czwartek, 11 grudnia 2025

Nikołaj Karpicki. Czy powrót kultury rosyjskiej na salony w świetle wojny jest możliwy? Czym grozi relatywizacja agresji na Ukrainę?

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 10.12.2025.
URL: https://postpravda.info/pravda/wolnosc/ideologiczny-koncept-kultury-rosyjskiej/


Jak powinniśmy dziś odnosić się do kultury rosyjskiej w świetle wojny, którą Rosja prowadzi przeciwko Ukrainie? Kieruję ten artykuł przede wszystkim do odbiorców europejskich i amerykańskich. Ukraińcom trudno będzie powiedzieć coś nowego, oni i tak wszystko rozumieją. Pisanie o tym nie jest łatwe. Ja sam dorastałem na Syberii, przez wiele lat wnosiłem własnym filozoficznym pisarstwem wkład w kulturę rosyjską, a teraz świadomie opowiadam się po stronie Ukrainy. Kiedy zabierałem się do pracy nad tym artykułem, akurat dotarła wiadomość o ataku rakietowym na blok mieszkalny w Tarnopolu. Około stu rannych, trzydziestu trzech zabitych, wśród nich sześcioro dzieci.

Miejsce kultury rosyjskiej w wojnie ideologicznej

Po wszystkich zbrodniach popełnionych przez Rosję każda jej forma reprezentacji – w sporcie, nauce, kulturze – jest dla Ukraińców nie do przyjęcia. W warunkach wojny na wyniszczenie nie może istnieć inne podejście. Odmienną kwestią jest to, jak mają odnosić się do kultury rosyjskiej Europejczycy, którzy żyją w stosunkowo spokojnych warunkach. W historii było przecież wiele państw, które prowadziły wojny eksterminacyjne i popełniały potworne zbrodnie, a mimo to nie odrzucamy kultur tych krajów. Co więc zrobić z Rosją?

Twórczość kulturowa wymaga wolności, dlatego rosyjskie państwo przez całą swoją historię pozostawało w konflikcie z kulturą, zmuszając twórców do pracy na rzecz ideologii państwowej. W najlepszym razie oferowano wybór między zapomnieniem w biedzie a uznaniem państwowym. W najgorszym – między wolnością a Gułagiem. Dlatego wielu twórców starało się dostosować do władzy, rezygnując z wolności artystycznej i własnych przekonań. Tak dokonywała się ideologiczna mobilizacja kultury, przekształcająca ją w narzędzie wojny.

Można to porównać do takiej sytuacji: choć każdy człowiek jest wyjątkową jednostką, to jednak jeśli Rosja mobilizuje go do armii, która idzie by zabijać Ukraińców, to i tak będzie postrzegany jako wróg. Skoro Rosja prowadzi wojnę ideologiczną, mobilizując w tym celu kulturę rosyjską, to i stosunek do niej w Ukrainie będzie wrogi.

Czy dekonstrukcja kultury rosyjskiej jest możliwa? Nie jesteśmy szympansami

Nawet w okresach pokoju Związek Radziecki żył w stanie wojny ideologicznej, a szkolna edukacja była całkowicie podporządkowana jej celom. Nauczyciele oczekiwali od nas nie tyle zrozumienia artystycznej koncepcji, ile umiejętności wydobycia „właściwego” ideologicznego przesłania: wyjaśnienia, jakie poglądy wyraża bohater i jakie stanowisko zajmuje autor. Dziś nastąpiła zmiana ideologicznego konceptu – zamiast kultury radzieckiej funkcjonuje kultura rosyjska, ale istota pozostała ta sama. Ten koncept Rosja wykorzystuje jako broń ideologiczną w wojnie przeciwko Ukrainie. Dlatego Ukraińcy odrzucają kulturę rosyjską – i jest to fakt wynikający z logiki wojny o przetrwanie. Jednak ja widzę rozwiązanie w zniszczeniu tej ideologicznej broni poprzez dekonstrukcję konceptu kultury. Jak to zrobić?

Kultura to przestrzeń twórczej samorealizacji jednostki oparta na najwyższych wartościach. Społeczeństwo, w którym wszystko regulowane jest jedynie normami społecznymi, niezwiązanymi z wartościami kulturowymi, to społeczeństwo naszych najbliższych krewnych w świecie zwierząt, czyli szympansów. Jeśli będziemy żyć wyłącznie zgodnie z instynktami społecznymi, cofniemy się więc do stanu pierwotnego.

W latach szkolnych wydawało mi się, że system radziecki wpajał najwyższe wartości, które miały poskromić pierwotne instynkty społeczne uczniów. Jednak już w starszych klasach zrozumiałem, że się myliłem. System radziecki oferował nie wartości, lecz ideologiczne wytyczne, mające na celu manipulowanie instynktami społecznymi. Na studiach filozoficznych wiedziałem, że te wytyczne w przyszłości uniemożliwią mi nauczanie filozofii i publikowanie własnych prac.

Dla mnie filozofia jest ucieleśnieniem osobistego doświadczenia życiowego, skierowanego na to, co wieczne i uniwersalne. Tego szukałem w tradycjach filozoficznych rosyjskiej, niemieckiej, indyjskiej, chińskiej i wielu innych. Jednak system radziecki dopuszczał jedynie filozofię marksistowską, faktycznie zakazując innego sposobu myślenia. Podobny konflikt z systemem przeżywali pisarze, artyści, reżyserzy filmowi, humaniści. Wielu wybierało kompromis – i tym samym zabijało swój talent.

Gdy oglądamy genialne filmy lub czytamy wybitne utwory literackie epoki radzieckiej, zazwyczaj nie zastanawiamy się, że za każdym z nich kryła się ciężka walka twórców z normami społecznymi ZSRR o skrawki wolnej przestrzeni kulturowej. Bardzo często ta walka kończyła się porażką – a wtedy autorzy kaleczyli własne dzieła, dostosowując je do ideologicznych wytycznych. Prawdziwa twórczość kulturalna istnieje w wymiarze „osobiste – uniwersalne”. Tymczasem system radziecki widział w kulturze jedynie „społecznie znaczące”, zastępując kulturę jej imitacją w formie ideologicznego konstruktu.

Kiedy przyszedł faszyzm, Rosja nie miała już przyszłości

Upadek Związku Radzieckiego początkowo otworzył przede mną możliwość nauczania filozofii i publikowania. Cenzura została zniesiona, a dostęp do dziedzictwa kulturowego był wolny. W tamtych latach wierzyłem, że Rosja stanie się normalnym krajem demokratycznym – takim jak Polska czy Ukraina. Lecz gdy w pierwszych wyborach parlamentarnych zwyciężyła partia o orientacji imperialnej i szowinistycznej, zrozumiałem, że perspektywa nadejścia faszyzmu do mojej ojczyzny jest całkowicie realna. Kiedy rozpoczęła się pierwsza wojna rosyjsko-czeczeńska, stało się jasne, że trzeba walczyć wszelkimi siłami, aby zapobiec nadejściu kolejnej totalitarnej dyktatury. A kiedy zaczęła się druga wojna czeczeńska, uświadomiłem sobie, że przegraliśmy – i że Rosja nie ma już przyszłości.

Na początku lat 90. Rosyjska Cerkiew Prawosławna cieszyła się w społeczeństwie ogromnym szacunkiem za to, że zdołała przetrwać i zachować tradycję religijną w latach władzy radzieckiej. Jednak zauważałem, że każde kolejne pokolenie studentów odnosiło się do RCP nieco gorzej niż poprzednie i w ciągu dwudziestu lat głęboki szacunek ustąpił całkowitemu odrzuceniu. Młodzież coraz wyraźniej widziała, że Cerkiew oferuje nie religię, lecz religijną ideologię. Nie akceptowano takiego wyboru.

Podobne zmiany zachodziły w moim osobistym stosunku do kultury rosyjskiej. Początkowo postrzegałem ją jako przestrzeń wolnej twórczości, nietkniętą ideologią komunistyczną. Rosyjskich nacjonalistów, którzy usprawiedliwiali swoje imperialne roszczenia „wielką kulturą rosyjską”, uważałem za margines. Po dziesięciu latach okazało się, że to właśnie moje rozumienie kultury – w wymiarze „osobiste – uniwersalne” – stało się marginalne, podczas gdy w świadomości społecznej utrwaliło się ideologiczne, imperialne pojmowanie kultury rosyjskiej. Dziś ten ideologiczny konstrukt przekształcił się w broń wojny przeciwko Ukrainie, a w perspektywie i moim odczuciu – przeciw całej cywilizacji europejskiej.

Co może zrobić Europa? Zamykać rosyjskie centra, ale to dopiero początek

Dla Ukraińców, którzy jednocześnie stawiają opór agresji militarnej i ideologicznej, każda forma reprezentacji Rosji jest nie do przyjęcia. Ale jak mają odnosić się do kultury rosyjskiej przedstawiciele innych narodów europejskich, które obecnie nie prowadzą wojny? Oczywiste jest, że w takich okolicznościach należy wygaszać wszelkie programy kulturalne, które w taki czy inny sposób reprezentują współczesną Rosję jako państwo: działalność rosyjskich centrów kultury („Domów Rosyjskich”), fundacji „Russkij Mir”, Rossotrudniczestwa, Roskoncertu i innych podobnych instytucji. Ale czy to wystarczy? Uważam, że konieczna jest również konsekwentna dekonstrukcja ideologicznego konceptu kultury rosyjskiej w świadomości społecznej.

Przeprowadzenie takiej dekonstrukcji bez strat jest niemożliwe, a to oznacza, że trzeba będzie przestać mówić o rosyjskiej tradycji kulturowej jako całości. Jednak nie powinno to w żaden sposób wpływać na osobisty stosunek do twórców, autorów dzieł kultury. Po prostu ten stosunek nie powinien zależeć od ideologicznych wytycznych ani od jakiejkolwiek konceptualizacji kultury. W tym celu wystarczy nie oceniać pisarza czy artysty z perspektywy społecznej i przestać doszukiwać się u niego „właściwej” albo „wrogiej” postawy ideologicznej.

Z punktu widzenia szkoły radzieckiej popełniam główny grzech: rozpatruję twórczość kulturową w wymiarze „osobiste – uniwersalne”, nie zważając na jej ideologiczne obciążenie ani na jej społeczne znaczenie. Być może w warunkach wojny ideologicznej, rozpętanej przez Rosję, ktoś nawet zarzuci mi „dezercję”. Ale tylko w ten sposób można nie upodobniać się do wroga – pokonać smoka i samemu nie stać się smokiem.

Nie oczekuję od twórcy kultury, by był nauczycielem życia, wzorem moralnym czy nosicielem „właściwej” ideologicznej postawy. Twórcy są takimi samymi ludźmi jak wszyscy inni: ze swoimi słabościami, uprzedzeniami, egoizmem. Różnią się tylko tym, że toczą walkę o przestrzeń osobistej twórczości, wolnej od dyktatu instynktów społecznych. I nie wszystkim udaje się tę wolność zachować. Wielu idzie na kompromis z wymaganiami władzy lub społeczeństwa i tym samym niszczy swój talent. Nic na to nie poradzimy: taka jest wyboista droga wszelkiej twórczości kulturowej wewnątrz społeczeństwa.

Skoro w społeczeństwie rosyjskim utrwaliła się nienawistna wobec człowieka dyktatura, narzucająca ideologicznie nasycone rozumienie „kultury rosyjskiej”, to znaczy, że z tego rozumienia i z takiej kultury należy całkowicie zrezygnować. Również po to, by zachować możliwość istnienia wolności artystycznej w ogóle, poza nurtem ideologicznym, zawłaszczającym dziś niemal całe pole. Co z rosyjskimi twórcami, którzy próbują odnaleźć się na tym wąskim marginesie, gdzie rzadko kto ma siłę i odwagę, by przetrwać? Każdy z nich może mieć w sobie cechy i strony złe oraz dobre. To więc odbiorca, także w kontekście tego wszystkiego co sobie powiedzieliśmy, musi zdecydować czy i kogo wybierze.


poniedziałek, 17 listopada 2025

Tożsamość // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 17.11.2025.


Jednym z błędów rosyjskich władz, które liczyły na poparcie lokalnej ludności po inwazji na Ukrainę, jest niezrozumienie ukraińskiej tożsamości oraz faktu, że tożsamości nie da się narzucić jako ideologicznego przekonania. Czym jest tożsamość i czym ukraińska tożsamość różni się od rosyjskiej – wyjaśnia Nikołaj Karpicki w kolejnym artykule z cyklu „Słownik wojny” na PostPravda.Info.

Tożsamość

Tożsamość to poczucie jedności lub identyczności z czymś, element świadomości siebie jako osobowości w zgodzie z jej rozumieniem siebie i relacją wobec innych. W samoświadomości łączą się różne poziomy tożsamości:

– Tożsamość osobista – odpowiedź na pytanie: „Kim jestem?”, świadomość siebie i swojego miejsca w świecie oparta na doświadczeniu życiowym i wewnętrznym samookreśleniu jako osoby.

– Tożsamość społeczna – świadomość swojej przynależności do wspólnoty, kultury lub tradycji; może mieć charakter kulturowy, religijny, zawodowy, ideologiczny, etniczny, narodowy, obywatelski itp.

Wraz ze wzrostem nacjonalizmu w XX wieku ideologiczne odwoływanie się do tożsamości etnicznej i narodowej stało się podstawą roszczeń politycznych, które doprowadziły do II wojny światowej i wielu innych konfliktów zbrojnych, w tym do wojny rosyjsko-ukraińskiej, która rozpoczęła się w 2014 roku.

Tożsamość obywatelska i archaiczna tożsamość społeczna

Archaiczna forma tożsamości społecznej to utożsamianie się ze wspólnotą swoich krewnych, przyjaciół, współmieszkańców – czyli z kręgiem ludzi, z którymi człowiek może bezpośrednio się kontaktować. Na tej podstawie kształtują się różne formy lokalnej tożsamości związane z realnymi wspólnotami – ze swoją wsią, społecznością. Wspólnoty te są realne w tym sensie, że ich członkowie mogą bezpośrednio ze sobą współdziałać, w przeciwieństwie do „wspólnot wyobrażonych” (według terminologii B. Andersona), w których ludzie jedynie w myślach postrzegają siebie jako część jednej grupy, choć faktycznie nigdy się nie spotykają. Takie wspólnoty istnieją wyłącznie w świadomości ludzi, a do ich utrzymania potrzebny jest pewien znak wspólnoty – wspólna religia, język, kultura, naród, obywatelstwo, stan społeczny, terytorium, zwyczaje, etyka itp.

Dawniej przynależność do stanu lub religii była ważniejsza niż przynależność etniczna, dlatego narody i terytoria nie miały dużego znaczenia dla tożsamości społecznej. Kształtowanie się tożsamości obywatelskiej rozpoczęło się w momencie, gdy poczucie odpowiedzialności za swoje miasto lub kraj stało się ważniejsze niż wierność swojemu stanowi, seniorowi lub królowi. Poczucie odpowiedzialności za cały kraj doprowadziło do powstania nowych narodów obywatelskich. Jednak proces ich formowania przebiega różnie w różnych państwach – w jednych są one już ukształtowane, w innych dopiero się rodzą.

Naród radziecki – konstrukcja ideologiczna

Wśród większości słabo wykształconej ludności carskiej Rosji dominowała tożsamość lokalna. Dla tych ludzi istotne było jedynie to, że otaczający ich mówią zrozumiałym językiem, przestrzegają znanych zwyczajów i wyznają tę samą religię. Identyfikacja z Rosją jako całością była rozumiana w kontekście imperialnym – jako utożsamienie z terytorium kontrolowanym przez władzę carską.

Dla komunistów podstawą państwa były terytorium i władza – nie miało już większego znaczenia, jakie narody zamieszkują te ziemie. Z tego wynikał projekt stworzenia nowej wspólnoty – narodu radzieckiego, zjednoczonego jedynie przez terytorium i władzę państwową. Rozpad Związku Radzieckiego pokazał, że identyfikacja z narodem radzieckim była uwarunkowana ideologią, a nie tożsamością, a sam naród radziecki był jedynie konstrukcją ideologiczną.

Różnica między tożsamością a ideologią

Społeczna autoidentyfikacja może mieć charakter ideologiczny lub osobisty – i w tym drugim przypadku staje się podstawą tożsamości. W przeciwieństwie do ideologii tożsamość zawsze ma charakter osobisty. Ideologia tworzy system idei, które pobudzają człowieka do działania w interesie władzy lub grupy dążącej do jej zdobycia. Postawa ideologiczna wymaga, aby człowiek przyjął te idee jako własne, niezależnie od swojego doświadczenia życiowego i osobistego samookreślenia. Osoba, która odmawia ich przyjęcia lub krytycznie je przemyśla, jest postrzegana jako element wrogi wobec danej ideologii.

W przeciwieństwie do ideologii, tożsamość kształtuje się na podstawie własnego doświadczenia życiowego, a idee są sposobem na zrozumienie tego doświadczenia. Dlatego nie ma potrzeby, by człowiek przyjmował określony zestaw idei jako obowiązkowy. Wręcz przeciwnie – może je stale przemyślać na nowo, aby głębiej zrozumieć samego siebie. Z tego powodu tożsamość narodowa lub religijna sprzyja rozwojowi osobowości i twórczej samorealizacji, podczas gdy ideologia narodowa lub religijna – przeciwnie – tłumi osobowość.

Ponieważ ideologiczna autoidentyfikacja ma charakter zewnętrznego przymusu, ludzie zazwyczaj łatwo z niej rezygnują przy zmianie sytuacji politycznej, a taka rezygnacja zasadniczo nie wpływa na ich osobowość. Historycznym przykładem jest odrzucenie samoidentyfikacji z narodem radzieckim. Natomiast z własnej tożsamości nie da się zrezygnować bez całkowitej transformacji osobowości.

Ideologiczne rozumienie tożsamości narodowej

Rozpad Związku Radzieckiego stał się początkiem kształtowania nowych narodów obywatelskich – rosyjskiego i ukraińskiego. Jednak ustanowienie dyktatury w Rosji przerwało ten proces. Obecny reżim w Rosji narzuca Rosjanom sprzeczną identyfikację z własnym państwem, łączącą dwie różne postawy ideologiczne. Po pierwsze, Rosja rozumiana jest nie jako kraj o historycznie określonych granicach, lecz jako każde terytorium, które jest lub kiedykolwiek było kontrolowane przez centralną władzę rosyjską. Po drugie, funkcjonuje agresywny, nacjonalistyczny mit o „trójjedynym narodzie” mającym jeden wspólny korzeń, z którego wynika, że Ukraińcy i Białorusini nie mają prawa do niezależnego od Rosji życia. Pierwsza z tych postaw ma charakter internacjonalistyczny, druga – przeciwnie – nacjonalistyczny i szowinistyczny. Dzięki temu rosyjska propaganda może przyciągać ludzi o skrajnie różnych poglądach ideologicznych.

Zgodnie z nacjonalistyczną postawą rosyjskie władze stawiają sobie za cel narzucenie Ukraińcom rosyjskiej tożsamości, co zostało ogłoszone jako jeden z celów militarnej inwazji na Ukrainę – tak zwana „denazyfikacja”. Część mieszkańców okupowanych terytoriów Ukrainy deklaruje poparcie dla Rosji, kierując się odwrotną postawą – utożsamiając się nie z Rosjanami, lecz z terytorium, którym rządzi Moskwa. Jednak ta ideologiczna identyfikacja nie zdołała ukształtować w nich rosyjskiej tożsamości ani w okresie radzieckim, ani obecnie.

Rosyjski system propagandy przenosi własne ideologiczne rozumienie tożsamości narodowej na ukraińską świadomość społeczną. Zgodnie z tą projekcją ukraińska tożsamość przedstawiana jest jako ideologiczne narzędzie narzucone przez Zachód w celu przeciwstawienia Ukrainy Rosji. Tymczasem Ukrainę łączy wspólne doświadczenie kulturowe i historyczne, w tym również negatywne doświadczenie kolonialne, które wyklucza akceptację rosyjskiej tożsamości.

Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji proces kształtowania tożsamości opartej na nowym ukraińskim narodzie obywatelskim znacznie przyspieszył, choć przebiega on nierównomiernie. W wielu regionach, zwłaszcza na wschodzie Ukrainy, obok tożsamości ukraińskiej nadal utrzymuje się archaiczna tożsamość lokalna, oparta na poczuciu przywiązania do swojego miasta lub wsi, lecz nie do całej Ukrainy. Okoliczność tę wykorzystywano również do tworzenia fałszywego mitu, jakoby wśród mieszkańców wschodniej Ukrainy dominowała tożsamość rosyjska.

czwartek, 6 listopada 2025

Mit // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 06.11.2025.


Agresywny mit polityczny, którym Moskwa usprawiedliwia wojnę nie tylko przeciwko Ukrainie, lecz także przeciwko całej cywilizacji zachodniej, sięga znacznie głębiej w świadomość masową niż kremlowska propaganda, dezinformacja i fake newsy. W artykule z cyklu „Słownik wojny” prof. Nikołaj Karpicki wyjaśnia, dlaczego należy odróżniać go od zwykłych mitów historycznych, które są właściwe każdej kulturze.

Mit

Mit to pozbawiony racjonalności sposób pojmowania rzeczywistości, który – w odróżnieniu od poznania racjonalnego – nie stawia pytań ani nie dopuszcza postawy krytycznej, lecz przeciwnie – eliminuje je. Mit łączy różne wydarzenia i zjawiska w całościowy obraz świata i nadaje im nowy sens, nawet jeśli nie były ze sobą powiązane. Mit uzupełnia poznanie racjonalne i pozwala postrzegać życie jako całość, jednak może przekształcić się w formę agresywną, jeśli wejdzie w konflikt z rzeczywistością i zmusi do zaprzeczania oczywistym faktom.

Przykład. Jeśli życie dwojga zakochanych nabiera nowego znaczenia dzięki mitowi wiecznej miłości lub przeznaczenia, to mit ten odsłania prawdziwy sens szczęścia, podczas gdy myślenie krytyczne tylko by temu przeszkadzało. Szczęście zakochanych stanowi kryterium prawdziwości tego mitu. Ale jeśli człowiek oślepiony miłością zaczyna natarczywie prześladować drugą osobę, jego mitologiczne postrzeganie miłości wchodzi w konflikt z rzeczywistością.

Najczęstszą formą agresywnego mitu społecznego jest „teoria spiskowa”: spisek lekarzy, którzy rzekomo wymyślili koronawirusa; spisek tajnego światowego rządu, który rzekomo wywołał wojnę między Rosją a Ukrainą itd. Takie mity mogą być wykorzystywane przez różne siły polityczne do uzasadniania przejęcia władzy, dyktatury, represji czy agresji wojskowej.

Ponieważ świadomość społeczna podlega logice mitologicznej, krążą w niej pseudonaukowe i pseudo-historyczne mity – jest to naturalne i nie musi być oceniane negatywnie. Na przykład przekonanie, że własny język i kultura są najstarsze. Jednak w ideologicznym przetworzeniu takie mity mogą nabrać agresywnej formy politycznej.

Różnica między agresywnym mitem politycznym a fake newsem i dezinformacją

Fake news to fałszywka mająca wprowadzić w błąd – na przykład sfałszowana wiadomość, zdjęcie, źródło informacji itd. Jeśli fake newsy są rozpowszechniane celowo, mamy do czynienia z dezinformacją. Z reguły można ją zweryfikować poprzez analizę danych i źródeł albo przynajmniej wykazać jej bezpodstawność. Mit polityczny nie tylko żywi się propagandowymi fałszywkami, lecz także sam potrafi je wytwarzać – nawet bez udziału propagandy.

W odróżnieniu od fake newsów i dezinformacji agresywny mit polityczny nie tylko wprowadza w błąd w kwestii faktów czy wydarzeń, lecz także buduje alternatywny obraz świata, który uniemożliwia wzajemne zrozumienie z tymi, którzy postrzegają rzeczywistość adekwatnie. Obraz świata określa znaczenie wydarzeń i ich prawdopodobieństwo: zjawiska, które z punktu widzenia racjonalnego postrzegania rzeczywistości wydają się mało prawdopodobne lub niemożliwe, w alternatywnym obrazie świata stają się naturalne i konieczne – i odwrotnie.

Nie można traktować agresywnego mitu politycznego jako jednej z błędnych hipotez, ponieważ nawet błędne hipotezy można zweryfikować racjonalnymi metodami w odniesieniu do rzeczywistości. Tymczasem taki mit weryfikowany jest jedynie w odniesieniu do własnego obrazu świata – poprzez dowolne interpretacje i uogólnienia. Dlatego żadnymi racjonalnymi argumentami ani odwołaniami do faktów nie da się przekonać człowieka, który w taki mit wierzy.

Przykład. Jesienią 1999 roku dominował mit imperialny, według którego siły zewnętrzne chciały rozbić Rosję, a nowy przywódca miał ją odrodzić. Gdy w Rosji doszło do zamachów terrorystycznych z wysadzeniem budynków mieszkalnych – które stały się pretekstem do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej – moskiewskie FSB zostało przyłapane na gorącym uczynku podczas przygotowań do kolejnego zamachu w Riazaniu. Mimo to Rosjanie w kolejnych wyborach głosowali na Putina. Oznacza to, że mit okazał się silniejszy niż fakt.

Agresywne mity polityczne Kremla

Świadomość historyczna kształtuje się pod wpływem nienaukowych mitów historycznych, takich jak mit o „trójjedynym narodzie” Rosjan, Ukraińców i Białorusinów, rzekomo wywodzących się ze wspólnego korzenia. Jednak terytorium Rusi Kijowskiej zamieszkiwało wiele różnych plemion słowiańskich i niesłowiańskich, więc prowadzenie od nich bezpośredniej linii do współczesnych narodów jest nieuprawnione. Wydawałoby się, że nie ma to większego znaczenia dla dzisiejszej Rosji i Ukrainy – a jednak władze rosyjskie przekształciły ten mit w ideologię usprawiedliwiającą wojnę i niszczenie ukraińskiej tożsamości.

Obraz świata zwolenników obecnego reżimu rosyjskiego obejmuje szereg agresywnych mitów politycznych, które przyczyniły się do rozwoju ideologii i praktyki rosyjskiego faszyzmu – raszyzmu. Rosjanie, którzy przyjmują ten obraz świata, są przekonani, że Zachód i Ukraina są im wrodzy, a Rosja jest zmuszona prowadzić z nimi wojnę. Przekonanie takich ludzi faktami czy racjonalnymi argumentami jest praktycznie niemożliwe.

Wśród tych mitów są:

– Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to jeden naród, dlatego Ukraina nie ma prawa do niepodległości.
– Ukraińska tożsamość nie istnieje, a Ukraina to projekt austro-węgierski stworzony po to, by rozbić Rosję.
– W 2014 roku Stany Zjednoczone zorganizowały zamach stanu na Ukrainie i wbrew woli mieszkańców doprowadziły do władzy „kijowską juntę”, która rzekomo ustanowiła nazistowską dyktaturę i prowadzi represje wobec Rosjan.
– Mieszkańcy wschodniej Ukrainy mają rosyjską tożsamość, dlatego zawsze chcieli wejść w skład Rosji.
– „Kijowska junta” przez osiem lat bombardowała Donbas, podczas gdy mieszkańcy Ukrainy marzyli o tym, by Rosja uwolniła ich od „nazistowskiego reżimu”.

Wszystkie te mity nie mają nic wspólnego z rzeczywistością, jednak na ich podstawie Kreml podjął decyzję o pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, oczekując, że zostanie ona poparta przez miejscową ludność.

Wojna to rzeczywistość, której nie da się ignorować

Mity historyczne są nieodłączną częścią świadomości kulturowej narodu, a twórczość kulturowa oparta na micie potwierdza jego wewnętrzną prawdę. Mit i nauka to alternatywne sposoby rozumienia rzeczywistości, dlatego bezcelowe jest obalanie mitu z perspektywy nauki lub nauki z perspektywy mitu. Twierdzić, że mit jest fałszywy, można tylko wtedy, gdy pozostaje w konflikcie z rzeczywistością. Dodatkowym znakiem fałszywości takich mitów jest ich zdolność do rodzenia nowych fałszywek – na przykład zmyślonych opowieści o „okrucieństwach nazistów”, które powstają w świadomości zbiorowej niezależnie od oficjalnej propagandy.

W czasie pokoju ludzie często zastępują rzeczywistość mitami, pozwalając sobie nie dostrzegać sprzeczności. Jednak wojna to rzeczywistość, której nie można zignorować. Putin wierzył, że Ukraińcy poprą rosyjską inwazję, lecz jego mit wszedł w konflikt z rzeczywistością. Wielu Rosjan wierzy w mit o „nazistach prześladujących Rosjan na Ukrainie”, przez co tracą więź z bliskimi i przyjaciółmi, postrzegając ich nie jako żywych ludzi, lecz jako obrazy z propagandy. W ten sposób wchodzą w konflikt z rzeczywistością ludzi, którzy są im bliscy. To pozwala stwierdzić, że nie wszystkie, lecz właśnie rosyjskie mity polityczne są fałszywe.

Nikołaj Karpicki
Słownik wojny

piątek, 31 października 2025

Ideologia // Słownik wojny

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 31.10.2025.


Jeśli ideologia sowiecka była monolityczna, to współczesna ideologia rosyjskich władz wydaje się niejednorodna, łącząc ze sobą, wydawałoby się, sprzeczne elementy – na przykład pielęgnowanie sowieckiej przeszłości i idealizację carskiej Rosji. Mimo to rosyjska propaganda odnosi zauważalne sukcesy, przyciągając do siebie bardzo różne siły polityczne, czasem nawet wrogie do siebie nawzajem. Pokazuje to, że współczesna ideologia rosyjska funkcjonuje inaczej niż sowiecka. Aby zrozumieć, na czym polega ta różnica, trzeba sięgnąć do samego pojęcia „ideologia”, któremu Nikołaj Karpicki poświęcił kolejny artykuł w „Słowniku wojny”.

Ideologia

Ideologia to system idei, które motywują do działania w interesie władzy lub grupy ludzi dążących do władzy. Chodzi tu zarówno o władzę państwową, jak i o władzę wewnątrz różnych segmentów społeczeństwa – w ruchach religijnych, wspólnotach patriarchalnych, środowiskach zawodowych, organizacjach mafijnych itd.

Wartości i ideologia

Wartości to szczególne znaczenia, które nadają nowy sens treści życia – czynom, celom, wydarzeniom, zjawiskom itp. To one kształtują wewnętrzną, niezależną od zewnętrznych okoliczności motywację, skłaniającą człowieka do wolnego myślenia i działania. Dzięki wartościowemu samookreśleniu jednostka uświadamia sobie swoją wolność i realizuje się w twórczości kulturowej.

U podstaw ideologii leżą założenia ideologiczne – takie znaczenia, które wyznaczają kryteria oceny zjawisk społeczno-politycznych, określają wymagania wobec postawy człowieka w społeczeństwie oraz jego udziału w życiu społecznym. Ideologia zakłada, że jej założenia wymagają bezwarunkowej zgody bez krytycznej refleksji. Dlatego w zetknięciu z ideologiczną propagandą człowiek staje przed wyborem: albo się z nią zgodzi, albo znajdzie się w gronie tych, którzy są wobec niej wrodzy.

Jeśli założenie ideologiczne działa jako czynnik zewnętrzny, niewymagający wolnego samookreślenia, to wartości przeciwnie ujawniają się wewnątrz tego samookreślenia. Dlatego człowiek potrafi krytycznie przemyśleć własne wartości, co prowadzi do ich głębszego zrozumienia. Ideologia może posługiwać się wartościami tylko wtedy, gdy je przekształca. W tym celu określona interpretacja wartości jest przedstawiana społeczeństwu jako norma, wymagająca bezwarunkowej zgody. Przykładem takiej ideologicznej transformacji jest ideologia „tradycyjnych wartości” współczesnych władz rosyjskich, które funkcjonują wcale nie jako wartości, lecz jako założenia ideologiczne.

Ideologia i moralność społeczna

Moralność społeczna posługuje się normami moralnymi i może opierać się albo na etyce, albo na ideologii. U podstaw etyki leżą wartości etyczne, które zakładają wolne samookreślenie człowieka wobec nich. Dlatego postawa etyczna jest postawą konkretnej osoby, świadomej swojej odpowiedzialności. Norma moralna stanowi miarę wspólnego rozumienia wartości etycznych. Moralność społeczna może się różnić w poszczególnych wspólnotach w zależności od tego, w jaki sposób ich normy moralne utrwalają wspólne dla wszystkich rozumienie wartości etycznych.

Jeśli normy moralne są ustanawiane nie na podstawie wspólnego rozumienia wartości etycznych, lecz jako formalne wymagania, pojawia się potrzeba ich ideologicznego uzasadnienia. Szczególnie wyraźnie widać to wtedy, gdy moralne wymagania obowiązujące wewnątrz określonej wspólnoty zaczynają być narzucane całemu społeczeństwu jako bezwarunkowa norma, wykluczająca dyskusję. W takim przypadku moralność społeczna traci związek z wartościami etycznymi i przekształca się w narzędzie ideologii.

Religia i ideologia

Jeśli religia jest przyjmowana w sposób niewolny, traci swoje prawdziwe znaczenie. Głoszenie nauki wiary i zasad moralnych jest skierowane do wolnych osób; jego celem jest przekonywanie, a nie narzucanie. Jednak gdy wyznawcy religii przedstawiają swoją moralną postawę jako obowiązującą normę dla całego społeczeństwa, w tym również dla tych, którzy nie podzielają ich wiary, wówczas przekształcają religię w ideologię.

Wewnętrzny wymiar religii stanowi wspólne doświadczenie religijne ludzi, natomiast zewnętrzny – jej instytucjonalizacja w przestrzeni społecznej, gdzie wspiera ona tradycyjne dla danego społeczeństwa relacje społeczne i moralność publiczną. Instytucjonalna forma religii może opierać się albo na doświadczeniu religijnym, albo na religijnej ideologii. Religia staje się ideologią wtedy, gdy przekształca się w system wymagań, które ludzie muszą przyjmować niezależnie od osobistego doświadczenia życiowego.

Światopogląd i obraz świata

Światopogląd to spojrzenie na świat oparte na określonym systemie idei, które odzwierciedlają własne przekonania człowieka. Ideologia również stanowi system idei, nadający określony obraz świata, jednak jej celem jest przekonywanie innych. Człowiek może wybrać ideologię jako narzędzie szerzenia swojego światopoglądu w społeczeństwie, ale może też odnosić się do niej pragmatycznie lub nawet cynicznie, rozgraniczając ideologię i własne przekonania. Obraz świata – to, co człowiek postrzega jako rzeczywistość, niezależnie od tego, jak ją ocenia.

U podstaw światopoglądu leżą idee pozwalające człowiekowi określać, co w tym świecie jest słuszne, a co nie, i jak powinien postępować. U podstaw obrazu świata zaś leżą zasady i prawa, zgodnie z którymi świat może być ukształtowany tylko w taki, a nie inny sposób. Na ich podstawie człowiek rozróżnia, co w świecie jest możliwe, a co – z założenia niemożliwe. Aby zmienić światopogląd, wystarczy, by człowiek przemyślał na nowo pewne idee, lecz to nie wystarcza do zmiany obrazu świata. Aby i on uległ zmianie, trzeba na nowo zbudować wyobrażenie o świecie w oparciu o inne zasady.

Obraz świata wyjaśnia, jak zbudowany jest świat; światopogląd – jak oceniany jest istniejący porządek rzeczy; natomiast ideologia – jest narzędziem mobilizacji społeczeństwa i manipulacji nim.

Obraz świata współczesnej władzy rosyjskiej:

Człowieczą historią rządzą mroczne siły, którym przeciwstawia się Rosja. Rozwój cywilizacji jedynie ukazuje sukces tych mrocznych sił, które dominują w rozwiniętych społeczeństwach zachodnich. Jednak ich wpływ jest mniejszy w zacofanych dyktaturach, które mogą być sojusznikami Rosji.

Światopogląd władz rosyjskich:

Najwyższą misją Rosji jest zjednoczanie ziem, a wszyscy, którzy się temu sprzeciwiają, są wrogami. Życie ludzi i narodów poza granicami Rosji nie ma wartości, dlatego powinni być wdzięczni za możliwość zostania włączonymi w skład Rosji. Każde terytorium, które kiedykolwiek było rządzone przez władzę rosyjską – to Rosja. Dążenie Ukrainy do niezależności postrzegane jest jako zdrada, która powinna zostać ukarana, i w związku z tym wojna przeciwko Ukrainie jest usprawiedliwiona.

Ideologia współczesnej władzy rosyjskiej

W Związku Radzieckim mogła istnieć tylko jedna ideologia, która nie tylko całkowicie określała system propagandy, wychowania i kontroli nad społeczeństwem, ale także nakładała ograniczenia na najwyższe kierownictwo państwa. W szczególności dzięki ideologicznym założeniom partia mogła kontrolować KGB.

Władza rosyjska postrzega ideologię jako narzędzie kontroli i manipulacji, które nie powinno ich same ograniczać. W razie potrzeby może łatwo zmienić ideologię i, w zależności od sytuacji, stosuje różne, nawet sprzeczne ze sobą ideologie i założenia ideologiczne, takie jak raszyzm, „Russkij mir”, szczególna droga Rosji, eurazjanizm, kult Stalina, idealizacja carskiej Rosji, „tradycyjne wartości” itd.

System sowiecki opierał się na ideologii przypominającej monolit, który z jednej strony był bardzo twardy, a z drugiej – kruchy, ponieważ każdy atak na choćby jedno ogniwo sowieckiej ideologii zagrażał trwałości całej konstrukcji. Poparcie dla ZSRR oznaczało bezwarunkowe poparcie jego ideologii. Władza rosyjska nie jest związana z żadną jedną ideologią i dzięki temu może uzyskiwać poparcie przeciwnych sobie sił politycznych, ponieważ od nich nie wymaga się poparcia określonej ideologii. Dla niej ważniejszy jest nie wspólny system idei, lecz wspólny obraz świata.

Na przykład w czasach sowieckich osoby religijne zdawały sobie sprawę, że choć są całkowicie zależne od państwa, ich religia jest niezgodna z ideologią komunistyczną. Powodowało to, że organizacje religijne nie mogły otwarcie wspierać agresywnych wojen ZSRR. Jedyny obszar polityczny, w którym mogły uczestniczyć, to tzw. „walka o pokój”, deklaratywnie głoszona przez władze sowieckie. Obecnie wielu rosyjskich autorytetów religijnych samo przedstawia własne warianty ideologii, usprawiedliwiające agresywną politykę Rosji i wojnę przeciwko Ukrainie. Co więcej, zaczynają włączać własną religię w obraz świata rosyjskich władz, w którym współczesna cywilizacja postrzegana jest jako zło. Takiej praktyki nie było w okresie sowieckim.

Nikołaj Karpicki
Słownik wojny

poniedziałek, 20 października 2025

Nikołaj Karpicki. Życie pod ostrzałem. Donbas 2014–2025. Zapiski z dziennika naocznego świadka

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 20.10.2025.

Życie pod ostrzałem. Opytnе 2015. Miejsce śmierci kobiety we własnym mieszkaniu. Zdjęcie: archiwum autora

Wojna nieustannie zmienia swój charakter, a przez to zmienia się też życie ludzi żyjących pod ostrzałem. To co jest niezmienne, to stałe zagrożenie utraty domu, okaleczenia lub śmierci. Profesor Nikołaj Karpicki, jako bezpośredni świadek tych wydarzeń, mieszkaniec Słowiańska w obwodzie donieckim, w PostPravda.Info przedstawia warunki życia na Donbasie nie tylko w ostatnim czasie, ale na przestrzeni minionych dziesięciu lat.

Wojna na Donbasie: Awdijiwka, Opytne, Marjinka pod ostrzałem

Jak ludzie są w stanie żyć pod niemal ciągłym ostrzałem? Próbowałem to sobie wyobrazić trzydzieści lat temu, gdy jeszcze żyjąc w Tomsku na Syberii uczestniczyłem w protestach przeciwko wojnie w Czeczenii. Później, 10 lat temu, kiedy jako niewygodny opozycjonista musiałem opuścić Rosję, zobaczyłem to na własne oczy w przyfrontowej Awdijiwce. Chcę Państwu przedstawić moje zapiski z tamtych czasów, aby można było porównać zmiany, które od tego czasu zaszły.

Kwiecień 2015, Awdijiwka. Względny spokój w porównaniu z ostrzałami podczas walk o lotnisko w Doniecku. Pierwsze ostrzały rozpoczęły się w lipcu 2014 roku i osiągnęły największą intensywność pod koniec stycznia i w pierwszej połowie lutego 2015 roku. Nie było prądu ani wody. Teraz (kwiecień 2015) walki toczą się głównie w strefie przemysłowej, ale mimo to do miasta co jakiś czas dolatują pociski artyleryjskie i rakiety z wyrzutni „Grad”.

Baptystyczny kościół, w którym się zatrzymałem, znajduje się na samym skraju miasta – dalej są już pola, lotnisko w Doniecku i pozycje prorosyjskich bojowników-separatystów. Ganek kościoła jest gęsto podziurawiony drobnymi odłamkami. Spać trzeba przy odgłosie artyleryjskiej kanonady. Pierwszej nocy wyobraźnia podsuwała mi obrazy, jak pocisk wlatuje prosto do mojego pokoju, ale wkrótce – podobnie jak wszyscy mieszkańcy Awdijiwki – przestałem zwracać uwagę na huk artylerii.

W kościele było dużo młodzieży. Jeden z chłopaków został ranny odłamkiem.

– Bo przykucnął, zamiast się położyć – tłumaczył najstarszy z nich. – Błoto, kałuża – nieważne, trzeba od razu padać w jakiekolwiek zagłębienie. Tuż obok mnie też wybuchł pocisk, ale zdążyłem paść na ziemię i wszystkie odłamki przeleciały nade mną. Gdybym tylko przykucnął – fala uderzeniowa oderwałaby mi głowę. Dobrze, że nie używają lotnictwa. Poszczęściło. Lotnictwo to prawdziwy koszmar, przed takimi bombami nie da się ukryć.

Kilka lat później, w 2023 roku, rosyjskie lotnictwo niemal doszczętnie zniszczyło Awdijiwkę przy użyciu kierowanych bomb lotniczych (tzw. KAB-ów).

Wieś Opytnе (między Awdijiwką a lotniskiem w Doniecku), styczeń 2016.

Styczeń 2016, wieś Opytne koło lotniska w Doniecku. We wsi zostało siedemdziesięciu ludzi. Nie ma ani jednego całego budynku. Wydawałoby się, że gorąca faza wojny, po podpisaniu porozumień mińskich, dawno minęła, ale wieś wciąż jest regularnie ostrzeliwana – artylerią, moździerzami, z czołgów, a do tego przenikają grupy dywersyjno-rozpoznawcze…

– A „Grady” (radzieckie samobieżne wyrzutnie rakietowe)? – pytam.

– „Gradów” nie widać od jesieni – odpowiada miejscowy.

Ludzie mieszkają w piwnicy bloku – cywile i wojskowi razem, jak w akademiku. Z piwnicy wystaje rura – mieszkańcy zrobili tam prowizoryczny piecyk. Obok wejścia pień, na którym rąbią drewno. Z boku budynku zieje ogromna dziura po bezpośrednim trafieniu. W tym miejscu zginęła kobieta we własnym mieszkaniu.

Czerwiec 2017, Marjinka. Czyste, piękne miasteczko. Nieustannie pod ostrzałem, a mimo to od razu sprzątają gruz po bombardowaniach. W oczy rzucają się zadbane trawniki z kwiatami. Półzniszczone domy; kilkaset metrów dalej – pozycje separatystów-okupantów. Ulica jest ostrzeliwana nie tylko artylerią, ale nawet z broni strzeleckiej, a ludzie mimo wszystko dbają o kwiaty. Skręciłem w równoległą, na której nikt już nie mieszka – na drzewach dojrzałe morele. Miejscowi powiedzieli, że kiedy jadłem te morele, bojownicy mogli przez celownik zobaczyć kolor moich oczu.

Teraz tego miasta też już nie ma – Rosjanie – podobnie jak Awdijiwkę – zrównali je z ziemią w 2023 roku.

Życie pod ostrzałem. Marjinka 2017. Zniszczony budynek obok zadbanych trawników z kwiatami. Zdjęcie: archiwum autora.

Pierwsze miesiące pełnoskalowej inwazji

24 lutego 2022, Kijów. Wyją syreny, ludzie nie wiedzą, jak reagować ani co ich czeka. Wielu próbuje schronić się w metrze, jakby tam dało się przeczekać wojnę. Koleżanka chciała pojechać z przyjaciółkami do Buczy – sądziła, że tam będzie można się ukryć, gdy w Kijowie rozpoczną się walki. Na szczęście nie zdążyła – droga była już zablokowana.

25 lutego 2022, Słowiańsk. Miasto żyje zwyczajnym rytmem – wojna jeszcze do niego nie dotarła, ale ludzie, którzy już raz przeżyli okupację, dobrze wiedzą, co to znaczy i spokojnie przygotowują się na nadchodzące próby zdobycia.

Marzec 2022, Słowiańsk. Miasto znalazło się w samym oku wojennego huraganu – w jego wnętrzu panuje cisza. Ciężkie walki toczą się w obwodzie kijowskim (o okrucieństwach okupantów mieliśmy dopiero niebawem się dowiedzieć), dochodzą przerażające wieści z Mariupola. Potężny wybuch tuż obok – dokładnie w chwili, gdy łączyłem się ze studentami na zajęcia online – okazał się pierwszym echem wojny w Słowiańsku. W wiadomościach podano, że nad nami zestrzelono pocisk manewrujący.

Już się ściemniało, gdy po raz pierwszy usłyszałem narastający świst rakiety balistycznej. Taką bardzo trudno zestrzelić. Przygotowałem się na uderzenie, przed którym nie ma schronienia. Potężny wybuch, ale szyby całe. Wyszedłem zobaczyć co się stało. W oddali paliło się pole. Na razie takie ataki na nasze miasto zdarzają się sporadycznie. Myślę o Mariupolu, gdzie ludzie przeżywają coś niewyobrażalnie gorszego.

Wielu z nas ma już przygotowane piwnice, w których można się schronić podczas ostrzału, ale nie wszyscy. Moja piwnica to duży dół wewnątrz chybotliwej szopy – gdyby się zawaliła, zasypałoby ją, a ja bym został pogrzebany w tym tymczasowym grobie. Dlatego krycie się tam jest bardziej niebezpieczne, niż pozostanie w domu. Tym bardziej, że atak rakietowy zawsze przychodzi niespodziewanie.

Kwiecień – maj 2022, Słowiańsk. Kanonada staje się ciągła i stopniowo zbliża się do miasta. Padło Izium, za nim – Łymań. Od czasu do czasu Słowiańsk trafiają rakiety, widać coraz więcej zniszczeń. Straszniejsze od rakiet jest jednak ogniowe tsunami artylerii, które wszystko przed sobą pochłania. Jeszcze gorsi są rosyjscy żołnierze, którzy idą gwałcić, torturować i zabijać. Nikt nie wie, na jakich liniach uda się ich zatrzymać.

Lato 2022, Słowiańsk. Miasto zaczęło być regularnie ostrzeliwane z wyrzutni rakietowych (RSZO) i niemal całkowicie opustoszało. Wróg jest już dziesięć kilometrów od miasta, ale nie może przekroczyć rzeki Siewierski Doniec. Gdyby rozstawił wokół Słowiańska artylerię lufową, mógłby doszczętnie zniszczyć miasto, jednak ukraińskie wojsko na to nie pozwala. Nie ma gazu, wody, a prąd często znika – i to na długie godziny.

Kolejny ostrzał – już nie pamiętam, która to noc z rzędu. Wybuchy raz bliżej, raz dalej mojego domu – zastanawiam się, czy tym razem trafią we mnie. To może trwać ponad godzinę.

3 lipca 2022, Słowiańsk. W domu nie było prądu, więc pracowałem tego dnia w zielonoświątkowym kościele „Dobra Wieść”. Nagle rozległa się seria głośnych wybuchów. Może z dziesięć. Ludzie w przedsionku odskoczyli od okna, jedni pobiegli do piwnicy, inni na podwórze zobaczyć, gdzie trafiło. Wyszedłem i ja. Z pobliskich budynków mieszkalnych unosiły się w górę kłęby dymu. Po prawej, po lewej i tuż przede mną. Zaraz potem druga seria wybuchów – jeszcze bliżej.

– Wszyscy do piwnicy! – zawołał dyżurny z kościoła, machając rękami. Wróciłem do stolika, spakowałem laptop i również zszedłem na dół. Intensywne bombardowanie ustało, rozległy się jeszcze trzy pojedyncze wybuchy, ale nikt już na nie nie reagował. Podszedł do mnie Ołeksandr Reszetnik. Ktoś zdążył mu przesłać nagranie z panoramą ostrzału Słowiańska: na całej długości miasta wznoszą się słupy dymu – naliczyliśmy ich około dwudziestu, choć mogło być więcej. Ołeksandr powiedział, że ostrzał prowadzono prawdopodobnie z systemów „Uragan” albo „Smiercz”. Później przeczytałem w wiadomościach, że zginęło sześć osób, a piętnaście zostało rannych.

Ostrzał Słowiańska 3 lipca 2022 r.

Jesień 2022, Słowiańsk. Udana kontrofensywa odrzuciła wroga od miasta, co zapoczątkowało dłuższy okres względnego spokoju. Raz lub dwa razy w tygodniu można było usłyszeć ostrzał rakietowy Słowiańska. Czasem ginęli cywile, ale w porównaniu z latem 2022 roku wydawało się to ciszą. Mieszkańcy zaczęli wracać do domów. Obecnie w Słowiańsku żyje prawie połowa ludności sprzed wojny. Choć mówiąc o „spokoju”, nie jestem obiektywny – mieszkam sam. Matki z dziećmi raczej nie pocieszy fakt, że ataki są rzadsze, jeśli wciąż istnieje ryzyko, że w każdej chwili rosyjska rakieta może zabić lub okaleczyć jej pociechę.

Rok 2025 – wojna zmieniła swój charakter

Lato 2025, Słowiańsk. Do miasta zaczęły dolatywać kierowane bomby lotnicze (tzw. KAB-y). Na szczęście bardzo rzadko, ale ich skutki są potworne. Pocisk artyleryjski może zniszczyć pokój, a rakieta – całe wejście do bloku. KAB – cały budynek. Stopniowo wrogie drony stały się częścią codzienności. Najpierw pojawiały się rzadko i pojedynczo, potem – całymi rojami. Walki powietrzne z dronami najlepiej widać w pogodną noc, gdy niebo usiane jest gwiazdami i widać Drogę Mleczną. Przestrzeń przecinają smugi ognia z dział przeciwlotniczych, nad głową błyskają rozbłyski. Od myśli, że któryś dron może spaść prosto na twój dom, robi się nieswojo.

Czasem brzęczenie dronów trwa długo i jednostajnie – jakby komary krążyły nad tobą. Może to trwać całymi godzinami. Czasem brzęczenie gwałtownie narasta i kończy się eksplozją – to drony pikują z wysokości, a działa przeciwlotnicze nawet nie zdążają odpowiedzieć ogniem.

13 lipca 2025, Słowiańsk. Spokojny poranek. Nic nie zapowiada zagrożenia. Nagle gwałtownie narastający dźwięk rozcinanego powietrza. Sekunda – i potężny wybuch tuż obok – KAB. Jeszcze nie wiem, jakie są skutki uderzenia, być może czyjeś życie właśnie się skończyło.

2 sierpnia 2025, Słowiańsk. Na targu przydworcowym, gdzieś bardzo blisko, huknęło – rosyjski dron Lancet. Pojedyncze uderzenie – syreny nikt nie włączył. Ludzie niewzruszenie zajmowali się swoimi sprawami. Sprzedawczyni wyszła z kiosku i spokojnie zapytała:

– Z której strony uderzyli?

Machnąłem ręką.

– Stamtąd. Echo niosło się z tej strony.

Kiedy jechałem rowerem do domu, znów huknęło. Codzienne życie.

Teraz Kijów bombardują nie mniej, ale jest różnica w tym, jak bombardowania przeżywają kijowianie, a jak mieszkańcy Donbasu. Czas dolotu do Kijowa pozwala śledzić ataki Rosjan w telegramowych kanałach monitorujących – dzięki temu każdy może podjąć decyzję, czy zejść do schronu, ukryć się w łazience, czy też zignorować alarm. Na Donbasie czas dolotu jest tak krótki, że ludzie nawet nie próbują śledzić ataków ani się ukrywać. Przyjmują to, co się dzieje, takim, jakie jest, i dalej wykonują swoje codzienne obowiązki.

15 sierpnia 2025, Słowiańsk. Wczoraj wieczorem był silny ostrzał. Jeden „przylot” był bardzo blisko – aż zadźwięczały szyby. Na szczęście zdążyłem przygotować jedzenie, zanim odłączyli prąd. Rano sprawdziłem wiadomości. Trafienie w prywatny dom mieszkalny, zaledwie kilkaset metrów ode mnie. Poszedłem zobaczyć. Wozy strażackie i zapach spalenizny. Dom zniszczony do fundamentów, powalone drzewa, uszkodzone wszystkie okoliczne budynki.

Istnieje ogromna różnica między ostrzałami niesystematycznymi, jak u nas, a systematycznymi. U nas działają strażacy, ekipy naprawcze – prąd przywrócono już rano. Te pojedyncze ataki terrorystyczne w żaden sposób nie wpływają na życie miasta. Targ był pełen ludzi, życie płynie jak dawniej. Co innego, gdyby rozpoczął się systematyczny ostrzał, zamieniający miasto w ruinę.

Wrzesień 2025, Słowiańsk. Ostrzały się nasiliły. Mnie jest łatwiej – mam spokojną pracę, piszę, uczę zdalnie. Ale jak to jest dla ekip remontowych, które muszą pracować w każdą pogodę pod ostrzałem… albo dla chirurgów, którzy przeprowadzają operacje zamiast ukrywać się w schronach? A jednak pracują. Nie próbują wyjechać z przyfrontowego miasta, choć wiedzą, że ostrzały będą się nasilać, a szpitale znajdują się w strefie szczególnego ryzyka.

Rozmawiałem z ludźmi na oddziale chirurgicznym. Wybuchy jeden po drugim, bardzo blisko. Wielu pacjentów po operacjach, nie mogą chodzić, spokojnie komentują atak. Za każdym razem przenosić cały oddział chirurgiczny do schronu jest zupełnie nierealne, więc wszyscy zostają na miejscu. Taka „rosyjska ruletka”. Ludzie zdają sobie sprawę, że mogą zginąć w każdej chwili. I niekoniecznie tylko w Słowiańsku. Niedawno informowano o młodej rodzinie, która przeniosła się ze Słowiańska do Kijowa i cała zginęła tam.

Wrzesień 2025, Kramatorsk. Obserwuję, jak rozmawiają ze sobą zwykli ludzie – do codziennych, życiowych tematów rozmów dołączył temat ostrzałów. Wielu ma krewnych w różnych miastach Donbasu, więc wszystkich interesuje, gdzie wczoraj bombardowano i kogo zabito. Spotkałem świadka strasznego ataku na osiedle Jarowa, niedaleko stąd. Rano, 9 września 2025 roku, Rosjanie zrzucili bombę lotniczą na emerytów stojących w kolejce po emeryturę. Zginęło 25 osób w wieku od 53 do 87 lat, kolejne 19 zostało rannych. Kobieta opowiadała, że w epicentrum wybuchu pojedyncze części ciał – ręce, nogi – były zmieszane z ziemią, a na obrzeżach ludzi po prostu rozrzuciło. Mówiła, że ludzie przez dwa miesiące nie dostawali emerytur i w końcu przyszli je odebrać. Oczywiście obwinia także lokalne władze o to, że nie zadbały o bezpieczeństwo.

Szpital miejski w Kramatorsku to miejsce, gdzie można spotkać ludzi z innych miast Donbasu. Starszego mężczyznę właśnie wypisano, przyjechała po niego córka, by odwieźć go samochodem do Drużkiwki – sąsiedniego miasta. Siedzą i czekają – jechać niebezpiecznie, nad szpitalem krążą drony.

– Zwiadowcze? – pyta mężczyzna z sąsiedniego łóżka.

– Nie, bojowe – odpowiada córka pacjenta. Słychać terkot dział przeciwlotniczych.

– Mój krewny też jechał z Drużkiwki, to dron się za nim przyczepił zaraz po punkcie kontrolnym – westchnął mężczyzna z sąsiedniego łóżka, a ja wyobraziłem sobie, jak to jest – jechać i wiedzieć, że dron wiszący nad głową w każdej chwili może uderzyć w twój samochód. Sam też mieszka teraz u krewnych w Drużkiwce – jego dom został w Konstantyniwce, którą rosyjskie wojska teraz systematycznie niszczą. Tak jak kiedyś Awdijiwkę, Marjinkę.

Drużkiwka leży między Konstantyniwką a Kramatorskiem, jest często ostrzeliwana, jednak służby remontowe szybko usuwają skutki ataków. W Konstantynіwce natomiast już nic nie działa – nie ma prądu ani wody, w mieście zostało zaledwie sześć tysięcy mieszkańców. Zanim Rosjanie zajmą miasto, niszczą je do fundamentów – innej taktyki nie znają.

Życie pod ostrzałem. Kramatorsk 2025. Tutaj leczą ludzi. Zdjęcie: archiwum autora.

Rozmawiałem też z emerytowanym oficerem, który opowiadał, że nawet w Czasiw Jarze, z którego prawie nic nie zostało, wciąż żyją ludzie – może trzy osoby. Nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia starsi ludzie bardzo niechętnie opuszczają swoje domy. Ukraińscy żołnierze chcieli zmusić do wyjazdu z Czasiw Jaru pewną staruszkę, ale ta dotarła do ich przełożonych i poskarżyła się, więc ci udzielili żołnierzom nagany za rzekomo „niegrzeczne” traktowanie miejscowych.

O odmiennym stosunku do miejscowych ze strony ukraińskich i rosyjskich wojsk świadczą jego słowa:

– Toreck i Gorłówka to miasta-satelity, jak Słowiańsk i Kramatorsk. Rosjanie mielą Toreck na gruz, a w Gorłówce są i prąd, i woda – rosyjscy żołnierze mogą tam doskonale odpocząć przed bitwą. Rozumiem, że nie wolno uderzać w dzielnice mieszkalne, ale przynajmniej w system energetyczny. To wojna o przetrwanie, a naszym zabrania się strzelać w infrastrukturę krytyczną. Tego nie potrafię zrozumieć.

Październik 2025, Ukraina. To, czego doświadczamy w Donbasie, to dopiero początek wielkiej wojny dronów. Myślę, że wkrótce nie będzie już ani tyłów, ani frontu – tylko wojna dronów, której nie da się utrzymać w granicach Rosji i Ukrainy.

sobota, 11 października 2025

Jolanta Jasińska-Mrukot. Putin wyprał mózgi Rosjanom, a teraz chce Polakom. I propaganda Kremla działa na nas. Wywiad z Piotrem Kaszuwarą

Źródło: O!Polska. 05.10.2025.

Rosjanie mają trzy brygady  żołnierzy przeszkolonych do tego, żeby prowadzić wojnę w internecie. A jedna brygada to od 3000 do 5000 osób. Do tego dochodzą farmy trolli i pomocnicy finansowani z pieniędzy Kremla - mówi Piotr Kaszuwara, korespondent wojenny, wolontariusz, publicysta i współtwórca portalu PostPravda.Info, zwalczająjącego rosyjską dezinformację.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Rosyjska ofensywa w naszej infosferze nabiera tempa, a większość ludzi nie dostrzega tej propagandy. Wciąż spotykam się z niedowierzaniem, że imperialne ambicje Putina to próba powrotu do czasów sprzed 1991 roku, czyli przed rozpadem Związku Radzieckiego. W takim scenariuszu Polska ponownie znalazłaby w rosyjskiej strefie wpływów. 

Piotr Kaszuwara. Od dwóch lat staramy się to tłumaczyć, ale to są skomplikowane mechanizmy, które Rosja praktykuje dziesiątki lat. Oni stworzyli uniwersytety propagandy, podręczniki, z których uczą się rosyjskie służby. A uczą się mechanizmów sterowania społeczeństwem, sterowania opiniami, wykorzystując tak zwanych agentów wpływu, którzy już od dawna mogli istnieć w naszej medialnej rzeczywistości. Oni mogli się pokazywać nawet jako opozycjoniści i przeciwnicy Rosji, a teraz, mając już autorytet, pokazują zupełnie inne twarze. I ten autorytet wykorzystują do powielania rosyjskiej dezinformacji i narracji. Takie przykłady spotykamy we Francji, w USA, to są często niektórzy blogerzy. Wcześniej Rosja wykorzystywała telewizję, książki, gazety, a teraz internet.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Czyli nie mam pewności, z kim rozmawiam?

Piotr Kaszuwara. Pamiętam taką sytuację z 2022 roku, kiedy dwoje francuskich dziennikarzy, wolontariuszy poprosiło mnie, żebym ich zabrał do Ukrainy, kiedy trwało oblężenie Kijowa przez Rosjan. Oni w samochodzie zaczęli mnie wypytywać o sytuację w Ukrainie, z kim i o co toczy się ta wojna. Byłem zdziwiony ich prostymi pytaniami, ich stanem wiedzy. Skąd ją czerpali? We Francji była blogerka komentująca wojnę w Ukrainie dla głównych francuskich mediów, miała ponad milion obserwujących. Robiła to niby z perspektywy korespondentki mieszkającej na co dzień w Donbasie, ale nikt się nie zastanowił, po której stronie frontu ona mieszka. Bo do niewielu ludzi to docierało.

Mamy też takiego fińskiego komentatora wojennego Johana Bäckmana, którego spotkałem w tak zwanej Donieckiej Republice Ludowej, stworzonym przez Rosję separatystycznym quasi-państwie. Okazało się, że ten główny komentator fińskich mediów jest jednym z szefów rosyjskiej machiny propagandowej, znajdującej się w Doniecku. I to pod jego nadzorem pracują dziennikarze z całego świata. Żeby zrozumieć te wszystkie mechanizmy propagandy, trzeba być specjalistą. Dlatego przeciętnemu człowiekowi, który nie śledzi każdego newsa i nie zna wszystkich realiów ani kontekstów, tak trudno się w tym wszystkim odnaleźć. Właśnie po to jesteśmy my – dziennikarze. I po to powinien być rząd…

Jolanta Jasińska-Mrukot. …rząd, który najwyraźniej nie potrafi, albo nie wie, jak sobie z tym radzić. Rosyjska ofensywa w infosferze trwa, a u nas nadal za kłamstwa, fałszywe konta i fałszywe informacje nie ma żadnych sakcji. Można je bezkarnie rozpowszechniać.

Piotr Kaszuwara.  Jak już powiedziałem, ta ofensywa w Polsce trwa od dawna i przez długi czas była ignorowana. Zwłaszcza w kampanii prezydenckiej przez niemal wszystkie partie była wykorzystywana retoryka antyukraińska, aby uzyskać większe poparcie sondażowe. A to odbiło się na relacjach polsko-ukraińskich. Najwyraźniej nie doceniliśmy wroga, który szczególnie w tym czasie był aktywny. I to nie dotyczy wyłącznie Polski, bo żaden kraj nie ma tak zorganizowanego systemu, jaki ma Moskwa. Szacuje się, że Rosjanie średnio przeznaczają około 4 mld dolarów rocznie na prowadzenie działań propagandowych.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Gigantyczna suma na rosyjską propagandę…

Piotr Kaszuwara. Rozmawiałem niedawno z oficerem ukraińskiej armii, odpowiadającym za przeciwdziałanie propagandzie. Powiedział, że Rosjanie mają trzy brygady żołnierzy przeszkolonych do tego, żeby prowadzić wojnę w internecie. A jedna brygada to jest nawet od 3000 do 5000 osób. Więc to tysiące wyszkolonych specjalistów w mundurach, którzy z nami walczą w sferze informacyjnej. A do tego dochodzą farmy trolli i pomocnicy, finansowani z pieniędzy rosyjskich. Tuż przed wyborami do Europarlamentu czeski kontrwywiad ujawnił taką szajkę mającą wpływać na wyborców. Oni też finansowali różne partie polityczne w europejskich krajach. Szef tej szajki, Wiktor Medwedczuk, początkowo zaangażowany w działalność prorosyjskich mediów w Ukrainie, następnie takich samych agentów wpływu miał werbować w Europie. Niektóre kraje europejskie, takie jak Belgia i Niemcy, zdecydowały się na ujawnienie, jakie partie były finansowane z tych pieniędzy. A kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że walijski polityk z Wielkiej Brytanii też był „na żołdzie” Kremla.

Niestety, w Polsce do dzisiaj nie wiemy, kto jest finansowany z tych pieniędzy, choć jestem pewien, że polskie organy ścigania otrzymały od czeskich służb takie informacje. Społeczeństwo nie zostało o tym jednak poinformowane, przez co błądzimy w tej mgle. Najbardziej niebezpieczne jest więc w dalszym ciągu to, że przekonują nas do siebie ludzie, o których nie wiemy, kim naprawdę są.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Żeby taką machinę propagandową zorganizować, to Kreml musiał od zawsze i bez przerwy ją rozwijać. Nawet wówczas, kiedy Europie się wydawało, że Rosja może być partnerem gospodarczym.

Piotr Kaszuwara. Kreml walczył zawsze w sferze informacyjnej i nigdy nie przestał. Takim propagandowym majstersztykiem była tragedia w Czarnobylu z 26 kwietnia 1986 roku, wtedy wprowadzono w błąd wszystkich. Niedługo po katastrofie mieszkańcy Kijowa wychodzili na marsz pierwszomajowy. Przez pięć dni nie poinformowano ludzi, bo wierzono, że interes ZSRR jest ważniejszy niż życie obywateli. Jessikka Aro w swojej najnowszej książce o Rosji i rosyjskiej propagandzie opisuje mechanizmy zaczynające się już w latach 50. ubiegłego wieku. Dotarła do tych dokumentów w Niemczech, gdzie jeden z rosyjskich szpiegów przywiózł je w zamian za obietnicę wolności. Wynika z nich, że Rosjanie zamierzyli zniszczyć Zachód informacją. Zawsze na początku piorąc mózgi własnemu społeczeństwu. Mówi się, że pięćdziesiąt procent wojny, takiej, jaką widzimy w Ukrainie, to nie są czołgi, sprzęt, ale to jest informacja, propaganda. Żeby móc wjechać czołgami do innego kraju, żeby móc zabijać ludzi, torturować, gwałcić i mordować dzieci, trzeba wcześniej ich zdehumanizować. Pozbawić człowieczeństwa.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Wojna rozpoczyna się od słowa?

Piotr Kaszuwara. Tak właśnie jest. I Rosjanie o tym bardzo dobrze wiedzą. Jest mnóstwo strategii, żeby sterować społeczeństwem. I niestety, ta zgoda na prowadzenie wojny przeciwko Ukrainie w rosyjskim społeczeństwie istnieje, bo Ukraińców przedstawia się jako nazistów. Kiedyś ukraińscy żołnierze z Zaporoża pytali schwytanego rosyjskiego artylerzystę, odpowiedzialnego za zbombardowanie osiedla, gdzie zginęły dzieci, co one były winne. Powiedział, że to mali naziści. Rosjanie mają do tego stopnia wyprane mózgi przez wszechobecną propagandę. U nich wolne media nie istnieją. Taka ofensywa u nich zaczęła się po 2014 roku. W Riazaniu była taka etniczna grupa ugrofińska Erzjan, mieli swój język, swoje niezależne medium, a w 2019 Putin zamknął w więzieniu redaktora naczelnego. Tam może istnieć jedna kremlowska wersja rzeczywistości i nie ma miejsca na jakąś inność.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Czy ze względów geopolitycznych Kreml uparł się, żeby zniszczyć Ukrainę? A może to kara za to, że Ukraińcy pogonili prokremlowskiego Janukowycza?

Piotr Kaszuwara. Gdyby wiedziano, jaki jest główny cel i powód tej wojny, to byłoby łatwiej walczyć. Niestety, nie wiemy, co siedzi w głowie Putina. Uważam, że Donald Trump podjął taką próbę zdemaskowania prawdziwych celów tej wojny, mówiąc o złożach naturalnych Ukrainy, złożach litu wartego biliony dolarów, które wystarczyłyby na odbudowę wolnej Ukrainy i na wiele następnych lat. Chodzi też o strefę wpływów, o zagarnięcie ukraińskiej historii, która została już zawłaszczona przez Kreml. Pewnie trudno im sobie wyobrazić, czym byłaby Rosja bez Rusi Kijowskiej, pewnie jakimś spadkiem po imperium mongolskim. Tutaj zapewne wiele różnych kwestii się nakłada. Profesor Mikolaj Karpicki, jeden z autorów PostPravdy, stworzył mrożącą krew w żyłach teorię, dlaczego Putin prowadzi tę wojnę i nazwał to wojną nekroimperialną.

Czyli, to już nie chodzi o odbudowę imperium sowieckiego, czy spadkobiercy Bizancjum, tego nowego Rzymu, jak często mówią rosyjskie media, ale coś, co ma nieść wyłącznie śmierć. Tak to tłumaczy prof. Karpicki, filozof, który urodził się na Syberii. Jego zdaniem, jedynym celem Putina jest zabijanie, bo Rosjanie niszczą wszystko to, czego nie rozumieją. Łatwiej jest zniszczyć, zabić, niż spróbować zrozumieć innego. Podobnie mówił już Lenin, że nawet jeśli będzie potrzeba upadku Rosji, trzeba upaść i ponownie zbudować na nowo ten ruski mir.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Już raz się rozsypał stary porządek ZSRR, a po 1991 powstał nowy.

Piotr Kaszuwara. Tylko, że my zapomnieliśmy, że Borys Jelcyn był członkiem Politbiura w ZSRR, on niczym się nie różnił od poprzednich dygnitarzy. A jego następcą był Putin, czyli szef FSB, to jego Jelcyn wyznaczył na swojego następcę. Więc czy Rosja rzeczywiście się zmieniła, czy tylko tak, jak mówił Lenin, na chwilę upadła? Żeby później nadrobić straty, to, w czym Zachód ją przeganiał, m.in. w nowoczesnych technologiach i braku wiedzy w ZSRR. Kiedy już to udało się pozyskać, wojna zaczęła się na nowo. Widocznie Rosja już takim krajem jest, dla którego wojna jest całą rzeczywistością. I żeby się jej przeciwstawić, musimy to zrozumieć.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Wspomniał pan o post-prawdzie, tym dziwnym stanie życia społecznego, gdzie wypaczony jest pierwotny sens i dominuje populizm. W tym świecie krąży opinia, że drony, które niedawno wtargnęły w naszą przestrzeń, wystrzelili Ukraińcy, żeby wciągnąć nas w wojnę.

Piotr Kaszuwara. To jest właśnie rosyjska narracja. Niedawno rosyjskiemu społeczeństwu pokazano dokumentalny film opowiadający historię życia polskiego propagandysty, wysoko postawionego oficera propagandy, który mieszka w tej nieuznawanej przez społeczność międzynarodową separatystycznej Donieckiej Republice Ludowej. Tam pojawia się taka narracja, że to nie jest nasza wojna, tylko Ukraina i cały Zachód próbują wciągnąć Polskę do konfliktu z Rosją. Że do Polski przyjechało mnóstwo Ukraińców i zabierają Polakom pracę, pieniądze i siedzą u nas na zasiłkach. Kolejną kwestią są ekshumacje pomordowanych przez UPA na Wołyniu.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Na Podolu w Puźnikach ostatnio odbył się po 80 latach oficjalny pogrzeb ekshumowanych ofiar UPA.

Piotr Kaszuwara. Wcześniej już było wiele ekshumacji, tylko informacja o tym nie dostaje się do mediów. Częściej słyszymy, że Ukraina nie pozwala, że nic w tej sprawie nie robi, a mało kto wie, że te ekshumacje trwają już od wielu lat. Ekshumacje w Puźnikach nie były pierwsze ani ostatnie. Ostatnio rozmawiałem z Wasylem Bodnarem, ambasadorem Ukrainy w Polsce, on mówił, że jest cała lista miejscowości, gdzie ekshumacje i pogrzeby zostaną przeprowadzone. W ogóle to skomplikowana historia, profesorowie, którzy się tym zajmują, nie znają wszystkich faktów. A Rosja, zręcznie tym manipulując, wprowadza chaos i niesnaski między naszymi narodami.

Tymczasem Rosjanie jakoś rzadko mówią, że dopuścili się zbrodni w Katyniu, a przecież tam zginęli ludzie, którzy mogli budować Polskę po drugiej wojnie światowej. To samo Rosjanie robili ukraińskim partyzantom, strzelając im w tył głowy. Albo wysyłali ich na Syberię, gdzie spotykali się w jednym łagrze z Polakami. Tam Rosjanie zachęcali Polaków, żeby się na nich mścili, ale Polacy często mówili, że to jedynie Bóg może rozsądzić.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Naszym wspólnym wrogiem jest Rosja?

Piotr Kaszuwara. Wspólnym wrogiem jest Rosja i za każdym razem nas jakoś w tę wrogość z Ukraińcami uwikłała. W tych opowieściach dotyczących relacji między Polską a Ukrainą ten nieprzychylny klimat tworzy Kreml, bo oni doskonale zdają sobie sprawę, że gdyby Polacy i Ukraińcy żyli w zgodzie, to byłoby o niebo trudniej z nami walczyć.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Ten zły klimat mogą nadal podsycać czerwono-czarne banderowskie flagi, które widziałam kilka tygodni temu w obwodzie tarnopolskim. Co prawda, wisiały na niewielu domach, ale były.

Piotr Kaszuwara. Raczej jest ich wiele, tylko, że to nie są flagi banderowskie.

Jolanta Jasińska-Mrukot. No, jak to? Czy czerwono-czarne to nie są barwy banderowskie?

Piotr Kaszuwara. Czerwono-czarne to były kiedyś jedne z barw OUN-B. I w przeszłości niektóre oddziały Ukraińskiej Armii Powstańczej z takich korzystały. Ale symbole mają to do siebie, że zmieniają znaczenie. Kiedyś swastyka była symbolem słońca, a dziś, gdybyśmy sobie wywiesili swastykę w oknie, to by się działo… Kiedyś spadająca gwiazda była symbolem umierającego dziecka, a dzisiaj oznacza szczęście i kierujemy do niej swoje życzenia. Krzyż w dalekiej przeszłości był symbolem przestępcy i złodzieja, a dzisiaj dla chrześcijan jest symbolem zbawienia i miłości do ludzi. W dzisiejszych realiach ta czerwono-czarna flaga kojarzy się z walką przeciwko rosyjskiemu okupantowi. Te barwy oznaczają czarną ukraińską ziemię zalaną krwią. Dlatego te flagi pojawiają się na grobach i domach poległych ukraińskich żołnierzy. Naprawdę, proszę mi wierzyć, to nie ma żadnych odniesień do Polski, do tego, co działo się 80 lat temu. To wszystko, szczególnie teraz, roznieca rosyjska propaganda.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Coraz częściej słyszę, że Rosja werbuje w Polsce niemal jawnie. Mamy wysyp prorosyjskich fejkowych kont w mediach społecznościowych, niemal całe farmy trolli. Rosja prowadzi przeciwko nam wojnę, a my milczymy.

Piotr Kaszuwara. Właśnie dzisiaj dostaliśmy informację, że jeden z takich prorosyjskich naganiaczy, czyli „Jaszczur”, prowadzący patokanał Kamraci na YouTube usłyszał wyrok skazujący za nawoływanie do nienawiści przeciwko Żydom i Ukraińcom. Od tego zaczyna się każdy rozlew krwi, od dehumanizowania człowieka. Tak, żeby przestano w nim widzieć ludzkie stworzenie. Ja nie jestem zwolennikiem mówienia o Rosjanach „Orki”, a o Ukraińcach „Ukropy”. A w czasach drugiej wojny światowej nie mówiłbym o Żydach vel „robactwo”, jak nazywano ich w nazistowskich propagandowych filmach w okupacyjnych kinach. Żydzi żyli wtedy w bardzo trudnych warunkach, co sprzyjało tworzeniu takiego obrazu. A gdy ktoś przestaje być postrzegany jako człowiek, łatwiej go popchnąć, obrazić na ulicy, a w końcu – zabić.

Czy dziś nie obserwujemy podobnych mechanizmów, gdy słyszymy o pobiciach taksówkarzy czy dostawców jedzenia innej narodowości? Tym bardziej warto pamiętać o tym, co wydarzyło się w 2022 roku, kiedy potrafiliśmy dzielić się z uchodźcami wojennymi. To był piękny czas. Pokazaliśmy światu, że nie jesteśmy narodem ksenofobicznym ani rasistowskim, lecz krajem dobrych ludzi.

Jolanta Jasińska-Mrukot. A teraz?

Piotr Kaszuwara. Teraz w mediach francuskich, brytyjskich, amerykańskich pojawiają się artykuły mówiące o tym, jak zła jest relacja między Polakami a gośćmi z Ukrainy. Pozytywne jest to, że nasz rząd w tym całym zamieszaniu jasno określa, kto jest wrogiem Polski.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Jak ci rosyjscy oficerowie od propagandy typują cele?

Piotr Kaszuwara. Jeżeli widzą jakąś grupę odstającą od całego systemu, od razu ją finansują, pomagają. Teraz w Hiszpanii zaczęły się tworzyć ruchy mężczyzn, którzy uważają, że kobiety mają zbyt wiele praw. Takie ruchy szowinistyczne. To są młodzi ludzie szukający jakiejś idei i tam już od razu weszła Rosja. To samo z Konfederacją, tam była jakaś idea, bo młodzi jakiejś idei potrzebują. A nie dawały im jej ani PO, ani PiS.

Jolanta Jasińska-Mrukot. Tyle krwi już popłynęło, tyle matek pochowało w Ukrainie dzieci, ale Putin tak naprawdę osiągnął tyle, że jeszcze bardziej utrwalił państwowość i tożsamość ukraińską.

Piotr Kaszuwara. Pewnie tak, ale to nie wydarzyło się w 2022 roku. To działo się już wcześniej. Pierwszym znakiem była Pomarańczowa Rewolucja, a nawet wcześniej, kiedy Ukraina podkreślała swoją tożsamość odrębną od rosyjskiej. Kiedy Ukraińcy uwierzyli, że ich miejsce jest w Europie, a nie pod butem Rosji. Napaść Rosji na Ukrainę w 2022 roku była próbą zniszczenia tego, co było budowane od Pomarańczowej Rewolucji. I co teraz zostało przypieczętowane przez tę krew, przez te czerwono-czarne barwy, tak źle kojarzące się w Polsce, a na Ukrainie z bohaterską walką przeciwko Rosji.

Dobrze pamiętam najbardziej zniszczone osiedle w Charkowie, gdzie przed wojną żyło 400 tysięcy ludzi, a teraz prawie nikt nie mieszka. Tam nie ma wody, gazu ani prądu. To osiedle położone przy samym froncie, a spotkałem tam starsze panie w marcu 2022 roku. Myły się w takim prowizorycznym prysznicu zrobionym na dworze, a obiady wspólne robiły na kamieniach też na zewnątrz. Ogrzewały się w namiotach na podwórkach. One były rosyjskojęzyczne, pytały, dlaczego Putin im to zrobił. Mówiły, że kiedyś go popierały, zanim im to zrobił. Kramatorsk to byli przeciwnicy Europy, którzy się pojawiali na Majdanie, a dzisiaj Krematorsk walczy z Rosją. Rzeczywiście, ten 2022 rok zmienił wszystko.

piątek, 26 września 2025

Piotr Kaszuwara. Wywiad z Jędrzejem Morawieckim na temat książki „Szykuj sanie latem”

Źródło: Wydawcą PostPravda.info. 18.09.2025.

Na zdj. Wissarion i jego wierni, fot. Maciej Skawiński.

Proces oszukiwania społeczeństwa przez rosyjską propagandę jest nader skomplikowany i zatajony. Zmylić może najlepszych specjalistów, uśpić ich osąd, sprawić, że uwierzą w wolność, w dobre zamiary i chęć budowy lepszego świata. Wtem jednego, niespodziewanego dnia, budzimy się w nowym wspaniałym, ruskim mirze, tak jak bohaterowie najnowszej książki Jędrzeja Morawieckiego pt. „Szykuj sanie latem”. W przeddzień premiery (24 września 2025) rozmawiamy z autorem, Jędrzejem Morawieckim o tym, jak Rosja zmieniła się po upadku ZSRR i dlaczego z taką nadzieją powitano wtedy zmianę, która zakończyła się totalną katastrofą i wojną.

Szykuj sanie latem – fragment

„Nie wiedziałem jeszcze, że ruszam właśnie w pierwszą z pięciu wypraw do Strefy. Nie wiedziałem, że wydarzenia we wspólnocie i moje rozmowy z wiernymi sprawią, że zrozumiem w końcu, iż więcej do sekty jeździć mi nie wolno. Nie wiedziałem, że kiedy złamię własne postanowienie i spróbuję jednak do Strefy powrócić, okaże się, że dawne ścieżki dostępu zostały już przede mną zamknięte. Nie potrafiłem również przewidzieć, że nie tylko Strefa, lecz także cała polifoniczna, odwilżowa Rosja lat 90. odejdzie w zapomnienie szybciej niż zdążę osiwieć na podobieństwo Wissariona. Że z częścią dawnych znajomych Rosjan nie będę umiał rozmawiać, nie udźwignę ich patriotycznego wzmożenia, że innym znajomym postawią zarzuty za lajkowanie nieprawomyślnych treści w mediach społecznościowych. Jeszcze innych za udostępnianie tych treści skażą na więzienie. Że znikną redakcje, od których uczyłem się pisania. Że zacznę unikać hoteli, że po wynajęciu kwatery przez Booking będę czyścić komputer z robaków i zaniecham wysyłania wywiadów do chmury, nawet przez maile, bo taki wirtualny backup może zaszkodzić rozmówcom. A ja rozumiałem jeszcze, że podobnie jak część rosyjskich intelektualistów i duchowych dziwaków, dałem się zaczarować iluzji nieograniczonej wolności” – Jędrzej Morawiecki, Szykuj sanie latem.


Piotr Kaszuwara, PostPravda.Info: Czujesz się oszukany przez Rosję?

Jędrzej Morawiecki, autor książki Szykuj sanie latem, współzałożyciel PostPravda.Info: Mogę powiedzieć, że na pewno doznałem czegoś takiego jak rozczarowanie światem. Myślę, że nie mam prawa powiedzieć, że czuję się oszukany przez Rosję, bo to prawo mają ci, którzy mieszkali w Związku Radzieckim i którzy wierzyli albo w Związek Radziecki, albo w kulturę rosyjską jako w kulturę dominującą w ówczesnym imperium. Mam na myśli nie tylko Rosjan, ale także na przykład Ukraińców, których spotykałem w swojej poprzedniej książce na Donbasie. Mówili, że czuli się ludźmi radzieckimi. I oni mają rzeczywiste prawo powiedzieć, że czują się rozczarowani, dlatego że ten świat, chociaż wiemy, że Związek Radziecki też był okrutny, dawał im pewną tożsamość. Ci, którzy pamiętają końcówkę Związku Radzieckiego, pomimo represji i okrucieństwa, o których częściowo wiedzieli, czuli się ulepieni z tej kultury: seriali, książek, muzyki lat 80., a potem 90., po rozpadzie ZSRR. Rosja, a raczej „ruski mir”, wydawała się pewną propozycją, w pewnym sensie alternatywną dla Unii Europejskiej. Ukraińcy to zrozumieli, stąd też mieliśmy Majdan, który był jasnym powiedzeniem, że nie chcemy iść w tamtą stronę.

„O Rosji mówiono, że to kraj „kur.y i szatana”

Ludzie tacy jak ty chcieli w latach 90. pokazać Rosję z lepszej strony, udowodnić, że się zmieniła, że nadeszło coś nowego. Stąd i moje pytanie o twoje poczucie bycia oszukanym.

Pamiętam, jak debiutowałem w „Tygodniku Powszechnym” tekstem „Turpizm Magiczny”, w którym pokazywałem duże nazwiska i ważnych autorów. Byłem wtedy na pierwszym roku studiów, kiedy to napisałem. Uważałem, że opowiadanie o Rosji tylko jako o czymś złym i mrocznym jest zbyt prostą ścieżką. Podzieliłem to nawet na stereotypy: Rosja to wróg, Rosja to alkohol, Rosja to mafia i Rosja to nędza. Chodziło mi o to, że my, doświadczając transformacji w latach 90., nie byliśmy aż tak różni od nich.

Nasza transformacja też nie była sprawiedliwa, choć generalnie bilans jest na plus, zwłaszcza w porównaniu z innymi krajami byłego Związku Radzieckiego. Ale kiedy byłem zanurzony w tamtym świecie, mówiłem: „Słuchajcie, my nie jesteśmy tak różni od nich”. Na przykład, kiedy Kapuściński napisał w „Imperium”: „Michaił zawiózł mnie skorodowanym, zdezelowanym Moskwiczem”, to potem wszystkie samochody w opisach były takie. A u nas w latach 90. też tak przecież było. Mieliśmy rozwalone mieszkania, mieliśmy napady na tiry. Polska wydawała się czymś takim, jak Rosja, do której pojechałem autostopem do Moskwy. Tirowcy opowiadali mi straszne historie, nazywając ją dosłownie „krajem kur.y i szatana”.

Kiedy ja dotarłem po raz pierwszy do Moskwy, jadąc tam stopem z tirowcem, a potem zacząłem jeździć na Syberię, nagle odkryłem, że ta Rosja po rozpadzie Związku Radzieckiego jest polifoniczna i bardzo różna. U nas wtedy mało się o tym mówiło. Mówiło się po prostu „ruscy”. Jechałem przez Białoruś, a wszyscy mówili „ruscy”. Dojeżdżałem do Rosji, a dla kierowców to było to samo, tak samo jak Ukraina. My dopiero z czasem zaczęliśmy rozumieć, że to nie jest to samo. Nagle zobaczyłem, że Rosja jest polifoniczna, że żyje różnymi dziwactwami. Oczywiście także potwornościami, bo film „Gruz 200” w reżyserii Bałabanowa, znienawidzony przez Rosjan, jest bardzo prawdziwy. To taki horror, ale w pewnym sensie dokument.

Był to przerażający film, który musiałem oglądać kilka razy, bo za jednym podejściem się nie dało. Naprawdę straszny, opowiada historię porwanej i gwałconej przez wiele miesięcy dziewczyny zabitego w Afganistanie żołnierza.

To jest straszna historia i to jest prawdziwy film, do tego stopnia, że myślę, że jest bardziej realny niż te nasze polskie reportaże, które wtedy o Rosji opowiadały. Natomiast oprócz tego okazało się, że są tam mniejszości religijne, są książki, które nagle się pojawiły w dużej ilości. To jest to, co w końcówce ZSRR obserwował Kapuściński. Ja spierałem się z jego „Imperium”, ze sposobem opisu Rosji. Uważam, że on bardziej opowiadał o sobie i o swoich demonach, mierząc się z Rosją. Miał jednak dużą wrażliwość na obserwację nowych rzeczy, które się pojawiały. Pisał o bazarach, o książkach, które wylewały się na ulicę. Nagle okazywało się, że ludzie zaczynają czytać Dostojewskiego, Tołstoja. Ta klasyka literatury, ta duża kultura, była w Związku Radzieckim częściowo niedostępna. I te symbole religijne, które się pojawiały… to wszystko wtedy naprawdę było.

Chodzi mi o to, że to był taki czas, kiedy ludziom wydawało się, że z jednej strony to był czas strachu i beznadziei. Myśmy przyjeżdżali z zewnątrz, z biednej wtedy Polski. Na początku Rosja była dla mnie droga ze względu na podwójne taryfy dla obcokrajowców, musiałem kombinować. Ale z drugiej strony u nas nie było tak, że nie dostawałeś wypłaty np. przez 8 miesięcy. Te wszystkie rzeczy tam z kolei były. Czyli ci ludzie czuli się upokorzeni, zdezorientowani, ale z drugiej strony był tam powiew wolności. Nawet jeżeli nie wierzyłeś, że w całej Rosji da się stworzyć coś innego, to mogłeś tworzyć sobie nisze, inne światy. Tak między innymi powstała sekta Wissariona. Ludzie, którzy weszli do tajgi, którzy uwierzyli w milicjanta drogówki, który został Chrystusem, wierzyli, że tworzą lepszy świat. I tych różnego rodzaju utopii w Rosji, które nie wydawały się od początku jedynie mroczne, było bardzo dużo. Ja zacząłem taką Rosję opisywać: szamanów, charyzmatyków, czyli różne duchowe „odjazdy”, i patrzeć na nią szerzej. Może właśnie na Federację Rosyjską, a nie na Rosję. Patrzeć na nią z innej strony niż to czyniono dotychczas. Rosja była okrutna przez cały czas, ale wtedy, pod koniec lat 90. jeszcze wciąż wydawało się, że jest szansa, że będzie inna.

Na zdj. wioska Wissariona, fot. Maciej Skawiński.

W Postprawda.Info w ostatnim roku opublikowaliśmy kilka tekstów, które weszły w skład twojej nowej książki, Szykuj sanie latem. Nazwaliśmy ten cykl „Opowieściami Niezmyślonymi”, bo mimo, że tytuł wskazywałby na fikcję, to jednak każda z tych opowieści jest prawdziwa. Dotyczą one konkretnych ludzi, zlepionych w jedną osobę – Nadieżdę Achmatową, która jest jedną z bohaterek książki. Kim w ogóle jest Nadieżda Achmatowa? Czy to jedna osoba? Co możemy zdradzić? Bo pewnie wielu rzeczy nie.

Chciałbym opowiedzieć o wiele więcej. Wiem, że Nadieżda Achmatowa współtworzy tę książkę, jest jedną z linii fabularnych w Szykuj sanie latem. Nasze rozmowy, kontakty, pisanie… właśnie, to jest bardzo dziwne. Tego nie wiedziałem w latach 90., nie wyobrażałem sobie, że nie będę mógł powiedzieć takich rzeczy. A teraz, rozmawiając z tobą, myślę, na ile mogę powiedzieć, jaki jest nasz sposób komunikacji. To po pierwsze. Po drugie, niestety nie mogę też powiedzieć, czy to jedna, czy więcej osób, ze względu na bezpieczeństwo tej bohaterki. Tak różne światy w tej Rosji znowu nam się stworzyły.

Pamiętam zresztą, że kiedyś, gdy mówiło się o Rosji, mówiło się o cieniu Związku Radzieckiego, o niebezpieczeństwie. Wiedzieliśmy, że giną dziennikarze. Najgłośniejszą sprawą, która dotarła do Polski, była oczywiście Anna Politkowska. O niej rozpoznawano i mówiono też o tym, jak została zlikwidowana. Ale to były takie rzeczy, które wydawały się dotyczyć dziennikarzy. I to tych, którzy wchodzą w „pole wstrzału”, czyli bezpośrednio zagrażają władzy. Rosjanie do pewnego momentu tak to sobie wyobrażali, że to jest taki „deal”: jak nie będziesz fikał, to będzie okej. W filmie „Szczęście te moje” jest bohater, który mówi: „Nie mówiłem ci, nie wychylaj się”. Więc dopóki się nie wychylasz, jest okej. Ale nagle okazało się, że to wychylanie się może oznaczać wszystko.

I na przykład dla Nadieżdy Achmatowej, to znaczy, to, że ona ze mną w ogóle rozmawia. To też jest już wychylaniem się, za co możesz trafić do więzienia. Nie mówiąc o tym, że jak wychodzisz z jakimś kwiatkiem i chcesz go położyć w proteście przeciwko agresji na Ukrainę, nawet jeżeli tego nie powiesz, tak samo możesz trafić do więzienia. Co więcej, wiemy już, choćby z przykładu Nawalnego, że nawet nie jest ważne, jaki dostaniesz wyrok – czy 10 lat, czy 2. Nawet jeżeli nie ma dowodów na otrucie, wystarczy, że trafisz do karceru, przetrzymają cię w zimnie i głodzie, wypuszczą na jeden dzień i znowu wsadzą, to mogą cię wykończyć w ciągu miesiąca czy dwóch. W takiej teraz żyjemy rzeczywistości. Pamiętam, że nawet nie tylko w latach 90., ale i w latach dwutysięcznych, a właściwie od 2012-2014, już było widać, że jest gorzej. W 2016 było pozamiatane w Rosji. Ale wcześniej mówiłem sobie, że „nie przesadzajcie, to nie jest Białoruś”. Bo na Białorusi wiedzieliśmy, że represje są twarde.

Nawet agresja z 2014 roku na Ukrainę jeszcze nie zapaliła lampki ostrzegawczej?

Wtedy już było wiadomo, że powrotu do tamtej rzeczywistości nie ma. Ja powiedziałem o 2016 roku, bo byłem w Rosji w 2014, w momencie, kiedy nastąpiła ta agresja. Byłem wtedy w Petersburgu i oczywiście ja wtedy już zobaczyłem, że to jest kompletnie inny kraj. W tym sensie, że zobaczyłem taką gorączkę „Krymnaszyzmu”. Tego nie znałem wcześniej. Myślę, że to nie była kwestia mojego nierozpoznania, czy, nie wiem, zaczarowania Rosją. Sami Rosjanie byli tym zaskoczeni.

Na zdj. Wissarion i jego wierni, fot. Maciej Skawiński.

Co się w ludziach uwolniło?

To, oczywiście, nie jest tylko w Rosjanach, ale taka gorączka militarna, kolonialna. My, Polacy, nie mamy w sobie tak mocno zaszczepionego kolonializmu. Natomiast ta gorączka militarna, to poczucie przygody i frajdy, że komuś coś zabierasz i to tak łatwo. I że będziesz mógł tam jeździć na wakacje. Było czymś, co część dziennikarzy i elity zszokowało. Ludzie pisali, że krzyczą z bezsilności. Pamiętam, napisałem wtedy taki tekst: „Witaj, bracie pisarzu”. O tych rosyjskich intelektualistach, którzy nagle poczuli się piątą kolumną i osamotnieni. Jeszcze wtedy widzieli siebie nawzajem. Potem okazało się, że jesteś już w tym samotny, że w ogóle nie wiesz, kto myśli tak jak ty, bo już się tych rzeczy nie da wypowiadać.

O 2016 roku powiedziałem dlatego, że wtedy, gdy przyjechałem na Syberię, powiedziano mi: „Rozumie pan, że jest pan już w zupełnie innym kraju? Rozumie pan, że jest pan obserwowany? Rozumie pan, że musieliśmy od razu napisać raport, bo ostatnio został wysłany za późno i rektor z własnej kieszeni za to płacił?”. Czyli raport do służb. To były rzeczy, których kompletnie wcześniej w Rosji nie znałem. To, że są służby i że interesują się obcokrajowcami, było takim biotopem, rozumieliśmy, że tak jest. Natomiast to, że masz taki cień, a nawet więcej niż cień, że to jest ciężkie i duszne, coś, co wcześniej wydawało się tylko cieniem Związku Radzieckiego, traumą przeszłości, która jest w ludziach, a nagle okazało się, że to jest coś jak najbardziej realnego i namacalnego, w czym jesteś zanurzony, z czego nie możesz wyjść i w czym grzęźniesz… To są rzeczy, które wydarzyły się po 2014 roku.

Jasne, cała sekwencja to był jeszcze rok 2012, protesty na placu Błotnym, które okazały się o wiele mniejsze niż mogłyby być. 2013 rok – statystyki pokazują bardzo duży wzrost nacjonalizmu w Rosji. 2014 rok – Krym, potem Donbas, a potem już jest ta spirala. To było właściwie to, co jest obecnie, bo ja te rzeczy widziałem w Rosji już w 2016 roku, tylko że te narracje są teraz po prostu twardsze, są silniejsze. To już był taki moment, kiedy było widać, że nie ma odwrotu.

Pamiętam, że wtedy znajomy wziął mnie w Moskwie na jeden z prospektów, na skwer, i powiedział: „Słuchaj, chcę ci coś pokazać”. Pokazał mi wystawy archiwalnych zdjęć: piękne łany zbóż, traktory. I powiedział: „Zobacz, co się dzieje”. To były zdjęcia ze stalinizmu, które opowiadały, jak piękna była Rosja w stalinizmie. I spacerujesz po tych skwerach i bulwarach, i oglądasz taką gloryfikację wielkiego, cudownego Związku Radzieckiego z czasów Wielkiego Terroru.

Łany zbóż, a w Ukrainie i innych krajach pod butem Stalina Wielki Głód i śmierć milionów ludzi.

Dokładnie tak. Absurdalna sytuacja.

Polska w 1999 roku wstępuje do NATO. Piszesz o tym w swojej książce Szykuj sanie latem. Niby Związku Radzieckiego już nie było blisko 10 lat, niby Rosjanie mieli być „tabula rasa”, czyli czystą kartą, ale jednak, jak to czytamy z perspektywy 2025 roku, byli na ciebie trochę obrażeni. Tacy zawiedzeni, że Warszawa niejako zdradziła ich w tym odczuciu słowiańskiej braci. Jakiś sygnał alarmowy to był, że ten świat totalitaryzmu całkiem nie odszedł, prawda?

Tak, oczywiście. Ja te rzeczy widziałem od początku, tylko wtedy myślałem, że jest szansa, że to minie. Że te rzeczy są w ludziach. Zresztą piszę na początku książki, że to jest też moment, kiedy Putin zajmuje wysokie stanowisko, nikomu nieznany, zaraz dojdzie do władzy, ale to były rzeczy, które mnie wtedy specjalnie nie interesowały, bo ja bardziej próbowałem w ogóle zrozumieć w jakim świecie jestem. A to był taki świat, w którym wszystko wokół się rozpadło.

Pamiętam, że zanim pojechałem do Strefy Wisarionowców, robiłem reportaż „Kartoszka radiowy” o tym, że miasto jest puste, bo wszyscy wyjechali kopać ziemniaki. Okazało się, że „kartoszka”, te ziemniaki, to było takie hasło, że jak poszedłem z mikrofonem, wszyscy mi zaczęli opowiadać, w przedszkolu śpiewać piosenki, w galerii pani pobiegła po gitary i zaczęła śpiewać i recytować, mówiąc, że jesień jest porą miłości, a nie wiosna, bo jak masz pełną spiżarnię, to jest czas na to, żeby się kochać. Dyrektor lunaparku mówił: „Zobaczycie, my z tego wyjdziemy. Kiedyś będziemy mieli ziemniaki w supermarketach i będą wymyte, i będzie można kupić eleganckie ziemniaki”. No więc mamy te supermarkety, ale wydawało się, że oprócz tego uda się jakoś wyjść też z lęku.

To, o co pytałeś, o tę geopolitykę – rzeczywiście, było rozżalenie tym, że tyle narodów jest takich niewdzięcznych. Że Związek Radziecki tak pomagał, a my teraz co? Oczywiście, to nie jest tak, że wszyscy mi o tym mówili, ale takie głosy jak najbardziej spotykałem. W książce piszę o redaktorce naczelnej gazety „Sowiecka Chakasja”, która mówi: „Co wyście zrobili? Przecież myśmy wam tak pomagali. Nawet nasze wojska u was były i was ochraniały. No powiedzcie, czy nie jesteśmy Słowianami? Czy nie jesteśmy braćmi? Czy nie powinniśmy się przyjaźnić?”. Następnego dnia ukazał się artykuł, w którym wszystkie słowa, które ona wypowiadała, włożyła w moje usta.

Mechanizmy działania rosyjskich mediów były nadal dokładnie takie same, jak w Związku Radzieckim, czyli 10 lat nieszczególnie wiele się zmieniło, jeśli chodzi choćby o wolność słowa. Kolejna czerwona flaga.

Potem nastąpiło w Rosji to czyszczenie placu i teraz mamy tam tylko takich właśnie dziennikarzy. Wtedy, pod koniec lat 90. tak nie było. Wtedy rzeczywiście byli tam i świetni dziennikarze, bo Rosja miała świetnych dziennikarzy. Spotykałem takie osoby jak z „Sowieckiej Chakasji”, ale kupowałem tygodnik „Ogoniok”, który był wtedy naprawdę fantastyczny, miał chyba swój najlepszy czas. Wychodził wtedy „Newsweek” czy „Itogi” razem z „Newsweekiem”. Wiele bardzo ciekawych projektów. Zresztą swój pierwszy doktorat filologiczny napisałem potem o „Ogonioku” lat 90. Uczyłem się pisania reportażu też od Rosjan, to znaczy pewnej swobody literackiej. Naprawdę tak było. Mieliśmy więc i to, i to. Mieliśmy i tych, którzy nie mogli odżałować, że jesteśmy tacy niewdzięczni, a z drugiej strony mieliśmy też ludzi, którzy byli mnie bardzo ciekawi, dlatego że było tam bardzo mało obcokrajowców. Gdzie wchodziłem, każda redakcja była otwarta. Wchodziłem do gmachu rządowego w Chakasji, co jest teraz niewyobrażalne w Federacji Rosyjskiej i spotykałem się z ministrem spraw zagranicznych czy z doradcą prezydenta. Wiesz, te wszystkie miejsca były otwarte i ci ludzie byli ciekawi, nawet jeżeli potem niektórzy chcieli mnie w jakiś sposób wykorzystać. Ale to był taki czas.

Ludzie w ogóle o wiele więcej rozmawiali, rozmawiali w kolei transsyberyjskiej, o bardzo wielu takich dziwnościach i niesamowitościach. Potem okazało się, że na przykład te rozmowy religijne czy o jakichś widzeniach, że ktoś widział Chrystusa, a ktoś Matkę Boską na jeziorze, a ktoś wyszedł z ciała i latał w wymiarze astralnym, cała ta dziwna ezoteryka… teraz, po wejściu „pakietu jarowego”, te rzeczy są zakazane. Jeżeli nie masz certyfikatu, może to być uznane za agitację religijną. Więc to był po prostu świat, którego już nie ma. Wtedy było takie „wszystko wszędzie naraz w Rosji”. To oczywiście było jakoś urzekające. Ja próbowałem uciekać od tego cienia radzieckiego, bo on się narzucał. Jeżeli chodzi o sektę Wisarionowców, Rosjanie mówili mi: „Czy ty nie widzisz, że te rzeczy są bardzo podobne do… że on jest bardzo radziecki?”. Ale ja próbowałem iść inną ścieżką, bo ta wydawała się bardzo oczywista. Chciałem zobaczyć, co jest oprócz tego.

Na zdj. Wissarion i jego wierni, fot. Filip Łepkowicz.

Chciałbym przejść do tej religii, do samego Wissariona, bo z jednej strony, jak już powiedziałeś, było czuć taki niczym nieskrępowany oddech wolności. Powstawały, chyba jak grzyby po deszczu, nowe religie, sekty, które miały być takim swoistym plastrem na pustkę, która po upadłym imperium się pojawiła, bo tej duchowości przecież w ZSRR nie było i nagle można było w końcu w coś wierzyć. Była to jakaś odpowiedź na zaleczenie tej rany powstałej po upadku ZSRR. Ale z drugiej strony, przecież ludzie dawnego systemu również te duchowe grupy tworzyli. I Wissarion, czyli Siergiej Anatoliewicz Torop, zanim stał się Chrystusem i Zbawicielem, zanim powstał „Najnowszy Testament”, był milicjantem i oświecenia doznał w trolejbusie. Jego bliskim współpracownikiem był pułkownik bezpieki, który już wtedy wiedział, że ich celem jest wspólna misja, czyli komsomolskie budownictwo nowego ładu, nowego świata, czyli w zasadzie idea ta sama, która przyświecała już Leninowi. Chciałoby się powiedzieć, wszystko w kierunku raju, który na ziemi ma stworzyć nikt inny jak właśnie Rosja, z tą tylko drobną poprawką, że to wszystko miało stać się nie w Moskwie, a w Nowym Jeruzalem, w Nowym Rzymie, w Nowym Konstantynopolu. Gdzieś pomiędzy Pietropawłówką, Czeremieszanką, Guliajewkami i Żarowskiem, w głębokiej tajdze.

To był taki moment, kiedy oni sobie wyobrażali, że tworzą „Zonę”, czyli Strefę. Ja teraz w książce tłumaczę to jako Strefa, żeby czytelnik był w stanie w ten świat uwierzyć, żeby on nie był dla niego obcy, tylko był swój. Chciałem, żebyś, wjeżdżając do tej rzeczywistości i zanurzając się w niej, poczuł pewnego rodzaju ekscytację tym światem, który oni tworzyli, tak jak oni to czuli. To jest właśnie specyficzne, bo z jednej strony mogło się to wydawać przedłużeniem Związku Radzieckiego, ale z drugiej strony wydawało im się czymś zupełnie nowym. Oni uważali, że wszystko budują jeszcze raz i że tym razem się uda.

Były to oczywiście bardzo różne osoby, więc ta utopia oznaczała dla nich bardzo różne rzeczy. Część z nich wyobrażała sobie, że buduje nowy Związek Radziecki, część, że po prostu nowy świat, bo Chrystus przyszedł jeszcze raz, żeby go posłuchali. Fundamentem był ten świat bez wojen, pacyfizm, zero przemocy. Dzieci miały czuć ból, nawet kiedy wypowiesz słowo „wojna”. Usuwano wszystkie sceny przemocy z literatury. W historii nie było informacji o wojnach i rewolucjach. Jak uczeń zapytał, co się działo w 1789 roku, mówili, że „jedni panowie drugim odrywali guziczki”. To była infantylna utopia, ale oni sobie wyobrażali, że to będzie właśnie taki świat.

Jaki jest teraz rezultat, to wiemy, dlatego mnie bardzo ciekawiło, co stało się z Wissarionowcami. Wtedy oni wierzyli, że się da, natomiast represje i cenzura weszły bardzo szybko, w ciągu kilku lat. To było dla mnie zaskakujące. Najpierw to nie było tak widoczne, bardziej była to kwestia kolektywnych spowiedzi, jak samokrytyka. W filmie „Syberyjski przewodnik”, który współtworzyłem, jeden z głównych bohaterów opowiada o tym, jak wszystko jest super urządzone w Strefie, na co znajome mówią: „My to znamy. To jest kołchoz. Myśmy to już przechodzili”. On na to: „Tak, robimy to jeszcze raz”. Mówią: „Przecież ten świat, który stworzyłeś, to jest sztuczny świat, to jest iluzja”. On odpowiada: „Nauczyciel mówi, że tworzy nam sztuczny świat, dlatego że tak szybciej można pewne rzeczy przerobić i zmienić własną psychikę”. Więc ludzie godzili się na to, oddawali swoją psychikę i wolność komuś, kto nazywał się „inżynierem dusz”. W tym sensie, to, co stało się potem, że ta Strefa zlała się z szerszą strefą tego, czym stała się Rosja, „ruskiego miru”, nie powinno zaskakiwać.

Mówi się dzisiaj, z perspektywy 17 września 2025 roku, że być może również i pacyfizm, ten właśnie brak wojen, to było jedno z narzędzi propagandy, żeby uśpić naszą czujność, żeby uwierzyć w tę pokojową dywidendę, którą Stany Zjednoczone miały już zawsze nam wypłacać.

Tak, to jest bardzo, bardzo ważne. Tobie też nie muszę o tym mówić, bo jesteś zanurzony w tym świecie i jako dziennikarz możesz mówić o tym, co wojna z nami robi, co robi z ludźmi, ile w niej jest mroku i jak niepokojącą stronę naszej natury pokazuje. Na pewno jestem przeciwny jakiemuś gloryfikowaniu wojny czy opowiadaniu o bohaterstwie wojny jako czymś fajnym, w czym się sprawdzimy, jako męska przygoda, bo to jest kompletna bzdura, to jest straszna ściema, to w ogóle tak nie jest. Oczywiście wiemy, że to Rosja jest agresorem, ale dopiero jak dochodzimy do konkretnych ludzi, szczególnie cywilów, z którymi rozmawiamy, to nagle widzimy, że to są często jedne, podzielone rodziny. Że ktoś ci dzwoni z Moskwy i mówi: „Nie rozumiesz, my was wyzwalamy, my wam pomagamy, zaraz będzie okej”, a ktoś mu odpowiada: „Przecież ostrzeliwujecie nas i ostrzeliwujecie mojego wnuka”. I on na to: „Nie, to nieprawda”.

Sprawa na poziomie jednostek jest trudna dla nas do wyobrażenia, natomiast na poziomie zbiorowości jest jasna. Ta najstraszniejsza, najciemniejsza strona Rosji, czy tego, co stało się „ruskim mirem”, wyszła i to jest nie do odwrócenia. Ta rzeczywistość, czy szansa na jakąś inną rzeczywistość, którą próbowałem wówczas budować, jest zdemolowana i nie do przejścia. Nie do przywrócenia przez pewnie kilka pokoleń.