Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 16.06.2025.
Czy rosyjskie zagrożenie militarne dla Europy to mit czy rzeczywistość? Wygląda na to, że Rosja, mimo trwającej już ponad 3 lata wojny z Ukrainą, nadal posiada potencjał ofensywny. Sytuacja na niemal wszystkich frontach wschodnich pozostaje niebezpieczna. Jednak sukcesy Ukrainy w starciach z Flotą Czarnomorską, a także zaskakujący i wręcz nonszalancki atak ukraińskich dronów na rosyjskie lotnictwo strategiczne, usytuowane tysiące kilometrów od linii frontu, świadczą o szybkim „starzeniu się” nawet najsilniejszych armii świata. Ci, którzy nie nadążą za dynamicznym rozwojem dronów czy robotyki, pozostaną bezbronni wobec zagrożenia nowego typu – twierdzą specjaliści.
Wywiady wielu krajów Europy coraz głośniej informują, że rosyjskie zagrożenie militarne, to wcale może nie być perspektywa lat. Politycy natomiast zdają się te przesłanki ignorować, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę Rosja już teraz jest gotowa do wojny z krajami Unii Europejskiej i potrzebowałaby kilku miesięcy na przegrupowanie, tak aby mieć siłę na ofensywę np. na Polskę czy kraje bałtyckie, w przypadku szybkiego zawarcia rozejmu z Ukrainą. Co Europa może zrobić już teraz, by stawić czoła armii nowego typu, łączącej nowoczesne technologie z masami sił ludzkich? Na to pytanie w rozmowie z Nikołajem Karpickim dla PostPravda.info odpowiada ekspert IT, prof. dr inż., adiunkt Politechniki Kijowskiej im. Igora Sikorskiego Eugene Kowalenko.
Rosyjskie zagrożenie militarne. Czy to koniec epoki stabilności w Europie?
Nikołaj Karpicki, PostPravda.Info: W moim odczuciu istnieje tylko jeden powód, dla którego Rosja w chwili, gdy posuwa się naprzód na froncie ukraińskim, mogłaby zgodzić się na zawarcie rozejmu: przygotowanie do ataku na Polskę i kraje bałtyckie. Ukraina utrzymuje front dzięki „ścianie dronów”, która tworzy nieprzebyty „obszar śmierci” (kill zone). Jednak obecnie Ukraina nie dysponuje wystarczającymi zasobami, by powstrzymać rosyjskie natarcie na wszystkich odcinkach. Polska i kraje bałtyckie nie mają w ogóle doświadczenia bojowego ani zasobów niezbędnych do stworzenia podobnej ściany. Jak Pan uważa, jakie możliwości mają kraje europejskie, by przetrwać w razie ataku Rosji i w jaki sposób rewolucja technologiczna w sferze wojskowej wpływa na układ sił?
prof. dr inż. Eugene Kovalenko, Politechnika Kijowska: Uzbrojenie krajów europejskich jest przystosowane do niszczenia stosunkowo dużych celów i z obiektywnych przyczyn nie są one w stanie zapewnić masowej produkcji dronów na taką skalę, jak robi to Ukraina – nawet tych sterowanych przez ludzi, nie mówiąc już o autonomicznych. Przez ostatnie dekady Europa skupiała się nie tyle na rozwoju technologii, ile na utrzymaniu stabilności, a tę stabilność zapewnia europejska biurokracja. Dla kraju, który nie uczestniczy w konfliktach zbrojnych, być może jest to dobre. Jednak taki system nie będzie w stanie przetrwać w przypadku agresji militarnej ze strony Rosji.
Po pierwsze, Europa w ostatnim czasie oduczyła się produkować sprzęt techniczny, który byłby jednocześnie wysokiej jakości i tani. Na przykład moja znajoma kupiła w Słowenii powerbank produkcji włoskiej za 25 euro, podczas gdy u nas taki sam można kupić za 3–5 dolarów. Świadczy to o tym, że Europa na razie nie potrafi produkować towarów masowo i tanio. To poważny problem – zarówno w kontekście przygotowań do wojny, jak i w warunkach konkurencji z Chinami.
Po drugie, w Europie znacznie gorzej wygląda sytuacja w zakresie usług technicznych. Specjaliści nie mają tam takiej wszechstronności, jak u nas. W Europie często łatwiej jest sprzedać samochód i kupić nowy, niż naprawiać stary. Naprawy są bardzo drogie i zazwyczaj sprowadzają się do prostej wymiany całego modułu. U nas do napraw podchodzi się twórczo: eksperymentuje się, próbuje się odtworzyć części lub zastąpić je odpowiednikami z innych modeli.
Po trzecie, wszystko rozbija się o biurokrację. Na przykład w Niemczech, jeśli wymienisz sąsiadowi gniazdko elektryczne bez odpowiedniej licencji, możesz otrzymać karę administracyjną – nawet jeśli zrobiłeś to za darmo. Aby legalnie zainstalować zwykłe gniazdko czy włącznik, trzeba ukończyć kursy, zapłacić za certyfikację, a cały proces zajmuje dużo czasu.
Rozwiązanie, moim zdaniem, leży raczej nie w sferze technicznej, lecz organizacyjnej. Należy zachęcać ludzi do łączenia różnych umiejętności – nie tylko technicznych, ale także ogólnokształcących w szerszym sensie. Gdy człowiek ma szerokie horyzonty myślenia, w tym technicznego, potrafi myśleć twórczo i znajdować nietypowe rozwiązania. Potrafi sam wykazać inicjatywę, naprawiając swój samochód, składając drona z dostępnych materiałów czy ucząc się obsługi nowego modelu sztucznej inteligencji.
Wszystkie te umiejętności pozostają z człowiekiem także w przypadku mobilizacji. Dlatego w naszej armii wielu potrafi dosłownie z niczego składać drony – bo już w cywilnym życiu mają doświadczenie w samodzielnym poszukiwaniu nietypowych rozwiązań.
Najważniejsza kwestia to kwestia czasu
W krajach UE ścisłe przestrzeganie procedur biurokratycznych jest fundamentem funkcjonowania państwa. Co mogą zrobić, nie niszcząc tej podstawy?
Najważniejsza kwestia to kwestia czasu. Główna trudność we współpracy z państwem polega na tym, że wszystko dzieje się niezwykle powoli. Nawet jeśli państwo podejmie decyzję o zakupie czegoś istotnego, może minąć nie jeden miesiąc, a nawet rok, zanim trafi to na front. Taki problem istnieje nie tylko w Ukrainie, ale i w Europie.
Optymalną sytuacją jest, gdy programiści, którzy opracowali nową sieć neuronową lub zmodyfikowali już istniejącą, bez uzgadniania tego z czterema szczeblami dowodzenia, po prostu kontaktują się za pośrednictwem, powiedzmy, Signala z operatorami dronów i mówią: „Oto nowy firmware. Macie plik, testujcie!”. Tutaj niezwykle istotne są poziome powiązania między zespołami zajmującymi się projektowaniem i wykorzystywaniem dronów.
Jeśli 30 lat temu było normalnym złożyć wniosek do banku i czekać na odpowiedź przez miesiąc, to dziś takie opóźnienia są nie do przyjęcia. Na wojnie przewagę zdobywa ten, kto szybciej wciela pomysł w życie. To spowalnia biurokracja, dlatego trzeba ją cyfryzować. Zazwyczaj, dopóki „wszystko jest dobrze”, takie reformy odkłada się „na później” albo wdraża bardzo powoli. Być może, gdyby u nas nie pojawiły się wystarczająco poważne problemy, nie wprowadzilibyśmy w Ukrainie systemu „Dija”. A teraz nikt nie zaprzecza, że ten elektroniczny system usług państwowych jest bardzo użyteczny i oszczędza ludziom mnóstwo czasu. Krajom europejskim również warto wdrażać elektroniczny obieg dokumentów, system „państwo w smartfonie” czy podobne rozwiązania.
Zdolność do znajdowania nietypowych rozwiązań
Jeden mój znajomy powiedział, że Ukraińcy to naród inżynierów: zatrzymaj dowolnego kierowcę, a on opowie ci, jak wszystko działa pod maską.
Raczej nie chodzi o same umiejętności, ale o wszechstronność. Na przykład sektor usług w Ukrainie jest niszą, w której ludzie wykazują się kreatywnością, w tym techniczną, nie boją się próbować nowych rzeczy. W Europie ten sektor jest zbyt zbiurokratyzowany i przeregulowany, co demotywuje do poszukiwania nowych rozwiązań, a czasem nawet do wdrażania czegokolwiek nowego – i to wpływa na ogólny poziom kultury technicznej w kraju. Jednak w porównaniu z Azją, na przykład z Indiami czy Pakistanem, my jesteśmy gdzieś pośrodku. I nie chodzi tu o poziom wiedzy – ten jest mniej więcej podobny. Bardziej chodzi o umiejętność działania poza utartymi schematami i zwyczajami w danej dziedzinie. Może się jednak okazać, że ta cecha ujawnia się dopiero w trudnych warunkach. W przypadku wojny Europejczycy także mogą się „rozkręcić”, ale cenny czas zostanie stracony.
Oglądałem wiele filmów o naprawach w Indiach i Pakistanie – i to niemal fantastyka nawet dla nas. Na przykład na ulicy przetapiają akumulator, z odzyskanego ołowiu składają nowy – i on później całkiem normalnie działa. U nas niewielu ludzi potrafiłoby to zrobić bez specjalnego przygotowania i wyposażenia, nawet w warunkach fabrycznych. Jeśli wyobrazimy sobie, że w taką wojnę jak nasza zostałyby wciągnięte Indie lub Pakistan, to autonomiczne drony ze sztuczną inteligencją, które być może zobaczymy już tej jesieni, u nich już byłyby na uzbrojeniu.
Gdyby Rosja zaatakowała kraje UE, czy byłyby one w stanie szybko zwiększyć produkcję dronów w wystarczającej liczbie, by zatrzymać ofensywę rosyjskiej armii?
Niestety, nie byłyby w stanie. W kulturze europejskiej głęboko zakorzenione jest dążenie do ścisłego przestrzegania procedur i algorytmów. W czasie pokoju to dobrze – właśnie to umożliwiło stabilny rozwój finansowy Europy. Jednak w warunkach wojny taka proceduralność może okazać się zabójcza.
Europa jednak nie jest jednolita. Podczas gdy mieszkańcy Niemiec w większości jeszcze nie uświadomili sobie czym jest rosyjskie zagrożenie militarne, to w Polsce i krajach bałtyckich już pojawiło się zrozumienie tej sytuacji. Może to właśnie tam możliwe są zmiany?
Tak, Polska i kraje bałtyckie są znacznie mniej „algorytmicznie skostniałe” i właśnie w tych krajach można by szybciej uruchomić produkcję dronów. Jedną z opcji byłoby przeniesienie ukraińskiej produkcji dronów do Polski razem z ukraińskimi specjalistami, którzy już posiadają doświadczenie. Dopóki trwa wojna przeciwko Ukrainie, drony mogłyby być kierowane na front ukraiński. Ale w przypadku, gdyby Rosja zaatakowała na przykład Litwę, te drony można byłoby szybko przerzucić na front północny.
Wyciąganie wniosków z doświadczeń współczesnej wojny
Rewolucja technologiczna w wojskowości rozwija się tak szybko, że wczorajsze „najsilniejsze armie świata” dziś okazują się przestarzałe. Tymczasem generałowie nadal myślą kategoriami wojen minionych. Wielu europejskich polityków nie rozumie, że obecnie znacznie efektywniej jest inwestować w technologie sztucznej inteligencji dla dronów, niż w zakup czołgów.
Pojawiają się informacje o udziale w wojnie po stronie Rosji pojedynczych obywateli Chin, a nawet całych oddziałów z Korei Północnej. Wydaje się prawdopodobne nie przebywają tam z głównym celem, by pomagać Rosji, lecz raczej by przejąć doświadczenie prowadzenia współczesnej wojny. Czy widzi pan, że kraje NATO też czerpią z ukraińskich doświadczeń? Czy dostrzegają to, co widzą Chiny i Korea Północna?
Kraje UE mogą uczyć się wyłącznie na doświadczeniach Ukrainy, by zrozumieć rzeczywiste potrzeby współczesnego frontu i wymagania dotyczące dronów. Ale wygląda na to, że wciąż niewiele z tego rozumieją. Myślę, że nie każdy przejmuje ukraińskie doświadczenia, ponieważ kontakt z Ukrainą odbywa się za pośrednictwem struktur państwowych – z tymi samymi wadami, które mają ich własne systemy. Patrząc na Ukrainę wyłącznie przez pryzmat oficjalnych instytucji, a nie poprzez poziome powiązania np. wolontariuszy, czy ochotników, nie zobaczą niczego szczególnego. Innymi słowy, po prostu nie wiedzą, gdzie patrzeć. Pojawia się też inne pytanie: czy pozwolą sobie na bezpośrednie przejęcie doświadczeń tychże wolontariuszy z pominięciem struktur państwowych?
Poziome więzi między organizacjami społecznymi Ukrainy i krajów UE
Czy da się w ogóle zrobić to bez tych struktur?
Myślę, że od tego zależy przetrwanie Europy. To ściśle wiąże się również ze zdolnością podejmowania niestandardowych decyzji. Ludzie często boją się własnych pomysłów, bo są przyzwyczajeni do słyszenia: „Myślisz, że przed tobą nikt na to nie wpadł? Wszystko już dawno zostało wymyślone!”. Natomiast w Europie problem jest inny – niestandardowe rozwiązania często nie przechodzą, ponieważ nie spełniają pewnych, jawnie przestarzałych norm i standardów. Dlatego bardzo często w ogóle się o nich nie myśli, ponieważ taniej i szybciej jest zrobić coś w sposób mało technologiczny i nieefektywny, niż walczyć z biurokracją czy ryzykować, że innowacja zostanie zakazana.
Jakie przeszkody utrudniają krajom zachodnim – w szczególności Niemcom, Polsce, krajom bałtyckim – rozwinięcie własnej produkcji dronów?
Odpowiedź warto podzielić na dwie części. Po pierwsze: część sprzętowa – mechanika i minikomputer drona. To nie jest trudne zadanie, a Ukraina zgromadziła już w tym ogromne doświadczenie, które można szybko przejąć. Ogólnie rzecz biorąc, uruchomienie masowej produkcji dronów jest technicznie możliwe. W Ukrainie nie robi się tego w warunkach przemysłowych tylko ze względu na ryzyko ataków rakietowych. Naszym osiągnięciem jest to, że drony produkowane są na poziomie przemysłowej taśmy produkcyjnej, choć często w piwnicach.
Po drugie: oprogramowanie, które musi być stale aktualizowane. Tu jest trudniej. Europejczycy – jak pokazuje praktyka – potrafią pisać wysokiej jakości kod, ale robią to niezwykle powoli. Problem nie leży w pracy programistów, lecz w całym systemie zatwierdzania i kontroli, do którego wszyscy są przyzwyczajeni. Można by tu tworzyć zespoły z udziałem Ukraińców, a może także Hindusów. Hinduscy programiści słyną z tego, że potrafią napisać kod w „trzy wieczory”, na co zwykli programiści potrzebowaliby miesiąca. Oczywiście cierpi na tym dokumentacja kodu oraz jego przejrzystość dla innych. Jednak gdy najważniejsza jest szybkość i testowanie różnych algorytmów, takie podejście może okazać się korzystniejsze.
Osobną kwestią jest zaopatrzenie w komponenty. Kraje europejskie będą musiały importować wiele elementów spoza UE: akumulatory (lub lit), metale ziem rzadkich do magnesów w silnikach. Jeśli chodzi o mikroczipy – sądzę, że tu problemów będzie mniej, ponieważ główni producenci znajdują się w Korei Południowej i innych demokratycznych krajach, z którymi łatwiej się porozumieć.
Tę działalność można zorganizować na dwóch równoległych poziomach: z jednej strony na poziomie państwowym, a z drugiej – poprzez inicjatywy wolontariackie.
Co kraje UE mogą zrobić już teraz, aby ograniczyć rosyjskie zagrożenie militarne?
Trudno polegać na Ministerstwach Spraw Zagranicznych i musimy sami sięgać po metody dyplomacji obywatelskiej, aby Europa zrozumiała rosyjskie zagrożenie militarne? Wciąż jest szansa, aby w oparciu o analizę błędów, które popełniła Ukraina w sferze obrony, formułować rozwiązania tak, by inne kraje tych porażek nie powtarzały?
Myślę, że rzeczywiście warto występować z takimi apelami. Jeżeli chodzi o przebudowę czegoś wewnątrz samego państwa – bardzo wątpię, że jest to możliwe w najbliższym czasie. Ale to wcale nie jest konieczne. Wystarczy, aby na poziomie państwowym udzielono szeregu zezwoleń, które pozwolą ludziom prowadzić różną działalność na zasadzie wolontariatu bez ryzyka ukarania za naruszenie procedur. Nawet na Ukrainie działalność organizacji wolontariackich wspierających armię do tej pory nie została w pełni uregulowana i często funkcjonuje w „szarej strefie” prawnej. Na przykład do dziś formalnie zabronione jest wolontariuszom wytwarzanie bojowych komponentów do dronów.
Być może zabrzmi to niespodziewanie, ale pierwszym krokiem w przygotowaniu krajów Unii Europejskiej na ewentualną wojnę mogłoby być zezwolenie na korzystanie z cywilnych dronów. Od 31 grudnia 2020 roku w UE obowiązuje jednolity regulamin, który reguluje i ogranicza ich użytkowanie, a w takich krajach jak Francja, Niemcy czy Hiszpania wprowadzono dodatkowe ograniczenia. O jakich inicjatywach wolontariackich w tej dziedzinie może być mowa, skoro ludzie nie mają żadnego pojęcia, czym są drony? Już teraz trzeba, aby zwykli obywatele uczyli się je budować i obsługiwać – niekoniecznie bojowe czy wyposażone w sztuczną inteligencję. Najważniejsze, aby pewna liczba ludzi zdobyła podstawowe doświadczenie w pracy z dronami. Nam się w tym poszczęściło: kiedy drony zaczęły masowo pojawiać się na rynku – mniej więcej w 2017 roku – niektórzy Ukraińcy już wtedy budowali je samodzielnie. Zresztą, swojego pierwszego drona-kwadrokoptera również kupiłem w 2017 roku i wtedy nauczyłem się nim sterować.
Podsumowując naszą rozmowę, co doradziłby Pan europejskim politykom, gdyby zapytali o radę?
Po pierwsze, złagodzić ograniczenia prawne, zalegalizować działalność organizacji społecznych zajmujących się dronami, uprościć procedury biurokratyczne i skrócić czas konieczny na współpracę z państwem.
Po drugie, stymulować udział obywateli w takich organizacjach. Na przykład można zachować wynagrodzenie dla pracowników instytucji państwowych, którzy zdecydują się tymczasowo – na kilka tygodni – zaangażować w inicjatywy wolontariackie związane z dronami.
Po trzecie, stworzyć możliwość przekazywania doświadczenia przez ukraińskich specjalistów. Na szczeblu międzypaństwowym należy stworzyć taki mechanizm, który umożliwi Ukrainie delegowanie doświadczonych ekspertów do pracy w tych organizacjach społecznych. Byłoby świetnie, gdyby powstały odpowiednie programy państwowe.
Ale w tej sprawie należy już zwracać się do parlamentarzystów krajów europejskich.