteczny i oszczędza ludziom mnóstwo czasu. Krajom europejskim również warto wdrażać elektroniczny obieg dokumentów, system „państwo w smartfonie” czy podobne rozwiązania.

Zdolność do znajdowania nietypowych rozwiązań

Jeden mój znajomy powiedział, że Ukraińcy to naród inżynierów: zatrzymaj dowolnego kierowcę, a on opowie ci, jak wszystko działa pod maską.

Raczej nie chodzi o same umiejętności, ale o wszechstronność. Na przykład sektor usług w Ukrainie jest niszą, w której ludzie wykazują się kreatywnością, w tym techniczną, nie boją się próbować nowych rzeczy. W Europie ten sektor jest zbyt zbiurokratyzowany i przeregulowany, co demotywuje do poszukiwania nowych rozwiązań, a czasem nawet do wdrażania czegokolwiek nowego – i to wpływa na ogólny poziom kultury technicznej w kraju. Jednak w porównaniu z Azją, na przykład z Indiami czy Pakistanem, my jesteśmy gdzieś pośrodku. I nie chodzi tu o poziom wiedzy – ten jest mniej więcej podobny. Bardziej chodzi o umiejętność działania poza utartymi schematami i zwyczajami w danej dziedzinie. Może się jednak okazać, że ta cecha ujawnia się dopiero w trudnych warunkach. W przypadku wojny Europejczycy także mogą się „rozkręcić”, ale cenny czas zostanie stracony.

Oglądałem wiele filmów o naprawach w Indiach i Pakistanie – i to niemal fantastyka nawet dla nas. Na przykład na ulicy przetapiają akumulator, z odzyskanego ołowiu składają nowy – i on później całkiem normalnie działa. U nas niewielu ludzi potrafiłoby to zrobić bez specjalnego przygotowania i wyposażenia, nawet w warunkach fabrycznych. Jeśli wyobrazimy sobie, że w taką wojnę jak nasza zostałyby wciągnięte Indie lub Pakistan, to autonomiczne drony ze sztuczną inteligencją, które być może zobaczymy już tej jesieni, u nich już byłyby na uzbrojeniu.

Gdyby Rosja zaatakowała kraje UE, czy byłyby one w stanie szybko zwiększyć produkcję dronów w wystarczającej liczbie, by zatrzymać ofensywę rosyjskiej armii?

Niestety, nie byłyby w stanie. W kulturze europejskiej głęboko zakorzenione jest dążenie do ścisłego przestrzegania procedur i algorytmów. W czasie pokoju to dobrze – właśnie to umożliwiło stabilny rozwój finansowy Europy. Jednak w warunkach wojny taka proceduralność może okazać się zabójcza.

Europa jednak nie jest jednolita. Podczas gdy mieszkańcy Niemiec w większości jeszcze nie uświadomili sobie czym jest rosyjskie zagrożenie militarne, to w Polsce i krajach bałtyckich już pojawiło się zrozumienie tej sytuacji. Może to właśnie tam możliwe są zmiany?

Tak, Polska i kraje bałtyckie są znacznie mniej „algorytmicznie skostniałe” i właśnie w tych krajach można by szybciej uruchomić produkcję dronów. Jedną z opcji byłoby przeniesienie ukraińskiej produkcji dronów do Polski razem z ukraińskimi specjalistami, którzy już posiadają doświadczenie. Dopóki trwa wojna przeciwko Ukrainie, drony mogłyby być kierowane na front ukraiński. Ale w przypadku, gdyby Rosja zaatakowała na przykład Litwę, te drony można byłoby szybko przerzucić na front północny.

Wyciąganie wniosków z doświadczeń współczesnej wojny

Rewolucja technologiczna w wojskowości rozwija się tak szybko, że wczorajsze „najsilniejsze armie świata” dziś okazują się przestarzałe. Tymczasem generałowie nadal myślą kategoriami wojen minionych. Wielu europejskich polityków nie rozumie, że obecnie znacznie efektywniej jest inwestować w technologie sztucznej inteligencji dla dronów, niż w zakup czołgów.

Pojawiają się informacje o udziale w wojnie po stronie Rosji pojedynczych obywateli Chin, a nawet całych oddziałów z Korei Północnej. Wydaje się prawdopodobne nie przebywają tam z głównym celem, by pomagać Rosji, lecz raczej by przejąć doświadczenie prowadzenia współczesnej wojny. Czy widzi pan, że kraje NATO też czerpią z ukraińskich doświadczeń? Czy dostrzegają to, co widzą Chiny i Korea Północna?

Kraje UE mogą uczyć się wyłącznie na doświadczeniach Ukrainy, by zrozumieć rzeczywiste potrzeby współczesnego frontu i wymagania dotyczące dronów. Ale wygląda na to, że wciąż niewiele z tego rozumieją. Myślę, że nie każdy przejmuje ukraińskie doświadczenia, ponieważ kontakt z Ukrainą odbywa się za pośrednictwem struktur państwowych – z tymi samymi wadami, które mają ich własne systemy. Patrząc na Ukrainę wyłącznie przez pryzmat oficjalnych instytucji, a nie poprzez poziome powiązania np. wolontariuszy, czy ochotników, nie zobaczą niczego szczególnego. Innymi słowy, po prostu nie wiedzą, gdzie patrzeć. Pojawia się też inne pytanie: czy pozwolą sobie na bezpośrednie przejęcie doświadczeń tychże wolontariuszy z pominięciem struktur państwowych?

Poziome więzi między organizacjami społecznymi Ukrainy i krajów UE

Czy da się w ogóle zrobić to bez tych struktur?

Myślę, że od tego zależy przetrwanie Europy. To ściśle wiąże się również ze zdolnością podejmowania niestandardowych decyzji. Ludzie często boją się własnych pomysłów, bo są przyzwyczajeni do słyszenia: „Myślisz, że przed tobą nikt na to nie wpadł? Wszystko już dawno zostało wymyślone!”. Natomiast w Europie problem jest inny – niestandardowe rozwiązania często nie przechodzą, ponieważ nie spełniają pewnych, jawnie przestarzałych norm i standardów. Dlatego bardzo często w ogóle się o nich nie myśli, ponieważ taniej i szybciej jest zrobić coś w sposób mało technologiczny i nieefektywny, niż walczyć z biurokracją czy ryzykować, że innowacja zostanie zakazana.

Jakie przeszkody utrudniają krajom zachodnim – w szczególności Niemcom, Polsce, krajom bałtyckim – rozwinięcie własnej produkcji dronów?

Odpowiedź warto podzielić na dwie części. Po pierwsze: część sprzętowa – mechanika i minikomputer drona. To nie jest trudne zadanie, a Ukraina zgromadziła już w tym ogromne doświadczenie, które można szybko przejąć. Ogólnie rzecz biorąc, uruchomienie masowej produkcji dronów jest technicznie możliwe. W Ukrainie nie robi się tego w warunkach przemysłowych tylko ze względu na ryzyko ataków rakietowych. Naszym osiągnięciem jest to, że drony produkowane są na poziomie przemysłowej taśmy produkcyjnej, choć często w piwnicach.

Po drugie: oprogramowanie, które musi być stale aktualizowane. Tu jest trudniej. Europejczycy – jak pokazuje praktyka – potrafią pisać wysokiej jakości kod, ale robią to niezwykle powoli. Problem nie leży w pracy programistów, lecz w całym systemie zatwierdzania i kontroli, do którego wszyscy są przyzwyczajeni. Można by tu tworzyć zespoły z udziałem Ukraińców, a może także Hindusów. Hinduscy programiści słyną z tego, że potrafią napisać kod w „trzy wieczory”, na co zwykli programiści potrzebowaliby miesiąca. Oczywiście cierpi na tym dokumentacja kodu oraz jego przejrzystość dla innych. Jednak gdy najważniejsza jest szybkość i testowanie różnych algorytmów, takie podejście może okazać się korzystniejsze.

Osobną kwestią jest zaopatrzenie w komponenty. Kraje europejskie będą musiały importować wiele elementów spoza UE: akumulatory (lub lit), metale ziem rzadkich do magnesów w silnikach. Jeśli chodzi o mikroczipy – sądzę, że tu problemów będzie mniej, ponieważ główni producenci znajdują się w Korei Południowej i innych demokratycznych krajach, z którymi łatwiej się porozumieć.

Tę działalność można zorganizować na dwóch równoległych poziomach: z jednej strony na poziomie państwowym, a z drugiej – poprzez inicjatywy wolontariackie.

Co kraje UE mogą zrobić już teraz, aby ograniczyć rosyjskie zagrożenie militarne?

Trudno polegać na Ministerstwach Spraw Zagranicznych i musimy sami sięgać po metody dyplomacji obywatelskiej, aby Europa zrozumiała rosyjskie zagrożenie militarne? Wciąż jest szansa, aby w oparciu o analizę błędów, które popełniła Ukraina w sferze obrony, formułować rozwiązania tak, by inne kraje tych porażek nie powtarzały?

Myślę, że rzeczywiście warto występować z takimi apelami. Jeżeli chodzi o przebudowę czegoś wewnątrz samego państwa – bardzo wątpię, że jest to możliwe w najbliższym czasie. Ale to wcale nie jest konieczne. Wystarczy, aby na poziomie państwowym udzielono szeregu zezwoleń, które pozwolą ludziom prowadzić różną działalność na zasadzie wolontariatu bez ryzyka ukarania za naruszenie procedur. Nawet na Ukrainie działalność organizacji wolontariackich wspierających armię do tej pory nie została w pełni uregulowana i często funkcjonuje w „szarej strefie” prawnej. Na przykład do dziś formalnie zabronione jest wolontariuszom wytwarzanie bojowych komponentów do dronów.

Być może zabrzmi to niespodziewanie, ale pierwszym krokiem w przygotowaniu krajów Unii Europejskiej na ewentualną wojnę mogłoby być zezwolenie na korzystanie z cywilnych dronów. Od 31 grudnia 2020 roku w UE obowiązuje jednolity regulamin, który reguluje i ogranicza ich użytkowanie, a w takich krajach jak Francja, Niemcy czy Hiszpania wprowadzono dodatkowe ograniczenia. O jakich inicjatywach wolontariackich w tej dziedzinie może być mowa, skoro ludzie nie mają żadnego pojęcia, czym są drony? Już teraz trzeba, aby zwykli obywatele uczyli się je budować i obsługiwać – niekoniecznie bojowe czy wyposażone w sztuczną inteligencję. Najważniejsze, aby pewna liczba ludzi zdobyła podstawowe doświadczenie w pracy z dronami. Nam się w tym poszczęściło: kiedy drony zaczęły masowo pojawiać się na rynku – mniej więcej w 2017 roku – niektórzy Ukraińcy już wtedy budowali je samodzielnie. Zresztą, swojego pierwszego drona-kwadrokoptera również kupiłem w 2017 roku i wtedy nauczyłem się nim sterować.

Podsumowując naszą rozmowę, co doradziłby Pan europejskim politykom, gdyby zapytali o radę?

Po pierwsze, złagodzić ograniczenia prawne, zalegalizować działalność organizacji społecznych zajmujących się dronami, uprościć procedury biurokratyczne i skrócić czas konieczny na współpracę z państwem.

Po drugie, stymulować udział obywateli w takich organizacjach. Na przykład można zachować wynagrodzenie dla pracowników instytucji państwowych, którzy zdecydują się tymczasowo – na kilka tygodni – zaangażować w inicjatywy wolontariackie związane z dronami.

Po trzecie, stworzyć możliwość przekazywania doświadczenia przez ukraińskich specjalistów. Na szczeblu międzypaństwowym należy stworzyć taki mechanizm, który umożliwi Ukrainie delegowanie doświadczonych ekspertów do pracy w tych organizacjach społecznych. Byłoby świetnie, gdyby powstały odpowiednie programy państwowe.

Ale w tej sprawie należy już zwracać się do parlamentarzystów krajów europejskich.