czwartek, 26 czerwca 2025

Raszyzm // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 26.06.2025.


W ciągu lat wojny z Rosją słowo „Raszyzm” na stałe weszło do użytku w społeczeństwie ukraińskim, choć niektórzy politolodzy uważają je za pojęcie nieprecyzyjne i nienaukowe. Niemniej jednak w ukraińskim społeczeństwie doskonale rozumie się, czym jest raszyzm i czym różni się on od innych odmian faszyzmu. 2 maja 2023 roku Rada Najwyższa Ukrainy nadała pojęciu „raszyzm” definicję, wskazując jego główne cechy. Definicja ta ma charakter opisowy, dlatego pojęcie to stało się tematem kolejnego artykułu Nikołaja Karpickiego z cyklu Słownik Wojny, jaki publikujemy w PostPravda.Info.

Raszyzm

Raszyzm – współczesna forma rosyjskiego faszyzmu, ideologia brutalnego tłumienia lub niszczenia innych kultur i tożsamości narodowych w celu rozszerzenia przestrzeni dominacji rosyjskiej tożsamości.

Termin „raszyzm” (od słów „rosyjski” i „faszyzm”) używany jest do określenia odmiany faszyzmu, która ma cechy wspólne z jego historycznymi formami – włoskim faszyzmem, niemieckim narodowym socjalizmem i innymi. Ideologia raszyzmu ukształtowała się na bazie tradycyjnego dla Rosji rosyjskiego szowinizmu o charakterze imperialnym.

Szczególne miejsce w ideologii raszystowskiej zajmuje Ukraina. Raszyści twierdzą, że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród. Ukraińska tożsamość dopuszczana jest jedynie jako prowincjonalna odmiana rosyjskiej, a ci Ukraińcy, którzy odmawiają uznania rosyjskiej tożsamości za jedyną słuszną wobec siebie, uznawani są za wrogów. O ile hitlerowski nazizm określał wroga na podstawie kryterium rasowego, o tyle raszyzm – na podstawie charakteru tożsamości. Agresja Rosji przeciwko Ukrainie uzasadniana jest potrzebą „odzyskania” Ukrainy i wykorzenienia ukraińskiej tożsamości jako samodzielnej.

Raszyzm a rosyjski szowinizm

Rosyjski szowinizm towarzyszył rozwojowi Rosji przez wieki i przejawiał się zarówno na poziomie państwowym, jak i w życiu codziennym. Na poziomie ideologii państwowej rosyjski szowinizm przybierał różne formy – od koncepcji „Moskwa – Trzeci Rzym”, przez ideę komunizmu, która uzasadniała dyktaturę, aż po współczesne idee „russkiego mira”. Niezmienna pozostawała jednak jego istota: usprawiedliwianie ekspansji militarno-politycznej oraz narzucanie jednolitej ideologii w kwestiach kultury, języka, historii i religii.

Na poziomie codziennym rosyjski szowinizm wyraża się w przekonaniu, że terytoria kiedyś podbite przez Rosję, takie jak Tatarstan, Baszkortostan czy Jakucja, automatycznie stają się „nieodłączną częścią” Rosji. Mieszkańcom tych regionów odmawia się prawa do podmiotowości politycznej, w tym prawa do samostanowienia. Uważa się, że są oni zobowiązani do dostosowania się do dominującej rosyjskiej kultury, posługiwania się językiem rosyjskim i przyjęcia norm codziennego życia typowych dla Rosjan.

Jednocześnie od Rosjan przesiedlających się do tych regionów nie oczekuje się szacunku wobec lokalnych języków i tradycji. Przykładem takiej postawy może być sytuacja w republikach narodowych, gdzie nawet w dużych miastach, takich jak Kazań, właściciele mieszkań często otwarcie ogłaszają, że wynajmują lokale wyłącznie Rosjanom. Taka dyskryminacyjna praktyka jest postrzegana jako społecznie akceptowalna norma.

Na poziomie prawnym ta tendencja została utrwalona w sierpniu 2018 roku, kiedy to w Ustawie o oświacie wprowadzono zmiany, które wykluczyły języki narodowe republik z listy obowiązkowych przedmiotów szkolnych. Jednak już wcześniej szkoła pozostawała głównym narzędziem narzucania imperialnej wersji rosyjskiej historii wszystkim narodom Rosji.

Momentem przełomowym, który wyznaczył przekształcenie rosyjskiego szowinizmu w pełnoprawną ideologię raszyzmu, był rok 2014 – aneksja Krymu i rozpoczęcie wojny w Donbasie. To właśnie wtedy rosyjska propaganda zaczęła aktywnie wykorzystywać szowinistyczne narracje do uzasadniania agresji zbrojnej i terroru wobec ludności ukraińskiej. Raszyzm to już nie tylko kulturowa czy polityczna arogancja, lecz ideologiczne usprawiedliwienie wojny i zbrodni wojennych, popełnianych w imię zniszczenia innej tożsamości narodowej. Osoba, która nawet jeśli nie popiera otwartej agresji, ale rozpowszechnia narracje usprawiedliwiające jej cele – na przykład ideę „jednego narodu” czy misję „russkiego mira” – również może być uznana za nosiciela ideologii raszyzmu.

Ideologia raszyzmu

Raszyzm to imperialna ideologia oparta na obrazie wroga, zmitologizowanej historii oraz koncepcji szczególnej misji Rosji polegającej na rozszerzaniu tak zwanego „russkiego mira”. W wyobrażeniach raszystów współczesny świat to pole walki między „bezduchowym” Zachodem a „duchową” Rosją.

Ukraińska tożsamość w tym dyskursie uważana jest za nienaturalną, rzekomo narzuconą przez Zachód w celu osłabienia Rosji. Zgodnie z tą logiką, Rosja „musi” siłą odzyskać Ukrainę, a Ukraińców, którzy odrzucają rosyjską tożsamość, należy traktować jako zdrajców i wrogów.

W raszyzmie ideologiczna konstrukcja „rosyjskiej kultury” i „prawosławia” zastępuje zarówno autentyczną kulturę, jak i prawdziwą religijność. Ten sztuczny konstrukt czerpie elementy zarówno z epoki sowieckiej, jak i carskiej, tworząc wewnętrznie sprzeczny system – jednak sami raszyści zazwyczaj tych sprzeczności nie dostrzegają.

Raszyści i ich postawa

Większość zwolenników raszyzmu popiera reżim Putina, ponieważ postrzega go jako narzędzie walki z ukraińską tożsamością. Jednocześnie w innych kwestiach, takich jak korupcja, polityka społeczna czy zarządzanie gospodarką, mogą wyrażać niezadowolenie z władzy. W środowisku raszystowskim istnieje także radykalne skrzydło będące w opozycji do Putina, ponieważ uważa go za niewystarczająco zdecydowanego i brutalnego w walce z Ukrainą.

W ukraińskiej świadomości społecznej rozróżnia się ideowych raszystów od tych, którzy wspierają raszyzm biernie, spontanicznie, bez głębokiego przekonania. Do pierwszej kategorii należą raszyści w ścisłym znaczeniu – osoby świadomie usprawiedliwiające rosyjską agresję. Do drugiej zalicza się tzw. „watników” – przeciętnych obywateli, unikających odpowiedzialności moralnej, skłonnych do relatywizmu: „nie wszystko jest tak jednoznaczne”, „wszyscy są winni”, „tylko Bóg zna prawdę” itd. Osobną kategorię stanowią „orkowie” – przestępcy, którzy wstąpili do armii dla korzyści materialnych lub w zamian za uniknięcie kary więzienia. Ich motywacja nie ma charakteru ideologicznego: popełniają zbrodnie wojenne kierując się osobistym okrucieństwem i poczuciem bezkarności.

Wspólną cechą raszystów, watników i orków jest brak empatii wobec ofiar agresji oraz niechęć do uznania odpowiedzialności za działania własnego państwa.

Raszyzm i nekroimperializm

Jeśli raszyzm jest ideologiczną pozycją rosyjskiej władzy, to nekroimperializm stanowi faktyczny stan rosyjskiej świadomości społecznej i systemu politycznego. Różnica jest taka sama, jak między komunizmem jako ideologią a stalinizmem jako rzeczywistą praktyką: o ile ideologicznie uzasadnionym celem była walka z „wrogami klasowymi”, to w rzeczywistości stalinizm przejawiał się w masowych donosach i represjach wobec niewinnych. Podobnie, jeśli raszyzm oznacza ideologię ekspansji „russkiego mira”, to nekroimperializm opisuje, z jednej strony, stosunek władzy do ludności jako do zasobu, który można wydać na osiągnięcie swoich celów, a z drugiej, zgodę samych obywateli na taką rolę, co objawia się w gotowości do bezsensownej śmierci na frontach w Ukrainie.

Rządzący klan w Rosji, składający się głównie z ludzi wywodzących się ze służb specjalnych, nie jest przywiązany do żadnej konkretnej ideologii. Jego stosunek do konstrukcji ideologicznych jest wyłącznie instrumentalny – są one wykorzystywane tylko wtedy, gdy pomagają utrzymać władzę. Taki cynizm jest dziedzictwem sowieckich służb bezpieczeństwa. Jednak zmiana ideologii w zależności od okoliczności politycznych nie wpływa na sposób postrzegania świata, który stanowi fundament nekroimperializmu.

W ten sposób raszyzm to ideologiczne ujęcie lęku przed złożonością świata i dążenia do zniszczenia wszystkiego, nad czym nie da się zapanować, natomiast nekroimperializm to urzeczywistnienie tego dążenia w świadomości społecznej i systemie politycznym.

Prawna definicja pojęcia „raszyzm”

2 maja 2023 r. Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła rezolucję „W sprawie stosowania ideologii rasizmu przez reżim polityczny Federacji Rosyjskiej, potępienia zasad i praktyk raszyzmu jako totalitarnych i nienawistnych” (nr 3078-IX). Oświadczenie Rady definiuje raszyzm jako „nowy rodzaj totalitarnej ideologii i praktyk, które leżą u podstaw reżimu utworzonego w Federacji Rosyjskiej pod przywództwem prezydenta W. Putina i opierają się na tradycjach rosyjskiego szowinizmu i imperializmu, praktykach reżimu komunistycznego ZSRR i narodowego socjalizmu (nazizmu); … charakterystycznymi cechami i konsekwencjami raszyzmu są

– systemowe łamanie praw człowieka i podstawowych wolności;
– kult władzy i militaryzm;
– kult osoby na szczycie pionu władzy i sakralizacja instytucji państwowych;
– samouwielbienie Rosji i Rosjan poprzez brutalny ucisk i/lub zaprzeczanie istnieniu innych narodów;
– wykorzystywanie praktyki rozpowszechniania języka i kultury rosyjskiej, Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, mediów, instytucji politycznych i publicznych oraz propagandy idei „russkiego mira” wśród innych narodów w celu realizacji ekspansjonistycznej polityki państwa;
– systematyczne naruszanie powszechnie uznanych zasad i norm prawa międzynarodowego, w tym poszanowanie suwerenności innych państw, ich integralności terytorialnej i granic uznanych na arenie międzynarodowej oraz nieprzestrzeganie zasady niestosowania siły lub groźby użycia siły;
– tworzenie, finansowanie i zbrojne wspieranie nielegalnych grup zbrojnych i ruchów separatystycznych na terytoriach innych suwerennych państw, tworzenie i wspieranie organizacji terrorystycznych;
– stosowanie zakazanych metod prowadzenia wojny i systematyczne popełnianie zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości;
– systematyczne organizowanie i przeprowadzanie masowych mordów, egzekucji, tortur, deportacji, tworzenie sztucznych warunków dla głodu, innych rodzajów masowego terroru fizycznego, ludobójstwa, prześladowań na tle etnicznym, narodowym, religijnym, politycznym i innym;
– regularne groźby użycia broni jądrowej przeciwko innym państwom i stworzenia katastrof technologicznych”.

Nikołaj Karpicki 
Słownik wojny

środa, 18 czerwca 2025

Nikołaj Karpicki, Eugene Kovalenko. Rosyjskie zagrożenie militarne dla krajów UE w epoce sztucznej inteligencji

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 16.06.2025.


Czy rosyjskie zagrożenie militarne dla Europy to mit czy rzeczywistość? Wygląda na to, że Rosja, mimo trwającej już ponad 3 lata wojny z Ukrainą, nadal posiada potencjał ofensywny. Sytuacja na niemal wszystkich frontach wschodnich pozostaje niebezpieczna. Jednak sukcesy Ukrainy w starciach z Flotą Czarnomorską, a także zaskakujący i wręcz nonszalancki atak ukraińskich dronów na rosyjskie lotnictwo strategiczne, usytuowane tysiące kilometrów od linii frontu, świadczą o szybkim „starzeniu się” nawet najsilniejszych armii świata. Ci, którzy nie nadążą za dynamicznym rozwojem dronów czy robotyki, pozostaną bezbronni wobec zagrożenia nowego typu – twierdzą specjaliści.

Wywiady wielu krajów Europy coraz głośniej informują, że rosyjskie zagrożenie militarne, to wcale może nie być perspektywa lat. Politycy natomiast zdają się te przesłanki ignorować, nie zdając sobie sprawy, że tak naprawdę Rosja już teraz jest gotowa do wojny z krajami Unii Europejskiej i potrzebowałaby kilku miesięcy na przegrupowanie, tak aby mieć siłę na ofensywę np. na Polskę czy kraje bałtyckie, w przypadku szybkiego zawarcia rozejmu z Ukrainą. Co Europa może zrobić już teraz, by stawić czoła armii nowego typu, łączącej nowoczesne technologie z masami sił ludzkich? Na to pytanie w rozmowie z Nikołajem Karpickim dla PostPravda.info odpowiada ekspert IT, prof. dr inż., adiunkt Politechniki Kijowskiej im. Igora Sikorskiego Eugene Kowalenko.

Rosyjskie zagrożenie militarne. Czy to koniec epoki stabilności w Europie?

Nikołaj Karpicki, PostPravda.Info: W moim odczuciu istnieje tylko jeden powód, dla którego Rosja w chwili, gdy posuwa się naprzód na froncie ukraińskim, mogłaby zgodzić się na zawarcie rozejmu: przygotowanie do ataku na Polskę i kraje bałtyckie. Ukraina utrzymuje front dzięki „ścianie dronów”, która tworzy nieprzebyty „obszar śmierci” (kill zone). Jednak obecnie Ukraina nie dysponuje wystarczającymi zasobami, by powstrzymać rosyjskie natarcie na wszystkich odcinkach. Polska i kraje bałtyckie nie mają w ogóle doświadczenia bojowego ani zasobów niezbędnych do stworzenia podobnej ściany. Jak Pan uważa, jakie możliwości mają kraje europejskie, by przetrwać w razie ataku Rosji i w jaki sposób rewolucja technologiczna w sferze wojskowej wpływa na układ sił?

prof. dr inż. Eugene Kovalenko, Politechnika Kijowska: Uzbrojenie krajów europejskich jest przystosowane do niszczenia stosunkowo dużych celów i z obiektywnych przyczyn nie są one w stanie zapewnić masowej produkcji dronów na taką skalę, jak robi to Ukraina – nawet tych sterowanych przez ludzi, nie mówiąc już o autonomicznych. Przez ostatnie dekady Europa skupiała się nie tyle na rozwoju technologii, ile na utrzymaniu stabilności, a tę stabilność zapewnia europejska biurokracja. Dla kraju, który nie uczestniczy w konfliktach zbrojnych, być może jest to dobre. Jednak taki system nie będzie w stanie przetrwać w przypadku agresji militarnej ze strony Rosji.

Po pierwsze, Europa w ostatnim czasie oduczyła się produkować sprzęt techniczny, który byłby jednocześnie wysokiej jakości i tani. Na przykład moja znajoma kupiła w Słowenii powerbank produkcji włoskiej za 25 euro, podczas gdy u nas taki sam można kupić za 3–5 dolarów. Świadczy to o tym, że Europa na razie nie potrafi produkować towarów masowo i tanio. To poważny problem – zarówno w kontekście przygotowań do wojny, jak i w warunkach konkurencji z Chinami.

Po drugie, w Europie znacznie gorzej wygląda sytuacja w zakresie usług technicznych. Specjaliści nie mają tam takiej wszechstronności, jak u nas. W Europie często łatwiej jest sprzedać samochód i kupić nowy, niż naprawiać stary. Naprawy są bardzo drogie i zazwyczaj sprowadzają się do prostej wymiany całego modułu. U nas do napraw podchodzi się twórczo: eksperymentuje się, próbuje się odtworzyć części lub zastąpić je odpowiednikami z innych modeli.

Po trzecie, wszystko rozbija się o biurokrację. Na przykład w Niemczech, jeśli wymienisz sąsiadowi gniazdko elektryczne bez odpowiedniej licencji, możesz otrzymać karę administracyjną – nawet jeśli zrobiłeś to za darmo. Aby legalnie zainstalować zwykłe gniazdko czy włącznik, trzeba ukończyć kursy, zapłacić za certyfikację, a cały proces zajmuje dużo czasu.

Rozwiązanie, moim zdaniem, leży raczej nie w sferze technicznej, lecz organizacyjnej. Należy zachęcać ludzi do łączenia różnych umiejętności – nie tylko technicznych, ale także ogólnokształcących w szerszym sensie. Gdy człowiek ma szerokie horyzonty myślenia, w tym technicznego, potrafi myśleć twórczo i znajdować nietypowe rozwiązania. Potrafi sam wykazać inicjatywę, naprawiając swój samochód, składając drona z dostępnych materiałów czy ucząc się obsługi nowego modelu sztucznej inteligencji.

Wszystkie te umiejętności pozostają z człowiekiem także w przypadku mobilizacji. Dlatego w naszej armii wielu potrafi dosłownie z niczego składać drony – bo już w cywilnym życiu mają doświadczenie w samodzielnym poszukiwaniu nietypowych rozwiązań.

Najważniejsza kwestia to kwestia czasu

W krajach UE ścisłe przestrzeganie procedur biurokratycznych jest fundamentem funkcjonowania państwa. Co mogą zrobić, nie niszcząc tej podstawy?

Najważniejsza kwestia to kwestia czasu. Główna trudność we współpracy z państwem polega na tym, że wszystko dzieje się niezwykle powoli. Nawet jeśli państwo podejmie decyzję o zakupie czegoś istotnego, może minąć nie jeden miesiąc, a nawet rok, zanim trafi to na front. Taki problem istnieje nie tylko w Ukrainie, ale i w Europie.

Optymalną sytuacją jest, gdy programiści, którzy opracowali nową sieć neuronową lub zmodyfikowali już istniejącą, bez uzgadniania tego z czterema szczeblami dowodzenia, po prostu kontaktują się za pośrednictwem, powiedzmy, Signala z operatorami dronów i mówią: „Oto nowy firmware. Macie plik, testujcie!”. Tutaj niezwykle istotne są poziome powiązania między zespołami zajmującymi się projektowaniem i wykorzystywaniem dronów.

Jeśli 30 lat temu było normalnym złożyć wniosek do banku i czekać na odpowiedź przez miesiąc, to dziś takie opóźnienia są nie do przyjęcia. Na wojnie przewagę zdobywa ten, kto szybciej wciela pomysł w życie. To spowalnia biurokracja, dlatego trzeba ją cyfryzować. Zazwyczaj, dopóki „wszystko jest dobrze”, takie reformy odkłada się „na później” albo wdraża bardzo powoli. Być może, gdyby u nas nie pojawiły się wystarczająco poważne problemy, nie wprowadzilibyśmy w Ukrainie systemu „Dija”. A teraz nikt nie zaprzecza, że ten elektroniczny system usług państwowych jest bardzo użyteczny i oszczędza ludziom mnóstwo czasu. Krajom europejskim również warto wdrażać elektroniczny obieg dokumentów, system „państwo w smartfonie” czy podobne rozwiązania.

Zdolność do znajdowania nietypowych rozwiązań

Jeden mój znajomy powiedział, że Ukraińcy to naród inżynierów: zatrzymaj dowolnego kierowcę, a on opowie ci, jak wszystko działa pod maską.

Raczej nie chodzi o same umiejętności, ale o wszechstronność. Na przykład sektor usług w Ukrainie jest niszą, w której ludzie wykazują się kreatywnością, w tym techniczną, nie boją się próbować nowych rzeczy. W Europie ten sektor jest zbyt zbiurokratyzowany i przeregulowany, co demotywuje do poszukiwania nowych rozwiązań, a czasem nawet do wdrażania czegokolwiek nowego – i to wpływa na ogólny poziom kultury technicznej w kraju. Jednak w porównaniu z Azją, na przykład z Indiami czy Pakistanem, my jesteśmy gdzieś pośrodku. I nie chodzi tu o poziom wiedzy – ten jest mniej więcej podobny. Bardziej chodzi o umiejętność działania poza utartymi schematami i zwyczajami w danej dziedzinie. Może się jednak okazać, że ta cecha ujawnia się dopiero w trudnych warunkach. W przypadku wojny Europejczycy także mogą się „rozkręcić”, ale cenny czas zostanie stracony.

Oglądałem wiele filmów o naprawach w Indiach i Pakistanie – i to niemal fantastyka nawet dla nas. Na przykład na ulicy przetapiają akumulator, z odzyskanego ołowiu składają nowy – i on później całkiem normalnie działa. U nas niewielu ludzi potrafiłoby to zrobić bez specjalnego przygotowania i wyposażenia, nawet w warunkach fabrycznych. Jeśli wyobrazimy sobie, że w taką wojnę jak nasza zostałyby wciągnięte Indie lub Pakistan, to autonomiczne drony ze sztuczną inteligencją, które być może zobaczymy już tej jesieni, u nich już byłyby na uzbrojeniu.

Gdyby Rosja zaatakowała kraje UE, czy byłyby one w stanie szybko zwiększyć produkcję dronów w wystarczającej liczbie, by zatrzymać ofensywę rosyjskiej armii?

Niestety, nie byłyby w stanie. W kulturze europejskiej głęboko zakorzenione jest dążenie do ścisłego przestrzegania procedur i algorytmów. W czasie pokoju to dobrze – właśnie to umożliwiło stabilny rozwój finansowy Europy. Jednak w warunkach wojny taka proceduralność może okazać się zabójcza.

Europa jednak nie jest jednolita. Podczas gdy mieszkańcy Niemiec w większości jeszcze nie uświadomili sobie czym jest rosyjskie zagrożenie militarne, to w Polsce i krajach bałtyckich już pojawiło się zrozumienie tej sytuacji. Może to właśnie tam możliwe są zmiany?

Tak, Polska i kraje bałtyckie są znacznie mniej „algorytmicznie skostniałe” i właśnie w tych krajach można by szybciej uruchomić produkcję dronów. Jedną z opcji byłoby przeniesienie ukraińskiej produkcji dronów do Polski razem z ukraińskimi specjalistami, którzy już posiadają doświadczenie. Dopóki trwa wojna przeciwko Ukrainie, drony mogłyby być kierowane na front ukraiński. Ale w przypadku, gdyby Rosja zaatakowała na przykład Litwę, te drony można byłoby szybko przerzucić na front północny.

Wyciąganie wniosków z doświadczeń współczesnej wojny

Rewolucja technologiczna w wojskowości rozwija się tak szybko, że wczorajsze „najsilniejsze armie świata” dziś okazują się przestarzałe. Tymczasem generałowie nadal myślą kategoriami wojen minionych. Wielu europejskich polityków nie rozumie, że obecnie znacznie efektywniej jest inwestować w technologie sztucznej inteligencji dla dronów, niż w zakup czołgów.

Pojawiają się informacje o udziale w wojnie po stronie Rosji pojedynczych obywateli Chin, a nawet całych oddziałów z Korei Północnej. Wydaje się prawdopodobne nie przebywają tam z głównym celem, by pomagać Rosji, lecz raczej by przejąć doświadczenie prowadzenia współczesnej wojny. Czy widzi pan, że kraje NATO też czerpią z ukraińskich doświadczeń? Czy dostrzegają to, co widzą Chiny i Korea Północna?

Kraje UE mogą uczyć się wyłącznie na doświadczeniach Ukrainy, by zrozumieć rzeczywiste potrzeby współczesnego frontu i wymagania dotyczące dronów. Ale wygląda na to, że wciąż niewiele z tego rozumieją. Myślę, że nie każdy przejmuje ukraińskie doświadczenia, ponieważ kontakt z Ukrainą odbywa się za pośrednictwem struktur państwowych – z tymi samymi wadami, które mają ich własne systemy. Patrząc na Ukrainę wyłącznie przez pryzmat oficjalnych instytucji, a nie poprzez poziome powiązania np. wolontariuszy, czy ochotników, nie zobaczą niczego szczególnego. Innymi słowy, po prostu nie wiedzą, gdzie patrzeć. Pojawia się też inne pytanie: czy pozwolą sobie na bezpośrednie przejęcie doświadczeń tychże wolontariuszy z pominięciem struktur państwowych?

Poziome więzi między organizacjami społecznymi Ukrainy i krajów UE

Czy da się w ogóle zrobić to bez tych struktur?

Myślę, że od tego zależy przetrwanie Europy. To ściśle wiąże się również ze zdolnością podejmowania niestandardowych decyzji. Ludzie często boją się własnych pomysłów, bo są przyzwyczajeni do słyszenia: „Myślisz, że przed tobą nikt na to nie wpadł? Wszystko już dawno zostało wymyślone!”. Natomiast w Europie problem jest inny – niestandardowe rozwiązania często nie przechodzą, ponieważ nie spełniają pewnych, jawnie przestarzałych norm i standardów. Dlatego bardzo często w ogóle się o nich nie myśli, ponieważ taniej i szybciej jest zrobić coś w sposób mało technologiczny i nieefektywny, niż walczyć z biurokracją czy ryzykować, że innowacja zostanie zakazana.

Jakie przeszkody utrudniają krajom zachodnim – w szczególności Niemcom, Polsce, krajom bałtyckim – rozwinięcie własnej produkcji dronów?

Odpowiedź warto podzielić na dwie części. Po pierwsze: część sprzętowa – mechanika i minikomputer drona. To nie jest trudne zadanie, a Ukraina zgromadziła już w tym ogromne doświadczenie, które można szybko przejąć. Ogólnie rzecz biorąc, uruchomienie masowej produkcji dronów jest technicznie możliwe. W Ukrainie nie robi się tego w warunkach przemysłowych tylko ze względu na ryzyko ataków rakietowych. Naszym osiągnięciem jest to, że drony produkowane są na poziomie przemysłowej taśmy produkcyjnej, choć często w piwnicach.

Po drugie: oprogramowanie, które musi być stale aktualizowane. Tu jest trudniej. Europejczycy – jak pokazuje praktyka – potrafią pisać wysokiej jakości kod, ale robią to niezwykle powoli. Problem nie leży w pracy programistów, lecz w całym systemie zatwierdzania i kontroli, do którego wszyscy są przyzwyczajeni. Można by tu tworzyć zespoły z udziałem Ukraińców, a może także Hindusów. Hinduscy programiści słyną z tego, że potrafią napisać kod w „trzy wieczory”, na co zwykli programiści potrzebowaliby miesiąca. Oczywiście cierpi na tym dokumentacja kodu oraz jego przejrzystość dla innych. Jednak gdy najważniejsza jest szybkość i testowanie różnych algorytmów, takie podejście może okazać się korzystniejsze.

Osobną kwestią jest zaopatrzenie w komponenty. Kraje europejskie będą musiały importować wiele elementów spoza UE: akumulatory (lub lit), metale ziem rzadkich do magnesów w silnikach. Jeśli chodzi o mikroczipy – sądzę, że tu problemów będzie mniej, ponieważ główni producenci znajdują się w Korei Południowej i innych demokratycznych krajach, z którymi łatwiej się porozumieć.

Tę działalność można zorganizować na dwóch równoległych poziomach: z jednej strony na poziomie państwowym, a z drugiej – poprzez inicjatywy wolontariackie.

Co kraje UE mogą zrobić już teraz, aby ograniczyć rosyjskie zagrożenie militarne?

Trudno polegać na Ministerstwach Spraw Zagranicznych i musimy sami sięgać po metody dyplomacji obywatelskiej, aby Europa zrozumiała rosyjskie zagrożenie militarne? Wciąż jest szansa, aby w oparciu o analizę błędów, które popełniła Ukraina w sferze obrony, formułować rozwiązania tak, by inne kraje tych porażek nie powtarzały?

Myślę, że rzeczywiście warto występować z takimi apelami. Jeżeli chodzi o przebudowę czegoś wewnątrz samego państwa – bardzo wątpię, że jest to możliwe w najbliższym czasie. Ale to wcale nie jest konieczne. Wystarczy, aby na poziomie państwowym udzielono szeregu zezwoleń, które pozwolą ludziom prowadzić różną działalność na zasadzie wolontariatu bez ryzyka ukarania za naruszenie procedur. Nawet na Ukrainie działalność organizacji wolontariackich wspierających armię do tej pory nie została w pełni uregulowana i często funkcjonuje w „szarej strefie” prawnej. Na przykład do dziś formalnie zabronione jest wolontariuszom wytwarzanie bojowych komponentów do dronów.

Być może zabrzmi to niespodziewanie, ale pierwszym krokiem w przygotowaniu krajów Unii Europejskiej na ewentualną wojnę mogłoby być zezwolenie na korzystanie z cywilnych dronów. Od 31 grudnia 2020 roku w UE obowiązuje jednolity regulamin, który reguluje i ogranicza ich użytkowanie, a w takich krajach jak Francja, Niemcy czy Hiszpania wprowadzono dodatkowe ograniczenia. O jakich inicjatywach wolontariackich w tej dziedzinie może być mowa, skoro ludzie nie mają żadnego pojęcia, czym są drony? Już teraz trzeba, aby zwykli obywatele uczyli się je budować i obsługiwać – niekoniecznie bojowe czy wyposażone w sztuczną inteligencję. Najważniejsze, aby pewna liczba ludzi zdobyła podstawowe doświadczenie w pracy z dronami. Nam się w tym poszczęściło: kiedy drony zaczęły masowo pojawiać się na rynku – mniej więcej w 2017 roku – niektórzy Ukraińcy już wtedy budowali je samodzielnie. Zresztą, swojego pierwszego drona-kwadrokoptera również kupiłem w 2017 roku i wtedy nauczyłem się nim sterować.

Podsumowując naszą rozmowę, co doradziłby Pan europejskim politykom, gdyby zapytali o radę?

Po pierwsze, złagodzić ograniczenia prawne, zalegalizować działalność organizacji społecznych zajmujących się dronami, uprościć procedury biurokratyczne i skrócić czas konieczny na współpracę z państwem.

Po drugie, stymulować udział obywateli w takich organizacjach. Na przykład można zachować wynagrodzenie dla pracowników instytucji państwowych, którzy zdecydują się tymczasowo – na kilka tygodni – zaangażować w inicjatywy wolontariackie związane z dronami.

Po trzecie, stworzyć możliwość przekazywania doświadczenia przez ukraińskich specjalistów. Na szczeblu międzypaństwowym należy stworzyć taki mechanizm, który umożliwi Ukrainie delegowanie doświadczonych ekspertów do pracy w tych organizacjach społecznych. Byłoby świetnie, gdyby powstały odpowiednie programy państwowe.

Ale w tej sprawie należy już zwracać się do parlamentarzystów krajów europejskich.




poniedziałek, 26 maja 2025

Nikołaj Karpicki, Rusłan Gabbasow. Czas imperium mija: nacjonaliści baszkirscy obrali kurs na niepodległy Baszkortostan

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 26.05.2025.

Nacjonaliści baszkirscy z flagą organizacji nacjonalistycznej „Kuk Bure. Zdjęcie z Facebooka Ruslana Gabbasova

W przededniu rozpadu Związku Radzieckiego Baszkortostan przeżywał narodowe ożywienie: przyjęto ustawę o suwerenności, powstawały nacjonalistyczne organizacje, spośród których najbardziej widoczny stał się „Związek Młodzieży Baszkirskiej”. 31 marca 1992 roku Baszkortostan podpisał Traktat Federacyjny, przewidujący stosunki umowne z Federacją Rosyjską, a 24 grudnia 1993 roku przyjęto Konstytucję Republiki Baszkortostanu, która ustanowiła urząd prezydenta Republiki.

Z nadejściem władzy Władimira Putina Baszkortostan de facto utracił autonomię – powszechne wybory prezydenta zastąpiono mianowaniem „głowy” republiki, a umowny charakter relacji z centrum został zastąpiony twardą kontrolą ze strony Moskwy. W 2018 roku język baszkirski został usunięty z listy obowiązkowych przedmiotów w programie szkolnym.

W odpowiedzi na naciski ze strony władz moskiewskich zaczęły powstawać nowe organizacje nacjonalistyczne: „Kuk-Bure” (działała w latach 2007–2018) i „Baszkort” (od 2014 roku). O tym, jak nacjonaliści baszkirscy widzą przyszłość niepodległego Baszkortostanu, opowiada w rozmowie z Nikołajem Karpickim (PostPravda.Info) Rusłan Gabbasow, przewodniczący Komitetu Baszkirskiego Ruchu Narodowego na Emigracji, autor książki „Zapiski baszkirskiego nacjonalisty”.

Nikołaj Karpicki: Opowiedz nam o politycznym projekcie przyszłości Baszkortostanu?

Ruslan Gabbasov: My, podobnie jak inne rozwinięte ruchy narodowowyzwoleńcze, mamy własny projekt przyszłego niepodległego państwa. Opracowaliśmy go pod koniec 1922 roku. Ja sam jestem baszkirskim nacjonalistą, w dobrym tego słowa znaczeniu, byłem jednym z liderów organizacji narodowej „Baszkort”, wcześniej byłem zastępcą przewodniczącego organizacji „Kuk-Bure”.

Będąc w Rosji, nie rozmawialiśmy jeszcze o niepodległości, przynajmniej nie otwarcie, ponieważ nie można było rozmawiać. Ale broniliśmy zasad federalizmu i domagaliśmy się powrotu do umownej podstawy stosunków. W 1994 r. Baszkortostan podpisał dwustronny traktat z Federacją Rosyjską i mieliśmy co najmniej suwerenność gospodarczą i połowę suwerenności politycznej. Wszystko to poszło na marne po rządach Putina, a republika zamieniła się w zwykłą prowincję. Broniliśmy suwerenności, chodziliśmy na wiece, walczyliśmy o prawa i interesy narodu baszkirskiego, o język baszkirski, kulturę, tradycje, historię i bohaterów narodowych. Po tym, jak nasza organizacja „Baszkort” została uznana za ekstremistyczną, zakazana w Federacji Rosyjskiej i rozpoczęły się prześladowania działaczy, odszedłem.

Teraz mój przyjaciel, pierwszy przewodniczący organizacji Baszkort, Fail Ałsynov, jest w więzieniu. Został uwięziony na cztery lata. Wywołało to wielkie niepokoje w Republice Baszkortostanu, być może o tym słyszeliście. W styczniu 2024 r. w obronie Faila Ałsynova wystąpiło 6-7 tysięcy ludzi, może więcej. W tym czasie byłem już za granicą. Zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później też trafię do więzienia, więc wyjechałem trzy miesiące przed wybuchem wojny. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wybuchnie wojna, choć domyślałem się tego ze względu na wydarzenia, które miały miejsce na granicy.

Uczestniczyłem w „Forum Wolnej Rosji”. Jest ono organizowane przez rosyjskich opozycjonistów, tych bardzo moskiewsko-centrycznych lub, jak ich nazywam, pseudo-liberałów. Na Forum zasugerowałem, że federacja powinna zostać zmieniona tak, aby była federacją horyzontalną, równą: wszystkie równe podmioty, w tym obwody, powinny uzyskać status republik i ustanowić między sobą stosunki umowne; stolica powinna zostać przeniesiona z Moskwy do innego miasta. Ale trzy miesiące po rozpoczęciu wojny zdaliśmy sobie sprawę, że nic nie da się zrobić z imperium i obraliśmy kurs na niepodległość.

Widzimy przyszłość Baszkortostanu jako niepodległego państwa z parlamentarną formą rządów. Odpowiednio, dwuizbowy parlament, ponieważ w Republice Baszkortostanu mamy trzy narody, których liczba jest w przybliżeniu równa – Rosjan, Baszkirów i Tatarów. Rosjanie stanowią 37 %, Baszkirzy 31 %, a Tatarzy 21 %. Zdajemy sobie sprawę, że nie możemy mieć państwa monoetnicznego, dlatego stawiamy na budowę obywatelskiego narodu politycznego – baszkirskiego narodu politycznego tego samego typu, co ukraiński naród polityczny, w skład którego wchodzą przedstawiciele różnych narodów, i kazachski naród polityczny, który formuje się dzisiaj. Konieczne jest lustrowanie wszystkich proputinowskich sił, które były winne prześladowań, więzienia i zabijania ludzi. Opisaliśmy to szczegółowo w projekcie – pełna reforma, gospodarka przyszłego niepodległego Baszkortostanu.

Nikołaj Karpicki. Wierzę, że każdy naród ma prawo do samostanowienia, ale tak długo, jak Rosja zachowa jeden ośrodek władzy, nadal będzie przebudowywana w imperium. Z jakąkolwiek formą rządu, czy to parlamentarną, czy prezydencką. I zrozumiałem, że jedynym sposobem na decentralizację władzy jest przekazanie funkcji mianowania szefów agencji bezpieczeństwa nie organowi centralnemu, ale organowi federalnemu, który zostałby utworzony z szefów regionów, ponieważ szefowie regionów mieszkają w swoich miejscach i mogą spotykać się wszędzie, niekoniecznie w Moskwie. A jeśli damy im również prawo do podziału budżetu, to naprawdę uzyskamy system kontraktowy, a wtedy wszystkie decyzje będą podejmowane na podstawie umów między regionami. Niestety, kraje zachodnie wolą wspierać dyktaturę niż dezintegrację Rosji. Ale jeśli zaproponujemy projekt prawdziwej federacji z perspektywą możliwości dalszego samostanowienia regionów, co uczyniłoby Rosję bezpieczną, to być może uda się stworzyć międzynarodową koalicję na rzecz tego projektu. Mówię tak, bo po prostu widzę, że bez takiej koalicji, czyli bez siły zewnętrznej, nie ma szans na zmianę sytuacji w Rosji. Co Pan o tym sądzi?

Rusłan Gabbasow. Ale Pan mówi dokładnie to, co mówi teraz cała moskiewska opozycja. Oni doskonale rozumieją, że nie da się dalej żyć w ten sposób z takim pionem władzy, kiedy wszystko jest skoncentrowane w jednym ręku – w Moskwie. Ale nie zgadzają się również na niezależność republik narodowych, więc obiecują pełny federalizm, równe stosunki i maksymalne uprawnienia dla regionów. Ale jeśli jeszcze przed wojną można było o tym dyskutować, teraz nie jest to już możliwe. Ruch narodowowyzwoleńczy republik narodowych poszedł znacznie dalej niż idea federalizmu. Wiele z nich nie postrzega już siebie jako części Rosji.

Baszkirzy trzykrotnie podpisywali traktat z Rosją. Pierwszy raz z Iwanem Groźnym – z Carstwem Moskiewskim. Drugi raz – ze Związkiem Radzieckim, z Leninem, podpisany przez naszego przywódcę Ahmeta-Zaki Validi, w okresie pierwszej republiki baszkirskiej. Trzeci raz – Murtaza Rakhimov, nasz pierwszy prezydent współczesnej republiki Baszkortostanu, podpisał traktat z Jelcynem. Wszystkie trzy traktaty zostały naruszone jednostronnie przez Moskwę i myślę, że nawet czwarty raz niewiele zmieni. Chodzi nie tyle o sam kraj, co o samych ludzi. Naród rosyjski jest narodem imperialnym i dopóki nie pozbędzie się imperium, wszędzie będzie czuł się panem sytuacji i zawsze będzie próbował dominować. Dlatego nikt nie chce wracać do dyskusji o federalizmie – po prostu w to nie wierzy.

Nasz Baszkortostan jest bardzo bogatą republiką. W latach 90. byliśmy regionem-donatorem, mamy dobry kompleks przemysłowy, mamy ogromne rezerwy zasobów naturalnych, mamy kapitał ludzki, inteligentnych, wykształconych ludzi, mamy wspaniałą przyrodę dla turystyki. Doskonale rozumiemy, że możemy swobodnie żyć bez Rosji. I dlaczego mielibyśmy oddawać, tak jak teraz, 80% dochodów naszej republiki federalnemu centrum? Zdajemy sobie sprawę, że cała Rosja może nie upaść, ale pamiętajmy, że w 1991 roku, kiedy upadł Związek Radziecki, Zachód również był przeciwny upadkowi. George Bush poleciał do Kijowa i błagał Ukraińców, aby nie opuszczali Związku Radzieckiego, ale to nie uchroniło go przed rozpadem. Imperium Rosyjskie stopniowo się rozpada. Bez względu na to, jak się nazywa, nadal jest imperium – Związek Radziecki, Federacja Rosyjska, Imperium Rosyjskie.

Po rozpadzie Imperium Rosyjskiego rozpadły się Polska i Finlandia, po rozpadzie ZSRR rozpadło się 14 kolejnych republik. Nie widzę Czeczenii jako części przyszłej Federacji, bez względu na to, jak bardzo byłaby sfederowana. Jeśli Moskwa pozwoli Iczkerii odejść, co może powiedzieć Baszkirom? Moskwa rozumie, że Czeczeni są narodem, którego nie da się zasymilować, więc postrzegają ich jako zagrożenie. Chętnie wypuszczą Czeczenów i Inguszy, ale co powiedzą nam, Baszkirom, Tatarom, Buriatom, Jakutom? Dlaczego dla jednych jest to możliwe, a dla innych nie? Więc będą musieli nas wypuścić i nie zależy to od tego, czego chce lub nie chce Zachód. Ci, którzy chcą, którzy mogą, zostaną oddzieleni. Później być może jakaś część wróci, być może powstanie jakieś państwo konfederacyjne. Ale wrócą tylko ci, którzy tego chcą. Nie jest faktem, że będziemy chcieli wrócić. To jest proces historyczny, biegu historii nie da się zmienić. Czas imperium mija, a Rosja jest prawdopodobnie przedostatnim imperium. Ostatnim imperium, które upadnie, będą prawdopodobnie Chiny.

Władza w Rosji jest personalistyczna. Wszystko skupia się w 100% na jednym przywódcy. Jak tylko on odejdzie, nie wiem z jakich powodów – czy to tabakiera z szalikiem, śmierć naturalna, czy odejdzie sam – w każdym razie wszystko się rozpadnie. Wraz z jego śmiercią nastąpi załamanie, wielkie zamieszanie. Może to trwać od kilku dni, jak to miało miejsce w 1991 roku, kiedy Związek Radziecki rozpadł się w trzy dni, do kilku dekad, ale i tak doprowadzi do odejścia republik narodowych.

Jeśli dzisiejsi liberałowie, może pół-liberałowie, którzy są teraz w elicie Putina w drugiej lub trzeciej roli, dojdą do władzy, zgodzą się z Zachodem na częściowe zniesienie sankcji, pewnego rodzaju demokrację, warunkową głasnost, wolność słowa, pluralizm opinii i pojawią się partie polityczne, będą zmuszeni oddać władzę regionom i republikom. Bez tego się nie obejdzie. Pojawią się regionalne i republikańskie partie polityczne, tak jak w latach 90-tych. W końcu kiedyś mieliśmy partie polityczne w naszych republikach, ale później Putin ich zakazał. W związku z tym, gdy pojawią się własne siły polityczne, przywódcy polityczni w republikach narodowych, w każdym razie zostanie podniesiona kwestia niezależności i wycofania się z Rosji. Co zrobią z nami nowe władze? Czy znów będą nas represjonować? Czy zbombardują nas dywanowo? Ale wtedy pokażą swoją imperialną twarz i nie będą mogli wrócić do Europy. Więc nie będą mieli wyjścia. Wypuszczą wszystkie narodowe republiki i regiony, które będą chciały odejść.

W dzisiejszym modelu Rosji naród rosyjski przegrywa w tym wyścigu życia narodów, ponieważ zamiast normalnie się rozwijać, rozpoczął wojnę – nawet nie z ludami tureckimi, nie z ludami muzułmańskimi, ale z najbliższymi Słowianami, prawie milion osób zmarło, ogromna liczba wyemigrowała, poziom życia, wskaźnik urodzeń spadł. Po prostu nie ma wystarczającej liczby Rosjan na tak rozległym terytorium, a przybywa coraz więcej migrantów. Wskaźnik urodzeń w Azji Środkowej jest bardzo wysoki, w Uzbekistanie z populacją trzydziestu siedmiu milionów ludzi w 2024 roku urodziło się 880 tysięcy noworodków, podczas gdy w Rosji, gdzie populacja wynosi 140 milionów, urodziło się milion dwieście – porównywalne liczby, mimo że różnica w populacji jest ogromna, prawie czterokrotna.

Dlatego Rosja będzie przegrywać, dopóki rosyjscy nacjonaliści nie zdadzą sobie sprawy, że muszą stworzyć własne odrębne państwo rosyjskie na terytorium, warunkowo, Złotego Pierścienia, gdzie koncentrują się rosyjskie regiony – Briańsk, Orel, Riazań i inne regiony. Jeśli spróbują przylgnąć do całej Rosji, a jest ich wyraźnie za mało na tak ogromny kraj, zostaną zastąpieni przez tych samych rdzennych mieszkańców Azji Środkowej, Kaukazu, których wskaźnik urodzeń jest znacznie wyższy. Ponadto widzimy, jak Rosja wpadła pod chiński kciuk i po prostu sprzedaje Syberię i Daleki Wschód. Miejscowym też się to nie podoba. W związku z tym wzrosną tam również nastroje separatystyczne, a wszystko to doprowadzi do oddzielenia się regionów.

Baszkirzy podpisali trzy traktaty z Rosją w różnym czasie i wszystkie trzy razy zostały jednostronnie naruszone przez Moskwę. Już nie wierzymy, teraz tylko niepodległość. Rusłan Gabbasow, przewodniczący Komitetu Baszkirskiego Ruchu Narodowego na Emigracji. Zdjęcie z Facebooka Ruslana Gabbasova

Nikołaj Karpicki. Mówi Pan, że Rosja się rozpadnie, ale to jest perspektywa przyszłości, a my widzimy, że rosyjska armia napiera jak oszalała na froncie. Rozmawiam z wami, a w każdej chwili może na mnie spaść pocisk lub dron. Mam więc pytanie od Ukrainy – jakie są siły, aby zmienić coś teraz, a nie kiedyś w przyszłości?

Rusłan Gabbasow. W tej chwili nie widzę żadnych sił, które mogłyby się zmienić, niestety. Nawet podczas II wojny światowej, kiedy zginęły miliony radzieckich żołnierzy, miliony trafiły do niewoli, w tym samym czasie NKWD przeprowadzało operacje specjalne, takie jak wysiedlanie całych narodów. Władze zawsze trzymały ogromne siły w sobie i tak samo jest teraz. Bez względu na to, ilu rosyjskich żołnierzy zginie na froncie, nadal istnieją takie siły. Oczywiście wszystko może się zmienić w każdej chwili. Widzieliśmy marsz Prigożyna – czarnego łabędzia, który nagle się pojawił – po prostu niedojrzały bunt. W tej chwili nie widzę, co mogłoby doprowadzić Rosję do upadku. Ale jednocześnie nie powiedziałbym, że Rosja „napiera jak oszalała”. Tak, ma miejsce stopniowa pełzająca okupacja. Są oczywiście pewne małe sukcesy z ich strony, ale to nie jest „napiera jak oszalała”. „Napiera jak oszalała” – to jest kiedy Hitler w ciągu kilku miesięcy dociera do Moskwy. Mało tego, niedługo wojna rosyjsko-ukraińska będzie porównywalna w czasie do II wojny światowej. Trwa ona już 3,5 roku. Rzeczywiście, jeśli w dłuższej perspektywie – to tylko śmierć Putina, bo dopóki trzyma wszystko pod kontrolą, wszystkie elity i klany są mu posłuszne, ale bez niego zaczną się między sobą kłócić.

Nikołaj Karpicki. Tak, ja również uważam, że w takiej formie, w jakiej istnieje Rosja, nie może ona istnieć we współczesnym świecie. Ale co powinniśmy z nią teraz zrobić, jak się zmobilizować? W związku z tym mam pytanie o baszkirską samoświadomość. Miałem baszkirskich studentów, są adekwatni, ale ich rodzice popierają Putina, a teraz popierają wojnę. Okazuje się, że nawet wśród Baszkirów znaczna część społeczeństwa popiera Putina. Jak wygląda sytuacja z samoświadomością narodową w samym Baszkortostanie?

Rusłan Gabbasow. Spierałbym się o „znaczną część Baszkirów”. Dwa narody, które najbardziej walczyły z Rosją, to Baszkirzy i Czeczeni. Stoczyliśmy wiele wojen, wznieciliśmy wiele powstań. Mamy się na czym oprzeć w historii. Wszyscy nasi bohaterowie narodowi są przywódcami naszych wojen narodowowyzwoleńczych z Rosją. Niestety, 70 lat władzy sowieckiej, a następnie 25 lat propagandy Putina ma swoje konsekwencje – wielu z pokolenia 40 plus to tacy „watniki”, ale młodzież, na szczęście, jest inna. Jeszcze trzy lata temu mało kto mówił o niepodległości, a jeśli już, to tylko szeptano między sobą gdzieś w kuchni. Dziś ogromna liczba Baszkirów popiera ideę niepodległości. Wiele osób otwarcie o tym mówi. Zdają sobie sprawę, że otworzyło się okno możliwości, być może ostatni raz, kiedy mamy szansę uzyskać niepodległość. Przynajmniej mamy dobre przykłady. Patrzymy na byłe republiki radzieckie, na tak spokrewnione nam narody jak Kazachowie, Kirgizi, Uzbecy.

Tak, nie radzą sobie tam dobrze z demokracją, ale teraz, biorąc pod uwagę naszą sytuację, demokracja prawdopodobnie nie jest sprawą pierwszorzędną. Musimy ratować naród. Zanim człowiek zbuduje dom, musi się wyżywić, przetrwać fizycznie i ubrać się, aby mieć siłę na budowę domu. Tak samo jest tutaj. Niestety, z powodu polityki asymilacji, polityki imperialnej, wiele ludów – górskich Ałtajczyków, Chakasów, Karelów, Mari, Udmurtów – zostało w ostatnich latach bardzo zasymilowanych. Te narody są bardzo małe w porównaniu z Baszkirami. Putin robi wszystko, by zmienić nas w Rosjan bez twarzy – zniszczono system edukacji, wprowadzono obowiązkową naukę języków i wiele innych rzeczy. Bardzo ważnym czynnikiem jest religia. Te narody, które wyznają chrześcijaństwo lub nie wyznają żadnej religii, lub szamanizmu i tym podobnych, są stopniowo asymilowane przez Rosjan. Zwłaszcza, powtarzam, silna rola chrześcijaństwa, ponieważ jedna wspólna kultura oparta na religii, wspólne imiona, święta i tak dalej.

Narody muzułmańskie mają lepszą sytuację, ze względu na różne kultury, różne religie, różne nazwy. Poza tym nas jest jeszcze dużo, nas jest jeszcze półtora miliona, a Tatarów – odpowiednio do 4 milionów, jeszcze się trzymamy. Ale jeśli taka polityka będzie kontynuowana przez 50-100 lat, możemy skończyć na tym samym poziomie, na którym są teraz Chakasowie. Dlatego na początku, gdy uzyskamy niepodległość, prawdopodobnie nie będziemy mieli demokracji. Być może zapanuje miękki autorytaryzm. Musimy wzmocnić nasz naród, tak jak wzmocnili się Kazachowie. Od czasu uzyskania niepodległości ich liczba wzrosła ponad dwukrotnie. Uzbecy zwiększyli swoją liczebność, wzmocnili swój język i kulturę. Nawet jeśli Rosja zaatakuje ich teraz, nigdy się nie zasymilują, ponieważ są bardzo liczni i mają bardzo silną tożsamość narodową. Po uzyskaniu niepodległości musimy najpierw wzmocnić się jako naród. Jeśli pojawi się miękki autorytaryzm, taki jak w Singapurze, Korei Południowej – tak jak oni stopniowo przechodzili od reżimu autorytarnego do demokratycznego, tak i my będziemy w stanie zrobić to samo. Wyjaśniamy to ludziom. Oni bardzo dobrze rozumieją, że stawką jest dziś życie ludzi. I jeśli nie wykorzystamy tej szansy, którą daje nam Pan Wielki Wypadek, związany z wojną, znikniemy.

Nikołaj Karpicki. Kiedy przyjechałem do Kijowa pod koniec lat 80-tych, niewiele osób mówiło tam po ukraińsku, ale teraz widzę, że wiele osób przechodzi na ukraiński, a co ciekawe, młode pokolenie zna ukraiński lepiej niż starsze. Ale kiedy komunikowałem się z moimi baszkirskimi studentami, zaobserwowałem odwrotny wzorzec: dziadkowie znają język baszkirski, ale młodzi ludzie już go zapomnieli. W Ukrainie i Kazachstanie dobra znajomość języka ojczystego otwiera młodzieży drogę do awansu społecznego, więc sytuacja zmieniła się tam radykalnie, ale co teraz motywuje młodych ludzi do nauki baszkirskiego? Kiedyś uczyłem w Chanty-Mansyjsku i z przykrością zauważyłem, że młodzież z Chanty i Mansyjska nie ma motywacji do nauki języka ojczystego. Chcą zdobyć zawód, nauczyć się angielskiego, ale prawie nie mówią w swoim ojczystym języku. Co Twoim zdaniem należy zrobić, aby język baszkirski dalej się rozwijał?

Rusłan Gabbasow. Powiem, że problem językowy można rozwiązać tylko w sposób polityczny. Dopóki państwo nie uzyska niepodległości, niemożliwe jest rozwiązanie tego problemu. Z roku na rok będziemy tracić ludzi mówiących w języku baszkirskim, co dzieje się obecnie. Teraz język baszkirski jest utrzymywany przez entuzjastów, baszkirskich nacjonalistów, którzy pomimo rosyjskojęzycznego otoczenia nadal mówią tylko po baszkirsku w domu, w rodzinie, uczą swoje dzieci, posyłają je do baszkirskich przedszkoli i szkół (o ile nadal są Baszkirami) i utrzymują baszkirski krąg komunikacji. Wciąż istnieją kluby baszkirskie, ludzie spotykają się, utrzymują kontakty towarzyskie, przekazują sobie wiedzę – to jedyna rzecz, dzięki której wszystko się kręci. Ponieważ wciąż jest nas półtora miliona, wciąż możemy coś zrobić, wciąż mamy zalążek, który pozwoli nam przywrócić to, co straciliśmy, jeśli uzyskamy niepodległość w ciągu najbliższych 20 lat.

Symbol organizacji nacjonalistycznej „Kuk Bure” na okładce książki Rusłana Gabbasowa „Zapiski baszkirskiego nacjonalisty”

piątek, 23 maja 2025

Nikołaj Karpicki, Eugene Kovalenko. Rozmowa: Drony bojowe z AI. Czy wojna robotów czeka nas jesienią 2025 roku?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 28.03.2025.


Minęło półtora roku odkąd Rosja rozpoczęła swoją ofensywę a różnych kierunkach frontu w Ukrainie. Przez cały ten czas analitycy przewidywali, że armia rosyjska będzie wyczerpana z powodu ogromnych strat i wkrótce nie będzie w stanie posuwać się naprzód. Jednak presja wroga stale rosła wzdłuż całej linii frontu. Faktem jest, że wielu ludzi w Rosji nie widzi perspektyw na normalne życie, a wojna jest dla nich jedynym sposobem na wspięcie się po drabinie społecznej. Rosyjski rząd ma wystarczająco dużo pieniędzy, aby stale zastępować takimi ludźmi wszelkie straty rosyjskiej armii w Ukrainie.

Ani Ukraina, ani żaden inny kraj europejski nie ma takiej rezerwy. Oczywiście Europa ma przewagę technologiczną nad Rosją, ale jak pokazało doświadczenie wojny w Ukrainie, prędzej czy później technika się kończy, a przewagę zyskuje ten, kto może dłużej uzupełniać armię żołnierzami. Dlatego też perspektywa zwycięstwa w wojnie na wyniszczenie jest wątpliwa nie tylko dla Ukrainy, ale i dla całej Europy, jeśli stanie się ona kolejną ofiarą ataku. Jednakże rewolucja technologiczna w armii może radykalnie zmienić sytuację. Co więcej, drony bojowe już teraz zaczynają mieć wpływ na sytuację na froncie. Jeśli drony ze sztuczną inteligencją zajmą miejsce żołnierzy na linii frontu, Rosja straci swoją główną przewagę militarną. W końcu wszystko będzie zależeć nie od liczby żołnierzy, ale od jakości sztucznej inteligencji dronów.

Kiedy jednak takie drony mogą pojawić się na polu bitwy i jak zmienią sytuację na froncie? O to pytamy eksperta – architekta IT, prof. dr inż. Jewhena Kowalenkę z Kijowskiego Instytutu Politechnicznego im. Ihora Sikorskiego.

prof. Nikołaj Karpicki. Widzimy szybki rozwój sieci neuronowych. Konkurencja między OpenAI i DeepSeek czyni je bardziej dostępnymi. Nie możemy już wykonywać naszej obecnej pracy bez sieci neuronowej. Czy mogą one pomóc nam w opracowaniu dronów bojowych? W końcu potrzebujemy dronów do autonomicznej pracy, ponieważ komunikacja z serwerem będzie zagłuszana przez wojnę elektroniczną przeciwnika.

Prof. dr inż. Eugene Kovalenko, Politechnika Kijowska: Rozwój sztucznej inteligencji dla dronów oraz wykorzystanie OpenAI i DeepSeek są praktycznie niepowiązane. Ponieważ wymagają one własnych uproszczonych modeli sztucznej inteligencji, które zostaną pierwotnie opracowane w celu rozpoznawania określonych obiektów na obrazie i ewentualnie sterowania samolotem. Są już opracowywane, ale przy użyciu różnych algorytmów. Na samym początku rozwoju zadaniem jest sprawienie, aby program działał na dość słabym sprzęcie, takim jak Raspberry Pi lub NVIDIA Jetson nano. Są to komputery jednopłytkowe kosztujące do 300 USD. Na przykład, mają one sprzętowe wsparcie dla niektórych operacji na obrazach, co oznacza, że możliwe jest przeniesienie niektórych części przetwarzania do wyspecjalizowanych modułów, podczas gdy rdzeń procesora zajmie się innymi zadaniami.

Nikołaj Karpicki. Czy to odległa perspektywa, kiedy autonomicznie działające drony będą miały wpływ na front?

Eugene Kovalenko. Uważam, że tej jesieni możemy mieć wojnę robotów z Rosją. Oznacza to, że jest to bardzo, bardzo bliska perspektywa.

Nikołaj Karpicki. Pomimo faktu, że technicznie trudno jest upewnić się, że oprogramowanie sztucznej inteligencji jest zainstalowane na każdym dronie?

Eugene Kovalenko. To trudne zadanie, ale wystarczy, że jedna osoba opracuje oprogramowanie, a rozprzestrzeni się ono bardzo szybko, odpowiednio, najpierw na drony kraju, który je opracował, a za miesiąc lub dwa będzie na dronach wroga. Ponieważ we współczesnym świecie prawie niemożliwe jest ukrywanie jakichkolwiek informacji przez długi czas, zwłaszcza rozwoju IT.

Nikołaj Karpicki. Czy możemy sobie teraz wyobrazić, jak będzie wyglądać wojna w najbliższej przyszłości?

Eugene Kovalenko. Można zrobić taką analogię. Podczas II wojny światowej wojskowi marzyli o najpotężniejszej bombie, która mogłaby zniszczyć na przykład ćwierć bloku. Ludzie po prostu nie mieli skali myślenia, aby wyobrazić sobie coś większego, mieli tylko pragnienia, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Ale kiedy wynaleziono broń nuklearną, zwłaszcza po atakach na Japonię, ludzie bardzo szybko zdali sobie sprawę, że dalszy rozwój broni nuklearnej stwarza więcej zagrożeń niż korzyści. Tak samo jest z dronami. Teraz wszystkie strony wojny, zarówno my, jak i Rosja, marzą tylko o umieszczeniu sztucznej inteligencji na dronie, może powietrznym, może naziemnym z karabinem maszynowym, który poleci lub poleci strzelać do wrogów. Nie wiem, kto pierwszy to zrobi, ale szybko doprowadzi to do konsekwencji, jak w przypadku broni nuklearnej.

Jeśli mówimy o niektórych bardziej cywilizowanych krajach (ta sama Ameryka, kraje europejskie), najprawdopodobniej będą szkolić sztuczną inteligencję, aby działała z pewnymi ograniczeniami o wysokim priorytecie, to znaczy, aby przynajmniej nie niszczyła cywilów. Ale kraje takie jak Rosja i Iran są mniej ograniczone zasadami moralnymi i etycznymi. I odpowiednio, jeśli opracują sztuczną inteligencję, która strzela do wszystkich wrogów, w tym cywilów, a jednocześnie, na przykład, w granicach 25% ich własnego personelu wojskowego (taki rozwój będzie wyraźnie szybszy niż w pierwszej opcji), zdecydują, że straty te są akceptowalne i że wskazane jest użycie takich dronów w wojnie. I co z tym zrobić? Szczerze mówiąc, nie mam w tej chwili żadnej odpowiedzi. Zakładam, że będą szukać jakichś porozumień ograniczających wykorzystanie sztucznej inteligencji w wojnie, tak jak to zrobili z bronią nuklearną. Ale wciąż trudno mi przewidzieć, jakie one będą.

Nikołaj Karpicki. Tak, jeśli teraz dron, straciwszy kontrolę, po prostu rozbije się o coś, to takie drony z prymitywną sztuczną inteligencją będą nadal szukać przypadkowych celów. Wszystko to przypomina średniowiecznych wojowników berserkerów, którzy przerażali swoim szałem. Nie bali się śmierci i rozkoszowali się krwią, będąc pod wpływem muchomora sromotnikowego lub wybielacza. Takie berserkerskie drony wyrządzą więcej szkód cywilom niż wojsku.

Eugene Kovalenko. Niestety tak.

Nikołaj Karpicki. Co Rosja może zrobić teraz, a co w najbliższej przyszłości?

Eugene Kovalenko. Mam na biurku minikomputer Raspberry Pi Compute Module 4. Jest to urządzenie o szerokim zakresie zastosowań. Służy zarówno do sterowania inteligentnym domem, jak i do tworzenia dronów. A takich minikomputerów jest na świecie całkiem sporo. Jest to całkowicie cywilne urządzenie. Nawiasem mówiąc, jest ono objęte sankcjami dla Rosji, ale nadal nie ma problemu z jego zakupem i przywiezieniem do Rosji. Ponieważ są one swobodnie sprzedawane na rynkach Europy i Azji. Każdy może je kupić za granicą i przywieźć z powrotem w torbie. Sankcje tylko podnoszą cenę dla Rosjan, ale nie blokują dostępu.

Nikołaj Karpicki. Ale tutaj mówimy o zwykłych dronach. Jednak rodzaj procesora, który jest potrzebny do sztucznej inteligencji, to inny poziom? Jak przystępne jest to dla Rosji?

Eugene Kovalenko. Na chwilę obecną taka płyta to za mało, by zastosować odpowiednią sztuczną inteligencję na copterze, który np. będzie w stanie naprowadzić drona FPV na cel. Ale znowu, sztuczna inteligencja się rozwija i nie zdziwiłbym się, gdyby za około rok napisali rdzeń sztucznej inteligencji, a następnie wytrenowali go tak, aby działał również na tej płycie. Powiedzmy, że ta płyta wystarczy, aby dron mógł nawigować bez GPS, tj. przy użyciu wstępnie pobranych obrazów z map Google i określić swoją lokalizację, analizując obraz z kamery.

Nikołaj Karpicki. Czyli dron może już lecieć autonomicznie do celu i wykonać zadanie?

Eugene Kovalenko. Nie. Oczywiście może dolecieć do celu, ale jak dokładnie go znaleźć i jak w niego trafić, to już osobna kwestia. Na przykład nasze drony atakowały rafinerie ropy naftowej. Zakładam, że używali podobnych mini-komputerów, być może nieco droższych. I trenowali je na obrazach kolumny rektyfikacyjnej, których jest mnóstwo w Internecie. Zasadniczo nie jest to trudne, ponieważ takie kolumny wyglądają mniej więcej tak samo we wszystkich zakładach, więc można je namierzyć z dużej odległości. Jeśli jednak cele są bardziej zróżnicowane, zadanie staje się znacznie bardziej skomplikowane.

Kolejny problem związany jest z mocą płyty: im mniejsza moc płyty, tym mniej klatek na sekundę może ona analizować, a tym samym system orientacji będzie wolniejszy. Gdy dron po prostu lata nad ziemią i nawiguje za pomocą map Google, nie stanowi to problemu – wystarczy nawet analiza jednego obrazu raz na 10 sekund. Jeśli jednak kurs drona musi być precyzyjnie dostosowany w ostatnich sekundach, aby trafić w cel, system musi analizować obrazy co najmniej 5 razy na sekundę. A to wymaga 50 razy mocniejszego procesora.

Nikołaj Karpicki. Kiedy drony ze sztuczną inteligencją zaczną zastępować żołnierzy na froncie i będą w stanie wykonywać za nich zadania, aby zrównoważyć różnicę w liczbie ludzi trzymających front?

Eugene Kovalenko. I tutaj zadanie jest trudniejsze niż uderzenie na magazyny ropy i rafinerie. Ponieważ konwój do rafinerii jest duży, nie porusza się. Ale uciekający wróg to ruchomy cel, którego kontury się zmieniają. W związku z tym jego prawidłowe rozpoznanie wymaga znacznie więcej zasobów obliczeniowych. Jeśli mówimy o rozpoznawaniu przyjaciół i wrogów, złożoność zadania staje się jeszcze większa. Zakładam, że nikt jeszcze tego nie próbował, ponieważ drona można po prostu wystrzelić w kierunku wroga i zaprogramować tak, aby trafił go, gdy zobaczy pierwszą osobę w kolorze zielonym lub oliwkowym. Do tego właśnie zdolne są sieci neuronowe. Przekwalifikowanie ich to długi proces, a biorąc pod uwagę, jak szybko zmieniają się znaki identyfikacyjne, jest to nawet bez znaczenia.

Nikołaj Karpicki. Czy możliwe jest wyposażenie wszystkich waszych żołnierzy w jakieś urządzenie lub sygnał, aby nasze drony mogły odróżnić „swoich”?

Eugene Kovalenko. Rozumie pan problem? Wystarczy, że wróg wystrzeli drona zwiadowczego, który nasłucha się tego sygnału radiowego, zobaczy kod QR na ramieniu, albo jakiś beacon. A potem, po odczytaniu jego parametrów, może po prostu wyposażyć w niego swoich żołnierzy. Jak dotąd problem „przyjaciel czy wróg” można rozwiązać w prosty sposób. Wysyłasz drona dziesięć kilometrów przed siebie, gdzie nie będzie wroga, a następnie aktywujesz algorytm wyszukiwania i niszczenia.

Nikołaj Karpicki. Czyli drony ze sztuczną inteligencją nie będą skuteczne w najbliższym czasie?

Eugene Kovalenko. Bardzo szybko. Zakładam się na 70 procent, że w ciągu najbliższych 2–3 lat powszechnie stosowane będą drony (zarówno latające, jak i kołowe), które będą automatycznie wyszukiwać cele i je niszczyć. Pod wieloma względami będą one przewyższać ludzi pod względem wydajności.

Nikołaj Karpicki. Zastanawiam się, jaką szansę mamy na przetrwanie do czasu zmiany zasad wojny w związku z przejściem na nowy poziom techniczny. Czy te zmiany nie zdążą wpłynąć na kampanię obronną, którą Ukraina prowadzi w Donbasie?

Eugene Kovalenko. Myślę, że nie.

Nikołaj Karpicki. Ale jeśli dojdzie do zawieszenia broni, rozpocznie się wyścig technologii wojskowych opartych na sztucznej inteligencji.

Eugene Kovalenko. Myślę, że będzie to podobne do wyścigu zbrojeń nuklearnych podczas zimnej wojny. Ale teraz wyścig zbrojeń będzie toczył się głównie między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Ponieważ Europa prawie całkowicie wypadła z rynku sztucznej inteligencji, ponieważ wybrała strategię, która jest dobra w krótkim okresie, ale po prostu katastrofalna w przyszłości. Zamiast rozwijać własne technologie sztucznej inteligencji, nakłada grzywny na gigantów technologicznych w jak największym stopniu. I zarabia na tym mnóstwo pieniędzy.

Nikołaj Karpicki. Jakie korzyści mają Chiny w rozwoju dronów AI?

Eugene Kovalenko. Jak już mówiłem, jeśli wróg je ma, my będziemy je mieć w ciągu dwóch miesięcy. Problemem jest posiadanie czegoś, na czym można zainstalować tę sztuczną inteligencję. Dlatego tak ważna jest teraz rola Tajwanu, który jest domem dla największego na świecie zakładu produkującego układy scalone. Chiny nie mają jeszcze tych technologii. Próbują je rozwijać, ale nie odnoszą większych sukcesów.

Nikołaj Karpicki. Czy Chiny będą w stanie uruchomić tę produkcję u siebie?

Eugene Kovalenko. Podam jeden przykład. Na Tajwanie znajduje się fabryka TSMC, która produkuje wiele procesorów, na przykład do telefonów komórkowych, i istnieje 80 % szans, że twój procesor został tam wyprodukowany. Wygląda na to, że Samsung próbował przenieść produkcję procesorów do innej fabryki. Wszystko odbywało się zgodnie z dokładnie tym samym procesem technicznym, ale procesor wyprodukowany w innej fabryce w niewytłumaczalny sposób zużywał o 15 % więcej energii. Oznacza to, że są pewne małe rzeczy, które są albo pomijane, albo ukryte pod jakąś tajemnicą handlową, nie wiem. Poza tym zbudowanie fabryki półprzewodników od zera, tak aby zaczęła działać i produkować pierwsze mniej lub bardziej adekwatne produkty, zajmuje średnio pięć lat. Stany Zjednoczone inwestują teraz w to dużo, aby mieć własne fabryki, ponieważ są zbyt zależne od Tajwanu.

Nikołaj Karpicki. Tutaj musimy wyjaśnić dla laika. Na co pozwala Chinom poziom techniczny, a na co nie? Gdzie mogą zrobić coś samodzielnie, a gdzie potrzebują tajwańskiej technologii?

Eugene Kovalenko. Co mogą teraz zrobić Chiny? Dobry procesor dla twojego telefonu komórkowego lub mojego telefonu komórkowego, dla komputera. Czego nie może zrobić? Potężnego procesora graficznego, na którym sztuczna inteligencja może uwolnić swój potencjał. Chiny nie mogą jeszcze produkować wysokowydajnych procesorów dla sztucznej inteligencji. Są one opracowywane tylko przez jedną firmę na świecie – NVIDIA. Są to Stany Zjednoczone. Jednocześnie są one produkowane głównie na Tajwanie.

Nikołaj Karpicki. Więc co Tajwan może zrobić sam? Jaki jest jego wkład?

Eugene Kovalenko. Tajwan może produkować procesory do prawie wszystkiego, ale na zamówienie firm z innych krajów i mając od nich dokumentację technologiczną, nieco uproszczoną – rysunki chipów. Obejmuje to telefony komórkowe i komputery, sztuczną inteligencję i zastosowania wojskowe, wszystkie o bardzo wysokiej wydajności. Ale Tajwan nie opracowuje niczego samodzielnie, potrzebuje klienta z gotowymi rysunkami i pieniędzmi na duże partie do produkcji. Chiny pozostają pod tym względem w tyle. Mogą również produkować takie procesory, ale są one pod każdym względem za tajwańskimi. Ale mogą być już używane.

Nikołaj Karpicki. Czyli Chiny mogą już rozpocząć produkcję dronów ze sztuczną inteligencją, ale będą one nieco prymitywne?

Eugene Kovalenko. Tak, mogą. Zasadniczo Chiny i Stany Zjednoczone mogą zdecydowanie rozpocząć produkcję dronów AI już teraz, ale w przypadku USA pojawia się pytanie, ile będą one kosztować ze względu na biurokrację. Holandia i Korea Południowa mają nieco mniejsze, ale również realne szanse.

Nikołaj Karpicki. Więc mogą już produkować procesory dla sztucznej inteligencji, które mogą być instalowane na dronach. Czy to prawda?

Eugene Kovalenko. Tak. Ale jeśli mówimy o dronach, muszą również produkować silniki i baterie. A silniki to magnesy, metale ziem rzadkich, największe złoża na Ziemi których znajdują się niestety w Chinach (70% światowych). Inne kraje, które mają własne złoża, są od nich silnie uzależnione w zakresie przetwarzania. Rosja również posiada znaczne złoża, ale brakuje jej infrastruktury do ich wydobycia.

Nikołaj Karpicki. Czyli w najbliższej przyszłości Rosja nie będzie w stanie produkować dronów ze sztuczną inteligencją?

Eugene Kovalenko. Będzie w stanie to zrobić tylko wtedy, gdy Chiny będą sprzedawać procesory i metale ziem rzadkich lub gotowe silniki do helikopterów. Wszystko inne Rosja może zrobić sama – jeśli mówimy o konwencjonalnych dronach FPV. Jeśli mówimy o czymś bardziej zaawansowanym technologicznie, jak rakiety, to już inna historia. Zdecydowanie nie może tego zrobić sama.

Nikołaj Karpicki. Jakie są perspektywy Ukrainy?

Eugene Kovalenko. Absolutnie takie same jak Rosji.

Nikołaj Karpicki. To znaczy, że poziom jest taki sam?

Eugene Kovalenko. Całkowicie identyczny.

Nikołaj Karpicki. Czy są jakieś przeszkody w Ukrainie w wykorzystaniu nowych osiągnięć technologicznych dronów bojowych?

Eugene Kovalenko. Tak. Istnieją zarówno przeszkody biurokratyczne, w szczególności związane z procedurą zamówień, jak i przeszkody psychologiczne, w szczególności związane z faktem, że poznanie nowych technologii wymaga wysiłku i gotowości do zmian, ale to osobna dyskusja.

* * *
Wnioski. Drony bojowe – cztery opcje rozwoju

Bazując na wiedzy, którą Jewgienij Kowalenko podzielił się w tej rozmowie, widać kilka możliwości rozwoju technologii dronów bojowych.

Obecnie drony są sterowane zdalnie przez pilotów, ale zarówno Rosja, jak i Ukraina ulepszają technologie walki elektronicznej (EW). Technologie te pozwalają na oślepianie dronów i uderzanie w przypadkowe cele, zwiększając liczbę ofiar cywilnych. Pewnego dnia jeden z takich oślepionych Shahedów krążył przez dłuższy czas nad moim domem i eksplodował bardzo blisko mnie. Problem rozwiązuje sterowanie dronami za pomocą światłowodów, ale jest to skuteczne tylko na krótkich dystansach. Obecne możliwości technologiczne przeciwnych stron i warunki wojny dyktują kierunek rozwoju dronów bojowych. Teoretycznie możliwe są różne opcje rozwoju tej technologii.

Rozwój sztucznej inteligencji w sferze cywilnej jest zdeterminowany możliwościami technologicznymi. Znacznie łatwiej jest mieć pojedynczy superkomputer jako serwer, który będzie odpowiadał na żądania użytkowników. Oczywiście jest to kierunek, w którym będą rozwijane drony cywilne, ale nie drony bojowe, których połączenie z serwerem może zostać łatwo przerwane przez wojnę elektroniczną. Nazwiemy tę opcję rozwoju „Superbrain Puppets”, kiedy sztuczna inteligencja na jednym serwerze stopniowo zastąpi pilotów dronów.

Druga opcja rozwoju technologii dronów bólowych zostanie nazwany „Rój owadów”. Żaden pojedynczy pilot nie jest w stanie zarządzać rojem dronów. Byłoby łatwiej, gdyby drony wymieniały się informacjami między sobą i samodzielnie podejmowały „zbiorowe” decyzje. Jednak nawet takie roje mogą być również celem systemów walki elektronicznej, nawet jeśli drony działają niezależnie od głównego serwera.

Trzeci scenariusz jest najbardziej prawdopodobny i najbardziej nieludzki. Nazwijmy go „Berserkerami”. Aby uniemożliwić sprzętowi do walki elektronicznej stłumienie drona, musi on działać całkowicie autonomicznie. Ponieważ problematyczne jest załadowanie złożonego programu sztucznej inteligencji na drona, który działałby całkowicie autonomicznie, prawdopodobne jest, że prymitywne programy będą ładowane w celu rozwiązywania prostych zadań. Na przykład do masowego niszczenia wszystkich ludzi za liniami wroga.I wreszcie czwarty wariant rozwoju, który mam nadzieję będzie stopniowo wdrażany w Ukrainie, będzie nosił nazwę „Stado ptaków”. Aby to zrobić, każdy pojedynczy dron będzie musiał być wyposażony w autonomiczny program sztucznej inteligencji, który pozwoli mu wybrać odpowiednie metody i cele ataku. W takim przypadku drony bojowe będą mogły działać zarówno razem, jak i osobno, niezależnie od siebie i pilota.

I wreszcie czwarty wariant rozwoju, który mam nadzieję będzie stopniowo wdrażany w Ukrainie, będzie nosił nazwę „Stado ptaków”. Aby to zrobić, każdy pojedynczy dron będzie musiał być wyposażony w autonomiczny program sztucznej inteligencji, który pozwoli mu wybrać odpowiednie metody i cele ataku. W takim przypadku drony bojowe będą mogły działać zarówno razem, jak i osobno, niezależnie od siebie i pilota.

Nikołaj Karpicki, Eugene Kovalenko. Rozmowa: Czy konkurencja między DeepSeek i OpenAI zmieni świat?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 13.02.2025.


W niedalekiej przyszłości takie narzędzia jak Deepseek, czy Evenlabs albo ChatGPT, ogółem – sztuczna inteligencja, mogą zmienić świat w takim tempie i tak szeroko, jak zmienił go niegdyś Internet. Podstawowa różnica między sztuczną inteligencją a poprzednią generacją programów komputerowych polega na tym, że nie jest ona programowana w zwykłym znaczeniu tego słowa, a sama się uczy. Do procesu samouczenia wykorzystywany jest model matematyczny zbudowany podobnie do tego, jak w żywym organizmie działają sieci neuronowe, dlatego jego techniczną implementację nazywa się sztuczną siecią neuronową.

Czy czeka nas skok technologiczny, który otworzy możliwości w przyszłości informacyjnej, jakich nie możemy sobie teraz nawet wyobrazić, czy też zniszczymy cywilizację w III wojnie światowej? Ludzkość znajduje się na rozdrożu, a wybór drogi zależy od tego, jaką strategię wybiorą Chiny. Model rozwoju, który zapewnił im błyskawiczny wzrost, jest bliski wyczerpania – problem ten można jednak rozwiązać poprzez dalszą ekspansję w sferze technologicznej lub militarnej.

W takiej sytuacji Rosja wybrała ekspansję militarną, choć miała zarówno środki, jak i możliwości dokonania bezprecedensowego przełomu technologicznego. Również z Chin napływały w ostatnich latach rozczarowujące wieści: militaryzacja, napięcia wokół Tajwanu, stopniowe zaangażowanie „wasala”, Korei Północnej, w wojnę przeciwko Ukrainie. Ale w końcu nadeszły dobre wieści.

W styczniu 2025 r. chińska firma DeepSeek wydała bezpłatną aplikację do czatowania opartą na własnym modelu sztucznej inteligencji typu open source (z otwartym kodem źródłowym) – DeepSeek-R1, do której dostęp jest znacznie tańszy niż u konkurencji. Aplikacja natychmiast zyskała popularność, czemu towarzyszył gwałtowny spadek cen akcji wielu amerykańskich firm technologicznych. W tym samym czasie Donald Trump obiecał zainwestować pół biliona dolarów w rozwój infrastruktury sztucznej inteligencji w USA. 
Na naszych oczach rozgrywa się zaciekła rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Chinami o ich miejsce w przyszłości informacyjnej, w której Rosja nie ma miejsca, ponieważ nie można być graczem na rynku nowoczesnych technologii i jednocześnie prowadzić wojny agresji. Dopóki Chiny dopuszczają możliwość wojny o Tajwan, będą zainteresowane kontynuowaniem wojny Rosji przeciwko Ukrainie. Ale jeśli wybiorą drogę pokojowego rozwoju technologicznego, będą zmotywowane do wymuszenia pokoju na Rosji, która jest od nich całkowicie zależna. Na razie to tylko nadzieja, poczekajmy na wyniki rozmów między Donaldem Trumpem a Xi Jinpingiem.

Jak rozwój sieci neuronowych wpłynie na nasze życie i do czego może doprowadzić rywalizacja między nimi? prof. dr inż. Eugene Kovalenko z Kijowskiego Instytutu Politechnicznego im. Ihora Sikorskiego, tłumaczy wszystko w rozmowie prof. Nikolajem Karpickim z PostPravda.Info.

Nikołaj Karpicki. Proszę powiedzieć, jakie są możliwości sieci neuronowej DeepSeek i czy może ona konkurować z modelami sztucznej inteligencji OpenAI chatGPT?

prof. dr inż. Eugene Kovalenko, Politechnika Kijowska: Główną zaletą sieci neuronowej DeepSeek jest jej otwartość. Każdy, kto ma wystarczająco mocny komputer, kosztujący 5–7 tysięcy dolarów, może uruchomić jego maksymalną wersję w domu. Jeśli chodzi o koszty dostępu, skłaniam się ku twierdzeniu, że chińska firma otwarcie dumpinguje rynek. Uważam, że koszt takich usług dostępowych jest nadal wyższy, niż podano, trzeba bowiem wiedzieć, ile energii jest zużywane na spełnienie jednego żądania. Sieć neuronowa OpenAI zużywa średnio 2,5 Wh energii na jedno zapytanie. To wystarczyłoby do uruchomienia smartfona na 4–6 godzin. Według wstępnych danych DeepSeek zużywa 7–9 razy mniej energii.

Jeśli chodzi o jakość, przyjrzałem się kilku niezależnym testom w Internecie i we wszystkich sieć DeepSeek przegrywa z OpenAI o 20–25%. I to jest bardzo istotna luka. Testy składają się z różnych zadań, od fizyki do nauk społecznych i problemów stosowanych, a następnie analizuje się, jak te same zadania są rozwiązywane przez różne sieci neuronowe, które zadania ten lub inny model rozwiązuje poprawnie, na które udzielił niedokładnej odpowiedzi, a które są wręcz fałszywe. Testy przeprowadzane są z płatnych kont, więc ograniczenia dla darmowych użytkowników nie mają wpływu na wynik. Okazuje się, że model OpenAI rozwiązuje lepiej o 25% więcej zadań. Mimo że model DeepSeek sprawdza się lepiej w przypadku niektórych zadań, stanowią one mniejszość.

Nikołaj Karpicki. Jednak gdy przechodzimy do zadań wyższego poziomu, ich złożoność rośnie wykładniczo. Efektywne rozwiązywanie prostych zadań mówi jedynie o umiejętności szybkiego zastosowania prostych algorytmów, które są bezużyteczne na innym poziomie złożoności. Widzimy to w życiu. Zdarza się, że osoba upośledzona umysłowo może doskonale grać w szachy, a wybitny naukowiec może być bezużyteczny w codziennych sprawach.

Eugene Kovalenko. Dlatego też zadania są stale, prawie co kilka miesięcy, komplikowane i aktualizowane. Do ich oceny angażowani są też wyspecjalizowani eksperci.

Nikołaj Karpicki. Pojawia się tu jednak ten sam problem co w przypadku testów IQ dla ludzi. Aby je rozwiązać, trzeba być w stanie znaleźć proste algorytmy. Są ludzie, którzy potrafią znaleźć algorytmy dla standardowych zadań i uzyskują wysokie wyniki w testach IQ, choć nie potrafią rozwiązać niestandardowych zadań wymagających intuicji. Tymczasem osoba z niskimi wynikami testów IQ może okazać się geniuszem w sferze kreatywnej. Czy to możliwe, że system, który wykazuje mniejszą moc w rozwiązywaniu bieżących zadań, w dłuższej perspektywie, w obliczu bardziej złożonych zadań, rozwiąże je lepiej niż inne? Na przykład, osoba może być bardzo powolna w rozwiązywaniu problemów arytmetycznych w swoim umyśle, ale ma talent do algebry.

Eugene Kovalenko. Tak, istnieje taki problem, ale dla użytkowników ważne jest, aby wiedzieć, która sieć neuronowa jest najlepsza do praktycznych zastosowań. Dlatego właśnie testy przeprowadza się w takim pragmatycznym celu. Ponadto, uzyskane wyniki pokazują, w jaki sposób jedna sieć neuronowa jest bardziej zaawansowana niż inna. Oczywiście, każda z nich może rozwiązywać pewien typ zadań lepiej niż pozostałe, ale to, że potrafi ona rozwiązać większy procent zadań w danym momencie, nie musi wcale oznaczać, że jest bardziej przystosowana do dalszego rozwoju. Jeśli jednak uśrednimy, sieć neuronowa, która rozwiązuje więcej zadań teraz, najprawdopodobniej będzie rozwiązywać więcej zadań w przyszłości. Chociaż ten wzorzec jest dość często łamany. 

Nikołaj Karpicki. Rozumiem, że główną zaletą DeepSeek jest to, że ich sieć neuronowa ma charakter open source (z otwartym kodem źródłowym). Co to oznacza? 

Eugene Kovalenko. Oznacza to, że każdy może pobrać i zainstalować sieć DeepSeek na swoim komputerze. OpenAI nie może być swobodnie pobierany i instalowany. Firma daje taką możliwość tylko swoim partnerom, choć kwestią czasu jest jego nielegalne pobranie na dysk twardy i opublikowanie w Darknecie (czyli w ukrytej sieci między zaufanymi użytkownikami, która nie jest indeksowana). Myślę jednak, że wciąż trzeba będzie kupić licencję na korzystanie z sieci neuronowej zarówno od DeepSeek, jak i od OpenAI do oficjalnego użytku przez organizacje rządowe lub komercyjne.

Nikołaj Karpicki. Jak trudne technicznie jest uruchomienie DeepSeek offline u siebie, aby być niezależnym od chińskiej firmy nim zarządzającej?

Eugene Kovalenko. Wszystko zależy od tego, na jaki rodzaj sprzętu można sobie pozwolić. DeepSeek ma około sześciu, jeśli się nie mylę, opcji sieci neuronowych, od minimalnej do maksymalnej. Minimalną wersję sieci neuronowej można zainstalować na komputerze osobistym, który wymaga kilkudziesięciu gigabajtów pamięci RAM i nie za starej karty graficznej do gier. Aby uruchomić maksymalny wariant, potrzebny jest komputer za 5–7 tysięcy dolarów. Taki komputer może być używany przez graczy lub przez osoby, które zbudują go specjalnie do pracy z sieciami neuronowymi. 

Zwykli użytkownicy nie potrzebują komputera o takiej mocy do wykonywania codziennych zadań. Jednak nawet w tym przypadku mówimy o autonomicznym wykorzystaniu już wytrenowanej sieci neuronowej. Aby nie tylko korzystać z takiej sieci neuronowej, ale także trenować ją niezależnie, potrzeba od setek do tysięcy razy więcej zasobów obliczeniowych, na które nie stać nie tylko osoby fizycznej, ale także ukraińskiej korporacji średniego, a może nawet wysokiego poziomu. Możliwość dalszego trenowania sieci neuronowej zapewniają jednak same DeepSeek i OpenAI na własnych obiektach, można to też zrobić na sprzęcie wyspecjalizowanych centrów danych, takich jak np. Amazon czy Microsoft, co jest znacznie tańsze i bardziej opłacalne.

Nikołaj Karpicki. Dlaczego zatem otwartość sieci neuronowej ma dla nas znaczenie, skoro technicznie tak trudno jest z tej otwartości skorzystać?

Eugene Kovalenko. Ma ona duże znaczenie zarówno pod względem technicznym, jak i politycznym. Pod względem technicznym specjaliści mogą sprawdzić, co ta sieć neuronowa robi z danymi, jak działa wewnętrznie, czy testy zostały sfałszowane. Są oni w stanie samodzielnie zainstalować tę samą sieć neuronową i sprawdzić ją pod kątem identycznych testów. Ma to znaczenie nie tylko dla sieci neuronowych, ale dla całego oprogramowania open source. To jego ogromna zaleta. 

Z politycznego punktu widzenia otwartość oznacza, że jeśli DeepSeek z jakiegoś powodu uzna, że ​​utrzymanie niskich cen wystarczy i będzie chciał je zrównać z OpenAI, wiele jego alternatyw zostanie po prostu uruchomionych na jakichś amatorskich serwerach, które zbudują na nim komercję. Otwartość systemu staje się więc pewną gwarancją, że DeepSeek nie podniesie cen, a jeśli podniesie, to niewiele.

Nikołaj Karpicki. Czy jakakolwiek sieć neuronowa może być standardem, z którym będziemy musieli się liczyć?

Eugene Kovalenko. Najprawdopodobniej nie może, ponieważ przeciętny użytkownik może łatwo przełączać się z jednej sieci neuronowej na inną. Aby zainstalować DeepSeek na swoim komputerze, należy najpierw pobrać pewien uniwersalny program – Launcher, który uruchamia się bezpośrednio w przeglądarce i oferuje wybór sieci neuronowej do zainstalowania – DeepSeek lub innej. 

W ciągu dwóch lub trzech kliknięć można zainstalować nową sieć, a takie przejście nie jest trudne nawet dla niedoświadczonego użytkownika po obejrzeniu filmu szkoleniowego. Inną kwestią jest to, czy ludzie zainwestowali w szkolenie sieci neuronowej do niektórych swoich zadań. Na przykład, jeśli bank trenuje sieć neuronową OpenAI, aby zoptymalizować pracę call center i odpowiadać na większość pytań klientów przez telefon, nie będzie możliwe tak łatwe przeniesienie tych osiągnięć do modelu DeepSeek. Tym samym bank będzie już przywiązany do modelu OpenAI. 

Ponownie, sieci neuronowe wybrane do przekwalifikowania będą prawdopodobnie tymi, które są popularne w danym momencie, a DeepSeek ma obecnie dużą przewagę. Z drugiej strony, niedawno ogłoszono projekt sztucznej inteligencji Stargate, który zostanie wdrożony na podstawie algorytmów OpenAI. Ponieważ wiele osób z pieniędzmi lub władzą zainwestowało w ten projekt, oczywiste jest, że będą go nadal wspierać, a to również wpłynie na konkurencję.

Nikołaj Karpicki. Ukraina również chce uczestniczyć w rozwoju sztucznej inteligencji. Czy może jej w tym pomóc fakt, że chińska sieć neuronowa DeepSeek jest otwarta? Czy istnieje niebezpieczeństwo wpadnięcia pod wpływy chińskie?

Eugene Kovalenko. Odpowiedź zależy od tego, do czego wykorzysta się sztuczną inteligencję. Ani DeepSeek, ani OpenAI nie będą odpowiednie dla dronów bojowych, ponieważ systemy te wymagają bardzo potężnego sprzętu, którego nie można zainstalować na dronie. Tutaj musimy opracow

Jeśli celem jest poprawa usług rządowych lub edukacyjnych, to zarówno amerykańskie, jak i chińskie systemy są odpowiednie i mają podobne warunki konkurencyjne: wersje bezpłatne do osobistego, niekomercyjnego użytku. Jeśli jednak uniwersytet zdecyduje się na automatyzację nauczania za pomocą sieci neuronowej, nadal będzie musiał zakupić licencję lub zapłacić bezpośrednio za obliczenia.

Nikołaj Karpicki. Ale może wtedy studenci będą mogli swobodnie korzystać z DeepSeek, zarządzając nim samodzielnie, bez konieczności kupowania licencji? 

Eugene Kovalenko. Studenci mogliby swobodnie z niego korzystać. Nie sądzę jednak, by wielu z nich miało wystarczająco mocny komputer, by to robić. 

Nikołaj Karpicki. A co jeśli studenci połączą siły i stworzą własną sieć neuronową?

Eugene Kovalenko. Teoretycznie możliwe jest, że 20–30 studentów zbierze pieniądze i postawi jeden serwer, z którego wszyscy będą korzystać. Ale bardziej prawdopodobne jest, że po prostu wykupią subskrypcję od OpenAI lub DeepSeek. Będzie to znacznie tańsze, ponieważ koszt sprzętu jest znacznie wyższy niż subskrypcja na wiele lat z góry.

Nikołaj Karpicki. Czy Ukraina może stać się aktywnym uczestnikiem projektu informacyjnej przyszłości?

Eugene Kovalenko. Ukraina ma bardzo dobre perspektywy, ponieważ nie ma tu takiej biurokratyzacji i zgubnej stałości jak w Europie Zachodniej. Nie ma też takich problemów jak w USA, gdzie znaczna część pieniędzy przeznaczanych na opiekę zdrowotną idzie na spory sądowe między lekarzami a pacjentami. I choć nasz system jest skorumpowany, to nie najbardziej na świecie, a nasz poziom korupcji stoi na średnim poziomie i okazuje się, że sam system społeczny jako całość nie tworzy dodatkowych sztucznych barier dla rozwoju technologii. A to już bardzo dużo. 

Mamy wystarczającą liczbę entuzjastów, mamy jedne z najniższych podatków w Europie dla prywatnych przedsiębiorców i dlatego ludzie, którzy naprawdę zarabiają w IT, w tym moi znajomi, mówią wprost: „Opłaca nam się być w Ukrainie. Mimo że pracujemy w zagranicznej firmie, korzystniej dla nas jest płacić podatki w Ukrainie”. Dlatego po zakończeniu wojny wielu specjalistów IT, którzy wyjechali za granicę, wróci. Nie wszyscy, niestety, ale tych, którzy chcą żyć w Ukrainie i zajmować się IT, będzie wystarczająco wielu. Przy okazji dodam, że dla specjalisty IT, który zarabia powyżej średniej, Ukraina jest bardzo wygodnym miejscem do życia, biorąc pod uwagę nasz poziom usług i nasze ceny.

Nikołaj Karpicki. Myślę, że ważniejsze jest, abyśmy nie stracili tej przewagi w przyszłości. Istnieje takie niebezpieczeństwo, ponieważ Ukraina boryka się z tymi samymi problemami co inne kraje postsowieckie, gdzie społeczeństwo obywatelskie nie jest wystarczająco silne, aby kontrolować niekompetentną biurokrację, a zablokowane dźwignie społeczne nie pozwalają na odnowę. Obserwuję, jak z roku na rok system edukacji staje się coraz bardziej zbiurokratyzowany i myślę, że ta tendencja jest widoczna także w innych sferach.

Eugene Kovalenko. Tak, ale zrobiliśmy pierwszy krok – cyfryzację biurokracji. Gdzie indziej 70% usług rządowych można uzyskać w zaciszu własnego domu? Oczywiście ta optymalizacja biurokracji nie rozwiązuje jeszcze wszystkich problemów, ale sztuczna inteligencja już teraz umożliwia lepsze dostosowanie się do niej. Niedawno OpenAI udostępniło nową usługę: rutynowe zadania można teraz zautomatyzować dzięki AI. Powiedzmy, że musisz napisać CV lub wysłać maila. Sztuczna inteligencja sama kontroluje mysz, klawiaturę i wykonuje te zadania. Tego typu technologia będzie się rozwijać bardzo szybko, a dzięki niej można błyskawicznie uporać się z biurokracją. 

Co jest najbardziej irytujące dla nauczyciela? Konieczność wypisywania wielu powtarzalnych i niepotrzebnych informacji w planach, programach, różnych formularzach. Nauczyciel musi mieć w głowie wszystkie wymagania dotyczące ich projektowania, ale sztuczna inteligencja może zrobić to wszystko natychmiast, a to pozwoli nauczycielowi nie rozpraszać się biurokratycznymi wymaganiami i wykonywać główną pracę. Cyfryzacja biurokracji bardzo temu sprzyja. Całkiem możliwe, że dojdzie do sytuacji, w której sztuczna inteligencja będzie tworzyć nowe wymagania na polecenie samej biurokracji i raportować o nich na polecenie swoich podwładnych. Powstanie wirtualne środowisko biurokratyczne oddzielone od ludzi. Oczywiście wygląda to na głupie marnowanie zasobów obliczeniowych, ale pozytywnym efektem końcowym i tak będzie uwolnienie ludzi od rutyny biurokratycznej pracy.