poniedziałek, 3 marca 2025

Nikołaj Karpicki. Studia w Ukrainie podczas wojny: Przepraszam, że się rozłączyłam. Trudno o dobry internet w piwnicy

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 03.03.2025.


Trzy lata temu Rosja rozpoczęła wojnę, która ma na celu zniszczenie Ukrainy. Przed tą pamiętną datą o takiej możliwości się mówiło, ale mało kto w nią wierzył. Bo trudno sobie wyobrazić, że w jednej chwili całe twoje dotychczasowe życie dobiegnie końca. Absurdalne oświadczenie Putina o denazyfikacji Ukrainy jako celu inwazji oznaczało, że racjonalnego powodu nigdy nie było. To z kolei prowadzi nas do wniosku, że żadne porozumienie nie było możliwe. W rocznicę wybuchu wielkiej wojny, rosyjski opozycjonista i naukowiec mieszkający od 2015 roku w Ukrainie prof. Nikołaj Karpicki opowiada zarówno o swoim własnym doświadczeniu trwającej nadal wojny, jak i o doświadczeniach swoich studentów.

Studia w Ukrainie: doświadczenia z pierwszych dni wojny

Poranek 24 lutego 2022 r. Dźwięk syren wypełnia przestrzeń nad Kijowem, ale nikt jeszcze nie wie, co się dzieje. Jak reagować gdy bombardowane są miasta? Nie jest jeszcze jasne, czego należy się bać. Jeszcze w głowach nie świta pytanie, ilu z moich przyjaciół i znajomych będzie żyło za rok? Mieszkańcy Kijowa chowali się w metrze z zamiarem spędzenia tam nocy, naiwnie wierząc, że uda im się tam przeczekać całą wojnę. Jedna z moich znajomych chciała wraz z przyjaciółmi opuścić Kijów i przeczekać zawieruchę w Buczy. Nikt nie mógł sobie wyobrazić, że Rosjanie dokonają tam masakry. Moją znajomą uratowało to, że walki już się zaczęły, więc nie zdołała wjechać do miasteczka.

Teraz, po trzech latach wojny, obrałem ścieżkę, że najlepiej jest po prostu kontynuować swoje codzienne obowiązki i znaleźć własną misję. Moja jest związana z zawodem, jaki wykonuję – przetwarzanie emocji w zrozumienie, aby pomóc ludziom przezwyciężyć strach przed niepewnością. Aby to zrobić, musiałem wrócić do domu do Słowiańska, aby kontynuować nauczanie i zapisywać refleksje filozoficzne. W ten sposób, wyjaśniając znaczenia, mogłem dać ludziom oparcie w zrozumieniu tego, co się dzieje.

W tym czasie zdalnie czytałem studentom kurs wykładów autora „Filozofia komunikacji międzyludzkiej”. W Kijowie toczyły się walki, wciąż nie było wiadomo, czy się utrzymają, a ja miałem zaplanowany kolejny wykład. Do zajęć dołączyło kilka studentek z Siewierodoniecka. Jeszcze nie otrząsnęły się z emocjonalnego szoku. Jak miałem poprowadzić dla nich wykład? Starałem się przekazać im poczucie pewności siebie, zademonstrować racjonalne podejście do tego, co się dzieje, bez niepotrzebnych emocji, a one odpowiedziały mi: „Rosyjskie samoloty już są nad nami. Jesteśmy w schronie przeciwbombowym”. Studenci mają po dwadzieścia kilka lat, a w momencie wybuchu wojny w Donbasie mieli około dwunastu. Całe ich życie to krucha równowaga między pokojem a wojną, a teraz ta równowaga runęła w przepaść.

Później jedna z uczennic była w okupacji. Kiedy próbowała opowiedzieć mi, jak się tam czuła opisywała to, jakby czas zatrzymał się dla miejscowej młodzieży w 2014 roku. Mają ponad dwadzieścia lat, a ich umysły są jak u czternastolatków. „Jeśli my – mówi – jesteśmy aktywni w życiu, szukamy pracy, aby utrzymać się podczas studiów, podejmujemy decyzje za siebie, to miejscowa młodzież jest infantylna, nie przychodzi im do głowy, aby decydować o czymś”.

Misja nauczyciela i filozofa w czasie wojny

Myśląc o bezpieczeństwie studentów, ukraiński rząd ogłosił przerwę w nauce, a kolejny wykład odbył się dopiero dwa tygodnie później. Studentów było stosunkowo dużo. Chcę prowadzić zajęcia w taki sposób, aby były one dla studentów wyspą swojskiego życia w chaosie wojny i aby służyły im jako wsparcie psychiczne.

Aby to zrobić, studenci muszą mi ufać. Ja dzielę z nimi wszystkie tutejsze niebezpieczeństwa. Mieszkam w Donbasie, niedaleko frontu. Nie różnię się od nich nie statusem społecznym, ale doświadczeniem życiowym. W sytuacji, gdy śmierć jest blisko, trzeba przekonywać nie słowami, ale swoim przykładem. Dlatego starałem się nie tylko opowiadać, ale także okazywać wewnętrzny spokój i determinację do działania, zachowując wewnętrzną pewność co do moich decyzji i działań, bez względu na to, jak straszna była sytuacja zewnętrzna.

Ponieważ w takiej sytuacji ludzie potrzebują kogoś obok siebie, kto przekaże im to zaufanie. Ani pocieszająca rozmowa, ani formalne nauczanie, jakby nic się nie stało, nie są akceptowalne, ponieważ byłaby to demonstracja nieadekwatności. Jako nauczyciel musiałem pokazać, że rozumiem uczniów, odpowiednio oceniam horror, który dzieje się wokół nas i zawsze mogę zaoferować racjonalną strategię zachowania w każdej sytuacji i jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za swoje decyzje.

Wykłady dla studentów w czasie ostrzału

Rozpoczynamy następne zajęcia. Wymieniamy się informacjami na temat sytuacji, w jakiej każdy z nas się znalazł. Studentka z Łymania powiedziała, że u nich jest spokojnie, chociaż przed chwilą w pobliżu doszło do potężnej eksplozji. W odpowiedzi powiedziałem, że w Słowiańsku też jest spokojnie, chociaż wczoraj cały czas wyły syreny, a przedwczoraj przez cały dzień słyszeliśmy kanonadę i eksplozje rakiet, a jedna z nich uderzyła bardzo blisko mojego domu. Tak więc, po wymianie informacji, rozpoczęliśmy zajęcia. Moje wykłady musiały być jakoś powiązane z nową rzeczywistością i tym razem wybrałem temat kłamstw. Połączenie przez Internet jest zawodne, bo często gasną światła, ale pisałem do każdego studenta na prywatnym czacie, żebyśmy tam mogli być cały czas w kontakcie. Studentka z Lisyczańska, której połączenie internetowe zostało przerwane podczas zajęć, wysłała wiadomość.

„W Lisyczańsku jest wystarczająco strasznie. Mój dom znajduje się w pobliżu jednej z głównych dróg. Kiedy przejeżdżają pojazdy – od samochodów po czołgi – jest to bardzo, bardzo słyszalne. Zwłaszcza, że droga została zniszczona przez czołgi. Ostrzał jest bardzo częsty i bardzo głośny. Są dzielnice, które są rozbite na kawałki. Wiele osób od dwóch tygodni nie ma wody, światła ani gazu. Przywrócenie tego wszystkiego zajmie dużo czasu. Szkoła podstawowa, do której chodziłam, jest w połowie zniszczona. Przed salą gimnastyczną, w której uczyłem się w szkole średniej, stale stoi ciężki sprzęt. Biorąc pod uwagę, że dom, w którym teraz mieszkam, znajduje się stosunkowo blisko, każdy wystrzał z sali gimnastycznej jest bardzo odczuwalny. W pobliżu liceum, gdzie chodziłem do szkoły średniej, na początku spadł pocisk. Nikt nigdy nie dowiedział się, czy był to odłamek, czy niewypał. Wychodzenie na zewnątrz jest bardzo niebezpieczne. Nawet do sklepu po drugiej stronie ulicy. W Rubiżnem toczą się ciężkie walki. Miasta płoną. Tam, gdzie mieszkali moi przyjaciele, nie ma już prawie żadnych domów.

Większość dróg jest zaminowana, tory kolejowe wysadzone. Problemem pozostają mosty. Jak tylko Siły Zbrojne Ukrainy się wycofają, mosty zostaną wysadzone. Mają one znaczenie strategiczne. Próbę opuszczenia ich teraz można porównać do agonii osaczonego zwierzęcia. Istnieje wiele nieprawdziwych informacji, wiele fałszerstw na temat ewakuacji ludności. Nie wiesz, gdzie się znajdziesz, a gdzie zgubisz. Dziś moi znajomi wyjechali do Swatowego z konwojem ewakuacyjnym o 8:30. Jak dotąd nie ma z nimi kontaktu. Nie wiadomo, czy tam dotarli, czy nie. Czy w ogóle żyją…

Przepraszam za brak odpowiedzi w trakcie trwania zajęć. Ciężko o dobry internet w piwnicy”.

Trzeci miesiąc zajęć. Rosjanie zajęli Siewierodonieck, Lisiczańsk, Łyman i zbliżyli się do Słowiańska, gdzie mieszkam. Student, który ewakuował się z Łymania, pyta, w jaki sposób jesteśmy ostrzeliwani i porównuje to do tego, jak jego miasto było ostrzeliwane przed okupacją: „Najpierw ostrzelali szpital, dom kultury, a potem zaczęły się regularne pojedynki artyleryjskie i wszelkie podtrzymywanie życia w mieście ustało. Z reguły ostrzał trwał nieprzerwanie od czwartej do dziesiątej rano, po południu był spokój do szóstej wieczorem, a potem znowu do pierwszej w nocy”.

Postawa życiowa, która daje siłę

Starałem się nadal wybierać tematy wykładów zgodnie z pytaniami stawianymi przez wojnę: obowiązek, odpowiedzialność, stosunek do zła itp. Jednak największe zainteresowanie wzbudził temat miłości między mężczyzną a kobietą. Aktywnie dyskutowali o niej nawet ci, którzy podczas zajęć byli pod ostrzałem. Pomimo wojny, młode pokolenie żyje w pokojowej przyszłości Ukrainy.

Miałem też kilka rewelacji, którymi podzieliłem się z uczniami. Kiedy uczyłem w Tomsku, zaproponowano mi wybór strategii budowania kariery akademickiej – pisanie grantów, wyjazd do Moskwy, zapoznanie się ze znanymi naukowcami, a tym samym zwiększenie autorytetu i statusu społecznego. Niektórzy z moich kolegów tak zrobili, zostali uznani, a teraz muszą dostosować się do reżimu w Rosji wbrew swojemu sumieniu. Gdybym zrobił to samo, straciłbym swój talent filozoficzny.

Istnieje zasadnicza różnica między filozofem a specjalistą w dziedzinie filozofii. Filozof wyraża swoje doświadczenie życiowe. A że jest wojna, nie może nie mówić o doświadczeniu wojny. W przeciwnym razie nie jest filozofem. Do filozoficznej samorealizacji potrzebuję tylko wolnego czasu na pisanie i przeżywanie razem ze wszystkimi doświadczenia, które rozumiem. Na froncie w Słowiańsku mam to wszystko, podczas gdy moi odnoszący sukcesy koledzy w Rosji tego nie mają. Wojna pokazała, że cała walka o uznanie, status społeczny, karierę naukową, autorytet, to nic innego jak iluzja, bagno, a autentyczność życia ujawnia się w jego własnej wartości, kiedy działasz w zgodzie z samym sobą. To właśnie starałem się przekazać studentom na moich wykładach.

Studia w Ukrainie: Trudne doświadczenie wojny

Ukraińska młodzież jest zróżnicowana. Niektórzy są upolitycznieni, inni nie. Są to ludzie o bardzo różnych zainteresowaniach, ale jest jedna rzecz, która ich łączy: wszyscy koncentrują się na przyszłości i nie widzą żadnej przyszłości z Rosją. Nie oglądają telewizji i nie postrzegają wojny przez pryzmat polityki lub takiej czy innej ideologii, ale adekwatnie, w sposób, w jaki przejawia się ona w życiu. Po raz kolejny przekonałem się o tym, gdy komunikowałem się z nimi podczas testów i egzaminów. Przytoczę kilka cytatów z tych rozmów z niewielkimi zmianami stylistycznymi, nie zmieniając ich znaczenia.

Z okupowanego obszaru obwodu ługańskiego
– Z trudem nawiązałem kontakt. Mam miejscową propiskę (zameldowanie – red.), dlatego nie wypuszczają mnie z ŁNR – jest mobilizacja.

Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– Mogliśmy zginąć wiele razy, nie mogę o tym mówić, nie mogę obiecać, że będę mógł opowiedzieć…

Ze Swietłodarska (w czasie okupacji)
– Jestem w Swietłodarsku. Od 24 maja DNR i od 29 maja nie mamy łączności. Dopiero teraz po raz pierwszy udało mi się skontaktować. W mieście nie ma nic – wody, światła, gazu, internetu. To, że udało mi się jakoś złapać internet to cud.

Z Ukrainy, po ewakuacji z Łymania
– 22 kwietnia nastąpił pierwszy ciężki ostrzał. Na początku, koło piątej nad ranem Doniecki Obwodowy Szpital Urazowy, który przeniósł się do Łymania w 2014 roku został trafiony systemem Huragan. Wybuchł pożar, ucierpiały okoliczne domy. Szczególnie intensywnie było w nocy z 30 kwietnia na 1 maja: ostrzał rozpoczął się o 20:00 i trwał do około 1:00, a następnie został wznowiony o 4:00. Słychać było metaliczny dźwięk pocisków latających wokół miasta. W porze obiadowej nieco ucichło i stało się jasne, że most dla pieszych łączący południową i północną część miasta został zerwany, wielopiętrowe budynki i garaże zostały uszkodzone, dworzec kolejowy jest bez okien. W kolejnych tygodniach sytuacja w mieście tylko się zaogniała, kończyły się zapasy żywności, a ludzie byli zmęczeni ciągłym dudnieniem i nowymi zniszczeniami…

Z Nowopieskowa (w czasie okupacji)
– Jestem w domu w Nowopieskowie. Wydaje się, że jest tu cicho, ale codziennie latają bomby, jeżdżą wojskowe maszyny, to bardzo przerażające.

Z Kurachowego
– Nie widzę żadnej logiki w ostrzale. Ludzie ćwiczyli na stadionie, a po ich odejściu w stadion uderzyła rakieta.

Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– 24 lutego rosyjskie wojska wkroczyły na terytorium Ukrainy. Pamiętam ten poranek, przerażenie, które panowało wokół. Od samego rana okupanci zaczęli bombardować okolice Mariupola. Ludzie masowo próbowali opuścić miasto, ale nawet wtedy miasto było już zablokowane. Wszyscy biegli, aby wypłacić pieniądze i kupić jedzenie. W oczach ludzi było przerażenie tym, co się dzieje, wszyscy bali się tego, co się stanie. Wszyscy bali się wojny… Mieszkałem w dzielnicy domów jednorodzinnych w dzielnicy Illichivskiy. Kiedy zaczęli ostrzeliwać wschodnią dzielnicę, ukryliśmy się w piwnicy. Ziemia się trzęsła, a wraz z nią nasz dom. To było tak, jakby czas się zatrzymał. Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułem, że ja i moi bliscy możemy zginąć. Kolejne dni wyglądały tak samo: nalot, piwnica, wybuchy. Walki toczyły się kilka kilometrów od nas i wkrótce rozprzestrzeniły się na powiat Illichivskiy. Wtedy postanowiliśmy opuścić miasto. Tak się złożyło, że jechaliśmy w czasie bombardowania z powietrza. Już wtedy nasza dzielnica była w ruinie – wiele zniszczonych domów i spalonych samochodów. Ale najgorsze było dopiero przed nami. Kiedy nasz samochód dotarł do punktu kontrolnego, poradzono nam zawrócić, ponieważ było to zbyt niebezpieczne. Pamiętam, jak moja mama powiedziała, że powinniśmy się wycofać. My i wszyscy za nami zostaliśmy przepuszczeni na własne ryzyko. Modliliśmy się, prosząc Boga, aby dał nam szansę na przeżycie. Tego dnia, pod bombardowaniem, wyjechaliśmy. Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłem. Spalone i ostrzelane samochody, ciężarówki i sprzęt wojskowy… I trupy, a raczej to, co z nich zostało. Było ich tak wiele, że straciłem poczucie rzeczywistości. Czułem się jak w transie. Czułem się jak w koszmarze. Moja rodzina i ja opuściliśmy Mariupol 10 marca, a już 11 marca, jakby wymazując naszą przeszłość, pocisk zniszczył nasz dom.

Z Akhtyrki
– 24 lutego około 13:30 weszła mała kolumna Rosjan, specjalnie wypuszczono ich za miasto, gdzieś na polach zostali rozbici. Główne działania rozpoczęły się już od 25: bomby próżniowe, grady, artyleria, lotnictwo itd. Kluczowa infrastruktura miasta została całkowicie zniszczona: elektrociepłownia, dworzec kolejowy. Centrum miasta zostało poważnie uszkodzone, zniszczono ratusz, dom życia codziennego, dom kultury i muzeum. Większość mieszkańców natychmiast masowo wyjechała. W kwietniu było spokojnie, ale gdzieś w połowie maja doszło do ataku rakietowego na obiekt wojskowy, w wyniku którego ucierpiało przedszkole. Ktoś powiedział, że przywieziono tam broń, ale trzy dni przed ostrzałem wszystko zostało usunięte, więc było to bezcelowe. Od tego czasu w mieście panuje spokój, ale przygraniczne wioski są nieustannie ostrzeliwane. Przeważnie wszystko trafia na pola, celowo, aby nie mogli niczego zasiać.

Z Alekseevo-Druzhkovka
– Dzisiaj doszło do ostrzału sąsiednich miast (10 km od mojej wioski) i komunikacja została całkowicie utracona.

Z Ukrainy, po ewakuacji z Mariupola
– Po prostu nie mam energii do nauki, życie uciekło mi spod nóg i trwa to do dziś. Od 24 lutego nie ma jasnego dnia w moim życiu, mieszkałem miesiąc w Mariupolu od początku wojny do 24 marca. Straciliśmy tam wszystko, mieszkania, samochody i firmy, zostaliśmy deportowani do Rosji. Przez 25 dni podróżowaliśmy z tego piekła, aby tam nie zostać… Dwa tygodnie temu zostałem poinformowany, że mój brat, który był w Azovstal, zmarł. Nie mogę go nawet pochować.

Z Charkowa
– Piątego, nie pamiętam miesiąca, chyba maja, lało cały dzień. Dwa razy dostałem się pod bezpośredni ostrzał. Odłamki przeleciały mi koło twarzy, podarły mi buty. W Charkowie znów jest ciężko. Wczoraj były eksplozje na Saltovce. Ale to Saltovka i Novye Doma. Ci, którzy mieszkają na drugim końcu miasta – w rejonie Łysej Góry, mówią, że mają mniej więcej normalnie. I tak – przychodzi każdej nocy, głównie z Biełgorodu. Ale tak jest już od dłuższego czasu. Są prawie ciągłe naloty. Zaczynają ostrzał z Biełgorodu gdzieś około 23:00. Dzisiaj też ostrzeliwują.

Tak dorastało pokolenie w czasie wojny, które nie pamięta czasów, gdy Rosja nie była jeszcze wrogiem.

niedziela, 19 stycznia 2025

Nikołaj Karpicki. Czy Rosję da się ucywilizować? „Całe pokolenie jest winne terrorowi w Ukrainie”

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 20.01.2025.


Rosja znów zagraża Europie, tak jak kiedyś zagrażał jej Związek Radziecki. Strach wobec tego wywołuje dwie przeciwstawne reakcje. Pierwsza to próba przekonania samego siebie, że zagrożenia nie ma. W tym celu Zachód musi usprawiedliwić Rosję, tak jak robią to prorosyjscy politycy. Druga możliwość to znaleźć prawdziwe wytłumaczenie dla polityki Kremla. To jednak wymaga akceptacji mrocznej rzeczywistości – analizuje na łamach PostPravda.Info prof. Nikolaj Karpicki, rosyjski opozycjonista, który w 2015 roku uciekł z Syberii i zamieszkał na wschodniej Ukrainie.

Po publikacji artykułu „Wojna jako cel sam w sobie: dlaczego Rosji nie zabraknie ochotników do umierania w Ukrainie?”, zwrócił się do mnie pan Michał Talma-Sutt z Berlina z pytaniem, czy feudalizm, głęboko zakorzeniony w Rosyjskiej historii, jest najlepszym wyjaśnieniem „rosyjskiego fatalizmu”, o którym pisałem. Taki sposób postawienia pytania odzwierciedla percepcję tych w Europie, którzy dostrzegają realne zagrożenie ze strony Rosji. Jestem wdzięczny panu Michałowi za możliwość udzielenia szczegółowej odpowiedzi, i to nie tylko jemu, ale wszystkim przedstawicielom kultury europejskiej próbującym zrozumieć Rosję.

Czy niewyleczony feudalizm Rosji jest reliktem przeszłości?

Pan Michał proponuje wyjaśnienie odczłowieczenia i agresywności rosyjskiego reżimu jako przejawów dawnego feudalizmu. Według niego takie odniesienie nie wyjaśnia do końca samej brutalności obecnego reżimu w Moskwie, ale częściowo może opisać jego strukturę. Każdy przywódca polityczny – wódz, czy też pan feudalny – bezpowrotnie i niepodważalnie decyduje o losie ludzi. To on wybiera, kto powinien żyć, a kto umrzeć.

Zdaniem pana Michała ten niewyleczony feudalizm, głęboko zakorzeniony w historii Rosji, dał początek obecnej piramidzie władzy w tym kraju, na której szczycie znajduje się główny lord feudalny – Putin, czyli pan i władca życia oraz śmierci tych, którzy mu podlegają. Relacja między najniższym piętrem tej piramidy a najwyższym polega na wręczaniu łapówek – odpowiednika feudalnej daniny. Ten system, jak pisze pan Michał w liście, jest dość przerażający.

Taka interpretacja obecnego rosyjskiego systemu rzeczywiście wygląda przerażająco dla współczesnego człowieka Zachodu, ale z mojego punktu widzenia jest ona nadmiernie optymistyczna. Przecież mówiąc o feudalizmie, pan Michał miał na myśli przejaw archaizmu. Jeśli tak, to Rosja idzie pod prąd historii, co oznacza, że czas jest po naszej stronie i działa na niekorzyść Rosji. Ale jeśli okaże się, że obecny reżim Rosji nie jest reliktem przeszłości, ale nowym zjawiskiem historycznym, to nie ma nadziei, że historia jest po naszej stronie.

Oczywiście pan Michał miał na myśli feudalizm nie w ścisłym sensie historycznym, ale w szerokim znaczeniu, jako przejaw archaicznych stosunków opartych na przymusie pozaekonomicznym wobec osób o niższym statusie społecznym. Dyktatura w Rosji opiera się na takich relacjach, ale trzeba podkreślić, że są one charakterystyczne dla całej przestrzeni postradzieckiej.

Chociaż Ukraina jest krajem demokratycznym, takie archaiczne relacje są również charakterystyczne dla ukraińskiej biurokracji, a nawet środowisk akademickich. Byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się, że w Ukrainie uważa się za nieprzyzwoite, jeśli naukowiec broniący pracy doktorskiej nie przekaże znacznej kwoty pieniędzy swoim naukowym promotorom. Moi ukraińscy koledzy postrzegali to nie jako łapówkę, ale jako całkowicie uzasadnioną daninę, którą osoba musi zapłacić, aby awansować o szczebel wyżej na drabinie społecznej.

Ponieważ jest to rzeczywiście przejaw archaicznego zachowania, istnieje nadzieja, że sytuacja zmieni się w przyszłości. Uważam jednak, że niestety dyktatura w Rosji nie jest reliktem przeszłości, ale współczesnym zjawiskiem, choć zbudowanym właśnie na archaicznych relacjach.

Czy w historii istnieją postęp społeczny i duchowy?

Wyobraźmy sobie, że nie mówimy o państwach, ale o małych społecznościach ludzi. Weźmy na przykład gang przestępców, którzy są gotowi zabijać dla pieniędzy i do tego grupę wolontariuszy, którzy bezinteresownie pomagają ludziom w potrzebie. Wydaje się, że są przedstawicielami tego samego gatunku homo sapiens, ale są tak przeciwni we wszystkim, jakby należeli do różnych klas.

Jeśli założymy, że gang przestępców jest archaiczny, jest reliktem przeszłości, to jest nadzieja, że stopniowo zniknie. Ale w jaki sposób? Organizacje przestępcze przekształcą się w organizacje charytatywne lub wolontariackie? Trzeba przyznać, że brzmi to absurdalnie. Można więc założyć, że gangi przestępców istniały i nadal będą istnieć, nie dlatego, że jest to dziedzictwo przeszłości, którego jeszcze się nie pozbyliśmy, ale dlatego, że konkretni ludzie decydują się zostać przestępcami.

Bycie przestępcą albo wolontariuszem jest kwestią wolnego samostanowienia danej osoby. Niestety, większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma wolną wolę i dlatego inercyjnie podejmuje decyzje, które pozwalają lepiej dostosować się do okoliczności i struktury społecznej. Jednak im bardziej sztywna i agresywna jest ta struktura, tym bardziej człowiek traci swoją niezależność, stając się jedną z jej funkcji. Odzyskanie niezależności jest możliwe tylko poprzez wyrzeczenie się przywiązania do swojego statusu społecznego, który zapewnia normalne warunki życia. Niewiele osób jest do tego zdolnych. Dlatego też, jeśli istnieje już struktura społeczna o charakterze przestępczym, nie należy oczekiwać, że uda się przekonać kogokolwiek należącego do niej, aby zaangażował się w działalność charytatywną.

Ta ilustracja pozwala nam zrozumieć, dlaczego brutalne despotyzmy od wieków sąsiadowały z kulturalnymi i wolnymi państwami. Tak było od dawna w historii, zarówno w czasach feudalizmu, jak i obecnie. W średniowiecznej Europie istnieli królowie i niezależne miasta korzystające z prawa magdeburskiego. Były bezwzględne despotyzmy, jak Carstwo Moskiewskie, ale były też republiki na wysokim poziomie rozwoju społeczno-kulturowego, jak Republika Nowogrodzka.

Również teraz obok współczesnych cywilizowanych demokracji istnieją barbarzyńskie dyktatury. W przeciwieństwie do oczywistego postępu technologicznego nie widzimy postępu w humanizmie. Okrucieństwo i przemoc są powielane za każdym razem w nowej erze. Dzieje się tak, ponieważ wiedzę techniczną możemy gromadzić i przekazywać następnym pokoleniom, ale wartości są reprodukowane tylko w wolnym samostanowieniu, a każde pokolenie musi je wybierać na nowo. Dlatego różni ludzie wybierają dobro lub zło, a na podstawie tego wyboru powstają niekompatybilne systemy społeczne: gang przestępców i organizacja wolontariuszy, dyktatura w Rosji i zachodnia demokracja. Tak było od zawsze w historii ludzkości.

Archaiczne relacje utrzymują się w naszym życiu jako ślady przeszłości, ale mogą również mutować w zupełnie nowe zjawisko. Rzeczywiście, dzisiejsza Rosja genetycznie wywodzi się z okrutnego, archaicznego despotyzmu Carstwa Moskiewskiego, które widziało swoją misję w „zbieraniu ziem”, czyli budowaniu imperium poprzez bezwzględne podboje.

We współczesnym świecie nie ma miejsca na takie archaiczne społeczeństwa, więc na początku XX wieku Imperium Rosyjskie zostało zastąpione totalitarną dyktaturą. Komunistyczna ideologia poszukiwania wroga klasowego spowodowała mutację rosyjskiej świadomości imperialnej w nową formę, opartą na ideologii totalitarnej. Służby specjalne, które dopuszczały się tego terroru, były obojętne na konkretne rodzaje ideologii. Żyli w świecie, w którym absolutnie każdy mógł okazać się wrogiem lub konfidentem, nawet dobry przyjaciel.

W 2000 roku to nikt inny, ale właśnie oni ostatecznie i ponownie przejęli władzę w Rosji. To doprowadziło do drugiej mutacji rosyjskiej świadomości imperialnej w nową formę – nekroimperializm. Jego oznakami są: to, że ludzkie życie traci znaczenie, własna osobowość nic nie znaczy, śmierć i zniszczenie są rozumiane nie tylko jako środek, ale także jako cel sam w sobie.

Postawy wobec dobra i zła

W obliczu różnorodności koncepcji historycznych, przeciętny człowiek nie wie, komu warto zaufać, więc zaczyna postrzegać nauki historyczne jako abstrakcję. Dlatego proponuję spojrzeć na ten problem w wymiarze personalnym, co pozwoli nam mówić o stosunku do dobra i zła w historii. Każda konkretna osoba i każde pokolenie ludzi dokonuje własnego wyboru między dobrem a złem. Rodzice mogą wpływać na wybór dzieci swoim autorytetem, ale nie mogą dokonać za nie wyboru. Inercja historyczna wpływa na wybór pokoleniowy, ale każde pokolenie musi dokonać nowego wyboru między dobrem a złem. Przeszłość jest tylko materiałem, z którego ludzie budują swoje własne życie.

Samostanowienie pokolenia zaczyna się od dokonanych wyborów konkretnych ludzi. Bywa, że dochodzi do tego już w dzieciństwie. Zdarza się bowiem, że dobra szkoła może sąsiadować ze szkołą, w której znęcanie się nad kolegami z klasy stało się normą, ponieważ znalazło się dwóch lub trzech uczniów, którzy narzucili wszystkim praktykę znęcania się. Pozostali zgodzili się w tym uczestniczyć, aby utrzymać swoje miejsce w hierarchii społecznej. Jest to sposób adaptacji. W sprzyjającej szkole zachowywaliby się odwrotnie. Dokładnie to dzieje się teraz w całej Rosji.

Wszystko zaczyna się od samookreślenia jednostki, dzięki któremu człowiek uświadamia sobie, kim jest. Na tej podstawie ujawnia się jej orientacja na dobro lub zło, co przyczynia się do kształtowania społecznego modelu relacji. Charakter tego modelu określa, jakiego rodzaju struktury społeczne powstaną na jego podstawie. Może to być gang przestępców lub kolektyw wolontariuszy. Co więcej, społeczności te angażują w swoje działania osoby niezdecydowane, co tworzy inercję społeczną, która wpływa na wybór pokoleniowy. Zgodnie z tym wyborem, niektóre kraje podążają ścieżką cywilizowanego rozwoju, podczas gdy inne popadają w dyktaturę.

W którym momencie niewłaściwy wybór pokolenia doprowadził do dyktatury w Rosji?

W historii Rosji bezwładność, która przyciąga do dyktatury, zyskiwała nieustannie na sile. Po upadku Związku Radzieckiego przez krótki czas istniała szansa na odwrócenie biegu wydarzeń. Mogłoby się tak stać, gdyby pokolenie lat 90. dokonało właściwego wyboru. Wymagało to jednak wiele wysiłku i szansa ta także została zaprzepaszczona. Jesienią 1999 roku mieszkańcy Rosji byli przerażeni terrorystycznymi zamachami bombowymi na budynki mieszkalne. Ludzie ginęli w nocy, zanim zdążyli się obudzić. Ataki terrorystyczne ustały, gdy moskiewski oddział FSB został złapany na gorącym uczynku, podczas próby wysadzenia budynku mieszkalnego w Riazaniu. Rosyjskie społeczeństwo nie mogło przetrawić tej informacji.

Oczywiście przerażające jest zasypianie z myślą, że w nocy twój dom może zostać wysadzony przez terrorystów razem z tobą, ale jest nadzieja, że służby bezpieczeństwa cię przed tym uchronią. O wiele bardziej przerażające jest, że twój dom może zostać wysadzony w powietrze przez same służby bezpieczeństwa, przed którymi nikt nie może cię obronić.

Ten strach sprawił, że my Rosjanie zaufaliśmy przedstawicielowi służb bezpieczeństwa – Putinowi. Kilka miesięcy później został on wybrany na prezydenta. Ten pokoleniowy wybór był zdradą, ponieważ ci, którzy głosowali na Putina, zdradzili przyszłość swoich dzieci. To właśnie ta zdrada była katalizatorem drugiej mutacji imperialnej świadomości i przesądziła o wojnie z Ukrainą. Pokolenie, które zdradziło swoje dzieci, zgodzi się na wszelkie zbrodnie, aby nie wstydzić się ludobójczej wojny z sąsiednim narodem.

Idea postępu historycznego z jednej strony daje nadzieję na przyszłość, ale z drugiej strony może prowadzić do wyboru złej strategii politycznej. W końcu, jeśli obecny reżim w Rosji jest archaiczną manifestacją, która opiera się biegowi historii, to czy nie lepiej stopniowo go cywilizować poprzez rozwijanie współpracy z cywilizowanymi krajami?

Tak myśleli europejscy politycy, zanim Rosja zaatakowała Ukrainę. To tak, jakbyśmy chcieli ucywilizować bandę przestępców, zapraszając ich do teatru lub na balet. Jeśli jednak uznamy, że rosyjski nekroimperialny despotyzm jest nowym zjawiskiem historycznym, które można pokonać tylko siłą, da to szansę na zmobilizowanie cywilizowanego świata do walki, aby złamać przestępczy system społeczny.

piątek, 27 grudnia 2024

Nikołaj Karpicki. Rosja przygotowuje się do wojny z NATO. To atuty Kremla i Zachodu

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 27.12.2024.


Przyszła wojna z NATO to projekt już oficjalnie zaakceptowany przez rosyjski rząd. Minister obrony Andriej Biełousow powiedział 16 grudnia, że od 2024 roku jego ministerstwo przygotowuje się do możliwej wojny między Rosją a NATO w Europie. Poziom wydatków na armię wynosi prawie jedną trzecią budżetu federalnego. Takie wydatki sugerują, że kraj rzeczywiście mobilizuje się do długiej wojny. Wojna nie jest ekonomicznie opłacalna, ale jednak dyktatorzy myślą inaczej. Dla nich pieniądze to władza. Tę władzę można wzmocnić nie tylko pieniędzmi, ale także siłą militarną. Jest to zgodne z temperamentem Putina, który kilka dni po oświadczeniu Biełousowa powiedział, że bez wojny jest nudno. Prezydent Rosji jest to subiektywnym czynnikiem popychającym glob do III wojny światowej. Ale czy istnieją obiektywne warunki dla wybuchu wojny?

Czy Rosja naprawdę nie może iść na wojnę z nikim innym, ponieważ ugrzęzła w Ukrainie?

Optymiści uspokajają, że Rosja nie może zaatakować nikogo innego, ponieważ ugrzęzła w Ukrainie. Dlatego utraciła Syrię na zawsze. Rzeczywiście, bez polegania na reżimie Assada, bez logistyki, gdy Turcja i Izrael już aktywnie interweniują, odzyskanie Syrii jest zapewne niemożliwe. Jeśli optymiści mają rację, Rosja wkrótce opuści Afrykę. Ale jeśli Rosja będzie trzymałą się Libii i znajdzie dodatkowe siły do operacji wojskowych w Afryce, to optymiści się mylą.

Oto przykład historyczny. Koniec sierpnia – początek września 1941 roku. Armia radziecka ponosi bezprecedensową klęskę na froncie. Przed nami bitwa o Moskwę z wątpliwymi szansami na jej utrzymanie. Czy ktokolwiek mógł przypuszczać, że w tym momencie Związek Radziecki będzie miał siłę, by zaatakować Iran i zająć jego północne prowincje? Kiedyś wiele osób miało również nadzieję, że jeśli Rosja ugrzęźnie w Syrii, nie będzie w stanie walczyć nigdzie indziej. Jednak wojna w Syrii pozwoliła Rosji zbudować machinę wojskową na potrzeby wojny w Ukrainie. Fakt, że Rosja nie ma teraz wystarczających zasobów na nową wojnę, nie powinien być uspokajający. Jeśli maszyna już istnieje, to prędzej czy później znajdzie się dla niej paliwo. Rosyjska armia jest obecnie ograniczona wojną w Ukrainie, ale jej rezerwa mobilizacyjna umożliwia wciąż rozprzestrzenienie wojny w krajach w przyszłości.

W 2022 roku Rosja wysłała wszystkie swoje jednostki wojskowe gotowe do walki do Ukrainy, więc tak naprawdę nie była w stanie toczyć kolejnej wojny gdziekolwiek indziej. Co więcej, straciła ona na Ukrainie znaczną część swojego nowoczesnego sprzętu i musiała powrócić do starej taktyki z czasów I wojny światowej z artyleryjskimi wozami bojowymi i atakami piechoty. Na tej podstawie optymiści uważają, że armia rosyjska jest wyczerpana i będzie potrzebować kilku lat, aby odzyskać siły na wojnę z krajami NATO. Ja tak nie uważam.

Już w trakcie wojny na Ukrainie rosyjska armia kilkukrotnie zwiększyła liczbę gotowych do walki jednostek, rozwiązała problem z pociskami, a odbudowa floty nowoczesnych czołgów i innego sprzętu nie ma szczególnego znaczenia, bo ten sprzęt i tak zostałby spalony w pierwszych miesiącach wojny z NATO. Walki na Donbasie pokazują, że armia rosyjska jest w stanie prowadzić natarcia piechoty nawet bez wsparcia nowoczesnego sprzętu.

Należy wziąć pod uwagę nie tylko siłę militarną, ale także funkcjonalność machiny wojskowej, tj. do jakich zadań jest przeznaczona. Buldożer jest potężniejszy od samochodu osobowego, ale przegra z nim w zawodach wyścigowych. Tak samo jest z wojskiem. Najpotężniejsza armia, stworzona do ofensywy, może być bezradna w obronie, co pokazała klęska armii radzieckiej w pierwszych miesiącach wojny z hitlerowskimi Niemcami. Armie NATO są technologicznie lepsze od armii rosyjskiej, ale są zbudowane do krótkich wojen lokalnych i na ten moment nie nadają się do kontynentalnej wojny na wyniszczenie. Armia rosyjska z 2022 roku również została zbudowana z myślą o wojnie błyskawicznej. Jednak po niepowodzeniu blitzkriegu została zmuszona do odwrotu i reorganizacji. Gdyby kraje zachodnie udzieliły Ukrainie wystarczającej pomocy wojskowej w tym momencie, wojna mogłaby się zakończyć już wtedy. Otrzymawszy wytchnienie, władze rosyjskie zbudowały nową machinę wojskową, zdatną do prowadzenia zakrojonej na szeroką skalę kontynentalnej wojny właśnie na wyniszczenie.

Machina państwowa w czasie wojny

Kraje zachodnie wciąż żyją w trybie pokojowym, a ich armie są jednym z wielu elementów struktury państwa. W Rosji wręcz przeciwnie. Samo państwo stało się elementem struktury armii i służb specjalnych. Oznacza to, że w czasie pokoju armia jest tylko jednym z instrumentów państwa, w czasie wojny państwo staje się częścią machiny wojskowej. Wszystkie instytucje państwowe i publiczne – środki masowego przekazu, sądy, organy rządowe i samorządowe, system społeczny, przemysł – są przeorientowane na wsparcie walczącej armii i nie mogą już normalnie funkcjonować w czasie pokoju.

Mechanizm funkcjonowania rosyjskiej machiny wojskowej jest zdeterminowany przez sposób dystrybucji pieniędzy. Do 2022 r. państwo było dodatkiem lub balastem monopoli, które handlowały zasobami naturalnymi i przechowywały dochody w krajach zachodnich. Z powodu sankcji dochody nie mogą być przechowywane na Zachodzie, więc są najpierw kierowane na produkcję wojskową i opłacanie pracowników kontraktowych, a następnie zasiedlane w regionach o zubożałej ludności, które wcześniej cierpiały z powodu braku finansowania. Tworzy to społeczną bazę wsparcia dla wojny, a bieda popycha ludzi do zapisywania się do służby kontraktowej w takiej liczbie, że nie ma potrzeby przymusowej mobilizacji. Ponieważ śmierć żołnierzy kontraktowych nie budzi niczyjego współczucia, większość ludzi w Rosji woli po prostu ignorować wojnę.

Jeśli jednak wojna miałaby się zakończyć, gospodarka musiałaby przejść w tryb pokojowy, a przepływy finansowe do regionów ustałyby. Demokratyczny kraj mógłby zainwestować pieniądze w odbudowę przemysłu i ochronę socjalną ludności, ale nie dyktatura, która zawsze okradała swój kraj. Jednak ludzie już przyzwyczaili się do nowego poziomu dochodów, których utrata spowoduje masowy spontaniczny gniew z nieprzewidywalnymi konsekwencjami społecznymi. Ponadto z frontu powrócą setki tysięcy ludzi, którzy w czasie wojny ulegli moralnej degradacji i utracili umiejętność normalnego życia społecznego. Będą domagać się przywilejów i wyładowywać swoją nienawiść na innych. Z tego powodu, jeśli Rosja wycofa się z wojny z Ukrainą, stanie przed wyborem: albo przejdzie w stan niestabilności, albo rozpocznie nową wojnę.

Jednak w chwili obecnej prawdopodobieństwo wybuchu III wojny światowej jest niezwykle niskie ze względu na szereg okoliczności. Po pierwsze, podczas gdy armia rosyjska posuwa się naprzód na Donbasie, zagrażając całemu frontowi wschodniemu, rosyjskie przywództwo nie chce być rozpraszane na innych częściach frontu. Jeśli nie przekierowało nawet sił z Donbasu do regionu zaatakowanego Kurska, to nie przekieruje ich zapewne także do operacji wojskowych przeciwko krajom NATO.

Po drugie, Putin nie podejmie radykalnych działań w niepewnej sytuacji, podczas gdy Donald Trump celowo tworzy atmosferę niepewności. Po trzecie, Chiny nie zdecydowały się jeszcze na wybór strategii: z jednej strony budują swoją potęgę militarną, grożąc Tajwanowi, a z drugiej dążą do przełomu technologicznego, który pozwoli im przezwyciężyć kryzys w gospodarce na drodze pokojowego rozwoju.

Po czwarte, niemożliwe jest uczestnictwo w wojnie światowej bez sojuszników. Obecnie na świecie pozostały tylko dwa kraje z imperialnymi ambicjami, które dążą do rozszerzenia swoich wpływów na inne kraje za pomocą siły militarnej – są to Rosja i Iran. Z tego powodu są one naturalnymi sojusznikami. Jednak po pokonaniu Hezbollahu w Libanie przez Izrael i upadku reżimu Assada, imperialne plany Iranu poszły w błoto, co oznacza, że Rosja pozostałaby bez sojuszników w przypadku III wojny światowej.

Czy istnieje powód, aby państwa NATO obawiały się rosyjskiej inwazji?

Nie sądzę, by Rosja mogła zagrozić krajom NATO w najbliższej przyszłości. Przyszłość jest jednak nieprzewidywalna i sytuacja może się zmienić, jeśli kraje NATO nie przygotują się na wojnę z Rosją. Mając to na uwadze, zastanówmy się, czy Rosja mogłaby z powodzeniem prowadzić wojnę przeciwko nim, gdyby uwolniła setki tysięcy żołnierzy w przypadku rozejmu z Ukrainą.

W tym celu proponuję przyjrzeć się hipotetycznej sytuacji wojny Rosji z NATO, analizując doświadczenia z wojny rosyjsko-ukraińskiej najlepszego analityka wojskowego – Walerija Załużnego, dzięki którego talentowi militarnemu udało się w 2022 roku wyprzeć Rosjan z Chersonia i obwodu Charkowskiego.

1 listopada 2023 roku Walery Załużny pisze w eseju programowym w magazynie The Economist, że Rosja wciągnęła Ukrainę w wojnę pozycyjną, w której ma przewagę. Aby odwrócić bieg wydarzeń, musi przejść do wojny manewrowej, ale aby to zrobić, musi uzyskać przewagę w pięciu priorytetowych obszarach. Myślę, że dotyczy to także innych krajów, które Rosja może zaatakować.

Pierwszym priorytetem jest siła powietrzna, kontrola nad niebem dla operacji naziemnych na dużą skalę. Tutaj Rosja jest o wiele lepsza od Ukrainy, ale kraje NATO, w przypadku wojny z Rosją, będą miały tu ogromną przewagę. Część zadań lotnictwa załogowego jest obecnie wykonywana przez drony, które są aktywnie rozwijane zarówno przez Ukrainę, jak i Rosję, ale Rosja ma większe możliwości produkcyjne w tym zakresie.

Drugim priorytetem jest walka radioelektroniczna (WRE) w celu zagłuszania sygnałów komunikacyjnych i nawigacyjnych wroga. W ciągu ostatniej dekady Rosja zmodernizowała swoje siły WRE, tworząc nową gałąź wojsk i 60 nowych rodzajów sprzętu, podczas gdy Ukraina dopiero zaczęła tę siłę budować. W drugim parametrze Rosja ponownie ma przewagę, ale może ją stracić, ponieważ technologie informacyjne krajów NATO są znacznie bardziej zaawansowane. Dlatego w przyszłości kraje NATO mogą również uzyskać przewagę nad Rosją w tym priorytetowym obszarze, biorąc pod uwagę rozwój technologii sztucznej inteligencji.

Trzecim priorytetem jest ogień przeciwbateryjny, pokonanie artylerii przeciwnika. Tutaj Rosja ma przewagę nie tylko nad Ukrainą, ale także nad krajami NATO, które choć produkują pociski lepszej jakości, to nie produkują ich w wystarczających ilościach. Drony Kamikaze, które są aktywnie wykorzystywane zarówno przez Ukrainę, jak i Rosję, stały się częściowo odpowiedzialne za zadania artyleryjskie.

Czwartym priorytetem podkreślonym przez Walerija Załużnego jest technologia oczyszczania pól minowych wroga w celu skutecznego natarcia. Jednak po przejściu ukraińskiej armii do defensywy okazało się, że ma niezwykle ograniczone możliwości minowania pól w celu zatrzymania piechoty wroga. W tym priorytetowym obszarze nie tylko Ukraina ponosi całkowitą porażkę, ale także inne państwa europejskie, które podpisały konwencję o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych i zniszczyły swoje zapasy. Jak zamierzają powstrzymać ataki rosyjskiej piechoty? Na szczęście USA nie przystąpiły do tej konwencji, ale czy decyzja o dostarczeniu min do Europy zostanie podjęta na czas, pomimo trudności prawnych i biurokratycznych?

Piątym priorytetem jest budowanie własnych rezerw. Rosja stworzyła mechanizm uzupełniania armii bez przymusowej mobilizacji i powoli buduje liczbę jednostek gotowych do walki. Jest ich wystarczająco dużo, by przełamać ukraińską obronę na różnych odcinkach frontu, ale za mało, by budować na sukcesie, więc ofensywa jest powolna. Według szacunków kierownictwa wojskowego, które zostały potwierdzone przez Walerija Załużnego pod koniec 2023 roku, należy zmobilizować 450-500 tysięcy rezerwistów, aby pokryć zapotrzebowanie ukraińskiej armii na 2024 rok. Jednak mobilizacja została przeprowadzona późno i z dużymi problemami, więc liczba tych, którzy uzupełnili ukraińską armię, jest znacznie mniejsza niż wymarzona. Z tego powodu przez cały 2024 rok układ sił na polu walki powoli przesuwa się na korzyść Rosji. Sytuację pogarsza fakt, że 18 października 2022 r. uchwalono ustawę nr 8109, która znosi pobór do wojska w okresie stanu wojennego. Oznacza to, że w tym priorytetowym obszarze Rosja ma absolutną przewagę nad Ukrainą i, jak sądzę, będzie miała taką samą przewagę nad krajami NATO w przypadku starcia wojskowego z nimi.

Oznacza to, że w 2024 r. Ukraina nie miała przewagi w żadnym z priorytetowych obszarów, które nakreślił Walerij Załużny, co wyjaśnia sukces rosyjskiej armii. Nie wziął on jednak pod uwagę innego obszaru – jakości zarządzania wojskami. Po usunięciu Walerija Załużnego pojawił się kryzys zarządzania wojskiem, który do dziś nie został przezwyciężony i prowadzi do tragicznych sytuacji na froncie.

W przypadku wojny między Rosją a krajami NATO, Rosja będzie miała przewagę w co najmniej trzech priorytetowych obszarach, ale w pierwszym priorytetowym obszarze kraje NATO będą miały absolutną przewagę, i dotyczy to nie tylko lotnictwa, ale także precyzyjnych pocisków rakietowych. Ta przewaga wystarczy, by zadać Rosji pierwszy miażdżący, rozbrajający cios, który może doprowadzić do zwycięstwa. Ale co, jeśli po tym pierwszym uderzeniu kraje NATO pójdą na rozejm i rozpoczną negocjacje z Rosją, aby powrócić do stanu sprzed wojny? W takim przypadku Rosja otrząśnie się po uderzeniu i wciągnie NATO w wojnę pozycyjną, w której będzie miała absolutną przewagę w trzech priorytetowych obszarach. Jeśli wojna będzie długotrwała, skończy się zaawansowana technologicznie broń i o wszystkim zadecydują masy żołnierzy na polu bitwy, tak jak dzieje się to obecnie na frontach Ukrainy.

Rosja mogła zostać powstrzymana zarówno w 2022, jak i 2023 roku w Ukrainie, ale nie było woli politycznej krajów zachodnich, aby to zrobić. Jeśli wojna rozprzestrzeni się na kraje NATO, będą one miały możliwość pokonania Rosji, ale będzie to wymagało woli politycznej, której jak dotąd nie wykazały. Sam Putin nie wie jeszcze, co zrobi. Nie jest teraz gotowy na wojnę z NATO, ale przygotowuje się do niej i obserwuje zachowanie zachodnich przywódców. Jeśli zademonstrują skupienie się na zwycięstwie, a nie na tymczasowym rozejmie, nie zaatakuje krajów NATO, tak jak nie zaatakowałby Ukrainy, gdyby zobaczył mocny ruch Zachodu w kierunku jej obrony. 



poniedziałek, 16 grudnia 2024

Nikołaj Karpicki. Typy analityków, blogerów i dziennikarzy, którzy zajmują się tematem wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 16.12.2024.


Rozumiem ludzi, którzy nie interesowali się polityką, dopóki nie nastała wojna. Tacy ludzie chcą zrozumieć, co tak naprawdę się dzieje, ale nie mają jeszcze kryteriów pozwalających odróżnić profesjonalnego analityka od propagandysty, a także prawdę od kłamstwa. Jeśli wcześniej głównym problemem było znalezienie informacji, teraz głównym problemem jest wyeliminowanie niepotrzebnych informacji. Dziennikarze, analitycy, specjaliści, blogerzy, mówcy publiczni zapewniają całe spektrum możliwych opinii na temat każdego wydarzenia. Jak można ich nazwać jednym słowem? „Liderzy opinii?” „Wpływowi na opinię publiczną”? – Brzmi to dla mnie zbyt obco. Nazwę ich po prostu – „opiniodawcy”.

Opiniodawcy, którzy realizują własne cele

Miałem własny zestaw analityków, których słuchałem. Ale po pełnoskalowej inwazji ich liczba znacznie się zmniejszyła. Od ponad roku ukraińska armia nie jest w stanie powstrzymać natarcia okupantów w Donbasie (gdzie mieszkam), a ponieważ ma to bezpośredni wpływ na moje przetrwanie, nie mogę pocieszać się ciągłymi obietnicami analityków, że rosyjska armia wkrótce się wyczerpie i nie będzie w stanie posuwać się naprzód. Muszę zrozumieć prawdziwe zagrożenia. 

Nie będę oceniał konkretnych „opiniodawców”, zamiast tego zaproponuję klasyfikację typów, które umownie nazwę w następujący sposób: „propagandysta”, „kłamca”, „dogmatyk”, „wampir”, „bloger”, „fantasta”, „prorok”, „psychoterapeuta”, „pozytywista”, „konceptualista”. Tylko dwa ostatnie typy są dla mnie wiarygodne. Oczywiście są to typy wyidealizowane, a prawdziwi ludzie mogą łączyć cechy różnych postaw.

„Opiniodawca-propagandysta”. Dla niego nie ma prawdy ani fałszu, liczy się tylko to, czy ta, czy inna interpretacja pomaga przekonać osobę o słuszności określonego stanowiska. Dobry propagandysta stara się to robić dyskretnie, ukrywając do pewnego momentu związek między tym, co mówi na początku, a stanowiskiem, do którego dyskretnie prowadzi. Wiele osób uważa, że w czasie wojny propagandziści są potrzebni do mobilizowania społeczeństwa do walki. Tymczasem, jak bezpośrednio obserwuję, są oni bardziej szkodliwi dla takiej mobilizacji, ponieważ odwracają uwagę i energię ludzi na drugorzędne problemy, które bardzo często są sztucznie wymyślone przez nich samych.

„Opiniodawca-kłamca”. Różni się od „propagandysty” tym, że opiera swoje interpretacje na fałszywych przesłankach, podczas gdy „propagandysta” woli polegać na prawdziwych informacjach i faktach, które interpretuje w korzystnym świetle. „Opiniodawcy-kłamcy” nie ma sensu słuchać, nawet jeśli mówi prawdę, ponieważ aby wyodrębnić prawdę ze strumienia kłamstw, trzeba poświęcić więcej wysiłku i czasu niż na poznanie jej z innych źródeł. Do tego typu zaliczają się wszyscy ci, którzy powielają rosyjskie narracje, działając na zasadzie: „im potworniejsze i brutalniejsze kłamstwo, tym chętniej ludzie w nie wierzą”. Ale nie tylko. Są „kłamcy”, którzy działają w najlepszych intencjach, na przykład celowo bagatelizując siłę nacierającego wroga, aby podnieść morale. Ci, którzy są blisko frontu, zdają sobie sprawę, jak niebezpieczne są takie kłamstwa dla większego dobra.

„Opiniodawca-dogmatyk”. Dla niego prawdą jest tylko to, co pasuje do jego obrazu świata, a swoją misję postrzega jako przekazywanie tej prawdy wszystkim. Podobnie jak propagandysta, ignoruje alternatywne punkty widzenia i stara się przekonać swoich odbiorców, że ma rację, ale w przeciwieństwie do propagandysty robi to szczerze i potępia manipulację. Na przykład „opiniodawcy-dogmatycy” po drugiej stronie zakładają, że Zachód interweniuje we wszystkich konfliktach, aby zaszkodzić Rosji i na tej podstawie uzasadniają atak na Ukrainę.

„Opiniodawcy-dogmatycy” po naszej stronie wychodzą z lustrzanego obrazu świata, w którym Zachód również interweniuje we wszystkich konfliktach, aby pokonać dyktatorów i wspierać demokrację. Ponieważ Zachód jest znacznie silniejszy od Rosji, z pewnością pomoże Ukrainie wygrać, więc nie ma potrzeby militarnej mobilizacji własnej gospodarki. Nie da się zmienić umysłu „dogmatyka”, tylko wojna może przywrócić go do rzeczywistości.

„Opiniodawca-wampir”. Dla niego prawda i kłamstwa nie są ważne. Jego celem jest wywołanie w człowieku możliwie najsilniejszych negatywnych emocji. Nic tak nie jednoczy ludzi jak nienawiść do wspólnego wroga. „Opiniodawca-wampir” wywołuje nienawiść i podobne silne emocje, dzięki czemu skupia wokół siebie swoich zwolenników, którymi się emocjami karmi. Pod żadnym pozorem nie należy go słuchać, ponieważ emocje, które przekazuje, przekazywane są za naszym pośrednictwem innym ludziom i szkodzą im. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy rezygnować z emocji. Naturą ludzką jest mówienie o uczuciach i wyrażanie siebie emocjonalnie, ale nie powinniśmy narzucać swoich emocji innym ludziom.

Okazywanie emocji to jedno, jednak manipulowanie emocjami innych ludzi to zupełnie inna sprawa. To całkiem naturalne, jeśli dziennikarz wypowiada się emocjonalnie. Jest jednak nienaturalne, jeśli dziennikarz posługuje się manipulacją emocjami, aby przekonać ludzi do swojego stanowiska. W tym przypadku analitycy reprodukują nie informację o faktach, ale emocjonalny stosunek do tych faktów, jaki przekazuje „dziennikarz-wampir”.

Są dziennikarze, którzy świadomie przedstawiają informacje w taki sposób, aby wywołać reakcję emocjonalną u odbiorców. Zdają sobie sprawę, że jest to manipulacja, ale uważają, że jest to właściwe. Istnieje jednak inny typ „wampirów”, który nie zdaje sobie sprawy, że manipuluje emocjami innych ludzi, ponieważ sam ma niezdrową psychologiczną zależność od emocji innych ludzi. To toksyczni ludzie, z którymi komunikowanie się w życiu codziennym jest szkodliwe. Przeglądając komentarze na portalach społecznościowych, widzę, że 90% ludzi nie mówi o faktach, ale o własnym nastawieniu emocjonalnym.

Jeśli nie wiesz z góry czego dotyczy spór, nie będziesz w stanie zrozumieć go z komentarzy. Kiedy pytam, co dokładnie spowodowało u nich tak negatywną reakcję, kategorycznie żądają, żebym reagował emocjonalnie dokładnie tak, jak tego chcą. Każda próba wyjaśnienia sprawy bez emocji jest odbierana jako przejaw agresji i natychmiast zostajesz zaciągnięty do obozu wroga. Należy zatem rozróżnić „eksperta od wampirów” – dziennikarza lub blogera przedstawiającego rzeczywiste fakty w taki sposób, aby wywołać u ludzi odruch emocjonalny, od „wampira zwyczajnego”, który po prostu zastępuje informację o faktach swoim emocjonalnym stosunkiem do nich.

„Opiniodawca-bloger”. Dla niego prawdą jest każda jego opinia, która powstaje spontanicznie pod wrażeniem określonego wydarzenia. Wszystko może być powodem jego publikacji. Trump założył nowy krawat – była to okazja do podzielenia się swoją opinią na temat tego, co może to oznaczać dla geopolityki. „Opiniodawca-bloger” nie odróżnia tego, co ważne od tego, co nieważne, mając pewność, że każda jego myśl na dowolny temat jest dla ludzi ważna. Jak na blog osobisty taki poziom prezentacji materiału jest całkiem odpowiedni, jednak w poważnej publikacji przeczytanie czegoś, co każdy może napisać, jest jakoś dziwne. Choć jeśli „bloger” myśli w sposób oryginalny, to można go słuchać, ale nie należy polegać na jego opinii.

„Opiniodawca-fantasta”. Gdy informacji jest za mało, ludzie mają naturalną potrzebę spekulacji, a „opiniodawca-fantasta” to wykorzystuje. W odróżnieniu od „blogera” nie tylko wyraża opinię, ale układa ją w spójną, fantastyczną historię, która wypełnia wszelkie luki w wiedzy o tym, co faktycznie się dzieje. Czasami odwołuje się do tajnych źródeł, od których otrzymuje wyłączne informacje, np. „Putin jest śmiertelnie chory” lub „Putin zmarł, ukrywają go w lodówce, a na jego miejscu stoi sobowtór”.

„Opiniodawca-prorok”. Typ analityków, którzy z przekonaniem mówią o tym, co przyniesie przyszłość. W przeciwieństwie do „fantasty” prognozują na podstawie racjonalnej analizy rzeczywistych faktów i procesów, dzięki czemu ich prognozy są uzasadnione i przekonujące, ale rzadko się sprawdzają. Na przykład „Kijów upadnie za trzy dni” czy „Siły Zbrojne Ukrainy zablokuje armię rosyjską na Krymie”, co usłyszeliśmy nie tylko od propagandystów, ale także z poważnych ośrodków analitycznych. Jednak przyszłość jest zasadniczo niemożliwa do obliczenia. Przecież, aby to zrobić, trzeba wziąć pod uwagę wszystkie czynniki, których jest nieskończenie wiele, i z góry wiedzieć, który z nich będzie decydujący.

Jednak dopiero po jego zakończeniu można dowiedzieć się, jaki czynnik miał decydujący wpływ na przebieg procesu.Dlatego nauki społeczne mogą wyjaśniać przeszłość, ale nie przewidują przyszłości. Jeśli jeden z analityków zacznie z całą pewnością stwierdzać, co dokładnie wydarzy się na froncie, to po prostu nie rozumie natury wiedzy naukowej i popełnia dwa błędy. Po pierwsze, za wystarczające uważa te czynniki, które sam wybrał z ogromnej różnorodności, a po drugie, dopiero na podstawie wewnętrznego przekonania sam zdecydował, który z tych czynników uważa za decydujący. Dlatego niezależnie od tego, jak głęboka i logiczna jest jego analiza, przyszłość może odgadnąć jedynie przez przypadek. W czasie pokoju takie podejście można tolerować, ale nie podczas wojny.

Podam przykład. Kiedy rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja, jeden z rosyjskich religioznawców, który wyemigrował do Niemiec, zaczął publikować na Facebooku analizy wojskowe, zawierające konkretne wnioski na temat tego, co stanie się w przyszłości. Wcześniej studiował już zakończone procesy w religii, ale zdecydował, że te same metody może zastosować do procesów niedokończonych, czyli do tego, co działo się na froncie, czasami wygłaszając takie stwierdzenia, których absurdalność jest oczywista dla tych, którzy żyją blisko frontu.

Kiedy twoje miasto jest bombardowane i w każdej chwili może zostać zajęte przez najeźdźców, potrzebujesz dużej siły psychicznej, aby w porę podjąć właściwą decyzję, od której zależy Twoje życie. A potem jakaś osoba oddalona o tysiąc kilometrów od Ciebie przekazuje swoje myśli jako prawdę, zwiększając w ten sposób poczucie zagrożenia i niepewności. Musimy zużyć ostatnie siły psychiczne, aby je ocenić i odrzucić. Dlatego też byłem zmuszony przestać obserwować na Facebooku tego religijnego uczonego, który interesował się analityką wojskową.

„Opiniodawca-psychoterapeuta”. To typ „opiniodawcy”, który wierzy, że jeśli ludzie naprawdę chcą, żeby coś było prawdą, to musi to być prawdą. Jego analiza sytuacji wydaje się dla wielu przekonująca, po pierwsze dlatego, że odpowiada ich pragnieniom i oczekiwaniom, a po drugie dlatego, że opiera się na faktach rzeczywistych, a nie fikcyjnych. Osoby mu wierzące nie zauważają jednak, że selekcjonuje tylko te fakty, które pozwalają mu uzasadnić optymistyczny obraz przyszłości.

Przykładowo latem tego roku, kiedy wróg przeniósł już swoją główną ofensywę do Pokrowska, w ukraińskiej przestrzeni medialnej dyskutowano jedynie o sukcesach armii ukraińskiej w obwodzie charkowskim. Kiedy rozmawiałem ze zwykłymi ludźmi o prawdziwym niebezpieczeństwie dla Pokrowska, odpowiedzieli mi, że skoro nikt o tym nie mówi, to wszystko jest w porządku i nie ma potrzeby wymyślać niebezpieczeństw. Kiedy nie można już było dłużej ignorować realnego zagrożenia frontu donieckiego, „psychoterapeuci” zaczęli uspokajać prognozami, że armia rosyjska porzuca ostatnie rezerwy, a ofensywa wkrótce straci impet. Przede wszystkim „opiniodawca-psychoterapeuta” dba o spokój swoich odbiorców, dlatego jeśli pojawią się jakieś niepokojące zdarzenia, zawsze proponuje ich optymistyczną interpretację, która by każdemu przypadła do gustu.

Opiniodawcy, którym można zaufać

Ufam tylko dwóm typom „opiniodawców”. Jest to „pozytywista” i „konceptualista”.

„Opiniodawca-pozytywista”. Ogranicza analizę do pewnego obszaru, w ramach którego stara się możliwie najpełniej uwzględnić wszystkie czynniki, abstrahując od wszystkiego, co jest poza nim. Oceniając sytuację na froncie, stara się zebrać możliwie najdokładniej wszelkie informacje o konkretnych jednostkach wojskowych, ich stanie i morale, pomijając rozmowy o geopolityce. Jego wnioski odnoszą się do tego, co jest bezpośrednią kontynuacją konkretnych działań na froncie, nie chce natomiast wypowiadać się na temat długoterminowej perspektywy, gdyż nie da się jej wyliczyć. Przykładem takiego analityka jest Konstantin Mashovets, jeden z najbardziej obiektywnych analityków wojskowych w Ukrainie.

„Opiniodawca-konceptualista”. Analityk tego typu przewiduje przyszłość na podstawie jednej lub drugiej koncepcji, za pomocą której uogólnia fakty. Przypomina to sposób, w jaki „dogmatyk” uogólnia fakty na podstawie swojego obrazu świata. Jednak podobieństwo tutaj jest tylko zewnętrzne. Obraz świata to sposób, w jaki człowiek widzi rzeczywistość, to znaczy to, co jest dane osobie jako oczywistość i co buduje jego postrzeganie. Koncepcje to system teoretyczny, który człowiek sam tworzy, aby zrozumieć rzeczywistość; nie jest on oczywisty i wymaga jego potwierdzenia. Koncepcje można porównywać, krytykować i restrukturyzować. Dla „opiniodawca-dogmatyka” kryterium prawdy jest zgodność z obrazem świata, a dla „opiniodawca-konceptualista” samo koncepcje musi zostać zweryfikowane i potwierdzone przez zewnętrzne wobec niego kryteria – ustalone fakty lub doświadczenia życiowe ludzi.

Przykładem tego typu analityka wojskowego jest Agil Rustamzade i Walery Załużny. Nie tylko analizują fakty, ale uogólniają je w pewną koncepcję, która również może być kwestionowana, ale pozwala podsumowywać wszystkie dostępne fakty w taki sposób, aby podjąć odpowiednie decyzje militarne. Oznacza to, że zadaniem koncepcji nie jest przewidywanie przyszłości, ale opracowanie optymalnej strategii działania zgodnie z warunkami, które rozwinęły się w danej chwili.

czwartek, 5 grudnia 2024

Nikolaj Karpicki. Wojna jako cel sam w sobie: dlaczego Rosji nie zabraknie ochotników do umierania w Ukrainie?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 05.12.2024.


W 2022 r. oczekiwano, że jeśli armia rosyjska poniesie ogromne straty, to wycofa się z pola walki. Nie było jednak uzasadnienia, co to oznacza. W tym roku oczekiwano, że ogromne straty w sile roboczej spowodują, że armia rosyjska wkrótce nie będzie miała kim walczyć. One również nie były uzasadnione. Teraz pojawiają się przewidywania, że jeżeli walki w Ukrainie ustaną, odbudowa armii przed nową wojną zajmie Rosji co najmniej kilka lat. Rosja będzie gotowa zaatakować kraje bałtyckie i Polskę, gdy tylko uwolni swoje siły z Ukrainy. W tej chwili NATO nie ma nic, co mogłoby temu przeciwdziałać. 

To rodzi pytania.

– Dlaczego rosyjskie dowództwo bezlitośnie marnuje żołnierzy i jest obojętne na straty własnej armii?

– Dlaczego napływ żołnierzy kontraktowych do armii rosyjskiej nie zmniejsza się, pomimo że są oni bezlitośnie wykorzystywani w samobójczych atakach?

– Dlaczego rosyjscy żołnierze nie buntują się i nie poddają, ale posłusznie idą na śmierć, gdy są wysyłani na bezsensowne i samobójcze akcje?

– Dlaczego rosyjskie społeczeństwo jest obojętne na ogromne straty wojskowe i nadal wspiera wojnę? 

Wojna jako cel sam w sobie

Mamy do czynienia z wyjątkowym zjawiskiem historycznym. Społeczeństwo wspiera wojnę prowadzoną przeciwko sąsiedniemu państwu kosztem bezwzględnej eksterminacji własnych żołnierzy. Nawet chorzy i kalecy są wysyłani do samobójczych ataków. Jest to możliwe tylko dlatego, że istnieje społeczne przyzwolenie na bezsensowną śmierć. Czegoś takiego nie ma nigdzie indziej. Zdarza się, że społeczeństwo jest gotowe do ogromnych poświęceń w imię zwycięstwa, pod warunkiem że śmierć nie jest bezcelowa. Oczywiście nie można generalizować i wrzucać wszystkich Rosjan do jednego worka. W Rosji są dziesiątki milionów ludzi przeciwnych wojnie i popierających Ukrainę. Są oni jednak rozproszeni i nie stanowią żadnego podmiotu społecznego. Przez społeczne przyzwolenie na bezsensowną śmierć rozumiem taki układ sił w społeczeństwie, który umożliwił masowe poparcie dla wojny jako celu samego w sobie – wojny dla samej wojny. Wyróżniam dwa warunki wstępne takiego przyzwolenia. 

„Państwo śmierci” – społeczny „antysystem” w Rosji

Pierwszy warunek ma charakter społeczno-historyczny. Został on wyjaśniony przez zamieszkującego obecnie Urugwaj, rosyjskiego historyka Dmitrija Sawromata (Czernyszewskiego) w rozmowach na jego osobistym kanale YouTube „Total War i historia”. Przedstawił tam swoje rozumienie Rosji jako potęgi militarnej lub „Imperium Żalu Ludu”. Aby nazywać się imperium, trzeba mieć w czymś przewagę nad innymi krajami. Carstwo Moskiewskie nie miało żadnej przewagi, poza jedną: bezwzględnym wydatkowaniem zasobów ludzkich, aby osiągnąć cele władzy. Tego nie widziano nigdzie indziej, nawet w najbardziej brutalnych imperiach. Stosunek do własnych mieszkańców jako zbędnego zasobu utrzymywał się w całej historii Rosji i pozwalał wygrywać w liczbach, kompletnie nie licząc strat. Bieda i pozbawienie praw obywatelskich były niezbędnym warunkiem funkcjonowania takiego systemu państwowego, co skazało go na ciągłe opóźnienie naukowe i technologiczne. Jednak obecnie jesteśmy świadkami odrodzenia się tego brutalnego systemu państwowego w coś jeszcze gorszego – „państwo śmierci” lub „antysystem” (termin Dmitrija Sawromata zapożyczony od Lwa Gumilowa). 

Według Dmitrija Sawromata, „antysystem” w Rosji pożera sam siebie i prowadzi do śmierci. Przejawia się to m.in. w „ekonomii śmierci”, w której dochody z ropy i gazu są wymieniane na dobrobyt członków rodzin zmarłych i tych, którzy czerpią zysk z ich śmierci. Tworzy to potężną społeczną bazę wsparcia dla reżimu i wojny. Obejmuje ona przedstawicieli aparatu represji, tak zwanych „siłowików”, którzy boją się wysłania na wojnę i dlatego są gotowi wykonać najbardziej szalony rozkaz bez pytania. Jest ich dziesięć razy więcej niż wszystkich walczących przeciwko Ukrainie, więc żadne protesty w Rosji nie są możliwe. Obejmuje to również „plebs” – biedną ludność obszarów depresyjnych, gdzie dzięki wojnie po raz pierwszy zaczęły płynąć pieniądze. Dla nich koniec wojny oznacza koniec pieniędzy i powrót z frontu przestępców, którzy nie wiedzą nic poza tym, jak zabijać. To właśnie to środowisko zapewnia stały napływ ochotników do wojska, którzy podpisują kontrakt z armią nie tylko dla pieniędzy, ale także dlatego, że widzą w tym jedyną szansę na podniesienie się ze społecznego dna.

Według Dmitrija Sawromata, w całej historii rosyjskiej armii żołnierze byli uważani za materiały eksploatacyjne. Jednak w „antysystemie”, który obecnie rozwinął się w Rosji, pojawił się nowy czynnik – wysyłanie żołnierzy na śmierć stało się opłacalne. W końcu żołnierz kontraktowy przychodzi do wojska z dużą ilością pieniędzy. Można albo zostawić go na tyłach za łapówkę, albo wręcz przeciwnie – wysłać go na śmierć i zgłosić jego śmierć z opóżnieniem, aby otrzymywać za niego pieniądze. Im częściej personel będzie odnawiany, tym więcej będzie okazji do zarobienia na nim pieniędzy. W ten sposób kształtuje się system armii, która eksterminuje przede wszystkim własnych żołnierzy, a dopiero następnie żołnierzy wroga. Nikt w rosyjskim społeczeństwie nie współczuje ochotnikom, więc jest ono niewrażliwe na straty wojskowe. Dla państwa śmierć żołnierzy na froncie oznacza zmniejszenie obciążeń społecznych. W końcu nie ma potrzeby leczenia martwego człowieka oraz wydawania pieniędzy na jego ubezpieczenie społeczne.

Podstawą społecznego „antysystemu” jest obraz świata, w którym dobro i zło zamieniają się miejscami

Drugim warunkiem wspierania wojny, jako celu samego w sobie jest szczególny stosunek do życia, który wpływa na zachowanie Rosjan. A dokładniej, szczególny stosunek do śmierci. Ma charakter egzystencjalny i kształtuje się na podstawie obrazu świata, w którym każde zjawisko lub zdarzenie tłumaczy się obecnością wroga uosabiającego pierwotne zło. Wszystkie ograniczenia moralne są anulowane w odniesieniu do wroga. Każdy dobry uczynek wobec wroga będzie uważany za zły, a zły uczynek będzie uważany za dobry. Nosiciel takiego obrazu świata zmienia wszystkie wyobrażenia o wartościach na przeciwne, uważa amoralizm za cnotę, a złe uczynki za dobro.

Z historii wiemy, że taki obraz świata powstał, gdy społeczność znalazła się w obcym środowisku kulturowym lub nie miała czasu na dostosowanie się do szybkich zmian na świecie. Oznacza to, że warunkiem jego powstania jest postrzeganie otaczającego świata jako obcego. W ten sposób pojawiły się dwa warianty takiego obrazu świata, ucieleśniające dwa różne nastroje emocjonalne: manicheizm i gnostycyzm. Manicheizm wynikał z faktu, że nasz jasny świat zmieszał się ze światem pierwotnego zła i dlatego jesteśmy skazani na walkę. Gnostycyzm wywodził się z faktu, że nasz świat został stworzony przez pomyłkę lub z woli złego boga, więc wszystko w nim jest bez znaczenia, nie ma rozróżnienia między dobrymi i złymi uczynkami, a zatem nie ma sensu walczyć ze złem. Na podstawie tych dwóch światopoglądów powstały różne doktryny i wierzenia religijne, ale najczęściej generowały one destrukcyjne nastroje w ramach już istniejących religii – chrześcijaństwa i islamu.

Bezwzględna postawa władz rosyjskich wobec własnej ludności doprowadziła do pojawienia się manichejskiego nastroju w prawosławiu. Symptomem tego nastroju był rozłam kościoła w XVII wieku z powodu różnic rytualnych, które z pozycji greckiego prawosławia nie są nawet warte uwagi. Jednak w Rosji zaciekłość schizmy doprowadziła do zbiorowych samospaleń. Oczywiście nie jest to kwestia różnic rytualnych, ale postrzegania otaczającego świata jako cudzego i wrogiego.

Pod względem wartości, manicheizm jest przeciwieństwem chrześcijaństwa, a tym samym prawosławia. Kiedy bolszewicy rozpoczęli walkę z religią, wcielili w swoją doktrynę walki klasowej manichejskie podejście do życia, które wcześniej w pewien sposób powstrzymywało prawosławie niczym nieszczelna tama. Bolszewicy postrzegali swoją misję jako wyzwolenie świata od wyzysku, czyli od zła i ustanowienie sprawiedliwego społeczeństwa, czyli Carstwa dobra. Obowiązki moralne dotyczyły tylko tych, którzy byli blisko klasy, a wobec wrogów wszystko było dozwolone, co stało się uzasadnieniem dla masowych represji. Jednak ideologia komunistyczna ma dwie strony – po pierwsze bezwzględną walkę klasową z wrogami, a po drugie, utopię o sprawiedliwym społeczeństwie, świetlanej przyszłości, podboju kosmosu, postępie itp. Wraz z nadejściem ery naftowego dobrobytu walka klasowa stała się mniej istotna, a społeczeństwo zasnęło w utopijnym śnie o życiu w najwolniejszym i humanistycznym kraju, dopóki nie obudziło go załamanie cen ropy.

Ideologia walki klas zrodziła społeczną nekrofilię, która znalazła ucieleśnienie nawet w sowieckiej symbolice. Walka klas była jednak prowadzona w imię wyższych celów, choć fałszywych – ustanowienia sprawiedliwości i szczęścia, co jest całkiem zgodne ze światopoglądem manichejskim. Teraz jednak w Rosji panuje inny nastrój. Nie ma już wiary ani w przyszłość, ani w sprawiedliwość. Chociaż kraje zachodnie są uważane za wrogie, ale także ich własny kraj stał się cudzy. Nie ma już jasnej idei, o którą warto walczyć. 

Oczywiście wszyscy ludzie są różni, a w Rosji również myślą i czują inaczej, więc niedopuszczalne jest uogólnianie na temat wszystkich Rosjan. Nie mówimy jednak o wszystkich Rosjanach, ale o dominującym nastroju, który determinuje wydarzenia życia społecznego i odpowiada nie manichejskiemu, ale gnostyckiemu światopoglądowi. Ponieważ wszystko jest bez znaczenia, nie ma różnicy, czy czynimy dobro, czy zło. Jedyne, co pozostaje, to uznać tę bezsensowność życia i robić, co się chce, a potem także bezsensownie umrzeć. Oznacza to, że społeczna nekrofilia w dzisiejszej Rosji opiera się nie na manichejskim, jak w Związku Radzieckim, ale na gnostyckim światopoglądzie.

Gnostycki fatalizm rosyjskich żołnierzy na linii frontu

Ale jeśli wszystko jest bez znaczenia, to dlaczego ludzie wstępują do armii, by walczyć przeciwko Ukrainie? Wyobraźmy sobie zwykłego człowieka z przygnębiającej dzielnicy. Nie ma pracy, w domu są skandale, a dla ludzi wokół jesteś nikim. Pustym miejscem. To takie poczucie własnej nieistotności, jakbyś nie istniał. Najtrudniej jest, gdy musisz wytężyć wszystkie swoje siły, aby utrzymać egzystencję, gdy wszystko wydaje się bezsensowne. Na przykład, zarabiać pieniądze, kiedy w domu ciągłe skandale. Oczywiście łatwiej jest zapomnieć się w alkoholu lub narkotykach. Taki stan tłumi instynkt samozachowawczy, a śmierć nie jest już postrzegana jako zło, ponieważ nie ma różnicy między dobrem a złem. Im prostszy jest świat, tym mniej trzeba się wysilać, by żyć, a wojna i śmierć czynią świat prostszym. Jest to nekrofilny nastrój oparty na gnostyckim światopoglądzie.

I takiemu człowiekowi proponuje się pójście na wojnę w Ukrainie. Domyślnie akceptuje rosyjską propagandę jako prawdę, chociaż w rzeczywistości nie obchodzi go, kto jest winny rozpoczęcia wojny. Zależy mu na czymś innym – poczuciu własnej ważności i bezkarności. Obiecano mu, że jeśli przeżyje, będzie szanowany przez wszystkich jako weteran. Mówiąc prościej, on – którego wszyscy uważali za nic – będzie mógł robić, co zechce, a wszyscy będą się z tym liczyć. Ale żeby to zrobić, trzeba być gotowym zabić i umrzeć. Normalny człowiek raczej nie zgodzi się na coś takiego, ale w gnostyckim nastroju, w którym instynkt samozachowawczy jest stłumiony i nie ma rozróżnienia między dobrem a złem, łatwo się na to zgodzić. A takich ludzi w Rosji są dziesiątki milionów, więc napływ ochotników do rosyjskiej armii się nie skończy.

W Związku Radzieckim istniała również społeczna nekrofilia, ale innego rodzaju, tam ludzie szli zabijać i umierać dla jakiejś idei, ale w dzisiejszej Rosji – dla możliwości robienia cokolwiek się zachce. W końcu, jeśli wszystko jest bez znaczenia, to nie ma żadnych ograniczeń moralnych, nie tylko wobec cudzych, ale także wobec swoich. Temu gnostyckiemu rodzajowi społecznej nekrofilii towarzyszy gnostycki fatalizm. Ukraiński oficer, którego znam, nazwał to „rosyjskim fatalizmem”, będąc pod wrażeniem kroniki wojskowej z materiałem filmowym przedstawiającym dwóch rosyjskich żołnierzy siedzących, żeby zapalić. W tym momencie jednemu z nich odłamek rozerwał głowę. Drugi nawet nie drgnął i spokojnie dokończył papierosa.

Istnieją różne rodzaje fatalizmu. Istnieje stoicki fatalizm, kiedy osoba akceptuje swój los, ale nadal postępuje uczciwie zgodnie ze swoją rozsądną naturą i przynależnością do światowego Umysłu lub Boga. Istnieje jednak zupełnie inny, gnostycki fatalizm, kiedy człowiek nie widzi sensu życia i godzi się na śmierć, zarówno swoją jak i innych, których przybył zabić na cudzej ziemi. Zamiast Boga ma czarną dziurę, która wysysa z niego poczucie życia. To właśnie ten fatalizm sprawia, że rosyjscy żołnierze idą na śmierć w bezsensownych atakach, zamiast powstać przeciwko swoim dowódcom, którzy czerpią zyski z ich śmierci.

Czy można powstrzymać rosyjską armię?

Historia się powtarza. Jeśli Rosja wygrywała, to w liczbach, a jeśli przegrywała, to z powodu opóźnień technicznych. Ani Ukraina, ani Europa nie mają mechanizmu mobilizowania w ten sposób mieszkańców obszarów depresyjnych, więc stosunek ilościowy wojsk będzie się nadal zmieniał na korzyść Rosji. Oczywiście armia NATO jest znacznie bardziej zaawansowana technologicznie i w przypadku wojny z Rosją może zadać ogromne straty, ale co zrobić, gdy skończy się zaawansowana technologicznie broń NATO, a armia rosyjska będzie nadal uzupełniana przez ochotników? Oczywiście strategie wojskowe na wypadek wojny z Rosją należy teraz napisać od nowa, biorąc pod uwagę jej specyfikę działań wojennych. Mam wielką nadzieję, że rozwój dronów i sztucznej inteligencji stopniowo zastąpi żołnierzy na linii frontu, tak jak rozwój robotów wyparł robotników z produkcji. W takim przypadku Rosja straci swoją jedyną przewagę nad cywilizowanymi krajami.

Armia najemna mogłaby być potężną siłą, ale w antysystemie, który rozwinął się w Rosji, może tylko ulec rozkładowi. Pieniądze, z którymi żołnierze kontraktowi wchodzą do armii, napędzają korupcję i handel narkotykami w rosyjskiej armii, która odnosi sukcesy tylko teraz, ponieważ napływ świeżych sił do tej pory zrównoważył procesy degradacji. Dlatego należy pomóc Ukrainie przetrwać ten najbardziej niebezpieczny okres, chroniąc Europę przed rosyjską inwazją.


poniedziałek, 18 listopada 2024

Nikołaj Karpicki. Wojna przeciwko tożsamości ukraińskiej. Dlaczego Rosjanie nie wierzą nawet swoim krewnym w Ukrainie?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 18.11.2024.


Czy tożsamość narodowa może być fałszywa? Pytanie może wydawać się absurdalne. Jeśli jednak ludzie uznają się za jeden naród to tak właśnie jest i nikt nie ma prawa oceniać, czy to dobrze, czy może źle. Ale co, jeśli tożsamość narodowa opiera się na zaprzeczaniu innym tożsamościom. Co więcej, jeśli to zaprzeczenie stało się powodem masowego poparcia dla wojny przeciwko innemu narodowi? Gdyby wojna przeciwko Ukrainie była wspierana tylko przez moralnie zdegradowanych, słabo wykształconych ludzi, można by to było wytłumaczyć propagandą i manipulacją. Ale wojnę popierają dobrzy chrześcijanie, intelektualiści i naukowcy. Co więcej, bardziej ufają Putinowi niż swoim krewnym, kolegom czy współwyznawcom, którzy mieszkają w Ukrainie.

Rosjanie nie ufają nawet swoim bliskim w Ukrainie

Wiosną 2022 roku w mediach internetowych opublikowano wiele historii o tym, jak Rosjanie nie chcieli uwierzyć, gdy ich krewni w Ukrainie mówili, że są bombardowani. Na przykład córka z Charkowa dzwoni do swojej matki w Rosji, aby powiedzieć jej, że uderzają w dzielnice mieszkalne, eksplozje są bardzo blisko, a w odpowiedzi słyszy: „Nie zmyślaj!”, „Nikt cię nie bombarduje!”, „Wkrótce nasi przyjdą i was wyzwolą, nikt nawet nie tknie cię palcem!”. Teraz nie ma już takich historii, ponieważ Ukraińcy przestali próbować przekonywać Rosjan. Mogę to potwierdzić z własnego doświadczenia.

W 2011 roku byłem jednym z organizatorów dialogu międzyreligijnego w syberyjskim mieście Tomsk. Przedstawiciele różnych religii dzielili się swoimi duchowymi doświadczeniami, starali się zrozumieć stanowiska innych i znaleźć wspólną etyczną podstawę do przezwyciężenia ksenofobii. W 2015 roku pojechałem do Donbasu, zebrałem świadectwa o życiu chrześcijan w warunkach wojny i chciałem opowiedzieć o nich moim rodakom, ale uczestnicy dialogu międzyreligijnego powiedzieli, że są „poza polityką” i nie chcieli mnie słuchać. 

Po pełnoskalowej inwazji w 2022 roku nie można już było ukrywać swojego stanowiska pod płaszczykiem apolityczności. Byli tacy, którzy wspierali Ukrainę, ale zostali zmuszeni do opuszczenia Rosji lub udania się na wewnętrzne wygnanie. Tak więc w dialogu międzyreligijnym pozostali tylko ci, którzy uważają, że w Ukrainie są naziści i właśnie dlatego Putin powinien ją zdenazyfikować. Zasugerowałem, aby porozmawiali ze swoimi współwyznawcami w Ukrainie i dowiedzieli się od naocznych świadków jak jest naprawdę. Moja propozycja została stanowczo odrzucona. To było dziwne.

Załóżmy, że osoba jest całkowitym zombie przez słuchanie propagandy, ale nadal pozostaje świadkiem codziennego życia w swoim kraju. Na przykład, jeśli spotkam mieszkańca Korei Północnej, to nie będę słuchał jego komunistycznej propagandy, ale spróbuję dowiedzieć się od niego jako świadka czegokolwiek o codziennym życiu w jego kraju. Jeśli rosyjscy chrześcijanie, wajsznawowie i muzułmanie uważają, że wszyscy ich współwyznawcy w Ukrainie są zombie przez nazistowską propagandę, to dlaczego przynajmniej nie zapytają, jak ten nazizm przejawia się w życiu codziennym? Przygnębiający jest całkowity brak takiego zainteresowania i niezachwiana pewność, że wiedzą jak wygląda życie w Ukrainie od samych Ukraińców.

Wynika z tego, że wierzą w kremlowską propagandę, ponieważ sami chcą w nią wierzyć, tak więc boją się komunikować z tymi, którzy mogą kwestionować ich przekonania. Inaczej mówiąć chcą, aby ich obraz świata oparty na imperialnej tożsamości został potwierdzony faktami. Właśnie dlatego specjalnie szukają fałszywych informacji o Ukrainie. Oznacza to, że ich rosyjska tożsamość imperialna przeważa nad ich tożsamością religijną. I ta imperialna tożsamość jest zbudowana na zaprzeczeniu tożsamości ukraińskiej. 

Takie zjawisko można zaobserwować w środowisku naukowym i akademickim, gdzie erudycja i krytyczny stosunek do informacji wydają się być kultywowane, więc nie można tego już tłumaczyć skutecznością propagandy. Ile osób w tym środowisku popiera Ukrainę? Po inwazji na dużą skalę skontaktowało się ze mną kilku moich kolegów z Rosji z moralnym wsparciem. Wśród nich był jeden naukowiec światowej sławy, który za moim pośrednictwem dotarł do ukraińskich kolegów, aby przeprosić za kraj. Ale jest to odosobniony przypadek, większość albo milczy, albo wspiera zbrodniczą wojnę. Zapytałem Anatolija Achutina, znanego rosyjskiego filozofa, który wyemigrował do Ukrainy, czy jego koledzy z Rosji zwrócili się do niego z przeprosinami i moralnym wsparciem dla ukraińskich kolegów. Odpowiedział, że oczywiście ma przyjaciół w Rosji, którzy wspierają Ukrainę, ale nikt z filozofów i intelektualistów nie zwrócił się do niego. Wręcz przeciwnie – wielu z nich przestało się z nim komunikować. 

W odpowiedzi na moje pytanie, czy naprawdę chodzi o rosyjską tożsamość, Anatolij Achutin odpowiedział: „Myślę, że nie chodzi tylko o »rosyjską tożsamość«, ale o fakt, że ta »tożsamość« jest imperialna. Nie chodzi o imperializm polityczny (tego też jest dużo), ani nawet o imperializm ideologiczny (Moskwa jest trzecim Rzymem itp.), ale o coś znacznie głębszego – na jakimś irracjonalnym, podświadomym poziomie….. Zauważmy, że słowo »russkyj« jest przymiotnikiem, a jaka »istota« się za nim kryje – nie jest jasne: wszystko, co nam się podoba. Ten imperializm jest karmiony mesjanistyczną ideą (skradzioną z Bizancjum), samoświadomością »ludu niosącego Boga« (skradzioną Żydom), poleganiem na wielkiej historii, która została skradziona (a właściwie, niestety, podarowana) właśnie Ukrainie, tym bardziej nienawistnej z tego powodu. Tak więc zaprzeczenie niezależnej ukraińskiej tożsamości wyrasta również ze strachu przed zawiśnięciem w historycznej pustce jako jakieś bękarty Hordy, przed nagłym znalezieniem się bez rzymskiego dziedzictwa, bez sukcesji bizantyjskiego prawosławia, bez własnej historii…. – pustym przymiotnikiem bez rzeczownika”.

Na potwierdzenie myśli Anatolija Ahutina mogę przytoczyć historię, którą opowiedziano mi w Instytucie Orientalistyki Narodowej Akademii Nauk Ukrainy. Przed pełnoskalową wojną odwiedził ich polski badacz Wietnamu z Warszawy, Leszek Sobolewski. W rozmowie z kierownikiem katedry, a obecnie dyrektorem Instytutu Wiktorem Kiktenko, polski naukowiec zapytał, jakie jest jego imię po ojcu, aby grzecznie się do niego zwracać. Ukraiński kolega odpowiedział, że zwrot „Panie Wiktorze” jest całkiem grzeczny i brzmi nawet lepiej, ponieważ jest mniej formalny i bardziej osobisty. Później pan Leszek opowiedział o tym swojemu rosyjskiemu koledze Ilji Usovowi, również badaczowi Wietnamu, który był bardzo oburzony, że w Ukrainie używają zwrotu „pan” i „pani” i zaczął udowadniać, że rzekomo rosyjskojęzyczni ludzie powstali w Donbasie, i nie ma tam rosyjskich wojsk. Pan Leszek był zaskoczony reakcją. Dlaczego rosyjskiego naukowca obchodzi, jak zwracają się do siebie jego ukraińscy koledzy? I dlaczego ma pretensje do Ukraińców, a nie do Polaków, którzy używają tej samej formy grzecznościowej? Należy podkreślić, że była to reakcja naukowca, który ze względu na swoją specjalizację powinien rozumieć zarówno tożsamość narodową, jak i współczesną politykę. Sądzę, że rosyjski naukowiec dostrzegł w formie zwracania się „pan” czy „pani” demonstrację tego, że tożsamość ukraińska jest niezależna od tożsamości rosyjskiej, i to go rozgniewało. Oznacza to, że nie chodzi o propagandę, ale o obraz świata, w którym ukraińska tożsamość jest postrzegana jako wroga antyrosyjska ideologia. 

Obraz świata oparty na zaprzeczeniu ukraińskiej tożsamości

Imperializm w Związku Radzieckim był narzucany od szkoły. W szkole mówiono nam, że historia Rosji zaczęła się od Rusi Kijowskiej. Jej rozwój został spowolniony przez Tatarów-Mongołów, a po nich Kijów w jakiś sposób znalazł się za granicami, ale Bogdan Chmielnicki zjednoczył Ukrainę z Rosją, po czym ich historia jest nierozerwalna. Ukraińska edukacja szkolna została uwolniona od tej fałszywej, imperialistycznej interpretacji historii, w związku z czym imperialne nastroje w Ukrainie zniknęły. W rosyjskich szkołach taka narracja jednak nadal wybrzmiewa. Dlatego większość Rosjan przyjmuje pseudonaukowe stanowisko do trójjedynego narodu rosyjskiego (składającego się z Rosjan, Ukraińców i Białorusinów) – spadkobiercy Rusi Kijowskiej, i nie postrzega Ukrainy jako odrębnego kraju z własną kulturą i historią. W rzeczywistości nie było jednego narodu ani w czasach starożytnych, ani teraz, a na terytorium Rusi Kijowskiej żyły różne narody, wśród nich plemiona słowiańskie, które przemieszczały się różnymi falami i w rzeczywistości były również różnymi narodami. 

Trójjedyny naród rosyjski to fałszywa koncepcja imperializmu, która zastępuje świadomość historyczną. Patriarcha Cyryl z Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego wykorzystał tę koncepcję, aby uzasadnić swoje roszczenia do kanonicznego terytorium Ukrainy. Jednak Putin poszedł dalej, zapożyczając tę koncepcję od rosyjskich nacjonalistów w bardziej radykalnej interpretacji, według których nie ma w ogóle narodu ukraińskiego, czy języka ukraińskiego, a Ukraina jest tylko peryferiami wielkiej Rosji. Uważają oni, że Zachód zawsze dążył do zniszczenia Rosji i w tym celu narzucił rosyjskiej ludności Ukrainy ideę, że są Ukraińcami, a nie Rosjanami. Ich zdaniem ukraińska tożsamość została wymyślona przez wrogów Rosji – był to austro-węgierski projekt, który stworzył sztuczny język oparty na ukraińskich dialektach wiejskich i zapożyczeniach polskiego słownictwa. Podążając za rosyjskimi nacjonalistami, Putin postrzega ukraińską tożsamość jako wrogą ideologię nazizmu, od której ukraińskie społeczeństwo musi się wyzwolić, czyli przeprowadzić „denazyfikację”. W praktyce oznacza to zniszczenie języka ukraińskiego oraz ukraińskiej świadomości kulturowej i historycznej. Dlatego na okupowanych terytoriach Ukrainy represjom poddawany jest każdy, kto w jakiejkolwiek formie manifestuje ukraińską tożsamość.

Po upadku Związku Radzieckiego w Ukrainie i Rosji zaczęły powstawać nowe narody polityczne. W Ukrainie proces ten przebiegał z coraz większą prędkością, a agresja zewnętrzna tylko go przyspieszyła. Ponieważ ukraińska samoidentyfikacja przejawia się w różnych formach, procesowi temu towarzyszą ostre dyskusje publiczne, aż do wzajemnych oskarżeń, bardzo często niesprawiedliwych, ale wspólna podstawa wzajemnego zrozumienia już się ukształtowała: ukraiński naród polityczny to naród wszystkich tych, którzy biorą odpowiedzialność za ukraińską kulturę i język. Oznacza to, że każdy, niezależnie od przynależności etnicznej lub religijnej kto jest Ukraińcem, uważa się za Ukraińca i bierze odpowiedzialność za Ukrainę. W Rosji proces tworzenia narodu politycznego był utrudniony przez świadomość imperialną. Kiedy służby bezpieczeństwa pod przewodnictwem Putina doszły do władzy, świadomość imperialna zmutowała w nową formę – nekroimperializm. Aby uzasadnić swoje roszczenia wobec Ukrainy, rosyjscy nekroimperialiści deklarują, że ukraińska tożsamość jest ideologią nazistowską, ale aby w ogóle uwierzyć w tak absurdalne twierdzenie, trzeba transformować własną tożsamość w ideologię. To właśnie ta transformacja tożsamości w rosyjskiej masowej świadomości doprowadziła do aborcji rosyjskiego narodu politycznego, a teraz Rosję łączy tylko przemoc i imperialna ideologia, nic więcej. Oznacza to, że zamiast tożsamości narodowej w świadomości Rosjan istnieje pustka pokryta ideologią, co tylko zwiększa strach przed ukraińską tożsamością, zwłaszcza na tle szybkiego formowania się ukraińskiego narodu politycznego. Z tego powodu odrzucają świadectwa nawet swoich bliskich z Ukrainy.

Czy jest jakieś wyjście?

Teraz można udzielić odpowiedzi na pytanie postawione na początku. Tożsamość narodowa może być fałszywa, jeśli identyfikacja jest ideologiczna z reżimem politycznym lub władzą i zaprzecza tożsamości innego narodu. Ta fałszywa tożsamość skazuje na niekończące się wojny – koniec jednej wojny oznacza przygotowanie do nowej. Dopóki Rosjanie nie porzucą tej fałszywej tożsamości, nie będą w stanie zaufać swoim bliskim w Ukrainie i nadal będą wspierać wojnę. W związku z tym pokonanie Rosji nie wystarczy; konieczne jest wspieranie tworzenia nowych tożsamości wśród narodów Rosji, które nie są związane z imperializmem.