poniedziałek, 28 marca 2022

Nikołaj Karpicki. 27 marca 2022. Słowiańsk, Ukraina. Trzydziesty drugi dzień wojny

Z wpisu Nikołaja Karpickiego. Przypomnijmy, że Karpicki to Rosjanin, który uciekł z Syberii przed służbami specjalnymi. FSB mściły się na nim za skuteczną obronę mniejszości i informowanie o wojnie na Donbasie. Prof. Karpicki jest jednym z głównych bohaterów „Szugi”. Po dotarciu do Ukrainy zaczął wykładać na uczelni w Charkowie i kupił za resztkę oszczędności dom w okolicach przyfrontowej „czerwonej strefy” (gdzie ceny były najniższe)
Jędrzej Morawiecki


O szóstej rano daleka kanonada. Kilkadziesiąt kilometrów ode mnie ukraińscy żołnierze powstrzymują wroga, który chce odebrać mi dom, odebrać życie. Dosłownie. Każdy, kto w jakikolwiek sposób usprawiedliwia tę inwazję, podważa jednocześnie moje prawo do istnienia. Nie tylko moje. Prawo do życia czterdziestu milionów ludzi. 
(…)
Byłem dziś w protestanckim kościele „Dobra nowina”. (…) Rozmawiałem z Jurijem Koroticzem, który odprawia teraz msze online. Opowiedział mi, że Marjinkę ciągle szturmują, miejscowość jest zniszczona, ludzie mieszkają w piwnicach, nie ma żadnych szans na ewakuację. 
(…)
Na północ od Marjinki leży Krasnogorowka, gdzie uczą się moi studenci. Lecą na nich bomby, ale na razie Rosjanie miasta nie szturmują. Niemniej, wszyscy mieszkańcy znaleźli się tam w pułapce.
Spotkałem się z Gienadijem Łysenką, świetnym wolontariuszem, który [osiem lat temu] trafił do niewoli w trakcie okupacji Słowiańska. Dzisiaj Giennadij przywiózł dostawę pomocy humanitarnej i z pasją tłumaczył żonie Jurija, że nie wolno czekać z ewakuacją dzieci: (…) „Ale pod żadnym pozorem nie umieszczajcie na samochodzie tabliczki <<Dzieci>>. To działa jak tarcza strzelecka! Wszystkie autobusy, które jechały z Siewierodoniecka i miały białe flagi oraz napis <<dzieci>>, zostały ostrzelane. Tłumaczysz to ludziom, powtarzasz tyle razy, że nie wolno takich znaków wieszać, a do nich nic nadal nie dociera! Niektórzy ciągle jeszcze powtarzają: jesteśmy cywilami, no jak mogą do nas strzelać?”.
Mówiąc szczerze, sam (...) dopiero po trzech dniach inwazji zrozumiałem, że to wojna na wyniszczenie nas wszystkich, bez żadnego rozróżnienia.  
(…)
To jasne, po co rozstrzeliwują te autobusy. Żeby obwiniać o to Ukraińców. (…) Wojna toczy się nie tylko w wymiarze militarnym, nie tylko informacyjnym, ale także emocjonalnym.
(…)
Agresor tworzy i rozpowszechnia demoniczny obraz świata, którego uczestnicy są osaczeni przez wrogów, osaczeni zewsząd. Wniosek? Wszystko wokół trzeba zniszczyć. Adresaci tej ułomnej wizji sami stają się ułomni i potrzebują ciągle emocjonalnej pożywki z zewnątrz, potrzebują naszej nienawiści, bólu, cierpień. To jest psychiczny wampiryzm.   
(…)
Wojenne emocje wypalają ludziom wnętrza. Wróg robi wszystko, by podsycać ten chaos, by ludzie utracili zdolność racjonalnego myślenia. Trolle internetowe to szeregowcy armii na froncie emocji. Oni nie są od tego by słyszeć, by rozumieć. Mają tylko mówić, wygłaszać tezy tak absurdalne, by nie dało się z nimi rozumnie dyskutować, by wybuchnąć i dać im emocjonalną pożywkę. 
(…)
Musimy studzić emocje, zdusić ten płomienny chaos, który się w nas kłębi. Należy go przemienić w zimną kalkulację, podporządkować wolnej woli, zachować tę wolę niezależnie od stanu psychicznego i okoliczności. Tylko tak zyskamy siłę, która sprawi, że nie będziemy czuć się pasywną ofiarą wydarzeń (…).



piątek, 25 marca 2022

Dorota Wodecka. Putin rozpalił nienawiść, która będzie płonąć przez pokolenia: rozmawia z Jędrzejem Morawieckim

Źródło:. Gazeta Wyborcza. 24 marca 2022. 


Z Jędrzejem Morawieckim, pisarzem i reporterem, rozmawia Dorota Wodecka

Jędrzej Morawiecki - ur. w 1977 r., pisarz, publicysta i reporter; doktor filologii słowiańskiej oraz socjologii. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor książkowych reportaży poświęconych Rosji. W kwietniu nakładem Czytelnika ukaże się jego „Szuga. Krajobraz po imperium"


Nie będzie wiosny w Rosji?
- No, nie będzie. Reżim się nie rozpadnie. Zostanie, szuga, czyli breja i błoto pośniegowe.

Żadnej odwilży?
- Bardzo bym jej chciał. Tyle że odwilż już w Rosji była i skończyła się w 2013 roku, kiedy wyraźnie wzrosły nastroje nacjonalistyczne i ksenofobiczne. Dwa lata później wszedł pakiet ustaw Iriny Jarowej, czyli zaostrzenie prawa, wymierzone w NGO-sy, organizacje religijne i swobodę słowa. Od tej pory nie możesz wyrażać się krytycznie na temat ojczyzny, bo jak opowiada jeden z bohaterów „Szugi", wystarczy udostępnić mem z Putinem, a wejdą ci do domu, zabiorą komputer, podepczą myszkę, wrzepią sto tysięcy rubli kary. Za polubienie filmu antynazistowskiego oskarżą o propagowanie nazizmu albo zasądzą dwa lata za udostępnienie posta.

Twoja „Szuga" to reportaż o Syberii lat 2010- 16 i o Donbasie roku 2019. Czytając go, miałam wrażenie, że opis tamtej rzeczywistości ewidentnie zapowiada wojnę w Ukrainie. Też czułeś, że wojna wisi w powietrzu?
- Napisałem o gniciu imperium, o kwitnięciu nacjonalizmów i zaciskającej się pętli FSB wokół mniejszości. Nie miałem złudzeń, że ta wojna skończy się na Ługańsku i Donbasie, w obrębie zajętych już pararepublik. Tym bardziej że widziałem euforię liberalnych do tej pory Rosjan po zajęciu Krymu. Byli jakby ogarnięci ekscytacją kibicowską po wygraniu Euro.

W Petersburgu podbiegła do mnie znajoma z uczelni, wcześniej bardzo sceptyczna wobec Putina, złapała mnie za rękę i mówi: Co wy, Polacy, zrobiliście z Ukrainą?! Powiedz, że jesteście za federalizacją Ukrainy!

Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć. Zapytała mnie jeszcze, o czym będzie mój wykład. Powiedziałem, że o pracy w dużych koncernach medialnych, na co ona, że bardzo dobrze, bo trzeba pokazać, jak zachodnie media zakłamują rzeczywistość. W knajpie słyszałem rozmowę faceta, który dzwonił do swojej mamy do Ukrainy i krzyczał do niej, że ona nicziewo nie panimajet. My was ratujemy!

Taką samą rozmowę ma za sobą Jurij, bohater twojej książki.
- On dzwonił z Donbasu do siostry w Petersburgu. Mówił, że jest ostrzeliwany Gradem, a ona, że Jurij nie ma nie tylko pojęcia, co to jest Grad, ale też i o tym, co się u nich dzieje. „U was trwa walka z faszystami, oni dzieci krzyżują. Banderowcy wyszli z podziemia" – krzyczała mu do ucha i nie chciała przyjąć do wiadomości, że on jest na miejscu i nie widzi żadnych banderowców, tylko rosyjskie wojska. Po tej rozmowie Jurij zerwał kontakty z siostrą.

Uchodźczynie, które poznałam, opowiadały, że ich rodzina z Rosji nie wierzy im, że wojska rosyjskie bombardują Charków, a one muszą uciekać ze swojego domu. „My was ratujemy" – słyszały.
- Na filmikach zamieszczanych przez rząd Ukrainy widać żołnierzy dzwoniących do swoich matek do Rosji, które nie dają nawet wiary słowom swoich synów, że zostali wysłani na wojnę, gdzie nikt ich radośnie nie wita. Jedna z matek dopytywała, skąd ma telefon, jak to możliwe, że stracił czołg, i jak dokładnie do tego doszło.

To propaganda tak zlasowała jej mózg?
- Według rosyjskiego socjologa Borisa Dubina w Rosji nie istnieje opinia społeczna, tylko efekt smi, czyli efekt mass mediów. Bezwładna większość, którą na zasadzie pospolitego ruszenia możesz zmobilizować do tego, do czego ci jest potrzebna. Po momentach mobilizacji następuje euforia, jak to miało miejsce po zajęciu Krymu, ale gorączka wojenna się wypala i prowadzi do odrętwienia.

Galina Tarnopolska, nauczycielka akademicka, powiedziała mi, że ludzie nie chcą w ogóle słuchać o Rosji i zmienili się w wodorosty pod wodą. Falują to w jedną, to w drugą stronę, byle tylko zostawić ich w spokoju i pozwolić trwać. Rozmawiałem z nią kilka lat temu. Pamiętam, powiedziała mi jeszcze wtedy, że „w  Rosji trudno znaleźć kogoś, kto rozumiałby, że wszystko zrobiliśmy nie tak, że skrzywdziliśmy Ukraińców". Bała się, żeby wojna nie rozlała się szerzej. Zacytuję: „My jesteśmy jak złodziej włażący w biały dzień do domu. Okradli was kiedyś? Ja to znam. Świadomość, że ktoś chodził po moich pokojach, że wdarli się przemocą w mój prywatny świat to znacznie gorsze niż sama utrata przedmiotów czy pieniędzy. No więc po włamaniu czułam się strasznie. Chciałam dorwać złodziei, powywieszać ich na słupach. A skoro sama doświadczyłam tej podłości, upokorzenia, wściekłości, to rozumiem, że teraz ktoś na słupach chciałby widzieć nas".

 Wtedy twierdziła, że Rosja nie jest państwem totalitarnym.
- Bo państwem rządzi recydywa i grypsera, a jeśli je coś różni od ZSRR, to fakt, że Putin nie zdołał jeszcze stworzyć spójnej ideologii uzasadniającej represje, którym ludzie są poddawani.

„Lepią, z czego się da. Biorą te wartości, które różne grupy społeczne uważają za ważne: prawosławie, radzieckość, nacjonalizm, wszystko, co podejdzie pod rękę. Nic trwałego z tego powstać nie może. Lepią doraźnie taką masę, byle wytrzymała do jutra. A jutro będą się w tym babrać dalej".
- Zaraz po tym, jak w 2009 roku do władzy doszedł patriarcha Cyryl, w talk-show pojawili się reprezentanci Cerkwi prawosławnej. Ultrakonserwatywny celebryta Wsiewołod Czaplin, przewodniczący Synodalnego Wydziału do spraw Stosunków Kościoła ze Społeczeństwem Patriarchatu Moskiewskiego, krzyczał w studiu, że dzisiejsza Rosja jest „jedyną już cywilizacją chrześcijańską".

Patrzyłem na to i myślałem, że ten zlepek nacjonalizmu i prawosławia nie ma żadnych szans przetrwać.

Dlaczego?
- Bo nie jest żadną spójną propozycją światopoglądową.

Jak połączyć prawosławie z nostalgią za komunizmem i z nacjonalizmem równocześnie?

Sklej marksizm i leninizm z przedrewolucyjną tożsamością prawosławną niezwykle konserwatywnego Kościoła, który nie zdążył przeprowadzić soboru i reform społecznych, jakie przeprowadził Kościół katolicki. Ta sama Cerkiew, która była niszczona przez Związek Radziecki, teraz ma opowiadać, że upadek Związku Radzieckiego był tragedią?

Czemu służyła taka niespójność ideologii?
- Usprawiedliwianiu, że niby „kawał z niego gnoja, ale przynajmniej prawosławny" albo „gnój z niego, ale nasz gnój, rosyjski" i tak dalej. Moi bohaterowie mówią, że władza przestała być częścią rzeczywistości społecznej, tylko przynależy do świata natury.

To znaczy?
- Że raz wyjdzie słońce, potem szaro i deszcz, ściska mróz, potem coś topnieje, wszędzie wilgoć, mgła, breja. I choćby, jak mówi Galina, nawet pogoda była nieludzka, nie pozostaje im nic innego, niż do niej przywyknąć.

Mówią też, że w Rosji jest tylko ludność, nie ma wspólnych wartości ani narodu. Tymczasem wojna odpowiada ich imperialnym tęsknotom i ich konsoliduje.
- Ale ta konsolidacja jest chwilowa. Rosyjscy intelektualiści mówili w 2014 roku: „jesteśmy już tylko masą, którą karmią trupią kaszą". Pisali: „Ojczyzno moja, nienawidzę cię", „płaczę z bezsilności", „jesteśmy obcy, jesteśmy zdrajcami", „staliśmy się piątą kolumną". Deklarowali jednak również: „z putinowską Rosją nie mam nic wspólnego, wszystko w niej jest mi obce". I błagali: „Nie zabierajcie mi mojego kraju. Nie zabierajcie mi Rosji". Andriej Makarewicz, legenda rosyjskiego rocka, krzyczał: „Uczucia do tej Rosji, którą kochałem i będę kochać, nie trzeba mnie uczyć. A do miłości wobec potworka, którego próbujecie urodzić, kalecząc mój kraj, i tak mnie nie zmusicie. Spłońcie w piekle, klauni". No, skoro tak, to znaczy, że jakaś inna Rosja jednak pod spodem istnieje, skoro poczuli się z jakichś wspólnych wartości okradani. Tyle że naprawdę trudno ją teraz odczytać. Widziałem, jak kilka lat przed zajęciem Krymu i rozpoczęciem wojny w Donbasie nacjonalizm przesączał się do popkultury. W ogólnorosyjskich kanałach telewizyjnych pojawiły się militarne reality show, w których żołnierki i żołnierze przeskakiwali przez ogniste obręcze, ich ubrania płonęły, ale oni rzecz jasna nic sobie z tego nie robili. Wygarniają serie z kałacha i rozsiadają się wygodnie w czołgach, by pośpiewać piosenki z czasów stalinowskich. W telewizyjnych serialach produkowanych w ostatnich latach coraz częściej występowali uczciwi kagebiści w skórzanych kurtkach dający opór skorumpowanym i złym policjantom. 

Jakie są realne nastroje w tej chwili, nie wiadomo, bo żelazna kurtyna spadła na Rosję z początkiem pandemii. Ale infekowanie ludzi nacjonalizmem musiało zrobić swoje.

Moja fejsbukowa bańka zaczyna mieć bekę z tytułów w prokremlowskich mediach. Ty czytasz je od początku wojny. Też ci do śmiechu?
- Nie wiem, jak mam to uczucie określić. Jest mi straszno. I jest mi śmieszno. Absurd wylewający się z gazet wbija w osłupienie. Kiedyś bardzo lubiłem czytać SF. No to mam SF na żywo. W sumie spełniły się moje marzenia. Tyle że to koszmarne spełnienie. Robię codziennie prasówki z rosyjskich dzienników, cytuję te tytuły na tablicy FB, „Wyborcza" je przedrukowuje. Ta lektura wciąga jak narkotyk. Ale jednocześnie czuję, jak grzęznę w brudzie.

Na śledzenie rosyjskiej telewizji nie starcza mi już sił. Podobnie jak pasków TVP, swoją drogą. Jedno i drugie to dla mnie za ostra perwersja.

Skupiając się jednak na Rosji - zastanawia mnie, że tuż przed tą inwazją Kreml nie grzał wojennego tematu. Nie zrobił propagandowo tego, co w 2014 roku. Nie jest przecież możliwe, by w momencie, kiedy słyszysz o zajęciu Krymu albo gdy coś się dzieje w Donbasie, dotrzeć tam w ciągu godziny i zrobić relację na żywo. Tymczasem prokremlowskie media były na miejscu.

Chwilę potem show gangu motocyklowego Nocne Wilki był pokazywany w drugim programie państwowej telewizji.

Na trybunach siedział Putin.
- Tak, i przyklaskiwał, gdy odziany w skórzaną kurtkę mistrz ceremonii mówił do „majdanowskich ukrofaszystów": „Jesteście niewolnikami. Skaziliście spuściznę ojców. Przodków sprzedaliście w niewolę. Zdradziliście ojczyznę. Sądzone wam poznać wolę Pana, wieczysty pokłon złożyć". Czarna postać zdrajcy z zasłoniętą twarzą została powieszona, a piosenkarz krzyczał ze sceny z rockową werwą: „Powiedz, Ukraino, za ile tysięcy euro sprzedałaś Europie świętą Ruś Kijowską".

Był też noworoczny show o Śnieżynce otrutej jabłkiem przez okrutną wiedźmę ze Stanów Zjednoczonych, której na ratunek pospieszył jej rosyjski wilczek ze swoim mieczem atomowym.

Bajka dla dzieci?
- I dla dorosłych. Naiwne, ale ludzie to kupowali i w konsekwencji 70 proc. Rosjan popiera dziś wojnę w Ukrainie (w każdym razie oficjalnie). Możliwe, że nie trzeba ich było propagandowo dłużej urabiać i wystarczyło zaatakować Ukrainę bez medialnego przygotowania. Doniesienia na początku inwazji były wszędzie podobne: ci powiedzieli to, tamci powiedzieli tamto, Ukraińcy jeszcze tamto. Jakby prokremlowskie media nie bardzo wiedziały, co mają robić. I te tytuły, które wyłuskuję, wciąż są chaotyczne. Brednie plus partactwo. Widać, że Putin jest doklejany do materiałów, że do relacjonowanych wydarzeń nie pasuje godzina na jego zegarku. A to oznacza, że są partaczami i ławka jest krótka albo że kompletnie gdzieś mają opinię tak zwaną społeczną, bo jej nie ma. Może idzie i o to, że dajesz ludziom jakąś medialną papkę, z której wynika, że Zachód nas zaatakował, a całą resztę załatwi się terrorem. W 2014 roku spirala terroru nie była tak rozkręcona, a w tej chwili za tzw. fake newsy, czyli za pisanie rzeczy prawdziwych, możesz dostać do kilkunastu lat więzienia. Podobnie jak za pochwalanie sankcji. 

Miałem szczęście przeżyć okienko, w którym Rosja była krajem bardziej otwartym i polifonicznym. Mogłem wtedy zobaczyć jaśniejszą twarz Rosji i poznać znajomych i przyjaciół, których już w większości nie ma: jedni zamilkli, inni wyjechali, niektórzy zaczęli pisać potworne rzeczy o „ukrach", o „piwnicach, które na nich czekają". Dołączyli do krymnaszystowskiego chóru. Są jednak ciągle ci o jasnych twarzach. Trwają na miejscu, dostaję od nich strzępki tekstów na Telegramie, pozwalają się cytować, oznaczać w mediach społecznościowych, bo„to już nie ma znaczenia i tak codziennie jesteśmy zagrożeni".

Nie ulegasz złudzeniu, mówiąc o „jaśniejszej twarzy Rosji"? 
- Nigdy nie chciałem ulec złudzeniu, że „Rosja to kraj kurwy i szatana". Takie straszliwe historie sprzedawali mi kierowcy polskich ciężarówek, z którymi zaraz po skończeniu liceum jechałem do Moskwy. Na stopie słuchałem ich straszliwych historii, którym wierzyłem, bo ich opis potwierdzał to, co czytałem u Kapuścińskiego i młodszych, teraz znanych reportażystów. Ale z kolejnymi wyjazdami zacząłem odczuwać rozczarowanie, bo nie odnajdywałem świata, o którym czytałem, ani nie widziałem tego, o czym mówili kierowcy. Zauważyłem natomiast, że tirowcy nie zagłębiali się w szatańską Moskwę: spali przez kilka dni na strzeżonych parkingach na obwodnicy, oszczędzając na dietach i czekając na towar. Pili wódkę Biały Orzeł, droższą kilkakrotnie niż w pobliskim sklepie, jedli polskie jaja i wymieniali się podróżniczymi podaniami. Do tego zmieniali etykiety na konserwach i karmili „ruskich" psią karmą (tymi „ruskimi" byli tak naprawdę mieszkańcy Białorusi, przez którą się przejeżdżało tranzytem, ale to nie miało dla nich większego znaczenia; „ruscy to ruscy"). No więc zacząłem pisać o Rosji wbrew turpizmowi, ale równocześnie kolorowałem Wschód, upiększałem go na przekór innym reportażystom. O Rosji mówiłem, że to przecież nie Białoruś. O Białorusi – że tam nie tylko Łukaszenka.

I jeszcze, że „Związek Radziecki się skończył i odkrył przed nami polifoniczny, wielowyznaniowy i multietniczny świat, zachwycający różnorodnością, przekłuwający nasz europocentryczny balon".
- To prawda. Ale muszę dodać, że nigdy nie pisałem o polityce ani o Moskwie. Moskwa była dla mnie punktem przesiadkowym w drodze na Syberię. Nie lubiłem jej za bardzo, bo w czasie wojen w Czeczenii zawsze byłem w moskiewskim metrze zatrzymywany i legitymowany. Wtedy zaczęła się przesączać do świadomości nienawiść do innych. Ludzie z prowincji, których spotykałem w pociągach, mówili wtedy, że nie są już w stanie jeździć do Moskwy, bo ich tam zatrzymują i legitymują. 

Jak się układać w głowie z Rosją polifoniczną i represyjną? 
- Zakładałem, że po prostu Rosja jest inna. U nas raczej nie widziało się na ulicach policjantów z kałachami, a tam owszem, ale myślałem, że jeśli nie wchodzisz na linię strzału, to nic ci nie grozi. Zakładałem, że istnieje jakiś kompromis – oni z kałachami, ale ty możesz mieć swoje NGO-sy, a nawet jakieś niezależne media.

Z czasem zacząłem rozumieć, że służby specjalne nigdy nie odpuszczają. Raz, że muszą legitymizować siebie jako instytucję, a dwa: myślą paranoicznie, bo to leży w ich naturze.

Gubią się w cieniach i odbiciach, nie wiedzą, co jest dezinformacją, którą same stworzyły albo ktoś dla nich stworzył, a co prawdą. I szukając wrogów, dobierają się do NGO-sów, do mediów, do wspólnot religijnych. 

Przez wszystkie lata pracy w Rosji starałem się znaleźć ludzi wcale nie pokaleczonych czy z przekonstruowanymi mózgami, jak mówi Andrzej Stasiuk, tylko po prostu ludzi. Bardzo ciężko doświadczonych, a przez to mogących nas też czegoś nauczyć. Zawsze sprzeciwiałem się kwitowaniu dyskusji o Rosji stwierdzeniem: Ruscy to Ruscy. Czyli kto? Jeszcze przed chwilą tak samo nazywaliśmy Ukraińców i Białorusinów, gardziliśmy nimi, a o Białorusi pieprzyliśmy, że musi się dużo nauczyć i nie ma jeszcze tego hartu ducha i oporu co w Polsce. Litości. Ja nie wierzę po prostu w „naturę" żadnego narodu.

Jednak en masse propaganda przekonstruowała im umysły, bo tylko tak można wyjaśnić poparcie dla wojny.
- Bycie Rosjaninem nie jest kwestią genetyki, tylko kwestią uwarunkowań społecznych i kulturowych. Represji, które oni zinternalizowali jako naturalny porządek świata. A skąd wiesz, co będzie u nas za dziesięć lat? Tak bardzo chcielibyśmy być inni, ale „Szuga" jest o tym, że jesteśmy też do nich bardzo podobni. Wzięlibyśmy Wilno z pocałowaniem w rękę. Nie teraz, ale odpowiednio obrabiani przez kilkanaście lat. Wyobraź sobie, że mamy tylko TVP Info i opozycyjne partie ciągle w opozycji, coraz bardziej zdegradowane, plus nacjonalistyczne bicie w bębny. I Kościół wciąż silny politycznie. Na uczelniach jest wydział cenzury i meldowania o korespondencji. I nie wolno kalać munduru. I w takiej rzeczywistości dowiadujemy się, że naziści mordują Polaków w Wilnie. Naprawdę tak nam daleko do Rosjan?

W „Szudze" podobieństwa narzucają się same.
- Słyszałem w Rosji o wstawaniu z kolan. O złych zachodnich koncernach medialnych, o konsolidacji mediów i o tym, że powinny być rosyjskie, a w praktyce kremlowskie. A kilka lat później to samo usłyszałem w Polsce. I co za ironia - tam Gazprom, tu Orlen. Echo Moskwy, zamknięte w pierwszych dniach wojny, w 60 proc. należy do Gazpromu, aczkolwiek mimo tej większości uważane było za jedno z niezależnych mediów w Rosji. Nauka dla nas jest aż nadto czytelna.

Dla wielu Rosjan „eto politika", nie widzieli związku ograniczania wolności wypowiedzi ze swoim życiem. 
- Kiedy zaczęła się wojna w Donbasie, słyszałem, częściej niż rzadziej, że „szatan nas poróżnił. Generalnie przykra sprawa, ale to licho szepce ludziom, by brat zabijał brata. Ja nie mam na to wpływu".

Z tego mojego mielenia Wschodu, przeżywania Rosji i Ukrainy przyszła mi do głowy myśl, że nie da się być poza polityką, której nie należy mylić z partyjniactwem. Pomimo podziałów, które się tworzą, pomimo pęknięć  w rodzinach i bólu, jaki to rodzi, nie masz prawa być poza polityką.

Jeżeli nie będziesz bronić świata, który kochasz, to on się sam nie obroni.

A wtedy nagle się okaże, że za chwilę obudzimy się w świecie zamkniętej nacjonalistycznej narracji, wsobnej, prześladującej mniejszości. Niby brzmi banalnie, ale to nie jest banalne. To są rzeczy, których nie można odkładać na później. Już raz odłożyliśmy na później prawa kobiet i teraz mamy to, co mamy. 

Bohater twojej książki, profesor Nikołaj Karpickij, stracił pracę w Rosji za pomaganie religijnym mniejszościom.
- Wywalili go z uczelni w Tomsku za obronę mniejszości. A potem w Chanty-Mansyjsku, bo wziął udział w konferencji naukowej w Ukrainie i na FB potępił rosyjską inwazję. Jest teraz w Kramatorsku-Słowiańsku pod ostrzałem. Wykłada na ukraińskiej uczelni rolniczej za stawkę asystenta i pisze, że zaczął nowy semestr. Studentki przepraszają, że im się rwie net, ale w piwnicach jest słaby zasięg, a moździerze straszne.

Rosjanin uciekł do Ukrainy wbrew propagandowemu truciu, że tam „banderowcy krzyżują dzieci"?
- Zarabiał dziesięć razy mniej, kupował marchewki i rzepę, bo tak najtaniej można się wyżywić, i mówił, że pieniądze to nic, bo ma teraz wolność. W 2019 roku jeździłem z nim po strefie frontowej, zatrzymał nas ukraiński patrol. Profesor pokazał im rosyjski paszport i nic, zero złego słowa nie usłyszał. A przecież w Donbasie tłuką się z Rosjanami. To ilustruje, jak bardzo różniła się Ukraina od osaczonej służbami Rosji. Oczywiście, że pytali go też w Ukrainie, czy to prawda, że daje zaliczenia za darmo, bo nie wiedzą, jak to możliwe, nie mogli się nadziwić. W Ukrainie płaciłeś za wszystko, to było typowe.

W Donbasie cywile płacili i za to, by ukraińska armia nie rozwaliła im moździerzami domu.

- Wojna to nie jest Tolkien. Nie jest tak, że z jednej strony masz orki i barbarzyńców o azjatyckich rysach, a z drugiej strony stoją szlachetni ludzie, a krasnolud z elfem przechwalają się, ile kto ściął głów.

Twój dom może ci spalić twoja armia. Mogą ci w ogródku ustawić front, a ty przez kontakty w stolicy będziesz błagać, by pozwolili ci zabrać dwie tony węgla na zimę. Jeżeli się ustawiają z moździerzem do strzału, a ty widzisz, że zwrotka pójdzie na twój dom albo sklep, dajesz wódkę lub pieniądze, by jednak nie poszła, tylko żeby twoi ukraińscy bracia przesunęli się dalej. To też jest część wojny.

W Donbasie spotkałeś ludzi, którym ukraińską tożsamość zbudowała wojna. Rosyjskojęzyczna uchodźczyni z Charkowa wspomniała mi, że po wybuchu wojny jej wszyscy znajomi zaczęli używać języka ukraińskiego. Nikt się z nikim w tej sprawie nie umawiał, jej zdaniem to była robota podświadomości.
- Moi bohaterowie z Donbasu byli rosyjskojęzyczni, a co więcej, duża część mówiła, że nie ma dla nich znaczenia, czy są Ukraińcami. Ci, którzy opowiadali mi o swojej wierze, też nie mieli silnej tożsamości ukraińskiej. Byli pacyfistami i w Związku Radzieckim szli do więzienia za odmowę służby wojskowej. A tu nagle się okazało, że ci pacyfiści o znikomej ukraińskiej tożsamości wożą mnie po strefie frontowej. W dodatku wielu z nich skręciło radykalnie na prawo, współtworząc Prawy Sektor.

Putin, chcąc wchłonąć Ukrainę, przelicytował. Może gdyby działał na miękko, sama zwróciłaby się do Rosji zmęczona trzymaniem jej w unijnym przedpokoju, a może nawet poza nim. Zamiast tego umocnił ukraińską tożsamość i rozpalił nienawiść, która będzie płonąć przez całe pokolenia.



czwartek, 17 marca 2022

Jędrzej Morawiecki. „Wyzwolicielka” Rosja

 16 marca 2022

Źródło: Towarzystwo „Więź”. 16.03.2022. URL: https://wiez.pl/2022/03/16/wyzwolicielka-rosja/

W rosyjskich mediach „specoperacja” w Ukrainie przedstawiana jest jako obrona „słowiańskiego etnosu” przeciw planom zbrodniczego i gnijącego Zachodu. Zwycięstwo Rosji jest pewne, skoro nawet na amerykańskim niebie ptaki rysują portrety Putina.

Dzień przed inwazją – cisza. Nie widać w Rosji propagandowych przygotowań, nagłówki nie eksploatują tematyki militarnej ponad miarę, w wiadomościach telewizyjnych żadnych filmików o „ukrzyżowanych przez nazistów dzieciach”. Nie czuć wojennej gorączki, którą pamiętam z czasu zajęcia Krymu, ani nawet z roku 2016. Relacje dotyczące Donbasu wydają się raczej wstrzemięźliwe. Media w Moskwie śpią.

24 lutego – szok. Dziesiątki telefonów, setki wiadomości, tysiące relacji dziennikarskich. Polskie tablice na FB płoną do czerwoności. Ja milczę.

Wojna trwa, a w rosyjskich sieciach społecznościowych nadal cisza. Dopiero drugiego dnia widzę, że u znajomego religioznawcy pojawia się list otwarty rosyjskich naukowców i zajmujących się nauką dziennikarzy: „Wywołując wojnę, Rosja stała się wyrzutkiem. […] Całą odpowiedzialność za nią ponosi Rosja […]. Nie ma dla tej wojny żadnego uzasadnienia. […] Szanujemy ukraińską państwowość, zbudowaną na prawdziwie demokratycznych instytucjach. Rozumiemy europejski wybór naszych sąsiadów”. Pod apelem co najmniej kilkaset podpisów, ciągle przybywa nowych.

A potem… list nagle znika.

Podłość, czyli… patriotyzm

Tymczasem Lew Rubinstein mówi dla radia „Echo Moskwy”: „Oto całkiem niedawno baliśmy się powiedzieć na głos słowo «wojna». To znaczy wymawiano je, ale tylko w unikalnym kontekście. Bo «wojna» była jedna: druga światowa. Inne nie istniały. Od wtedy aż do teraz. Toczyła się jednak inna wojna, nigdy nie wypowiedziana. Toczyła się zawsze i trwa do tej pory. Nasze społeczeństwo dzieli się na dwie nierówne części. Pierwsza to mniejszość, która podłość nazywa podłością, głupotę głupotą, tchórzostwo tchórzostwem, faszyzm – faszyzmem. Druga część to większość, która pozostaje pod wpływem oficjalnej retoryki. Ci podłość nazywają patriotyzmem, tchórzostwo – koniecznością liczenia się z uwarunkowaniami, otwartą agresję – obroną własnego bezpieczeństwa, dążenie narodów i społeczeństw do wolności i otwartości – nazizmem. Trwa więc wojna między tymi grupami, wojna o znaczenie słów i pojęć, wojna domowa”.

Ta wojna trwa od ośmiu lat. A my dopiero dziś ją dostrzegliśmy. Dopiero od dziś chcemy o niej słyszeć. Słuchamy, bo się boimy. Słuchamy ze strachu, nie współczucia. Wojna może przyjść do nas. Tylko dlatego zdaje się nam, że kosmos się rozpadł. W istocie nie obudziliśmy się jednak w nowym świecie. Ani wraz z pandemią (jak wtedy mówiono) ani wraz z obrzydliwą inwazją, która z Donbasu rozlała się na całą Ukrainę. Cierpienie cywilów, przerażenie i samotność uchodźców – wszystko to było wcześniej obok nas.

Wkrótce robię swoją pierwszą od początku inwazji poranną prasówkę z Moskwy. Nagłówek: „Nowa Jałta byłaby idealnym rozwiązaniem dla Rosji”. Dziennikarze powtarzają jak mantrę wyrażenia: „operacja specjalna”/„operacja wojskowa”. Bo tej wojny przecież nie ma.

Znikające wpisy i kremlowskie zapewnienia

W rosyjskich mediach wciąż pojawia się refren: „Ukraińskiej ludności nic nie zagraża”. O braku zagrożenia mówi się również w kontekście rosyjskiej ekonomii: „Odłączenie od SWIFT nie zaszkodzi większości naszych wewnętrznych operacji bankowych. […] Zamiast SWIFT możemy używać mejla i telegrafu, a także przewozić gotówkę, chociaż to dużo wolniejsze. […] Testujemy te alternatywne kanały, ale o nich nie mówimy, bo to tajemnica”. Za to „Facebook i Instagram jest narzędziem dla dealerów narkotyków” (tekst opatrzony został krzyczącym tytułem: „Tak być nie może!”). W Moskwie odwołano 140 lotów („Co mają teraz zrobić turyści w południowych kurortach?”). Przy okazji jednak: „Rosyjska psycholog odkryła sposób na zwalczanie nadmiernego niepokoju (trzeba głęboko oddychać, jeść smaczne rzeczy, powrócić do dzieciństwa i miłości)”.

27 lutego Masza Makarowa, niezależna rosyjska dziennikarka, pisze: „Rosyjska prokuratura generalna właśnie wydała oświadczenie, że jakiekolwiek wsparcie ze strony Rosjan obcego państwa albo międzynarodowej lub obcej organizacji, które zagrażają bezpieczeństwu Rosji, będzie skutkowało sprawą karną ZA ZDRADĘ STANU. Do 20 lat więzienia. Wkroczyliśmy na zupełnie nieznany nam wcześniej teren”.

Obserwuję uważnie wpisy Nikołaja Nikołajewicza Karpickiego, głównego bohatera szykowanej do premiery mojej książki „Szuga. Krajobraz po imperium”. Opowiadam w niej o gniciu Rosji i wojnie z Ukrainą, rozpoczętej w 2014 roku. Profesor Karpicki, Rosjanin represjonowany przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa w zemście za skuteczną obronę mniejszości religijnych, został zwolniony z uczelni w Tomsku i wyjechał do Ukrainy – do Donbasu. To właśnie on wwiózł mnie podczas prac nad książką do strefy frontowej i skontaktował z ludźmi, którzy stali się jej bohaterami. Karpicki jest teraz w strefie walk. Pisze: „Poprzednie wojny Putin poprzedzał prowokacjami, np. wysadzaniem domów mieszkalnych. Tym razem Amerykanie te ruchy odczytali. Putin nie chciał realizować ujawnionych już scenariuszy, a nowych opracować nie zdążył. Dlatego właśnie zaczął inwazję nie podając przekonującego powodu, co przyśpieszyło sformowanie przeciw niemu międzynarodowej koalicji. Tak bardzo się śpieszył… Może wiedział o czymś, o czym nie wiemy?”.

W mediach społecznościowych pojawia się kolejny apel rosyjskich intelektualistów: „Wojna, którą Rosja zaczęła przeciw Ukrainie to HAŃBA. To NASZA HAŃBA, za którą będą niestety płacić nasze dzieci i pokolenie Rosjan, które jeszcze się nie narodziło. Nie chcemy, by nasze dzieci dorastały w kraju-agresorze, wstydziły się za wojsko, które napadło na niepodległego sąsiada. Wzywamy wszystkich Rosjan, by powiedzieli NIE tej wojnie”.

Następnego dnia zawartość wpisu przestaje być dostępna.

Wejście tędy, wyjście przez Hagę

Tymczasem publikowane są nowe newsy. Oleg Anisimow, znany rosyjski klimatolog, za przeproszenie Ukraińców został nazwany „szumowiną”, bo „donosił na własny kraj”. Mówi się o nim teraz: „Takich wrogów trzeba zniszczyć. Takich ludzi w ogóle nie powinno być, musimy go pozbawić wszystkich rang i zetrzeć jego imię”. Skąd my znamy te frazy?

Kolejna poranna prasówka z Rosji: tytuły, wytłuszczone nagłówki, leady. „Setki rosyjskich naukowców wracają z USA do kraju”. „Rosyjscy naukowcy opuszczają centrum kosmiczne we Francji […] w odpowiedzi na sankcje. Misja na Marsa pod znakiem zapytania”. „Jeśli zniknie Windows, obywatele przejdą na Linuxa”. „Nasza sopranistka nie zaśpiewa w Barcelonie”. „Rosyjska armia podejmuje kroki celem obrony Ukraińców”. „Możliwe są punktowe bombardowania w Mariupolu” [artykuł usunięty, został tylko tytuł].

Nowy wpis Nikołaja Karpickiego: „Rozumiem wściekłość Ukraińców, zabijanych bez powodu. Ja swoją wściekłość przeżyłem w 1999 r., kiedy rosyjskie specsłużby wysadziły domy mieszkalne we własnych miastach, armia strzelała po rynku, klinice położniczej, kolumnie uchodźców, Czerwonym Krzyżu, nie zatrzymała się, póki nie obróciła w proch czeczeńskich miast i wsi. Moi znajomi próbowali to usprawiedliwić, a potem poszli głosować na Putina. Jak ja ich nienawidziłem! Ta nienawiść wypalała mnie od środka. Emocje i żądze oślepiają, przestajemy reagować adekwatnie do sytuacji. Udało mi się je pokonać, wypalić w sobie, a wtedy moja nienawiść została zastąpiona przez zimną determinację. Ta determinacja jest dla mnie wsparciem do tej pory”.

Na Facebooku znajduję zdjęcie przysłane z Tomska. Punkt werbunku do wojsk kontraktowych. Napis na drzwiach: „Wejście tędy. Wyjście przez Hagę”.

Następna poranna prasówka z Moskwy. „Jedyną konsekwencją sankcji będzie rozkwit Rosji. Prezydent Władimir Putin czuwa nad tym osobiście”. „Doprowadzimy do ekspresowego bankructwa zagraniczne firmy, które chcą opuścić Rosję, zapowiedział wicepremier Andriej Biełousow”. „Rosyjskiego studenta zmuszono do opuszczenia treningu koszykówki w Czechach”. „Chuliganie napadli na rosyjski sklep w Niemczech”. „Zrezygnuj z alkoholu. Doradzamy, jak nie zajadać strachu”.

W Rosji właśnie zlikwidowano radio „Echo Moskwy” – najstarsze niezależne radio.

Ze wszech miar delikatni rosyjscy żołnierze

Wieczorem odkrywam, że w „Rossijskiej Gaziecie” pojawiają się ludowe podania. W dzisiejszym numerze m.in. opowieść o „kinomaniaku, który ograł Zachód”. Czytam dalej: „mieszkaniec Jekaterynburga o imieniu Dymitr tak bardzo czekał na premierę nowego «Batmana», że po odwołaniu projekcji w Rosji pojechał na seans do Uzbekistanu”. Mówi z satysfakcją: „Przechytrzyłem zachodnie sankcje”.

Następny dzień znów rozpoczynam od zrobienia porannej prasówki z Moskwy. Oto kolejne wiadomości. „Oligarchowie nie rozumieją sankcji i konfiskaty majątków: są przecież daleko od polityki”. „Wicepremier: kryzys ekonomiczny potrwa krótko. Może kwartał, może 4–5 miesięcy”. „Notujemy systematyczny wzrost działalności biznesowej, powiedział mer Moskwy. […] Sytuacja ekonomiczna jest jednak niestandardowa”. Niestety są i inne informacje: „u zarażonych koronawirusem Rosjan znaleziono czarną pleśń. […] Infekcji towarzyszy nieprzyjemny zapach zgnilizny. Rozprzestrzenia się szybko i atakuje czaszkę”.

Tymczasem Twitter już zablokowany „za brudne polityczne gierki”. Facebook również zablokowany, „bo jest narzędziem propagandy”, a za szerzenie „propagandy na temat szkodliwości sankcji” grozić będzie 15 lat więzienia. Taka sama kara jest przewidziana za „dyskredytowanie sił zbrojnych”. Media podają nowe newsy: „NATO przerzuca terrorystów ISIS na Ukrainę”. „Ukraińscy nacjonaliści nie pozwalają rosyjskim żołnierzom tworzyć korytarzy humanitarnych”. „Rosyjska armia nie zagraża żadnym cywilom”. Dwanaście dni po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę dowiaduję się, że „rosyjscy żołnierze są ze wszech miar delikatni i starają się minimalizować straty”. Mam też pamiętać, że „zachodnie pogłoski o ogromnych jakoby stratach wśród rosyjskich żołnierzy to celowa dezinformacja”.

Znaleźć można też wiadomości kojące nerwy: „Rosja uznała zachodnie sankcje za bardzo miękkie”, „Egipt wyjaśnił, dlaczego antyrosyjskie sankcje są bezsensowne”, „Karty Visa i MasterCard po utracie ważności zostaną wymienione na Mir” (mir to po rosyjsku „świat”, ale także „pokój”). Nie ma się czego obawiać, bo „juan jest najlepszą alternatywą dla dolara”, a „wiceminister rolnictwa oświadczyła, że w Rosji nie zabraknie chleba”.

Poza tym: „Wychodzące z rosyjskiego rynku firmy bezpowrotnie utracą lojalność klientów. […] 49 proc. Rosjan nie kupi już nigdy ich produktów, choćby nawet do nas wróciły” (mówią tak przede wszystkim mężczyźni powyżej 45 lat). „Tylko jedna trzecia Rosjan będzie nadal korzystać z zachodnich towarów i usług”. „Rosjanie docenili chińskie zamienniki na rynku”. „Wymiana handlowa Rosji i Chin wzrosła w ciągu dwóch miesięcy o 38,5 procent”. „Chiny i Rosja ramię w ramię sprzeciwiają się mentalności zimnej wojny”.

Przy okazji media w Rosji coraz bardziej pochylają się z troską nad ubogimi obywatelami Zachodu: „Antyrosyjskie sankcje […] uderzą przede wszystkim w biedne gospodarstwa, które większą część dochodów przeznaczają na żywność i paliwo”.

Rosyjska pomoc humanitarna dla Ukrainy

Rosyjskie społeczeństwo się jednoczy. Można przeczytać, że nawet „lider rosyjskiego świata przestępczego wzywa do jedności”. Rosjanie dowiadują się również, że mogą liczyć na wsparcie z zewnątrz: „Premier Pakistanu skrytykował UE za prośbę o potępienie Rosji: «nie jesteśmy waszymi niewolnikami»”.

8 marca (to w Rosji popularne święto, dzień wolny od pracy) prasa o kobietach pisze bardzo mało. Zamiast morza kwiatów, wierszy, pieśni, akademii, jest sporo polityki międzynarodowej. Dowiaduję się więc z rosyjskich gazet, że: „Unia Europejska popełnia zbiorowe samobójstwo w imię tak zwanej solidarności i wartości” oraz że „Stany Zjednoczone niszczą właśnie Europę”.

Skąd dziennikarze kremlowscy czerpią natchnienie do produkcji nowych artykułów, leadów i nagłówków? Może jedną z głównych inspiracji jest propagandowy kremlowski kanał społecznościowy „Operacja Z: korespondenci wojenni rosyjskiej wiosny”. Przekaz dnia umieszczony na jego łamach: „Odkryto sieć laboratoriów biologicznych na Ukrainie. […] Chodzi o trzydzieści ośrodków, działających na zlecenie Ameryki. […] We Lwowie pracowano nad wywołaniem dżumy i wąglika, w Charkowie i Połtawie – błonicy i czerwonki. […] Do USA wywieziono kilka tysięcy próbek surowicy pacjentów, należących do słowiańskiego etnosu”.

Takim zbrodniczym przygotowaniom trzeba dać odpowiedni odpór: „Rosyjscy żołnierze wyzwalają kolejne miejscowości i niosą wszystkim mieszkańcom pomoc humanitarną”. „Nasi wojownicy uratowali przed nazistami dwa teriery”. „Ukraiński dowódca rakietowej służby artyleryjskiej przebrał się za kobietę”. „Rosyjski czołg zniszczył dwa ukraińskie helikoptery jednym strzałem”.

Kremlowscy propagandziści wspominają przy okazji, że łapówka za przekroczenie granicy z Polską „kosztuje od półtora do pięciu tysięcy dolarów”.

Kolejnego dnia widzę, że kierunek przekazów propagandowych z branżowych kanałów społecznościowych „rosyjskich korespondentów wojennych” obecny jest i w innych miejscach. Nurkuję w kanał o nazwie „Południowy Przyczółek”. Podobnie jak w „Operacji Z…” pojawiają się tu wątki rozwijane w następnych dniach przez rosyjskie redakcje i przez trolli w komentarzach (także w Polsce). Tematy są np. takie: „W Ukrainie mogła powstać brudna bomba, wykorzystywana do zamachów terrorystycznych („ze wzbogaconym uranem”)”. Czytam też, o bohaterskiej sanitariuszce Katii, która „własnym ciałem zasłoniła żołnierza i dostała odłamkiem”. Rosjan informuje się również, że ostrzał przez wojska rosyjskie kliniki położniczej „to oczywista nieprawda. Przedstawiamy dowody. […] Ukraińscy żołnierze ukrywają się w blokach mieszkalnych i przedszkolach”. „Zabójstwa zostały na Ukrainie oficjalnie zalegalizowane”. Do tego kolejne newsy o następującej treści: „Demonstracje za poparciem Rosji w Czarnogórze, Serbii, Australii, Grecji”. „Ameryka finansuje ukraińskie badania nad bronią biologiczną od 2005 roku”. „Ukraińskie uchodźczynie w wieku 18–55 lat dostają oficjalne oferty pracy jako prostytutki”.

Pisze się o „ukraińskim talibanie”. Ukraińcy nazywani są przez dziennikarzy „ukrami”, „chochołami”, „nazistami”, w tekstach pojawiają się wulgaryzmy.

Dalszą lekturę utrudniają mi torsje.

Rekordowo niski zasięg ubóstwa w Rosji

Kolejna poranna prasówka z Moskwy wydaje się nieco bardziej niewinna. Media nadal zastanawiają się nad tym, jak bardzo Zachód ucierpi z powodu sankcji. „Putin ostrzegł Europę, że podniesie ceny nawozów, jeśli Zachód będzie nadal robić problemy”. „Putin jest pewien, że sankcje przeciw Rosji byłyby tak czy inaczej. […] One istniały już od wielu, wielu lat”. „Putin oskarżył o wzrost cen byłych zagranicznych partnerów”. Prezydent Federacji Rosyjskiej dzieli się też swoją refleksją na temat wykupywania żywności w sklepach: „Oczywiście, przychodzi taki czas, kiedy rośnie popyt na określone grupy towarów. […] Podchodzimy do tego ze spokojem. Ludzie się z czasem zorientują, że nie ma takich problemów, których byśmy nie rozwiązali. Ich po prostu nie ma”. Poza tym „nie ma wątpliwości, że urodzaj w Rosji będzie bardzo dobry”.

Kolejny tekst o szturmie na apteki: „Tabletka przeciw panice: eksperci apelują, by Rosjanie nie ulegali farmaceutycznej gorączce. […] Istnieją pewne trudności, ale one są związane po prostu z transportem leków, głównie powietrznym. […] Sytuacja nie jest wcale krytyczna. […] Leków starczy w kraju na pół roku, o ile Rosjanie nie będą ich tak wykupywać”. Pojawiają się też informacje o konsumpcyjnych pragnieniach, które właśnie przestały być spełnialne: „W Runecie zarejestrowano około 30 fejkowych sklepów H&M, Pull&Bear, Nike, Zara po ich wyjściu z Rosji”. „Mer Moskwy rozważa zastąpienie McDonaldów siecią ojczyźnianą” (mowa o 250 restauracjach w stolicy), bo „rosyjscy kucharze chcą stworzyć rosyjskie narodowe menu dla następcy McDonalds”. W końcu, jak twierdzi były prezydent Federacji Rosyjskiej Miedwiediew: „Rosja potrafi wytwarzać własne pożywne kotlety i bułki. Mogą się tym zająć przedsiębiorcy, na których nałożono sankcje”.

12 marca wyłapuję w tytułach nowe, nieznane mi dotąd akcenty. Retoryka zaczyna przypominać północnokoreańską: „USA szykują przewrót w Ługańskiej i w Donieckiej Republice Ludowej […] pod płaszczykiem pomocy humanitarnej”. „USA przyznały się do katastrofalnej klęski w sferze obronności. […] Pozostają daleko w tyle za Rosją”. „USA zamieniły Ukrainę w poligon do eksperymentowania z bronią biologiczną”. „Władze Ukrainy planowały napaść nie tylko na Donbas, ale i na Białoruś, oświadczył Łukaszenka. […] Gdybyśmy nie uderzyli w ich pozycje sześć godzin [do planowanego przez nich ataku], zaraz wam pokażę mapę, bo przyniosłem, oni by zaatakowali nasze wojska Białorusi i Rosji. To nie my rozpętaliśmy tę wojnę, nasze sumienia są czyste”. Tyle białoruski dyktator.

Nie chcieliśmy przyjąć do wiadomości, że większość świata zmaga się z bólem, szaleństwem i demencją władców, cynizmem i chciwością elit, wreszcie z kulturowym testosteronem. Żyliśmy iluzją wojny czystej i precyzyjnej wojny „chirurgicznej”. Widowiska z wielkobudżetowych filmów i gier komputerowych. Nie powinniśmy się dziwić, że gdy zaglądamy teraz do rosyjskich mediów, ogarnia nas surrealistyczne zdumienie pomieszane ze strachem.

Po informacji o tym, że „Rosyjska Duma chce międzynarodowego procesu arbitrażowego w związku z zaszczuciem Rosjan”, pojawia się tekst z dość optymistycznym wydźwiękiem. Tytuł: „Rekordowo niski zasięg ubóstwa w Rosji”. Niestety, jak się dowiadujemy z samego artykułu, „rekord” liczony jest tylko za okres z lat po zajęciu Krymu. Dochody poniżej 12900 rubli i emerytury poniżej 9826 rubli (tj. 107 USD i 81,6 USD według oficjalnego kursu z dzisiaj) otrzymuje „tylko” 16,1 miliona obywateli. Autorzy tekstu w ogóle nie wspominają o tym, że 10 lat temu próg ubóstwa wynosił w Rosji 193 USD.

Amerykańskie ptaki rysują Putina

Drugi weekend agresji. Pojawia się ściągawka dla kremlowskich propagandystów i trolli. Najnowsze cytaty z Putina (dla wygody graficznie wypunktowane): „Rosjanie nie muszą się bać deficytu towarów w Rosji”. „USA same wstrzymały import surowców energetycznych, a przerzucają na Rosję winę za wzrost cen. Federacja Rosyjska nie ma z tym nic wspólnego”. „Nieprzyjacielskie kraje wzywają swoich obywateli, by zaciskali pasa i ciepło się ubierali”. „Rosja razem z partnerami, którzy nie przyłączyli się do sankcji, rozwiąże wszystkie problemy”. „W naszych regionach ekonomia jest całkowicie stabilna, spokojnie”.

Poza tym jeszcze: „Cypr popiera operację specjalną Rosji”. „Obywatele Madagaskaru demonstrują poparcie dla Rosji”. „Erdogan skrytykował Europę za faszystowskie traktowanie rosyjskiej kultury i Rosjan”.

Pojawia się też ciekawe twierdzenie: „Świat surrealistyczny to taki, w którym naziści i faszyści nazywają faszystami wyzwolicieli”. Do tego filmik z podpisem: „Spójrzcie, przeciw czemu walczymy. Mąż ministra transportu USA odbiera od dzieci przysięgę na wierność fladze LGBT. To nie żarcik. To nie kwestia montażu. To prawdziwy obraz dzisiejszego Zachodu”. Kontrapunktem dla tego przerażającego przekazu jest pakiet propagandowych obrazków, ukazujących dobroć rosyjskich żołnierzy: „Jak możemy, tak pomożemy. Najważniejsze, żeby było pani ciepło – mówią czeczeńscy gwardziści, pomagając kobiecie z dziećmi dostać się do domu”. „Nasi bojownicy pomagają miejscowej ludności w rejonach wyzwolonych od nazistów. Dostarczają jedzenie, lekarstwa, produkty pierwszej potrzeby”. Nic dziwnego, że pojawiają się również informacje o wdzięcznych za oswobodzenie mieszkańcach Ukrainy: „Odliczaliśmy dni – mówią ludzie, którzy wyczekiwali wejścia Rosjan i ze łzami w oczach przywitali swych wyzwolicieli”.

Do tego typu przekazów przylepiane są też zdjęcia antyukraińskich plakatów w Polsce (podpis: „Wielu Polaków zna swoją prawdziwą historię i przeszłość”).

W mediach pojawia się charakterystyczne przypomnienie: „Trwa Wielki Post: sprawa priorytetowa to modlitwa, spowiedź i komunia. […] Małżonkowie powinni zrezygnować z uciech płciowych i ze zbliżeń”. Jednak mimo wszystko nowy tydzień przynosi czytelnikom nadzieję, bo, jak się okazuje, „w Rosji nie ma deficytu cukru”. Rosyjski wiceminister przemysłu i handlu FR uspokaja: „My mamy pełno cukru. […] Tylko trzymają go w magazynach, [tzn. nie w sklepach]”.

Państwowe Wszechrosyjskie Centrum Badania Opinii Społecznej (WCIOM) zbadało też stosunek Rosjan do sankcji: „Ci, którzy żałują wycofania się zagranicznych firm z Rosji, obwiniają głównie Zachód”. Gdy idzie o ocenę „specoperacji” w Ukrainie, „najpierw było zaskoczenie, niezrozumienie jej sensu. […] Po dwóch tygodniach wyrobiono sobie opinię: 70 proc. respondentów popiera operację, 20 proc. nie popiera. […] Im starsi badani, tym poparcie jest większe. […] Wojenny strach nie jest na razie wysoki, jako że operację prowadzi się na terenie Ukrainy”.

Poza tym przygotowano odpowiednią opiekę dla bohaterów rosyjskiego oręża: „Już ponad 1400 rannych rosyjskich wojskowych wykurowano i wysłano na rehabilitację. Wszyscy mówią, że chcieliby wrócić do swoich pododdziałów i wypełniać dalsze zadania w ramach specoperacji. […] Tymczasem czeka na nich ponad 40 rodzajów nowoczesnej fizjoterapii, […] a także różne masaże, indywidualnie dobierane dla każdego pacjenta przez interdyscyplinarny zespół lekarzy. Pacjenci leżą w komfortowych jedno- i dwuosobowych salach”.

„Poparcie dla Władimira Putina wynosi 74,5 proc. […], 20 lutego było to 64 proc. Nastąpiło zjednoczenie wokół flagi i wokół lidera”. Nic dziwnego, że tego samego dnia, gdy ogłoszono te sondażowe rewelacje, „Komsomolska Prawda” zwiastuje nowinę najlepszą z możliwych: „Na nowojorskim niebie pojawiła się gigantyczna twarz Putina. „Portret prezydenta Federacji Rosyjskiej stworzyły amerykańskie ptaki”.



wtorek, 15 marca 2022

Nikołaj Karpicki. 14 marca 2022. Słowiańsk, Ukraina. Dziewiętnasty dzień wojny

Z najnowszego wpisu Nikołaja Karpickiego, bohatera "Szugi", naukowca i obrońcy praw człowieka, który zbiegł z Rosji do Ukrainy i żyje na Donbasie.
Jędrzej Morawiecki

Zaczął się właśnie nowy semestr. Miałem wykład <<Filozofia komunikacji>>. (...) Studentka z Lisiczańska siedziała w schronie, ciągle rwało połączenie. Mówiłem o kłamstwie, m.in. o tym, które doprowadziło do wojny. W czasie wykładu dotarła informacja, że jeden z autobusów, należących do protestanckiego kościoła, który wczoraj odwiedzałem, został ostrzelany na drodze z Iziuma. Kierowca - ranny. Dalsza ewakuacja stamtąd jest już niemożliwa. Jeśli Izium padnie, kolejny będzie Słowiańsk. Dobrze, że ukraińskie wojska skutecznie się umocniły w południowej części miasta i dokonały dziś kontrataku. Mimo to sytuacja na Donbasie jest ekstremalnie trudna. Rosyjskie dowództwo potrzebuje jakiegokolwiek sukcesu, dlatego wszystkie siły rzuciło właśnie tutaj. Mariupol jest równany z ziemią. W mieście nie ma wody, jedzenia, elektryczności, ogrzewania. Humanitarne korytarze nie działają. Coraz więcej doniesień o bestialstwie okupantów. Rosyjska armia przeszła na tryb <<samowystarczalności>>, żołnierze mają zabezpieczać byt dzięki grabieżom. Wczoraj usłyszeliśmy, że pod Kijowem Rosjanie ostrzelali autobus ewakuacyjny z kobietami i dziećmi, ocalałych zagnali z powrotem do pasiołka. Zaczynamy rozumieć, że Ukraina walczy nie tylko z wrogą armią, ale z systemem totalnego zła, który już pochłonął Białoruś i Rosję. Który będzie się rozlewać dalej, póki nie zostanie zatrzymany przemocą. (...)

P.S. Kiedy pisałem ten tekst, usłyszałem wybuch nieopodal. To oczywiście drobiazgi w porównaniu z tym, co dzieje się 50 kilometrów od nas. Studentka, która straciła połączenie w trakcie wykładu, napisała mi właśnie: <<W Lisiczańsku jest strasznie. Mieszkam obok jednej z głównych dróg. Słyszę, jak przejeżdżają czołgi i pojazdy wojskowe, hałasują tym bardziej, że jezdnia jest zniszczona przez ich ostrzały. Strzelają często i głośno. Z niektórych osiedli zostały wióry. (...) Wyjście na ulicę jest bardzo niebezpieczne, nawet do pobliskiego sklepu. (...) Miasta płoną, w miejscach, gdzie żyli moi przyjaciele, nie ma już domów. Większość dróg - zaminowana, kolejowe - zniszczone. Mosty jeszcze są. Ale kiedy wojska ukraińskie się wycofają, będą je wysadzać. Próby wydostania się z miasta można porównać do agonii zaszczutego zwierzęcia, zagnanego do rogu. Toniemy w fejkach, dotyczących ewakuacji. Nie wiesz już, którędy iść, by ocaleć i gdzie zginiesz. Dziś znajomi wyjechali kolumną ewakuacyjną do Swatowa. To było o 8:30. Do tej pory się nie odezwali. Dotarli czy nie? Przeżyli?

Przepraszam, że nie odpowiadałam w czasie wykładu. W piwnicy ciężko jest złowić sensowny internet>>.

piątek, 4 marca 2022

Nikołaj Karpicki. 4 marca 2022. Słowiańsk, Ukraina. Dziewiąty dzień wojny

Z najnowszego wpisu Nikołaja Karpickiego, bohatera "Szugi", naukowca i obrońcy praw człowieka, który zbiegł z Rosji do Ukrainy i żyje na Donbasie.

Jędrzej Morawiecki
 
Nikołaj Karpicki. 4 marca 2022. Słowiańsk, Ukraina. Dziewiąty dzień wojny
 
To mój piąty post od początku wojny. Minęło osiem dni. Poprzednio pisałem o epickim rozbiciu kolumn okupanta pod Kijowem. To ich jednak nie zatrzymało. Niekończący się sznur pojazdów ruszył na Fastow, starając się okrążyć Kijów. Ukraińcy kontratakowali i odbili Makarow, przecinając trasę wroga. Przystąpili do metodycznego niszczenia kolumny, niezdolnej do obrony. To była najkrwawsza bitwa tej wojny. Wieczorem wszyscy wpadliśmy w euforię. Wrogów jest jednak tak wielu, że nie da się ich zatrzymać, nawet jeśli zniszczymy w jednej bitwie kilka tysięcy żołnierzy. Teraz główne siły Ukrainy skupiają się na obronie Kijowa. Okupanci korzystają z okazji i metodycznie niszczą dzielnice mieszkalne Charkowa, Mariupola i inne. Dopóki Kijów pozostaje w okrążeniu, pozostałe miasta nie mają szans na pomoc. Sojusznicy zwlekają z dostarczaniem samolotów. Cenę za ich wahanie płacą ukraińscy cywile.
 
[…]
 
Rozumiem wściekłość Ukraińców, zabijanych bez powodu. Ja swoją wściekłość przeżyłem w 1999 roku, kiedy rosyjskie specsłużby wysadziły domy mieszkalne we własnych miastach, armia strzelała po rynku, klinice położniczej, kolumnie uchodźców, Czerwonym Krzyżu, nie zatrzymała się, póki nie obróciła w proch czeczeńskich miast i wsi. Moi znajomi próbowali to usprawiedliwić, a potem poszli głosować na Putina. Jak ja ich nienawidziłem! Ta nienawiść wypalała mnie od środka. Emocje i żądze oślepiają i przestajemy reagować adekwatnie do sytuacji. Udało mi się je pokonać, wypalić w sobie a wtedy moja nienawiść została zastąpiona przez zimną determinację. Ta determinacja jest dla mnie wsparciem do tej pory. Pomaga mi w czasie tej wony. Determinacja pozwala zachować wolną wolę, nie stać ofiarą okoliczności.
 
Ta wojna zaczęła się dla mnie w Czeczenii. Sprzeciwiam się jej już połowę swojego życia. Przy czy nie jest to tylko wojna fizyczna wrogiem, ale również wojna ze świadomością. To wojna, która przemienia ludzi w zombie. Mamy więc świat zombiaków, setek tysięcy, a może i milionów, zależnych od humoru jednego maniaka.
 
Tak bardzo pragnę zwycięstwa. Nie tylko uwolnienia całej Ukrainy spod rosyjskiej okupacji i Rosji spod władzy dyktatora, ale również osądzenia wszystkich, którzy publicznie wsparli tę niekonstytucyjną władzę i wojnę. To że byłeś zombi - to tylko okoliczności łagodzące. Głupota może być również przestępstwem.

czwartek, 3 marca 2022

Nikołaj Karpicki. 27 lutego 2022. Słowiańsk, Ukraina. Czwarty dzień wojny

Streszczenie wpisu Nikołaja Karpickiego, głównego bohatera "Szugi". Prof. Karpicki, Rosjanin represjonowany przez FSB w zemście za skuteczną obronę mniejszości, został zwolniony z uczelni i wyjechał do Ukrainy, na Donbas. To właśnie on wwiózł nas z Maciejem Skawińskim i z Julią Fil do strefy frontowej i skontaktował z pozostałymi ukraińskimi bohaterami książki. 

Jędrzej Morawiecki 

Nikołaj Karpicki. 27 lutego 2022. Słowiańsk, Ukraina. Czwarty dzień wojny

Do tej pory nie było jasne, kto okaże się silniejszy. Nastąpił jednak przełom. Możemy się więc zastanawiać, co poszło Rosjanom nie tak. Amerykański wywiad miał informacje o planach wojennych. Wynikało z nich, że armia ukraińska załamie się w ciągu trzech dni, Kijów upadnie i przejdziemy do etapu niezorganizowanej, bardzo długo trwającej walki partyzanckiej. Tak się nie stało. Tym należy tłumaczyć zmianę podejścia Zachodu, ostrzejsze sankcje i wsparcie Ukrainy. Myślę, że wnioski wywiadu amerykańskiego były logiczne, ale nie uwzględniono wystarczającej liczby czynników.

1. Faktor decydujący to sformowanie obrony terytorialnej, która zagospodarowała wszystkich chętnych do walki. Okazało się, że jest ich bardzo wielu, także z doświadczeniem wojskowym. W Kijowie obrona terytorialna pozwala zawodowym wojskowym skupić się na swoich zadaniach, zamiast gonić każdego dywersanta z osobna. Ponadto obrona terytorialna z sukcesem stosuje taktykę partyzancką i odbija dopiero co zajęte miasta. A jaki sens szturmować miasto, którego nie da się potem utrzymać? Do tego terytorialsi urządzają skuteczne zasadzki na trasach komunikacyjnych wroga. 

2. Wiedza dowództwa ukraińskiego. Żeby wyprowadzić lotnictwo spod pierwszego, miażdżącego ataku, żeby zachować zdolność dowodzenia, trzeba znać plany operacyjne przeciwnika. Dziękujemy wywiadowi amerykańskiemu!

3. Pośpiech przy organizacji inwazji. Poprzednie wojny Putin poprzedzał prowokacjami, np. wysadzaniem domów mieszkalnych, a tym razem Amerykanie te ruchy wyprzedzali. Putin nie chciał realizować ujawnionych już scenariuszy, a nowych opracować nie zdążył. Dlatego właśnie zaczął inwazję nie podając przekonującego powodu, co przyśpieszyło sformowanie przeciw niemu międzynarodowej koalicji. Tak bardzo się śpieszył... Może wiedział o czymś, o czym nie wiemy? Może właśnie dlatego rozpoczął operację lądową zanim zdusił ukraińskie lotnictwo. Dlatego zrzucał desantowców, skazując ich na okrążenie i zniszczenie. Dlatego rozciągnął wojska i kazał im poruszać się szybko po szlakach, na których do tej pory wpadają w zasadzki.

4. Demoralizacja. Rosyjscy żołnierze widzą, że mają przeciwko sobie nie tylko wojskowych, ale wszystkich mieszkańców Ukrainy. Wszystkich! Taka świadomość obniża morale. Masowa dezercja jest nieunikniona.

5. Taktyka grup dywersyjno-wywiadowczych (ДРГ). Putin wyciągnął wnioski z wojen czeczeńskich i zrozumiał, że o wiele efektywniej jest zdobywać miasta nie z użyciem dużej armii, a małych mobilnych grup. Tak walczyli Czeczeńcy. Tak walczą Brytyjczycy. Wspomniana taktyka jest rzeczywiście niezwykle efektywna, ale przeciwko armii, a nie przeciw uzbrojonej ludności. Ukraińska samoobrona skutecznie wyławia grupy ДРГ i je niszczy. Putin po prostu nie zrozumiał, z kim walczy, stąd wysyła ciągle do Kijowa kolejne jednostki ДРГ. A wytłumaczyć mu, że postępuje niesłusznie, nie ma komu, bo kto by mu to miał powiedzieć? Inna rzecz, że szturm z użyciem wszystkich sił, jak miało to miejsce w Groznym, również zakończyłby się klęską. Bardzo zresztą prawdopodobne, że ten wariant będzie jeszcze testowany i zobaczymy na własne oczy. 

6. Wiosenna odwilż. Ogromne straty rosyjskiego sprzętu wynikają również z tego, że nie da się teraz przejechać polami. Jest anomalnie ciepło, sprzęt tonie w błocie. Pozostaje jechać drogami a na drogach czekają na nich zasadzki. 

Wojsko ukraińskie wytrzymało pierwsze uderzenie i zaczyna powoli przejmować inicjatywę. Mobilizowane są rezerwy, kraje zachodnie, widząc skuteczność oporu, zwiększają pomoc a plan Zelenskiego na stworzenie brygad międzynarodowych to strzał w dziesiątkę. Skoro wojska zachodnie nie mogą walczyć z Rosją, niech robią to zachodni ochotnicy.

Mimo tego wszystkiego agresor ma ciągle ogromną przewagę. Skoro Putin nie może zdobyć miast, zacznie się mścić i je niszczyć. Armia ukraińska będzie musiała ciągle walczyć na granicy swoich możliwości, aby zminimalizować straty wśród cywilów i w cywilnej infrastrukturze.