poniedziałek, 18 sierpnia 2025

Nikołaj Karpicki. Kremlowska quasi-religia. Z cyklu „Religia w niewoli nekroimperium”

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 18.08.2025.


Kreml wymaga od wszystkich wyznań religijnych bezwarunkowej lojalności, włączając w to także te, które systematycznie prześladuje. W 2014 roku, podczas inwazji Rosji na Krym i wschodnią Ukrainę, Kremlowi w pełni wystarczała deklaracja politycznej neutralności ze strony rosyjskich wspólnot religijnych, pod warunkiem że nie wypowiadały się one w obronie Ukrainy ani swoich ukraińskich współwyznawców. Jednak po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny Kreml zażądał od nich więcej – religijnego usprawiedliwienia wojny przeciwko Ukrainie. 29 marca 2022 roku w gmachu Dumy Państwowej przedstawiciele różnych wyznań wspólnymi siłami stworzyli podstawy nowej doktryny religijnej – manichejskiego nekroimperializmu, którego istota sprowadza się do tego, że Rosja musi ponownie stać się wielkim imperium, aby zniszczyć „zło” ucieleśnione przez Zachód i Ukrainę. Ta nowa quasi-religia jest nie do pogodzenia z autentyczną religijnością, niezależnie od wyznania.

Dyskryminacja i represje wobec organizacji religijnych w Rosji

Po upadku Związku Radzieckiego w Rosji zapanowała bezprecedensowa w jej historii wolność wyznania. Jednak wraz z dojściem do władzy Władimira Putina zaczęto forsować koncepcję „tradycyjnych religii Rosji”, w ramach której wszystkie inne wyznania postrzegano jako gorsze i poddawano prześladowaniom – początkowo mało widocznym, lecz z każdym rokiem coraz silniejszym.

Wojna w Czeczenii sprowokowała represje także wobec muzułmanów, mimo że islam zalicza się do grona „tradycyjnych” religii. Dla kariery i korzyści materialnych – awansów czy premii – funkcjonariusze FSB zaczęli wyszukiwać „ekstremistów” także w innych regionach. W rezultacie lista materiałów ekstremistycznych zakazanych w Rosji zaczęła się powiększać o prace muzułmańskich teologów i filozofów studiowanych na całym świecie. Pod zakaz trafił nawet jeden z przekładów Koranu.

Jednak wpisanie na listę organizacji ekstremistycznych jakiegokolwiek „nietradycyjnego” wyznania dawało rosyjskim służbom specjalnym prosty sposób na poprawę statystyk „skutecznej pracy”. W 2011 roku prokuratura, z inicjatywy FSB, wszczęła proces przeciwko świętej dla wyznawców hinduizmu księdze „Bhagawadgita” z komentarzami założyciela Międzynarodowego Towarzystwa Świadomości Kryszny (ang. International Society for Krishna Consciousness – ISKCON) Śrili Prabhupady. Gdyby sąd uznał tę księgę za ekstremistyczną, bycie krisznaistą w Rosji stałoby się przestępstwem zagrożonym wieloletnim więzieniem. Dzięki protestowi społeczeństwa obywatelskiego w Tomsku oraz wsparciu Indii plany FSB i prokuratury zostały udaremnione, co jedynie odroczyło, lecz nie powstrzymało rozpoczęcia prześladowań religijnych.

W 2016 roku przyjęto poprawki do ustawodawstwa (tzw. „pakiet Jarowej”), które ograniczyły możliwość publicznego rozpowszechniania przekonań religijnych, zaostrzyły kary i poszerzyły uprawnienia służb specjalnych. W 2017 roku Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej uznał organizację Świadków Jehowy za ekstremistyczną, a jej wyznawcy zaczęli być skazywani na kary więzienia. Najsurowsze wyroki (7–8,5 roku) zaczęły być wydawane regularnie od 2021 roku. Podobne zagrożenie zawisło także nad innymi wspólnotami religijnymi uznanymi za „nietradycyjne”.

Mówić prawdę czy dostosowywać się?

Podczas gdy ukraińscy zielonoświątkowcy cieszą się pełną wolnością religijną, ich współwyznawcy w Rosji byli zmuszeni nieustannie liczyć się z nastawieniem władz wobec nich. Wydawałoby się, że powinno to skłaniać do krytycznego spojrzenia na politykę rosyjską.

W 2014 roku kierownictwo Kościołów zielonoświątkowych w Ukrainie i Rosji odbyło szereg spotkań, aby wypracować wspólne stanowisko wobec inwazji Rosji na Krym i wschodnią Ukrainę. Ukraińscy zielonoświątkowcy wychodzili z założenia, że Kościół powinien być głosem prawdy i ma obowiązek mówić o cierpieniach ludzi będących skutkiem rosyjskiej agresji. W odpowiedzi rosyjscy zielonoświątkowcy twierdzili, że są „poza polityką” i „wszystkich kochają”, dlatego nie widzą potrzeby rozmawiania o wojnie i działaniach rosyjskich władz – ani publicznie, ani nawet w prywatnych rozmowach. Wkrótce obie strony przekonały się o bezsensowności takich spotkań i kontakty między ukraińskimi a rosyjskimi zielonoświątkowcami ustały. Podobny proces miał miejsce także wśród wyznawców innych religii.

Nowa quasi-religia: Waszyngton jest kryjówką Szatana, a my staniemy się wielkim imperium!

Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę rosyjskim władzom nie wystarczał już „neutralizm” organizacji religijnych – zażądały one nie tylko poparcia, ale też religijnego uzasadnienia wojny przeciwko Ukrainie. W tym celu 29 marca 2022 roku w gmachu Dumy Państwowej Federacji Rosyjskiej zorganizowano okrągły stół pod hasłem „Światowe religie przeciwko ideologii nazizmu i faszyzmu w XXI wieku”. Uczestnicy mieli wypracować wspólne stanowisko religijne, które usprawiedliwiałoby wojnę Rosji przeciwko Ukrainie.

Wśród uczestników okrągłego stołu znaleźli się:

– zastępca przewodniczącego Wydziału Synodalnego ds. stosunków Kościoła ze społeczeństwem i mediami Patriarchatu Moskiewskiego RKP – Wachtang Kipszidze;
– metropolita Rosyjskiego Prawosławnego Kościoła Staroprawosławnego Kornilij;
– przewodniczący Duchownego Zgromadzenia Muzułmanów Rosji – Albir Krganow;
– najwyższy mufti, przewodniczący Centralnego Duchowego Zarządu Muzułmanów Rosji – Talgat Tadżuddin;
– kierownik Departamentu Federacji Gmin Żydowskich Rosji ds. współpracy z Siłami Zbrojnymi, Ministerstwem Sytuacji Nadzwyczajnych i organami ścigania – Aaron Gurewicz;
– przedstawiciel Buddyjskiej Tradycyjnej Sanghi Rosji – Did Hambo, lama Daszinima Sodnomdordżijew;
– zwierzchnik Rosyjskiej i Nowonachiczewańskiej diecezji Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego – arcybiskup Ezras;
– zwierzchnik Rosyjskiego Związku Chrześcijan Wiary Ewangelicznej – biskup kierujący Siergiej Riachowski;
– inni członkowie rosyjskich organizacji religijnych.
W tamtym czasie media dużo pisały o tym wydarzeniu, jednak nie doceniły jego historycznego znaczenia. Po raz pierwszy przedstawiciele różnych religii Rosji wspólnie zajęli się formowaniem ogólnej religijnej pozycji wobec wojny przeciwko Ukrainie. Każdy z uczestników wniósł swój wkład w sformułowanie podstawowych założeń nowej quasi-religii – manichejskiego nekroimperializmu.

Uwaga. Manicheizm, podobnie jak gnostycyzm, jest starożytnym systemem wierzeń, według którego nasz materialny świat jest zły. Różnica między nimi polega na tym, że adept gnostycyzmu jest bierny, obojętny wobec tego, co dzieje się wokół, natomiast adept manicheizmu nastawiony jest na aktywną walkę ze światem zewnętrznym. Gnostycyzm głosi, że świat materialny został stworzony przez „złego boga” i dlatego życie oraz walka są bezsensowne. Manicheizm natomiast twierdzi, że „zły bóg” wtargnął do królestwa „dobrego boga”, więc prawdziwi wyznawcy dobra muszą walczyć, aby oczyścić świat ze zła. Ideologia bolszewicka jest w istocie ateistyczną transformacją manicheizmu, gdyż opiera się na przekonaniu, że stary świat powinien zostać oczyszczony ze zła w wyniku walki klasowej.

Przewodniczący Duchowego Zgromadzenia Muzułmanów Rosji Albir Krganow oświadczył, że w XXI wieku w szeregu państw ożyła ideologia nazizmu i faszyzmu, co przejawia się w przemocy wobec ludności cywilnej.

Mnich Kiprian stwierdził, że Waszyngton to legowisko diabła, Bóg stoi po stronie nie Zachodu, lecz Rosji, a zatem zwycięstwo będzie należeć do niej. Rosja – to narzędzie w rękach Bożych, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się po świecie obrzydliwości przed Panem, wszelkiej niemoralności płynącej z USA.

Zastępca przewodniczącego Wydziału Synodalnego Wachtang Kipszidze utrzymywał, że przy poparciu Patriarchatu Konstantynopolitańskiego i Stanów Zjednoczonych powstała Prawosławna Cerkiew Ukrainy – „quasi-religijna struktura”, która zjednoczyła schizmatyków, jednomyślnych w swoim dążeniu do skrajnego nacjonalizmu. Z kolei Rosyjska Cerkiew Prawosławna wspiera rosyjskich wojskowych.

Metropolita Rosyjskiego Prawosławnego Kościoła Staroprawosławnego Kornilij opowiadał, że rzekomo władze Ukrainy wyrzekają się Boga; że idee nazizmu są rozpowszechnione na Ukrainie i w krajach Europy i znalazły poparcie na szczeblu państwowym, co doprowadziło do ludobójstwa – wyniszczenia Rosjan w Donbasie i Ługańsku; że Ukraina prowadzi wojnę przeciwko ludności cywilnej i używa jej jako żywej tarczy; że nazistowskie władze, wspierane przez tolerancyjny Zachód, depczą wszelkie normy chrześcijańskiej moralności. Przekonywał, że trzeba modlić się za wojowników, a zwłaszcza za Putina, a kończąc swoje wystąpienie oświadczył: „Będziemy wielkim narodem, będziemy wielkim imperium.”

Warto tu zauważyć, że gdy prowadząca okrągły stół zaczęła domagać się od duchownego Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej z Ługańska, by potwierdził „okrucieństwa nazistów”, nie usłyszała od niego niczego poza opowieścią o działalności charytatywnej eparchii ługańskiej.

Lama Daszinima Sodnomdordżijew – jedyny, którego wystąpienie prowadząca poprosiła streścić jedynie w tezach – nie okazał urazy i wezwał do zjednoczenia się przeciwko faszyzmowi i nazizmowi, aby zwyciężyć i zniszczyć to zło, by innym nie przyszło na myśl iść tą drogą.

Przedstawiciel wspólnot żydowskich Aaron Gurewicz mówił ogólnie o nazizmie, od czasu do czasu kiwając głową w stronę Zachodu.

Zwierzchnik Rosyjskiego Związku Chrześcijan Wiary Ewangelicznej (ROSChWE) Siergiej Riachowski oświadczył, że kieruje się miłością, ale jest to taka miłość, która „niszczy zło”. Podkreślił też, jak ważne jest to, że Putin przypomniał słowa Biblii, którymi uzasadniał inwazję wojskową na Ukrainę, bo – jak stwierdził – innej możliwości obrony prawdy nie było.

Najwyższy mufti, przewodniczący Centralnego Duchowego Zarządu Muzułmanów Rosji Talgat Tadżuddin wezwał do walki z diabłem, nie dając się zwieść hasłom o demokracji i cywilizacji, – tak jak to miało miejsce w Syrii, a teraz w Ukrainie. Wyraził radość, że rosyjskie wojska stoją wokół Kijowa, a siły morskie, przeciwlotnicze i przeciwrakietowe Ukrainy zostały „zniszczone”. Oświadczył także, że już pierwszego dnia – 24 lutego – Rada Centralnego Duchowego Zarządu Muzułmanów Rosji przyjęła oświadczenie, w którym całkowicie poparła działania wojenne przeciwko Ukrainie. Podkreślił przy tym ich znaczenie z punktu widzenia religii: Putin jest bowiem władcą, a władca – to cień Boga na ziemi, i w wojnie przeciwko Ukrainie Najwyższy daje Putinowi siłę, która jest niewyczerpana.

Najwyższy mufti Rosji Talgat Tadżuddin wezwał do walki z diabłem w Ukrainie. duma.gov.ru

Salach Mitaewicz Meżijew poinformował, że ich Duchowe Zarządy Muzułmanów Czeczeńskiej Republiki już drugiego dnia poparły operację wojskową „przeciwko nazizmowi, faszyzmowi i satanizmowi w Ukrainie” i wydały fatwę, zgodnie z którą muzułmanie uczestniczący w wojnie przeciwko Ukrainie walczą za Koran i za proroka Mahometa. Oświadczył, że wojna z Ukrainą to dżihad, a poległy stanie się szahidem; to wojna z globalizacją satanizmu; że w Ukrainie i krajach Europy panują sataniści, szajtanowie, naziści, faszyści, społeczność LGBT, charydżyci i wahabici, do których czuje jedynie nienawiść. Skrytykował także innych uczestników okrągłego stołu za wezwania do miłości. „Z nimi jest tylko jedna rozmowa – trzeba im odciąć głowy i na tym koniec” – podsumował swoje wystąpienie.

Protojerej Aleksander Aleksandrowicz Pelin z Petersburga oświadczył, że w Ukrainie nie ma chrześcijaństwa, lecz pogaństwo. Uzasadniał to tym, że herb Ukrainy – trójząb księcia Włodzimierza – to symbol pogański, sokół Raróg, fałszywy bóg z mitologii skandynawskiej, który utrwalił się pod wpływem Austro-Węgier w XIX wieku. Dlatego – jak twierdził – rosyjscy chrześcijanie walczą obecnie nie z chrześcijanami ukraińskimi, ale z poganami.

Przewodniczący Ośrodka Koordynacyjnego Muzułmanów Kaukazu Północnego Ismail Berdijew stwierdził, że nie należy prowadzić żadnych negocjacji z Ukraińcami. Nawet jeśli zgodzą się na kapitulację, nie należy jej przyjmować, lecz trzeba ich zniszczyć do końca. „Nie powinno być żadnej Ukrainy” – powiedział.

Później, w czerwcu 2022 roku, Siergiej Riachowski dał jasno do zrozumienia, że ani on, ani jego Kościół nie podejmą żadnych działań w związku z apelem ukraińskich Kościołów protestanckich, by pokajał się za swoje wystąpienie na tym okrągłym stole i potępił inwazję Rosji na Ukrainę. Oświadczył, że wezwanie jego ukraińskich współwyznawców jest utrzymane w duchu szerzonej na świecie „rusofobii”.

Po co Kremlowi poparcie wspólnot religijnych?

W momencie inwazji Kreml całkowicie kontrolował opinię publiczną i sytuację w kraju, a mimo to zażądał, aby wyznania zrezygnowały ze swojego „neutralizmu”, który wcześniej go w pełni satysfakcjonował. Obraz świata Putina i jego otoczenia jest dualistyczny: świat dzieli się na „swoich” i „wrogów”, których należy niszczyć nie dla korzyści, lecz wyłącznie dlatego, że są wrogami – nawet jeśli w tym celu trzeba będzie ponieść ofiary i doprowadzić do kryzysu wewnątrz własnego państwa. Z pragmatycznego punktu widzenia to bezsensowne, dlatego zachodni politycy próbowali porozumieć się z Putinem, odwołując się do jego egoistycznych interesów. Jednak motywacja rosyjskiej władzy jest irracjonalna, a żeby ją legitymizować, zażądała ona od wyznań dostarczenia religijnego uzasadnienia wojny przeciwko Ukrainie.

Choć uczestnicy okrągłego stołu różnili się w szczegółach, można wyróżnić wspólne ramy ich stanowiska:

– Ukraina nie ma prawa do istnienia niezależnego od Rosji;
– Bóg stoi po stronie Rosji w wojnie przeciwko Ukrainie;
– wspólnoty religijne muszą wspierać tę wojnę;
– ta wojna toczy się przeciwko cywilizacji zachodniej, która uosabia zło – nazizm, satanizm, amoralizm i odrzucenie „wartości tradycyjnych”.

W tych tezach ujawniają się zarysy nowej doktryny religijnej, głęboko wrogiej nie tylko wobec Zachodu i Ukrainy, ale również wobec samych religii, w imieniu których występowali uczestnicy okrągłego stołu. Jest to doktryna – odrodzone manicheizm oparte na rosyjskim nekroimperializmie, innymi słowy – manichejski nekroimperializm.

Manichejski nekroimperializm i gnostycki fatalizm

Rosyjskiej władzy potrzebni są zarówno ci, którzy usprawiedliwiają wojnę, jak i ci, którzy są gotowi iść na śmierć. Nie chodzi tu tyle o przekonania, ile o stosunek do życia – władzy zależy na tym, aby żołnierze bez sprzeciwu szli na pewną śmierć, wierząc, że życie nie ma sensu. Ten stosunek do życia ucieleśnia się w gnostyckim fatalizmie. Natomiast aby zwykli ludzie popierali zabijanie swoich przyjaciół i krewnych w sąsiednim kraju, przekonuje się ich, że są otoczeni wrogami – i to nastawienie przybiera postać manichejskiego nekroimperializmu.

W warunkach życia w Rosji gnostycki fatalizm kształtuje się spontanicznie – tutaj dodatkowy wysiłek ze strony władzy nie jest potrzebny. Oczywiście rosyjscy żołnierze, którzy posłusznie zgadzają się na bezsensowną śmierć, raczej nie wierzą w istnienie „złego boga”, jak uczy starożytny gnostycyzm. Jednak spontanicznie odtwarzają starożytne gnostyckie podejście do życia: jeśli wszystko jest bez sensu, to nie istnieją żadne ograniczenia moralne, a żadne życie – ani cudze, ani własne – nie ma wartości. W odróżnieniu od gnostycyzmu manicheizm daje motywację do walki ze światem zewnętrznym, na który rzutuje się obraz wroga. Ponieważ taka projekcja zachodzi spontanicznie, rosyjska władza potrzebowała pomocy organizacji religijnych, aby skierować ten proces w nurt nienawiści do Zachodu. Właśnie w tym celu odbył się okrągły stół 29 marca 2022 roku.

Ale po co rosyjskim wyznawcom różnych religii wspierać tę quasi-religię? Motywacja może być całkiem przyziemna. Organizacje religijne starają się przystosować do warunków życia w Rosji, zapewnić sobie bezpieczeństwo, demonstrując władzom swoją lojalność i użyteczność. Na pierwszy rzut oka wydaje się to paradoksalne: tym samym stawiają zadanie społeczne ponad własną misję duchową. Bo jeśli religia dla samego przetrwania wyrzeka się swojego najwyższego celu, to traci sens własnego istnienia. Jest jednak także inna przyczyna – syndrom sztokholmski. Ale to już temat na osobną rozmowę.

piątek, 8 sierpnia 2025

Podmiotowość // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 11.08.2025.


Zgodnie ze Statutem Organizacji Narodów Zjednoczonych poszanowanie prawa narodów do samostanowienia jest fundamentalną zasadą stosunków międzynarodowych. Rezolucja 1514 Zgromadzenia Ogólnego ONZ (1960) stwierdza:

„Wszystkie narody mają prawo do samostanowienia; na mocy tego prawa swobodnie określają swój status polityczny…” Jednak nie wszystkie narody posiadają podmiotowość. Jeśli na naród, który w żaden praktyczny sposób nie przejawia swojej podmiotowości, nałożyć odpowiedzialność za państwo, to najprawdopodobniej przekaże on prawo decydowania o swoim losie dyktatorowi. Czy naród rosyjski będzie miał prawo do samostanowienia po porażce w wojnie, czy też jego los powinna określić koalicja państw-zwycięzców? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy wyjaśnić pojęcie „podmiotowość”, któremu Nikołaj Karpicki poświęcił kolejny artykuł w Słowniku wojny na PostPravda.Info.

Podmiotowość

W szerokim znaczeniu podmiotowość to zdolność do występowania jako niezależny podmiot działania, samodzielnego podejmowania decyzji i niebycia przedmiotem cudzej woli. W sensie społecznym to zdolność do bycia samodzielnym czynnikiem wpływu i obrony własnych interesów w społeczeństwie lub na arenie międzynarodowej.

Podmiotowość jednostki określana jest przez jej wolną wolę realizującą się w czynach. Podmiotowość zbiorowa możliwa jest tylko poprzez wolne wspólne działanie, w którym jednostka realizuje siebie i uzyskuje uznanie od innych. Jednak działania wspólne mogą być niewolne, co prowadzi do utraty zbiorowej podmiotowości i powstania autorytarnych lub totalitarnych systemów społecznych.

Nosiciel indywidualnej podmiotowości to człowiek wolny, świadomy swojej zdolności do samodzielnego działania i podejmowania decyzji. Nosicielami podmiotowości zbiorowej są wolne jednostki, które – mimo różnic w przekonaniach i interesach – dobrowolnie łączą się w celu realizacji wspólnego stanowiska. Uosabiają one podmiotowość zbiorową w określonej formie społecznej – narodzie, społeczeństwie obywatelskim, państwie, ruchu religijnym itd. Jeśli jednak działania wspólne odbywają się pod przymusem, prowadzi to do rozpadu podmiotowości zbiorowej. Podmiotowość zbiorowa wyklucza jednomyślność, ponieważ jej podstawą są wspólne działania wolnych ludzi, którzy mogą mieć odmienne przekonania i często różnić się w opiniach na wiele tematów. Jednomyślność pojawia się wtedy, gdy naród rezygnuje ze swojej podmiotowości na rzecz dyktatury.

Podmiotowość narodu

Uznanie cudzej podmiotowości przejawia się w uznaniu praw – gdy mowa o jednostce lub zrzeszeniu ludzi – oraz w uznaniu suwerenności – gdy chodzi o narody i państwa. Utrwalona w dokumentach ONZ zasada poszanowania prawa narodów do samostanowienia oznacza uznanie ich zdolności do samodzielnego kształtowania swojej podmiotowości. Suwerenne prawo narodu zapisane jest w wielu konstytucjach, gdzie wskazuje się, że źródłem władzy jest naród. Jednak jeśli naród nie przejawi swojej podmiotowości w praktyce, z dużym prawdopodobieństwem przywłaszczy ją dyktator.

Tak naród niemiecki utracił podmiotowość wraz z dojściem Hitlera do władzy. Reżim stalinowski stworzył nową „sowiecką” podmiotowość, wypierającą podmiotowości innych narodów. Palestyńczycy nie zdążyli ukształtować własnej podmiotowości odmiennej od wspólnej arabskiej, i gdy Strefa Gazy faktycznie uzyskała niepodległość w 2005 roku, podmiotowość ludności palestyńskiej została zawłaszczona przez organizację terrorystyczną Hamas.

Podmiotowość narodu ukraińskiego

Podmiotowość narodu ujawnia się w momentach historycznych, gdy społeczeństwu udaje się przełamać inercję społeczną. Ukraina, podobnie jak wiele innych państw obszaru postsowieckiego, przez długi czas tkwiła w inercji okresu postsowieckiego. Jednak społeczeństwo zamanifestowało swoją podmiotowość, podejmując walkę z postsowieckim, skorumpowanym systemem oligarchicznym, co doprowadziło do Pomarańczowej Rewolucji w latach 2004–2005 oraz Rewolucji Godności w latach 2013–2014.

Zazwyczaj w czasie wojny ustanawia się sztywną pionową strukturę władzy, a podmiotowość społeczeństwa maleje. Jednak po rozpoczęciu na pełną skalę inwazji Rosji w Ukrainę podmiotowość ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego, przeciwnie, wzrosła: zamanifestowało ono siebie jako samodzielną siłę w obronie kraju, obok państwa. Przejawia się to w rozwoju ruchu wolontariackiego, masowej produkcji dronów metodami rzemieślniczymi oraz w zapewnianiu żołnierzom na froncie wszystkiego, co niezbędne. Co więcej, gdy społeczeństwo uznało, że władza przyjęła błędną ustawę, od 23 lipca 2025 roku w wielu miastach Ukrainy odbyły się masowe protesty, które zmusiły władze do wsłuchania się w głos obywateli i zmiany stanowiska.

Jak Ukraińcy postrzegają podmiotowość Rosjan?

Na początku wojny wielu Ukraińców uważało, że przeciwko nim walczy reżim Putina, i zwracało się do swoich znajomych, krewnych, współwyznawców w Rosji, próbując osiągnąć wzajemne zrozumienie. Ale nie dało się. Dziś większość Ukraińców jest przekonana, że przeciwko nim walczy cała Rosja, a próby nawiązania dialogu z Rosjanami praktycznie ustały. Innymi słowy, Ukraińcy przestali postrzegać naród rosyjski jako posiadający własną podmiotowość, odmienną od władzy. Z tego samego powodu nie uważają za podmiotową rosyjskiej opozycji, która występuje w imieniu nieistniejącej „innej Rosji”. Szacunek budzą jedynie pojedynczy Rosjanie otwarcie występujący przeciwko reżimowi Putina i wspierający Ukrainę, lecz są oni postrzegani nie jako przedstawiciele Rosji, lecz jako bohaterowie-samotnicy. Odnosi się do nich tak, jak do Niemców-antyfaszystów podczas II wojny światowej. Bo mimo ich walki, w tamtym czasie nikt nie postrzegał podmiotowości narodu niemieckiego oddzielnie od podmiotowości nazistowskich Niemiec.

Kto zdecyduje o losie Rosji po wojnie?

Konstytucja Rosji stanowi, że źródłem władzy jest naród. Jednak jeśli naród zrzekł się swojej podmiotowości na rzecz władzy, tym samym wyrzekł się także prawa do samostanowienia. To delegitymizuje Rosję jako podmiot prawa międzynarodowego, a nadal jest ona brana pod uwagę jedynie dlatego, że stanowi zagrożenie militarne. Pojawia się więc pytanie: kto będzie decydował o dalszym losie Rosji w przypadku jej porażki w wojnie – naród rosyjski czy koalicja państw-zwycięzców? Na razie kwestia ta nie jest omawiana, lecz historia zna precedens.

Naród niemiecki, zrzekając się swojej podmiotowości na rzecz Hitlera, utracił możliwość samodzielnego określenia powojennej przyszłości, a o losie Niemiec zdecydowały państwa zwycięskie. W podzielonych częściach Niemiec ukształtowały się różne modele podmiotowości. Jednak po upadku „Muru Berlińskiego” Niemcy wschodni wyrazili dążenie do wejścia w podmiotowość narodu niemieckiego RFN.

Jeśli po klęsce w wojnie Rosji państwa zwycięskie również nie uznają podmiotowości narodu rosyjskiego, otworzy to możliwość kształtowania nowych modeli podmiotowości narodów Rosji. W niektórych regionach – Baszkortostanie, Tatarstanie, republikach Kaukazu – już pojawiają się deklaracje o własnej podmiotowości. W innych – na Syberii, Dalekim Wschodzie – nowe modele podmiotowości jeszcze się nie ukształtowały, ale istnieją ku temu przesłanki.

Nikołaj Karpicki 
Słownik wojny

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Andriej Kuziczkin: Rosyjska propaganda kontra NATO. Kto na Zachodzie jest za Putinem?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 04.08.2025.

W czasach, gdy radziecka propaganda potrafiła skłonić miliony Europejczyków do protestów przeciwko własnym sojusznikom, a komunistyczne partie zdobywały znaczące poparcie mimo fali przemocy i zamachów – skuteczność dezinformacji była porażająca. Dziś, w obliczu wojny Rosji z Ukrainą, historia zatacza niepokojące koło. Pacyfistyczne hasła znów stają się narzędziem wpływu Kremla. Estoński publicysta Andriej Kuziczkin ostrzega: jeśli nie rozpoznamy zagrożenia na czas, rosyjskie narracje ponownie zatrują europejską debatę publiczną. W PostPravda.Info publikujemy artykuł Andrieja Kuziczkina, który po raz pierwszy ukazał się 31 lipca 2025 roku w Postimees.ee. Publicysta opisuje w nim między innymi zaskakujący poziom poparcia dla Putina między innymi we Włoszech, Francji, czy na Węgrzech.

Nikolaj Karpicki: tytułem wstępu

Na początku lat 80. XX wieku, u szczytu Zimnej Wojny, Związek Radziecki prowadził nie tylko wyścig zbrojeń, lecz także zakrojoną na szeroką skalę wojnę informacyjną przeciwko Zachodowi. Wówczas miliony Europejczyków wychodziły na ulice, protestując przeciwko rozmieszczeniu amerykańskich rakiet średniego zasięgu. W istocie domagali się rozbrojenia NATO – podczas gdy ZSRR już jednostronnie ulokował setki takich rakiet przy swoich zachodnich granicach. Równolegle w Europie działały lewicowe organizacje terrorystyczne inspirowane ideologią marksistowską. Organizowały zamachy, porwania i polityczne zabójstwa, atakowały obiekty wojskowe NATO i przedstawicieli wielkiego biznesu. Pomimo tej atmosfery przemocy i zagrożenia, partie komunistyczne nadal cieszyły się znacznym poparciem wśród Europejczyków.

Średnie poparcie dla partii komunistycznych w Europie Zachodniej na początku lat 80. wynosiło 5–8%, ale w poszczególnych krajach ich wpływy były znacznie większe. W Grecji na komunistów głosowało około 10% wyborców, we Francji – do 17%, a we Włoszech – prawie 30%. Te liczby pokazują kolosalną siłę radzieckiej machiny propagandowej. Jeśli dziś zachowała się choćby jedna dziesiąta jej dawnego wpływu, to wciąż jest to poważny czynnik zdolny kształtować opinię publiczną w Europie.

Dziś Europa staje przed nowym wyzwaniem – wojną Rosji przeciwko Ukrainie. Na tym tle głęboko zakorzeniony w europejskim społeczeństwie trend pacyfistyczny, ukształtowany po upadku ZSRR, nabiera szczególnego znaczenia. Zmęczenie wojną i pragnienie pokoju za wszelką cenę stają się dogodnym gruntem do rozpowszechniania kremlowskich narracji. Właśnie na ten problem zwraca uwagę publicysta z Estonii Andriej Kuziczkin.

Andriej Kuziczkin i Nikołaj Karpicki 

Andriej Kuziczkin: Czy Europa jest w stanie odpowiedzieć na rosyjskie zagrożenie?

Optymiści dopuszczają możliwość, że wojna Rosji z Ukrainą skończy się w tym roku. Pesymiści sądzą, że potrwa jeszcze wiele dekad. Jednak najważniejsze jest to, że nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak zmieni się świat po tej wojnie, jaka przyszłość czeka Ukrainę i jaki los spotka Rosję.

I choć my, mieszkańcy Europy, w zdecydowanej większości życzymy Ukrainie zwycięstwa i dokładamy do tego niemałych starań w formie pomocy wojskowej i humanitarnej, uważam, że Putin ma wciąż możliwości przełamania sytuacji na swoją korzyść i zmuszenia do kapitulacji nie tylko Ukrainy, ale i Europy. Oto moje argumenty.

Amerykańskie centrum badawcze Pew Research Center w czerwcu 2025 roku opublikowało wyniki sondażu wśród mieszkańców 25 krajów świata na temat stosunku do Władimira Putina i Rosji. Okazało się, że Putin pozostaje najbardziej niepopularnym przywódcą na świecie, osiągając poziom negatywnych ocen na poziomie 90–95% w takich krajach jak Szwecja, Polska, Niderlandy czy Hiszpania.

Jednak w takim kraju jak Węgry w ciągu ostatniego roku wskaźnik zaufania do Putina nie spadł, lecz wzrósł – z 23% do 32%, na fali pozytywnego nastawienia do kremlowskiego przywódcy ze strony węgierskiego premiera Viktora Orbána. Ponadto w Europie postępuje szybka polaryzacja nastrojów społecznych w oparciu o preferencje partyjne. Na przykład w Niemczech 47% wyborców ultraprawicowej partii „Alternatywa dla Niemiec” (AfD) pozytywnie ocenia Putina.

Podobna sytuacja występuje we Włoszech wśród zwolenników partii „Liga Północna” i „Bracia Włosi”. Jednak znacznie bardziej niepokojące jest utrzymywanie się wśród mieszkańców krajów Europy wysokiego poziomu sympatii wobec Rosji. Oczywiste jest, że przeciwdziałanie rosyjskiej agresji nie powinno opierać się na ocenie osoby aktualnego przywódcy, który dziś jest, a jutro go nie ma, lecz na świadomości długoterminowego zagrożenia wynikającego z agresywnej natury samego państwa. A z tym w Europie sytuacja wygląda bardzo źle.

Jednoznacznie negatywnie do Rosji odnoszą się kraje Europy Północnej i Polska, gdzie odsetek zwolenników Rosji nie przekracza 6%. Natomiast we Francji niemal 20% ankietowanych deklaruje pozytywny stosunek do Rosji, we Włoszech i na Węgrzech co trzeci respondent mówi o dobrym nastawieniu do Rosji, a w Grecji odsetek sympatyków Rosji sięga prawie 40%. Niedawne sondaże na Słowacji pokazały, że co trzeci mieszkaniec tego kraju nie sprzeciwia się sojuszowi z Rosją. Z kolei węgierscy dyplomaci w Europie podczas nieoficjalnych spotkań opowiadają, że młodzież w ich kraju z entuzjazmem uczy się języka rosyjskiego, ponieważ „przyszłość należy do Rosji”.

To właśnie na takim sprzecznym stosunku do Rosji gra reżim Putina, aby osłabić stanowisko Europy w kwestii wojskowego wsparcia dla Ukrainy. Toksyczny wpływ „ruskiego miru” w Europie wyraźnie wzrósł w ciągu lat wojny.

Europa jest gotowa pomagać bronią, ale nie walczyć

Według danych Eurobarometru, 70% mieszkańców Europy popiera pomoc finansową i humanitarną dla Ukrainy, a 60% opowiada się za dostawami sprzętu wojskowego. Najbardziej aktywnie dostawy broni dla Ukrainy popierają mieszkańcy Europy Północnej – ponad 90%.

Jednak z roku na rok liczba zwolenników wojskowej pomocy Ukrainie maleje. We Francji, Niemczech, Polsce i Luksemburgu ich odsetek spadł w ciągu 3 lat o 10–15%. W wielu krajach Europy odsetek popierających kontynuację dostaw wojskowych dla Ukrainy wynosi już mniej niż 50%. Te dane korelują z odsetkiem respondentów wierzących w zwycięstwo Ukrainy: jest ich ponad 60% w krajach Europy Północnej, Polsce i państwach bałtyckich, ale mniej niż połowa w pozostałych krajach.

Za to mieszkańcy Europy są zgodni w niechęci do wysyłania swoich narodowych wojsk w Ukrainę w ramach kontyngentu pokojowego. Europa w ogóle nie jest chętna do wojny z Rosją – ani w Ukrainie, ani na własnym terytorium. Odsetek przeciwników wysyłania wojsk lądowych w Ukrainę wynosi od 67% w Szwecji i Danii do 90% na Węgrzech.

Według danych ECFR (European Council on Foreign Relations) z czerwca 2025 roku, 60% Europejczyków jest gotowych bronić swojego kraju w przypadku zagrożenia militarnego. Jednak mniej niż 30% jest skłonnych walczyć poza jego granicami i udzielać pomocy sąsiadom. Liderami gotowości do obrony wewnątrz kraju są Litwa, Estonia i Węgry (ponad 70%). Natomiast na Słowacji jedynie 14% obywateli deklaruje gotowość do obrony swojego kraju.

Alarmującym faktem jest to, że w sześciu największych krajach NATO w Europie (Wielka Brytania, Francja, Włochy, Niemcy, Hiszpania, Polska) mniej niż 50% mieszkańców popiera użycie siły militarnej w obronie sojuszników przed Rosją. Oznacza to, że Europa nie jest gotowa do mobilizacji swojej ludności w przypadku militarnej konfrontacji z Rosją. I to również jest jednym ze źródeł siły reżimu Putina.

Pod względem wojskowo-technicznym NATO jest znacznie potężniejsze niż Rosja. Jednak dziś Ukraina ponosi porażki na froncie głównie z powodu braku siły żywej: zasoby mobilizacyjne kraju są wyczerpane. A to ludzie przy wsparciu sprzętu muszą szturmować pozycje wroga i prowadzić kontrnatarcie. Nie odwrotnie.

W tym względzie Rosja ma oczywistą przewagę – praktycznie niewyczerpane zasoby ludzkie, zapewnione dzięki dość skutecznemu modelowi komercyjnych kontraktów wojskowych, który tylko w ubiegłym roku pozwolił przyciągnąć do wojny przeciwko Ukrainie około 200 000 żołnierzy (dane potwierdzone przez ekspertów zachodnich). Badania pokazują, że Europa takim zasobem dysponuje w znacznie mniejszym stopniu.

Czy Europa jest ofiarą własnej naiwności?

Zespół problemów obniżających skuteczność polityki obronnej Europy i zwiększających jej podatność na rosyjską agresję jest również związany ze słabą znajomością przez Europejczyków realiów życia w Rosji. Całkowita izolacja informacyjna Rosji ogranicza liczbę źródeł wiarygodnych informacji o tym, czym i jak żyje współczesne rosyjskie społeczeństwo.

A rosyjska emigracja za granicą bardzo często przedstawia życzeniowe myślenie jako rzeczywistość, promując w świecie zachodnim fałszywe narracje na temat sytuacji w Rosji. Na przykład rosyjska opozycja z entuzjazmem opowiada o nieuchronnym rozpadzie Federacji Rosyjskiej w wyniku wystąpienia narodowych republik z jej składu. Tymczasem to właśnie republiki narodowe są dziś głównym źródłem legitymizacji reżimu Putina – elity narodowe są w pełni zintegrowane z systemem władzy na Kremlu, poparcie dla Putina w regionach o dużym odsetku ludności nierosyjskiej przekracza 80%, a organizacje narodowościowe aktywnie uczestniczą w popieraniu wojny w Ukrainie.

Kolejna iluzja wiąże się z mitami o nieuchronnym upadku gospodarki Rosji w wyniku sankcji Zachodu i wyczerpaniu zasobów Kremla do prowadzenia wojny. Sankcje Europy rzeczywiście ograniczają możliwości Putina w finansowaniu wojny. Jednak ograniczony format sankcji oraz ich rozciągnięte w czasie, stopniowe wprowadzanie dają rosyjskim instytucjom gospodarczym i finansowym czas na adaptację.

Dlatego po wprowadzeniu 18. pakietu sankcji popularny w Rosji stał się żart, że 118. pakiet sankcji UE będzie wymierzony w wykorzystywanie rosyjskich pszczół jako dronów. Iluzją jest też przekonanie, że upadek rosyjskiej gospodarki doprowadzi do masowych protestów i że głodni Rosjanie wyjdą na ulice, by obalić reżim Putina. Dziś jakość życia w Rosji praktycznie nie uległa zmianie w porównaniu z okresem przedwojennym.

Własna produkcja i relacje handlowe z niemal wszystkimi krajami świata, w tym z Europą, pozwalają nasycić rosyjskie rynki różnorodnymi towarami i żywnością. Tak, problemy systemowe już się ujawniły w wielu sektorach gospodarki. Jednak do rozmiarów katastrofy narodowej jest im bardzo daleko.

Surowa polityka monetarna Banku Centralnego Rosji oraz „poduszka” bezpieczeństwa finansowego w postaci Funduszu Dobrobytu Narodowego w wysokości 130 miliardów euro pozwolą rosyjskiej gospodarce utrzymać się na powierzchni jeszcze przez długi czas.

Niektórzy analitycy stawiają na zmęczenie rosyjskiego społeczeństwa wojną i masowe zubożenie. Jednak majątki putinowskich oligarchów w czasie wojny wzrosły, a miliony Rosjan są beneficjentami wojny – nie zmęczą się pobieraniem pieniędzy za pracę w przemyśle obronnym, za kontrakty wojskowe i za poległych krewnych. I nie będzie im wstyd za te „krwawe” pieniądze, ponieważ w rosyjskiej mentalności jest wiele kodów czyniących psychikę odporniejszą na tego typu straty. Na przykład takie powiedzenie: „Wstyd to nie dym, oczu nie zje”.

Dlatego z przykrością obserwowałem próby rosyjskich opozycyjnych aktywistów, którzy apelowali do sumienia młodych ludzi pracujących w Tatarstanie w zakładzie „Ałabuga”, produkującym drony „Gerań-2” według irańskich technologii. Materiał na ten temat pojawił się w rosyjskim wojskowym kanale telewizyjnym „Zwiezda”. Niektórzy komentatorzy pisali: „Czy naprawdę ci młodzi nie rozumieją, że tworzą narzędzia do zabijania, które niszczą ukraińskie miasta?! Czy naprawdę są z tego dumni?!”.

Niestety. Oni byli, są i będą z tego dumni – jak każdy konstruktor, specjalista i wytwórca broni, jak twórcy uzbrojenia, którzy w każdej epoce i w każdym kraju cieszą się najwyższym statusem społecznym. To nie choroba, to specyficzny typ psychologii oparty na oderwaniu producenta od skutków jego pracy: to nie pistolet strzela, lecz ten, kto trzyma go w ręku.

W przeciwnym razie wytwórcy szabel z damasceńskiej stali czy monterzy karabinów AK-47 powinni byli spłonąć ze wstydu, pamiętając o milionach ofiar ich pracy. Tymczasem stali się narodowymi bohaterami, którzy kują broń dla obrony ojczyzny. Reżim Putina bezlitośnie wykorzystuje psychotyp „obrońcy ojczyzny” i model „oblężonej twierdzy”, skutecznie przepoczwarzając obywateli Rosji w naród wojny.

Dlatego emocjonalne apele do wstydu i sumienia pracowników przemysłu obronnego Rosji, Iranu czy Korei Północnej nic tu nie dadzą. Pomoże tylko przygotowanie Europy do nieuniknionego konfliktu zbrojnego z Rosją.

To chyba główna iluzja wielu europejskich polityków, a także Donalda Trumpa, że wojnę w Ukrainie można zakończyć drogą negocjacji lub „układu”. Urodzony i wychowany w ZSRR, zajmujący się polityką i pracujący jako urzędnik w postpieriestrojkowej Rosji, wielokrotnie patrzący Putinowi w oczy podczas spotkań, oświadczam odpowiedzialnie: nie można.

Doskonale rozumiem niechęć zachodnich elit do otwartej konfrontacji militarnej z Putinem przy braku konsensusu społecznego we własnych krajach i ryzyku katastrofalnych efektów na skutek wojny na wielką skalę na europejskim kontynencie. Można oczywiście dalej żyć z szeroko zamkniętymi oczami. Tylko że kiedy je otworzycie, nad Akropolem w Atenach i nad Reichstagiem w Berlinie będą już powiewać rosyjskie flagi, Wieżę Eiffla zburzą jako symbol LGBT, rosyjskie czołgi staną pod Verdun, marszałek w brytyjskim parlamencie przemówi po rosyjsku, a parady zwycięstwa Wschodu nad Zachodem będą regularnie odbywać się na placu Tiananmen w Pekinie.