Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 20.06.2025.
Ataki są coraz częstsze. 17 czerwca 2025 roku Rosja zbombardowała Kijów. Zginęło 28 ludzi, w tym niemal cała rodzina: Rościsław i Ina, 22-letni ich syn Artem oraz jego 21-letnia dziewczyna Weronika. Przeżył jedynie 12-letni Ilja, który tę noc akurat spędzał u babci. Kilka dni wcześniej rosyjskie bomby spadły na Charków, a 19 czerwca na Kramatorsk. Codziennie decyzje Władimira Putina przynoszą śmierć i zniszczenie mieszkańcom ukraińskich miast, miasteczek i wsi. Z wielu pozostały tylko gruzy. Starte z powierzchni ziemi są Wowczańsk, Lipci, Junakiwka, Kamianka, Dolina, Czasiw Jar, Niu Jork, Toreck, Kurachowe, Wuhłedar, Robotyne, Krynki i tysiące innych punktów na mapie.
Ataki na Charków
– Najbardziej się boję, kiedy bombardowania ucichają na kilka dni – opowiada Krystina. – Po tych przerwach zazwyczaj jest jeszcze gorzej – mówi. Dziewczyna ma niecałe 29-lat. Do Charkowa przyjechała z Chersonia. Uciekła przed wojną kilka lat temu, bo w jej rodzinnym mieście już nie dało się żyć. Codziennie publikuje w sieci wiele zdjęć. Lubi delikatne, kobiece sukienki, odważne kolory, pozować do zdjęć nad rzeką, stawem, na plaży, gdzieś nad jeziorem. Ma duże, zielone oczy, pełne usta, smukłą sylwetkę, długie nogi i proste, zadbane, sięgające niemal do pasa blond włosy. W Chersoniu brała udział w wyborach miss piękności. Na jednym ze zdjęć, jakie wrzuciła parę lat temu do sieci ma długą, białą, koronkową suknię i wielkie skrzydła anioła. Uśmiecha się zalotnie, jest pewna siebie na scenie.
Tego uśmiechu na jej obecnych zdjęciach już nie da się odnaleźć, choć nadal często publikuje fotografie z najróżniejszych sesji. Niektóre nie wyglądają już tak profesjonalnie. Jakby były odległym pogłosem dawnego życia albo wręcz kadrami z życia kogoś zupełnie innego. Na większości tych nowych fotografii dziewczyna jest poważna. Uparcie jednak chce zachować, to, co zostawiła w Chersoniu. Swoją normalność. – Zawsze marzyłam, żeby zostać modelką. Mam ku temu przecież możliwości. Nie sądzisz? – pyta kokieteryjnie w jednej z rozmów.
– Na szczęście wszyscy żyjemy – daje znać kilka godzin po kolejnym ataku Rosjan na Charków. – Rozbiło mi wszystkie szyby w oknach. Podmuch eksplozji wyrwał drzwi wejściowe do mojego mieszkania, a mnie rzuciło o ścianę. U sąsiadów to samo. Zniszczyło kilka mieszkań. To chyba był Shahed (rosyjski dron bojowy – red.). Boję się, że będzie jeszcze gorzej. Tak, jak w Kijowie – Krystina opisuje, co się stało. – Mam pokiereszowane ręce i nogi. Rany niby nie są duże, ale głębokie. To głównie odłamki szkła, które wpadło do mojego mieszkania z klatki schodowej. Pewnie zostaną mi blizny na ciele, ale smaruję je maścią. Mam nadzieję, że się zagoją.
Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.
– Mogłam pójść do łazienki – wyrzuca sobie. – Mimo, że byłam w korytarzu, między dwoma ścianami, tak jak zalecają, to jednak to nie pomogło. Jakbym założyła kurtkę puchową, taką zimową, to pewnie by mnie tak nie pocięło, ale przecież jest lato. Strasznie byłoby mi gorąco, więc byłam tylko w nocnej koszulce i próbowałam spać na podłodze – rozważa różne możliwości, co można byłoby zrobić, gdyby wiedziało się, że to tej właśnie nocy śmierć będzie przelatywała obok.
Następnego dnia rano służby komunalne wstawiły w okna jej mieszkania płyty z drewnianej sklejki oraz tymczasowe, trochę niedopasowane drzwi. Mieszkanie trzeba było uprzątnąć, bo fala uderzeniowa wszystko poprzewracała i naniosła mnóstwo kurzu. Do końca się tego nie da zmyć i atmosfera jest w nim teraz trochę przygnębiająca, zwłaszcza, że z braku okien nie dociera tam żaden promień słońca.
– Zastanawiam się, czy nie wyjechać na zachód. Ale może jeszcze poczekam. W końcu przez dłuższy czas dało się tu żyć mimo bombardowań. Ale tak strasznie jeszcze nie było. Huków i wybuchów jest coraz więcej i częściej trafiają w budynki mieszkalne, taki jak mój. Powiedz mi, dlaczego nie trwają normalne negocjacje pokojowe? Dlaczego nikt nic nie robi? Dlaczego to ciągle trwa? – dopytuje Kristina.
– Powiedz mi proszę. Może coś słyszałeś, czy będzie u nas gorzej, czy zmierza to do końca? Ludzie w mieście mówią, że to dopiero początek i że jesienią będzie jeszcze bardziej niebezpiecznie – pyta, a ja uspokajam ją mówiąc, że „ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to”, że wszystko będzie dobrze.
Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.
Rakiety na Kijów
Tej nocy spałem bardzo niespokojnie. Miałem jakieś złe przeczucia, kiedy zobaczyłem, że w stronę stolicy Ukrainy leci kilkaset dronów Shahed i różnego typu rakiety. Zazwyczaj obrona przeciwlotnicza dawała sobię radę, ale tym razem to uczucie nie dawało mi zasnąć do późna. Kiedy już usnąłem miałem bardzo dziwny sen. Śniło mi się, że drony FPV ze sztuczną inteligencją atakują przypadkowych przechodniów. Cudem uniknąłem w tym śnie śmierci i udało mi się pod pobliskie drzewa odciągnąć starszą, ubarną na czarno kobietę, która wspierała się o drewnianą laskę.
Obudziłem się około 6.00 rano. Odruchowo chwyciłem za telefon, otworzyłem wiadomości. W sieci pierwsze komunikaty o 14 zabitych w ataku na Kijów, zaledwie kilka fotografii zwalonego bloku w rejonie sołomiańskim.
Okolice uderzenia rakiety to rejon, w którym mieszka Mirusia. Sprawdzam jej profil. Komunikator podpowiada, że była dostępna kilka godzin temu, jeszcze przed wybuchami. Często mówiła, że niedaleko jej dzielnicy zbijają rakiety i drony pikujące w stronę miasta od zachodu. Wysyłam krótką wiadomość: „Jak ty?”. Długo nie odpowiada. Mija kilka godzin. Sprawdzam z coraz większym niepokojem doniesienia o kolejnych rannych i zabitych. Liczby krążą mi nieustannie w głowie. Piszę na innym czacie. Cisza. Próbuję w końcu dzwonić, choć jest wciąż bardzo wcześnie. Brak sygnału.
Mirusia w końcu się odzywa. Minęło półtorej godziny od ataku. – Wybacz. Zasnęłam. Musiałam się chociaż trochę przespać, bo całą noc przesiedziałam w łazience – nagrywa mi wiadomość głosową. Od razu słyszę, że mówi przez łzy. – Widziałeś co się stało w sołomiańskim rejonie? Rakieta zniosła całą klatkę schodową. Kilka pięter. Gdyby to się stało u mnie, to przecież nie miałabym żadnych szans w tej wannie. Następnym razem jak będzie ostrzeżenie chyba nie będzie wyjścia. Trzeba pakować plecak i iść prosto do metra. Odezwę się później, bo muszę się umyć i zbierać się do pracy – stwierdza. Idzie jeszcze chwilę pobiegać, bo czuje, że musi jakoś rozładować nerwy.
Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.
Burmistrz Kijowa Witalij Kliczko jest na miejscu tragedii bardzo wcześnie. Tego dnia odwiedza też inne punkty, gdzie Rosjanie zrzucili bomby z ładunkami kasetowymi. Cyfry martwych i rannych rosną. Świat zauważył tym razem co się wydarzyło. O ataku na Kijów mówią media na całym świecie. Moskwa użyła broni zakazanej konwencjami międzynarodowymi, ale Kreml jest jednym z tych, którzy ich nie podpisali. Detonacja polega na tym, że z rakiety wypada wiele metalowych kul wypełnionych małymi kuleczkami, które rozpryskują się po całej okolicy i mogą zabić wiele osób. Także przypadkowych. – To broń, która właśnie taki miała cel. Jak największą liczbę ofiar. To nic innego jak ludobójstwo popełniane przez rosyjskich terrorystów – grzmi Kliczko na nagraniu z Darnicy, jednej z ośmiu zaatakowanych tej nocy dzielnic Kijowa. W sumie Moskwa wystrzeliła na miasto 440 dronów i nie mniej niż 32 rakiety: balistyczne, manewrujące i hipersoniczne. Szacunkowo bombardowanie Kijowa tylko 17 czerwca 2025 roku kosztowało Kreml ponad 220 milionów złotych.
Na Darnicy dobrze znam tory tramwajowe i znajdujący się obok nich budynek, który widzę na kolejnych zdjęciach z miejsca wydarzeń. Niedaleko mają dom rodzice Maszy – pani Tania i pan Sasza. Pomieszkiwałem u nich wiosną i latem 2022 roku. Staram się ich odwiedzać, kiedy przyjeżdżam do Kijowa. Do dziś mam ich żółtą pościel, którą pożyczyłem kilka lat temu na parę dni. Pamiętam, że na ich domu w pierwszych miesiącach inwazji Rosji na Ukrainę wisiały flagi Ukrainy i Polski. To ze względu na wdzięczność, że Polacy tak pomogli Ukrainie kilka lat temu. Oboje rodziców Maszy to nauczyciele. Ich dom zawsze jest otwarty, lubią zapraszać mnie na obiad lub kolację. Pan Sasza uczył mnie pierwszych słów po ukraińsku. Od razu więc napisałem do Maszy, która mieszka z kolei niedaleko centrum miasta. „Jak ty?” – zapytałem. „Wszystko w porządku” – odpisała po chwili. „A jak twoi rodzice? Pisałem do twojego taty, ale nie dał znać, więc się trochę zmartwiłem, bo widzę na zdjęciach, że budynek obok ich domu jest w telewizji na całym świecie”. „Też ok. Nic im nie jest, nie martw się. Już dzwoniłam”.
Wielu Ukraińców zaraz po pierwszych informacjach o bombardowaniu w jakimś mieście chwyta za telefon i odruchowo pisze do znajomych: „Jak ty? Żyjesz? Wszystko ok? Widziałem, że dziś spadło niedaleko ciebie”. Chwile w oczekiwaniu na odpowiedź się dłużą. Gorzej, gdy ktoś długo się nie odzywa. Całkowicie źle, gdy już nigdy nie odpisze.
Pan Sasza w końcu daje znak życia. „Wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, ale tym razem było wielu rannych i zabitych tuż obok nas. Wydawało się jakby te wybuchy i wystrzały odbywały się nad samymi naszymi głowami. Rakiety spadły gdzieś niedaleko lasu, gdzie kiedyś spacerowaliśmy z Richardem (tak wabi się pies – red.). Pamiętasz? W nocy to wyglądało tak, jakby cały las płonął. Dym wisiał na niebie jeszcze przez długi czas. Śmigłowce strażackie latały tu co 5 minut przez pół dnia. Kiedy nas odwiedzisz?”.
Na zdj. efekty ataku na Kijów z 17 czerwca 2025 roku, fot. Piotr Andrusieczko.
Wybuchy w Kramatorsku
Zdjęcia Kristiny nie dają mi spokoju od kilku dni. Nie mogę wymazać z pamięci jej zielonych oczu i zakrwawionych rąk, po których płynie czerwona ciecz. Wyraz jej twarzy jest surowy. Usta zaciśnięte. Patrzy z tych fotografii przenikliwie, jakby mówiła do świata: „Spójrz. Coś zamierzasz z tym zrobić?”. Rozstroił mnie też bardzo atak na Kijów. Cały dzień śledziłem wydarzenia.
Może dlatego kolejnej nocy znów miałem dziwny sen. Przyśniło mi się, że pojechałem na Donbas bez samochodu, pociągiem. Mój bus był zepsuty. Na stację kolejową miał po mnie wyjechać mój przyjaciel Mikołaj Sajenko. Zanim opowiem sen, poznajcie krótką historię Mikołaja. Razem z nim od kilku lat rozwozimy dzieciom prezenty na Boże Narodzenie, Nowy Rok, na Dzień Dziecka, a także często bez żadnej szczególnej okazji. Pomagałem Mikołajowi zimą 2022 roku wywozić z Bachmutu trzy krowy i cielaka. Jedna z rodzin nie chciała zgodzić się na wyjazd i ewakuację z trojgiem dzieci, jeśli mieliby zostawić swoją trzodę. Wywieźliśmy w końcu wszystkich. Byliśmy razem na froncie dziesiątki razy. Uratowaliśmy sporo ludzi.
Mikołaj pomaga głównie dzieciom i zwierzętom. Wywoził z Łymania niedźwiedzia i papugi, a z Torecka kozy, psy, koty, a nawet kanarka. Wszyscy w okolicy znali jego żółtego busa. Był stary, ale niezawodny. Nie zamykały się w nim drzwi pasażera, więc Mikołaj jeszcze w 2022 roku przywiązał je na sznurek i wysiadać można było tylko tyłem. Jedno z lusterek urwał odłamek pocisku, kiedy Mikołaj wywoził ludzi z Bachmutu, więc na taśmę klejącą dosztukowane było do niego zupełnie niepasujące, z kompletnie innego samochodu. Auto nie jechało więcej niż 70-80 km na godzinę i wlokło się strasznie pod górkę. Biegi zmieniało się przyciskami. Kiedyś, kiedy musieliśmy szybko uciekać spod lokalnego szpitala, który Rosjanie wzięli sobie tej nocy na cel, a my przyjechaliśmy opatrzyć tam moją złamaną podczas powrotu z Awdijiwki rękę, zajęło to kilka dobrych chwil, zanim maszyna w ogóle ruszyła. Śmialiśmy się później, że była to najpowolniejsza ucieczka z miejsca bombardowania w historii wojen.
Na zdj. z lewej Mikołaj, z prawej autor tekstu Piotr Kaszuwara wraz z dziećmi z Dolinki w obwodzie donieckim, Nowy Rok 2024/2025.
Dlaczego użyłem czasu przeszłego? Mój przyjaciel przyśnił mi się w nocy z 18 na 19 czerwca. Mikołaj mówił mi w nim, że nie ma już samochodu, że to koniec, że Donbas stracony i musimy szybko schować się do bunkra, a najlepiej będzie, jak ja w ogóle stąd jak najszybciej wyjadę. Obudziłem się znów trochę zdenerwowany. Sprawdziłem wiadomości w sieci. Pisano, że Rosjanie ostrzelali Kramatorsk. Wybrałem numer Mikołaja. Napisałem: „Jak ty?”. Po chwili komunikator pokazał mi ikonkę, że użytkownik był dostępny kilka minut temu. Emocje mi opadły, ale wciąż czekałem na odpowiedź. W okienku czatu zobaczyłem film, na którym dogorewa szkoła, do której lata temu chodził Mikołaj. Budynek znajduje się na przeciwko jego mieszkania, które już raz zostało trafione rakietą, ale w 2022 roku. Pod murem stoi żołty bus. Cały zdemolowany.
– Straciłem swojego przyjaciela – mówi Mikołaj na filmiku, który mi przesyła. – Moja najświętsza maszyna, która tyle czasu mnie chroniła przez śmiercią. Cała pokiereszowana. Rozbita szyba, maska, podziurawiony dach – widzę, że ma w oczach łzy. – Ale najważniejsze, że my żyjemy. Samochód… oczywiście dam radę wyremontować. Musi dalej pracować. Wojna się jeszcze nie skończyła – mówi z uśmiechem, spacerując po zgliszczach i gruzie, który rozrzuciła po okolicy siła eksplozji.
Na zdj. zniszczone wnętrze żółtego samochodu Mikołaja.
Przed nami kolejna noc wojny
Jest wieczór z 19 na 20 czerwca 2025 roku. Trwa czwarty rok wojny, która nawet nie wiemy, ile ofiar pochłonęła. Jedno jest pewne – zbyt wiele. Dotychczasowy niezachwiany sojusznik Ukrainy, czyli USA, stał się nieprzewidywalny. Putin stworzył fabryki na terenie Rosji, przejął technologię od Iranu i zwiększa produkcję bojowych dronów Shahed/Geranium do 500 sztuk dziennie. Kiedyś już 20 takich maszyn na niebie budziło strach i zmuszało ludzi do zejścia do schronów. Europa naprężyła muskuły, wzięła głęboki wdech i zdaje się, że wypuściła powietrze.
O 22:32 kanały monitorujące sytuację w Ukrainie podały, że Rosja znów wystrzeliła z co najmniej pięciu lotnisk ponad 100 dronów. Uderzą niebawem w Ukrainę. Alarm przeciwlotniczy trwa we wszystkich wschodnich obdowach kraju. W Kijowie pół godziny wcześniej ogłoszono zagrożenie bombardowaniem rakietami balistycznymi. Tuż przed tym rzecznik Kremla Dmityj Pieskow poinformował, że w przyszłym tygodniu Moskwa uzgodni z Kijowem datę trzeciej rundy tzw. negocjacji pokojowych.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełeński napisał, że odwiedził dziś miejsce tragedii w Kijowie, gdzie od rosyjskiej rakiegty zginęło na miejscu 23 ludzi. Dodał, że tego dnia Kreml zabił 30 osób w całej Ukrainie i ranił 172. Powtórzył po raz „tysięczny”, że Rosja z premedytacją atakuje cele cywilne. – To był zwyczajny terroryzm. Taki sam, jaki rosyjska armia pod wodzą Putina niesie wszędzie – od Czeczeni po Syrię. To jest właśnie jedyne, co Putin i jego Rosja umie robić dobrze – zabijać i niszczyć. To łączy współczesną Rosję z takimi reżimami jak Iran oraz Północna Korea – napisał prezydent Ukrainy w swoich mediach społecznościowych.
Syreny alarmowe zawyły w Charkowie. Przerwały naszą rozmowę z Kristiną. Staraliśmy się oderwać myśli od wojny. Opowiadała mi o swoim dniu, studiach prawniczych, o marzeniach i o miłości. Zdążyła przeczytać fragment tekstu dotyczący jej historii, gdy Igor Terechow, burmistrz Charkowa podał w internecie: „Nad miastem znów drony Shahed. Wybuchy słychać w rejonie kijowskim i szewczenkowskim. Do jednego z uderzeń doszło w pobliżu bloków mieszkalnych. Jest pożar”.
– U nas znowu ostrzał – wystraszyła się Kristina. – Chowam się do łazienki, bo nie mam lepszego pomysłu. Napiszę później.