Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 08.09.2025.
Syndrom sztokholmski rosyjskich krysznaitów – aresztowania w Moskwie. Zdjęcie: Facebook „Duchownaja materija”
Czy rzeczywiście najbardziej uciskane wspólnoty stanowią opozycję wobec dyktatury? Władza rosyjska wykorzystuje pojęcie „tradycyjne religie Rosji” jako podstawę do prześladowania wszystkich religii, które uznaje za nietradycyjne – w szczególności Towarzystwa Świadomości Kryszny, czyli ISKCON (od angielskiego International Society for Krishna Consciousness). W 2011 roku interwencja Indii uchroniła ruch przed całkowitym zakazem w Rosji. Jednak dziś wielu krysznaitów bardziej wierzy antyukraińskiej propagandzie kremlowskiej niż własnym współwyznawcom w Ukrainie. Być może właśnie tak przejawia się syndrom sztokholmski, ściśle związany z kryzysem tożsamości rosyjskich krysznaitów.
Represje i zdrada współwyznawców
Aparat represji w Rosji rozwija się według tych samych praw, co każda biurokracja w systemie autorytarnym: aby uzasadnić swój rozrost, musi stale poszerzać krąg potencjalnych ofiar. Najprostszym sposobem jest zakazanie którejś z religijnych organizacji wpisanych na listę „nietradycyjnych”. Otwiera to nowe możliwości: otrzymywanie korzyści finansowej, rozwój kariery, zwiększenie etatów. Właśnie w tym celu w Rosji przyjęto surowe prawa ograniczające działalność misyjną, a w 2017 roku zakazano działalności organizacji „Świadkowie Jehowy”.
Jednak represje mogły rozpocząć się znacznie wcześniej. Już w 2011 roku prokuratura w Tomsku próbowała doprowadzić do uznania w sądzie świętej księgi krysznaitów – Bhagawadgity z komentarzami założyciela ISKCON-u, Śrili Prabhupady – za dzieło ekstremistyczne. Na szczęście im się to nie udało, inaczej już w 2012 roku zaczęłyby się masowe zamykania świątyń i aresztowania krysznaitów pod zarzutem ekstremizmu, a równolegle toczyłyby się podobne procesy przeciwko innym wyznaniom.
Na pół roku przed procesem Bhagawadgity w wiosce Kandinka w obwodzie tomskim władze lokalne uciekły się do biurokratycznych manipulacji, aby doprowadzić do rozbiórki domów krysznaitów, zbudowanych na legalnie zakupionej ziemi. Wówczas przedstawiciele różnych wyznań w Tomsku postanowili wesprzeć krysznaitów i zaczęli organizować regularne spotkania. Tak narodził się Tomski Dialog Międzyreligijny.
Porównuję postawę uczestników Dialogu Międzyreligijnego wtedy i dziś, po 14 latach. Wówczas wszyscy współczuli krysznaitom, których domy zostały zburzone. Ale mieli oni przynajmniej czas, by spokojnie się wyprowadzić i zabrać swoje rzeczy. Dziś natomiast armia rosyjska niszczy całe miasta w Ukrainie, a wielu ludzi znalazło się w znacznie gorszej sytuacji – muszą uciekać, porzucając wszystko. Około połowa uczestników Dialogu Międzyreligijnego albo opuściła Rosję, tak jak ja, albo wycofała się w wewnętrzną emigrację. Pozostali tylko lojalni wobec reżimu, a dialog przekształcił się w coś przeciwnego. Gdybym miał taką możliwość, zapytałbym ich: „Jaki jest sens dalszego trwania przy religii, skoro wyrzekliście się własnych współwyznawców w Ukrainie”?
Proces przeciwko Bhagawadgicie
FSB przygotowywało się do procesu przeciwko Bhagawadgicie długo – z tego, co wiem, nie mniej niż dwa lata, zanim przekazano sprawę do prokuratury w Tomsku. Ale raczej nie przyszłoby im samym do głowy, aby wybrać właśnie tę księgę. Podczas procesu przedstawicielka prokuratury nie tylko nie powiedziała nic o treści księgi, ale nawet nie potrafiła poprawnie wymówić jej tytułu. Całą ideologiczną oprawę próby zakazania właśnie tej księgi zapewniał kierownik wydziału misyjnego diecezji tomskiej RKP, Maksim Stiepanienko, podczas gdy jego bezpośredni przełożony – biskup diecezji – zajął demonstracyjnie neutralną pozycję.
Nie sądzę, by FSB i prokuraturę interesowało nauczanie krysznaitów; chcieli zakazać księgi dla materialnych i zawodowych korzyści. Natomiast kierownik wydziału misyjnego RKP traktował walkę z krysznaitami jak z wrogami „prawdziwej wiary”. I choć mówił w imieniu prawosławia, w praktyce realizował przeciwstawną, quasi-religijną ideologię poszukiwania wroga, z którym trzeba walczyć wszelkimi możliwymi środkami. Dziś rosyjska władza właśnie na podstawie takiej ideologii uzasadnia konieczność zniszczenia Ukrainy. Jej istota polega na negacji prawa innych ludzi do istnienia, i jeśli podczas procesu przeciwko Bhagawad-gicie chodziło tylko o krysznaitów, to teraz – o wszystkich Ukraińców. Z punktu widzenia każdej tradycji religijnej taka ideologia uważana jest za demoniczną.
Nikołaj Karpicki podczas procesu dotyczącego Bhagavad-gity, 12 sierpnia 2011 r. Zdjęcie: archiwum autora
Tylko bezinteresowni obrońcy Bhagawad-gity bezinteresownie wspierają Ukrainę
Często spotykam się z błędnym stereotypem, że wszyscy prawosławni wspierają władzę i prześladowania innych religii, a wszyscy pozostali wierzący – stoją po stronie sprawiedliwości. W rzeczywistości wszystko jest bardziej złożone. Byli prawosławni, którzy wspierali krysznaitów i podczas procesu przeciwko Bhagawad-gicie otwarcie stawali w jej obronie, a są teraz krysznaici, którzy popierają wojnę i nie chcą słyszeć swoich ukraińskich współwyznawców. Ilu ich jest? Pracowniczka naukowa Instytutu Orientalistyki NAN Ukrainy, Julia Fil, przeprowadziła w 2024 roku badanie, zadając tomskim krysznaitom pośrednie pytanie: „Na jakich warunkach byliby gotowi wznowić kontakt z ukraińskimi współwyznawcami po wojnie?”
Wyniki pokazały:
- 27% zgodziło się na rozmowy bez żadnych warunków i uważa, że należy prosić o przebaczenie za działania Rosji;
- 52% zgodziło się na rozmowy pod warunkiem, że nie będą poruszać kwestii politycznych – to ci, którzy postrzegają swoich ukraińskich współwyznawców w sposób abstrakcyjny i nie widzą problemu w zbrodniach Rosji wobec nich;
- około 21% widzi w ukraińskich współwyznawcach wrogów i nie chce wznawiać kontaktu.
Bhagawad-gity bronili nie tylko krysznaici, ale także uczeni, przedstawiciele innych wyznań, w tym prawosławia – i, co do zasady, to właśnie oni dziś stoją po stronie ukraińskich krysznaitów oraz sprzeciwiają się raszyzmowi. Jednak w przypadku dawnych obrońców Bhagawad-gity wywodzących się z ISKCON-u podobnej jasności już nie ma. Na YouTube można znaleźć nagrywanie wideo jednego z obrońców Bhagawad-gity w sądzie, lidera tomskiej wspólnoty ISKCON, Enwera Izmajłowa. W tym materiale, pozostając w intelektualnym paradygmacie współczesnego ideologa rosyjskiego faszyzmu Aleksandra Dugina, prowadzi on z nim pośrednią polemikę o tym, w jaki sposób należy uzasadnić „szczególną drogę Rosji”. Ukraińscy krysznaici byli wstrząśnięci tym, co zobaczyli, ale nie mieli możliwości przeprowadzenia dyskusji z Enwerem Izmajłowem, ponieważ według niego „nie są jeszcze gotowi do rozmowy”.
Na tym polega paradoks: ludzie, którzy nie należą do ruchu Hare Kryszna, ale bezinteresownie stanęli w obronie Bhagawad-gity, okazali się bliżsi ukraińskim krysznaitom niż wielu duchowych przywódców ISKCON-u. Moja hipoteza jest taka: jeśli ktoś, kto nie jest krysznaitem, angażuje się w obronę tego ruchu, to nie liczy na korzyści materialne ani na duchową nagrodę osobistą. Z tego samego powodu taka osoba równie bezinteresownie wesprze walkę Ukrainy przeciw rosyjskiej agresji. Jeśli natomiast przedstawiciel ISKCON-u broni swojej duchowej tradycji ze względu na własne dobro – duchowe czy materialne – będzie się dostosowywał do władzy, nawet jeśli oznacza to popieranie tego, co stoi w sprzeczności z jego własną religią.
Krysznaici w Dnieprze. Zdjęcie: archiwum autora
Kryzys tożsamości religijnej
A zatem jaskrawym znakiem kryzysu tożsamości religijnej jest sytuacja, gdy zamiast wspierać swoich współwyznawców, bombardowanych przez Rosję, autorytet religijny rozprawia o „szczególnej drodze Rosji”. Niestety, to nie jedyny symptom.
Charytatywny projekt rozdawania wegetariańskich posiłków „Food for Life” (Pożywienie dla Życia) został zainicjowany przez założyciela ISKCON-u, Śrilę Prabhupadę, i zyskał ogromne znaczenie dla budowania pozycji krysznaitów w społeczeństwie. Jednak działający na okupowanym terytorium oddział „Food for Life” w Doniecku nigdzie nie wspomina o swoim związku z ISKCON-em, a wegetarianizm – który dla każdego krysznaity ma sens religijny – przedstawia jedynie jako zdrową dietę. Jednocześnie publikuje w mediach społecznościowych podziękowania od władz okupacyjnych za pomoc mieszkańcom i podkreśla swoją identyfikację z „niezmierzoną Ojczyzną”, czyli Rosją. Pozostaje jedynie zgadywać, czy te władze w ogóle wiedzą, że mają do czynienia z krysznaitami.
Jednak wspólnoty religijne różnią się od świeckich tym, że gdy tracą możliwość realizacji swojej duchowej misji, to tracą sens swojego istnienia – nawet jeśli nadal pełnią ważną funkcję społeczną. W warunkach dyktatury wiele rosyjskich organizacji religijnych jest zmuszonych do przystosowania się dla przetrwania, co nie tylko utrudnia im wykonywanie własnej misji duchowej, lecz także skłania do zajmowania postawy sprzecznej z ich własną religią. W takim przypadku identyfikacja z imperialną Rosją zaczyna wchodzić w konflikt, a czasem wręcz wypierać identyfikację z własną tradycją religijną.
W niewoli ideologii państwowej
W odróżnieniu od części rosyjskich organizacji religijnych, rosyjski ISKCON nie brał udziału w oficjalnych wydarzeniach otwarcie wspierających inwazję na Ukrainę, takich jak okrągły stół „Religie świata przeciwko ideologii nazizmu i faszyzmu w XXI wieku” 29 marca 2022 roku. Organizacja pozostawiła każdemu ze swoich wyznawców wolność samodzielnego określenia stosunku do wojny. Oficjalna pozycja rosyjskiego ISKCON-u to „posłuszeństwo wobec prawa” – bez żadnych publicznych ocen działań władz państwowych. Jednak w praktyce takie „posłuszeństwo wobec prawa” często przeradza się w demonstracyjne poparcie.
Tak, 1 października 2022 roku członek Międzynarodowej Rady ISKCON z ramienia Rosji i jeden z najbardziej wpływowych nauczycieli duchowych – Aleksander Hakimow – w odpowiedzi na pytanie o mobilizację nalegał na konieczność wypełniania wymóg władzy:
„Jeśli chodzi o działania wojenne, to również dotyczy to naszego żołnierskiego obowiązku, praw państwa. To nie jest po prostu niesprawiedliwie narzucony obowiązek, ale coś, co zostało mi przeznaczone przez los. To mój obowiązek… Podporządkowuję się jedynie woli Opatrzności i przyjmuję ją jako wolę Kryszny. Jest prawo – muszę przestrzegać prawa”. Później, 17 października 2023 roku, poszedł jeszcze dalej, oświadczając:
„To jest obowiązek… Ten, kto ginie wypełniając obowiązek, wznosi się, oczyszcza się ze swojej karmy”.
Jeszcze wcześniej, 5 czerwca 2022 roku, zwracając się do swoich wyznawców, wyraził podziw dla Putina, nazywając go jedynym przywódcą na świecie wśród liderów państw niereligijnych, który rzekomo uznaje najwyższą władzę Boga. Niektórzy przedstawiciele rosyjskiego ISKCON-u, choć mniej wpływowi, wypowiadali się znacznie bardziej radykalnie, przedstawiając wojnę Rosji przeciwko Ukrainie nie w kategoriach waisznawizmu, lecz w duchu manichejskim – jako bitwę absolutnego dobra ze złem, gdzie współczesna cywilizacja zachodnia utożsamiana jest ze złem.
Kiedy przywódcy religijni idą na kompromis między misją duchową a dostosowaniem się do władzy politycznej, podają w wątpliwość sens istnienia swojej tradycji. A kiedy ich wyznawcy zaczynają ufać propagandzie państwowej bardziej niż własnym ukraińskim współwyznawcom, religia przemienia się w swoje przeciwieństwo – w quasi-religijną ideologię, co nieuchronnie rodzi kryzys tożsamości religijnej.
Syndrom sztokholmski krysznaitów w Rosji
Syndrom sztokholmski to obronny mechanizm psychologiczny, który pojawia się w warunkach strachu i bezsilności. Ofiara nieświadomie zaczyna utożsamiać się z agresorem, odczuwać wobec niego zaufanie, a nawet przywiązanie. Jego powstanie jest uwarunkowane szeregiem czynników:
- zależność od agresora, która skłania do poszukiwania przejawów człowieczeństwa w jego działaniach;
- wyuczona bezradność, w której nawet przypadkowe oznaki łaski agresora odbierane są jako szczególna wartość;
- strach, przed którym człowiek broni się autosugestią, jakoby znajdował się „po tej samej stronie” co agresor;
- emocjonalna izolacja, wskutek której na agresora przenoszone są pozytywne uczucia przeznaczone dla bliskich osób.
Wszystkie te cechy w pełni opisują sytuację krysznaitów w Rosji. Władze stworzyły dla nich zagrożenie – próbowały zdelegalizować ruch, a jednocześnie okazały „człowieczeństwo”, pozwalając mu istnieć. Jednak ta decyzja może zostać w każdej chwili odwołana, co rodzi poczucie absolutnej zależności. W takiej sytuacji krysznaici zaczynają szukać pozytywnych stron władzy, np. w tym, że Putin mówi o Bogu i tradycyjnych wartościach; tracą emocjonalny kontakt ze współwyznawcami w Ukrainie i wmawiają sobie, że są z Putinem „po jednej stronie” w starciu z „niemoralnym Zachodem”.
Naturalne jest, że krysznaici utożsamiają się nie tylko ze swoją tradycją, lecz także ze swoim krajem. Właśnie to skłania wielu ukraińskich krysznaitów do obrony Ojczyzny z bronią w ręku, choć podstawą ich doktryny jest zasada ahimsy – nieczynienia krzywdy. Jednak nawet w tym przypadku ich religijna tożsamość dominuje nad narodową.
W Rosji sytuacja wygląda inaczej: syndrom sztokholmski rosyjskich krysznaitów spycha religijną tożsamość na dalszy plan. Problem nie polega na tym, że utożsamiają się z Rosją, ale na tym, że ich obraz Rosji ma charakter nie kulturowy, lecz imperialny. Dla nich Rosja to każde terytorium, na którym ustanowiła się rosyjska władza. W konsekwencji wszystkie narody, które opierają się rosyjskiej ekspansji, automatycznie postrzegane są jako wrogie. To prowadzi do rozpadu wspólnej przestrzeni komunikacji wyznawców ruchu Hare Kryszna, a wraz z tym – do utraty spójności religijnego obrazu świata, w miejsce którego ustanawia się ideologiczna quasi-religia, ogłaszająca cywilizację zachodnią źródłem zła.
Należy zauważyć, że proces ten przebiega znacznie szybciej na okupowanych terytoriach Ukrainy niż w samej Rosji. Podobne zjawiska można obserwować także w innych wspólnotach religijnych, które rosyjska władza zalicza do „nietradycyjnych”, na przykład w kościołach ewangelikalnych.
A jednak, mimo presji rosyjskiej władzy i własnego środowiska religijnego, wielu rosyjskich krysznaitów – podobnie jak przedstawiciele innych wyznań – potrafiło zachować autentyczną wiarę, moralnie stoi po stronie Ukrainy i szuka sposobów, by prosić Ukraińców o przebaczenie za zbrodnie swojego państwa. Jednak o nich, z oczywistych względów, nie mogę mówić otwarcie.